Nie nawidzę szefa
Wcześnie rano korytarzem, niczym sprytny chiński szpieg,
Z neseserem, w czarnym płaszczu po cichutku skrada się.
Beznamiętnie już roztacza, groźny bazyliszka wzrok,
Przerażeni za biurkami, [śledzą każdy jego krok. x2]
Dziś od rana jest niemiły, wszyscy czują zapach krwi,
Nieustannie od dziesiątej, obserwują jego drzwi.
Telefony ciągle dzwonią, w gabinecie słychać młyn,
Sekretarki już donoszą, [na odprawie będzie dym. x2]
Nie, nie, nie, nienawidzę szefa!
Na bankiecie przy kieliszku, niczym ojciec, druh i brat,
Gdy do błędu się nie przyznasz, bezlitosny jest, jak kat.
Nienawidzisz jego gestów, gdy szyderczo śmieje się,
I uprzejmie przy kolegach, [jak codziennie zbeszta cię. x2]
Gdy się śmieje, tłum lizusów, znowu cieszy się wraz z nim,
Gdy jest smutny, to smutasy, wśród usłużnych wiodą prym.
Nieomylny, bo pomylić, się najwyżej możesz ty.
Szef ma rację, ty na zawsze, [zapamiętaj gdzie są drzwi. x2]
dariusz.marcinkowski