Cyprian Kamil Norwid - Białe kwiaty.pdf

(477 KB) Pobierz
114300271 UNPDF
Cyprian Norwid
Białe kwiaty
Opracowanie tekstu
i studium wstępne
Juliusz W. Gomulicki
2
ower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000
3
Patos i milczenie
I
Słowo jest ogień – milczenie jest lawa.
Tak się oryginalnie złożyło, że najwcześniejszy znany dzisiaj wiersz Norwida, sonet Sa-
motność, zaczyna się od słowa „Cisza”, a więc od tego słowa-klucza, które bezustannie wy-
stępowało – czy raczej: pulsowało – w jego twórczości poetyckiej, trafiając w rezultacie i do
jego estetyki, i do jego poglądów filozoficznych.
Czymkolwiek jednak była dla Norwida c i s z a – jako tło, nastrój czy sytuacja – ważniej-
szym od niej był dla poety jej najistotniejszy bodaj składnik, a mianowicie m i l c z
e n i e, którego pochwałę zawarł w drugiej zwrotce tego samego młodzieńczego sonetu:
Jak niewolnik, co ciężkie siłą więzy skruszy
I zgasłe życie w sercu na nowo poczuje,
Tak ja, na chwilę zwolnion z natrętnych katuszy,
Wdzięk i urok milczenia czuję i pojmuję.
I 3 1
Ktoś, kto czyta wiersze ahistorycznie, wyrywając je z ich naturalnego kontekstu, potrak-
towałby może to wyznanie jako jeszcze jeden banalny przykład romantycznej konwencji po-
etyckiej, ten jednak, kto uważnie przyjrzy się jego dacie (1840) i miejscu publikacji (War-
szawa), powinien zrozumieć, że ma tu do czynienia z przejmującym swoją szczerością jękiem
czy też westchnieniem więziennym, Warszawa paskiewiczowska była bowiem prawdziwym
więzieniem dla każdego poety, który czuł i myślał patriotycznie i który uczucia swoje, pra-
gnienia i marzenia pragnął przekazać swoim ówczesnym czytelnikom.
Takim poetą był właśnie młody Norwid, o którym jeden z jego warszawskich przyjaciół
(Albert Potocki) wyraził się nawet, że „zmarła czy wskrzeszona Polska go obwieści – poetą
swych wnętrzności... synem swych boleści”, będąc zaś takim poetą był już przez to samo ska-
zany w owych pierwszych, młodzieńczych latach swojej twórczości na tragiczne, i to potrójne
przy tym... milczenie.
Milczenie zaś, wyjaśnijmy tu od razu, występowało wtedy w trojakiej co najmniej postaci,
w pewnych przypadkach było bowiem p r z y m u s e m, w innych o b o w i ą z k i e m, a w
jeszcze innych świadomie wybraną p o s t a w ą przyjmowaną wobec niektórych objawów
ówczesnego życia politycznego i społecznego, wszystkie te zaś. postacie były uwarunkowane
z kolei przez straszną niewolę, w jakiej znajdowało się wówczas całe społeczeństwo Króle-
stwa Polskiego, duszące się pod jarzmem znienawidzonego caratu.
„Katusze” młodego sonecisty były więc katuszami niewoli, wymieniony zaś przez niego, i
to w druku, „niewolnik” – co było, trzeba podkreślić, niebywałym niedopatrzeniem stołecznej
1 Wszystkie podwójne liczby (rzymska i arabska) wprowadzone bezpośrednio do tekstu (w nawiasach) albo
umieszczone pod cytatami poetyckimi (bez nawiasów) służą lokalizacji poszczególnych wypowiedzi Norwida w
jego Pismach wszystkich, t. I– X, Warszawa 1971–1973.
4
cenzury politycznej, nadzwyczaj pilnie śledzącej i starannie trzebiącej wszystkie tego rodzaju
wyrażenia – w zupełnie naturalny sposób utożsamiał się w umyśle każdego czytelnika
-patrioty bądź to z nim samym, bądź to w ogóle z przeciętnym obywatelem ówczesnego
Królestwa, Z jednej strony skazanym na milczenie przez „opiekuńczy rząd”, zakazujący mó-
wić, pisać, a nawet myśleć o wolności, niepodległości i wszystkich najpiękniejszych trady-
cjach narodowych, z drugiej zaś dobrowolnie uciekającym „w milczenie”, nie mógł bowiem
mówić tego, co pragnął, nie chciał zaś mówić tego, czego się od niego spodziewano i wyma-
gano.
Obok milczenia-przymusu rosło i rozwijało się milczenie-obowiązek, milczenie wielkiej
wagi nieraz, a czasem i wielkiego tragizmu, praktykowano je bowiem w obliczu perfidnych
inkwizytorów politycznych, usiłujących często złamać je w śledztwie przy pomocy okrutnych
tortur, którym poddawano milczących. Najpiękniejszym a zarazem najstraszniejszym przy-
kładem owego drugiego milczenia było zachowanie się Karola Levittoux, bliskiego druha
Norwidowego, który wolał spalić się żywcem w swojej samotnej celi więziennej aniżeli za-
łamać podczas wielokrotnie powtarzanych tortur i wydać w następstwie nazwiska przyjaciół
oraz towarzyszy spiskowych. 2
Trzecia postać milczenia najwymowniej została ukazana przez samego Norwida w jego
wierszu Wieczór w pustkach (1840), gdzie zaliczył je zresztą do c i s z y.
Była to owa przejmująca, bolesna cisza milczącego tłumu:
Która wtedy się zjawia, kiedy męczennika
Na śmierć wloką – ta Cisza zbrodniczo-niewinna
Po skroniach widzów łaskoce lub wnika
Na dno serc – razem ze krwią wybiega do góry,
Gra kroplami po żyłach i w tak silne chóry
Splata muzykę życia – że na dźwięk ostatni,
Pełny, krzepki, przeciągły, serca się nawłóczą,
Jak paciorki różańca – a ludzie się uczą
Konać po chrześcijańsku
. . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . .
I 29-30
Takie właśnie brzemienne modlitwami i klątwami milczenie panowało w Warszawie w li-
stopadzie 1833 r., podczas publicznej egzekucji, której ofiarą był Artur Zawisza, i o takim
samym milczeniu donosili do Warszawy świadkowie męczeńskiej śmierci Szymona Konar-
skiego, powieszonego w Wilnie w r. 1839, w obliczu parotysięcznego tłumu rodaków.
Opis Norwida był oczywiście umyślnie zaciemniony (anonimowy „męczennik”) i w jakiś
sposób zaszyfrowany (dość chyba zwrócić uwagę na brak rymu do „ostatni”, na zerwany wers
oraz na zagadkową linię kropek), co z jednej strony było naturalnym pokwitowaniem owego
przymusowego milczenia, z drugiej jednak nadzwyczaj ważnym świadectwem swoistej walki
prowadzonej z takim milczeniem, treści przemilczane zostały bowiem, wbrew wyraźnym
zakazom władzy, zakomunikowane czytelnikom, ale zakomunikowane w sposób nadzwyczaj
kunsztowny, aluzyjny, za pośrednictwem nader wymownych drobiazgów: napomknięć, nie-
dopowiedzeń oraz opuszczeń.
Norwid doskonale zdawał sobie sprawę z ogromnej roli odgrywanej przez takie niepozor-
ne drobiazgi – „im bywa więcej uwstręconą wolność opinii jawnie i swobodnie wyrażanej –
pisał na ten temat po latach – tym głębszej, donośniejszej i bardziej piorunnej siły nabierają
2 Relacja Norwida o zgonie Levittoux znajduje się w liście Zygmunta Krasińskiego z 27 stycznia 1848 r.: Li-
sty do Delfiny Potockiej. 1846–1848. Przysposobił do druku Adam Żółtowski, Poznań 1938, s. 523–24.
5
przemilczenia, niedopowiedzenia, mgnienia powieki, chrząchnięcia i kichnięcia” (VI 148) –
równocześnie jednak bolał nad połączonym z nimi swoistym okaleczeniem i zwichrowaniem
swojej poezji, nie zawsze wyraźnie przekazującej zaszyfrowane treści i dlatego nie zawsze
zrozumiałej.
Bo, choć myśli, jak najęte draby,
Klną dziko i wołają, by im zapłaciły
Słowa moje, lecz słowa?... blaszki pozłacane,
Mdłym dźwiękiem gadające! grosze połamane,
Fałszywe!... ha! ubóstwo, nędza to szalona,
Gdy nawet słów brakuje, gdy otumaniona
Dusza, co począć, nie wie – albo raczej może
Wie wszystko...
I 27
Jedyną radą na tę bardzo specyficzną (chociaż względną) niezrozumiałość był apel do
czytelników o pewien kredyt moralny dla autora oraz o serdeczniejsze a uważniejsze odczy-
tywanie takich kunsztownie preparowanych utworów, byłoby bowiem – wywodził Norwid –
„błędem najszkaradniejszym, gdy nie wiemy (a prawie występkiem, gdy wiemy), czytać
utwory narodu nieszczęśliwego tymi oczami, którymi się utwory poetów tryumfujących czy-
tają” (VI 431).
Kto więc myślą pisarza chce się uradować,
Ten niechaj ją przytuli do łona swej duszy,
I niechaj ją obejmie uczuciem – a wzruszy
Martwe znaki – że wreszcie nie zechcą tamować
Głosu swego...
I 26
W rezultacie – jak to łatwo można było zresztą przewidzieć – warszawscy czytelnicy
Norwida podzielili się w naturalny sposób na dwie zasadnicze kategorie: jedni mianowicie,
którzy nie widzieli, czy też nie chcieli widzieć, drugiego dna jego wierszy, narzekali na ich
„niezrozumiałość”, „przesadę” i „niesforność” 3 , drudzy z kolei, umiejący dopasować do nich
właściwy klucz, wysławiali je jako najwyższe osiągnięcie poezji krajowej, samego zaś poetę
wynosili ponad wszystkich jego rówieśników:
Skrzydłem Miłości w stare uderzyłeś dzieje,
A na skrzydle się Wiary szmaragdzą Nadzieje.
Ptaku Ewangelisty, gdy ci nucić przydzie,
Gdy pierś twoja nabrzmieje Ewangelii pieniem,
Ty nas poisz nadzieją, pamiątką, cierpieniem,
Orle Norwidzie. 4
Tych drugich było na szczęście więcej, ich zaś swoistą „domyślność” w interesujący spo-
sób scharakteryzował później jeden z warszawskich kolegów Norwida, piszący również pod
3 Niezrozumiałość i przesadę zarzucał Norwidowi Seweryn Filleborn (1841), niesforność – Jan Sowiński
(1843).
4 Antoni Czajkowski: Do Norwida, „Słowo” (Petersburg), dod . lit., z. 1, s. 144 nn. (anonimowy pierwodruk;
„Tygodnik Literacki” 1843, nr 4). Wiersz z roku 1842.
6
Zgłoś jeśli naruszono regulamin