Aleksander Błok
PIEŚŃ LOSU
Poemat dramatyczny
W bojaźni nie masz miłości, ale miłość doskonała
precz wyrzuca bojaźń, bo bojaźń ma utrapienia...
Pierwszy list św. Jana Apostola, IV, .
Ruś! Ruś! — Otwarta przestrzeni pustynna, wszystko w tobie jest równiną; nie olśni nic i nie oczaruje wzroku. Lecz jakaż to niepojęta moc tajemnicza ku tobie pociąga? Dlaczego słychać, jak nieucichle rozbrzmiewa w uszach twoja tęskna pieśń, niosąca się po całej tobie wszerz i wzdłuż od morza do morza? Co kryje się w tej pieśni? Co woła i łka, i chwyta za serce? — Rusi! Czego pragniesz ode mnie? Jaka niepojęta więź tai się między nami? — Co wróży ta nieobjęta przestrzeń? Zali tutaj, w tobie, nie ma się rodzić myśl bez granic, skoro tyś sama bez kresu? Zali nie tutaj być bohaterowi, skoro nie brak miejsca, by rozwinąć się i wybić?
Gogol
OSOBY:
HERMAN
HELENA, żona Hermana
MATKA Hermana
PRZYJACIEL Hermana
MNICH
FAINA
NIEODSTĘPNY Famy
DOMOKRĄŻCA
TŁUM (Gazeciarze, Staruszek, Kokota, Dziewczyna, Klown, Orator, Wariat, Dama, Szarmancki lekarz, Literat, Znamienity pisarz, Młodzian, Reporter, Drugi literat, Człowiek w okularach, Trzeci literat, Malarz, Lokaj, Poeta, Staruszka, Zjawa)
OBRAZ PIERWSZY
Chłodny kwiecień — sobota przed Niedzielą Palmową. Na wzgórzu — biały dom Hermana, otoczony młodym sadem, lśni w wiosennym zachodzie słońca, który ogarnia całe niebo. Wielkie okno w pokoju Heleny otwarte na ogród. Kapią krople wody. Ścieżka prowadzi do furtki i wije się pod wzgórzem wśród krzewów i młodych brzózek. Inne wzgórza pokryte są płatami szybko topniejącego śniegu. Ich łańcuch niknie w dali, gubiąc się w łysej i rdzawej przestrzeni błot. Tam ziemia stapia się z zimnym, rześkim i jasnym niebem. W dali zapalają się światełka, słychać ujadanie psa i wczesny samotny ptasi gwizd.
Na schodach ganku, przed wielkim klombem, nad otwartą księgą z ilustracjami drzemie Herman. Helena, cała w bieli, ukazuje się w drzwiach, jakiś czas patrzy na Hermana, potem delikatnie ujmuje go za rękę.
HELENA
Zbudź się, Hermanie! Kiedy spałeś, przynieśli do nas chorego.
HERMAN (w półśnie)
Znowu zasnąłem. We śnie wszystko jest białe. Widziałem wielkiego białego łabędzia; płynął ku temu brzegowi jeziora, piersią prosto na zachód...
Zachodzi słońce i razi cię w oczy, a ty ciągle śpisz i majaczą ci się sny.
Wszystko jest białe, Heleno. I ty cała w bieli... A jak jaśniały pióra na piersi i skrzydłach...
Obudź się, kochany, lękam się, smutno mi. Przynieśli do nas chorego...
(rozbudzony)
Mówisz —chorego? Dziwne, dlaczego do nas? Przecież tutaj nikt nie zagląda, droga urywa się przy
Jest bardzo chory, śmiertelnie blady, nic nie mówi... Tylko spojrzał na mnie wielkimi smutnymi oczyma. Zrobiło mi się nieswojo i zbudziłam cię.
Tylko dlaczego przynieśli go tutaj, skoro do nas nie ma drogi...
Kochany, czuję się dziwnie, niepewnie, jakby coś miało się stać... Zajrzyj do niego, Hermanie: leży w moim pokoju na małej sofce. Zupełnie jak anioł z przełamanym skrzydłem.
Jego gen się przedłuża.
Nie sen, Hermanie, lecz jawa. To straszniejsze od snu. Oby tylko nie przemówił. Wyraźnie przyszedł, żeby wezwać mnie z tego świata.
Nie trzeba tak myśleć, Heleno, nie lękaj się. Jeszcze i ja jestem gotów się przerazić. Odkąd przebywasz na odludziu, najmniejsze wydarzenia nabierają wielkości... Przecież nic się nie stało, kochanie. Bo i cóż mogłoby się zdarzyć!
Pójdźdo niego, Hermanie. Obejrzyj —i wróćdo mnie. A jeżeli zacznie mówić—nie słuchaj.
Ale przecież powiedziałaś, że jest chory? I milczy? A gdyby nawet przemówił... Co może nowego powiedzieć?
Herman wchodzi do domu. Helena krąży wokół klombu. Wchodzi Przyjaciel.
PRZYJACIEL
Dobry wieczór. Dzisiaj wasz dom wydaje się szczególnie jasny. Jeszcze z tego wzgórka ujrzałem twoją białą suknię i jakby wielkie białe skrzydła u ramion.
Dziśprzyniesiono do naszego domu chorego. Bardzo
jest podobny do anioła, mnie samej się zdawało, że ma wielkie białe skrzydła.
Jak ty lubisz bajki, dziwna kobieto. Z najmniejszego zdarzenia tworzysz uroczystość. I zawsze z tak poważnym wyrazem. No cóż, wierzę ci: to zabawne.
Dla ciebie wszystko zawsze zabawne.
Wszystko zabawne. Przecież istnieję w czasie i przestrzeni, a nie na błogich wyspach, jak ty. Ludzie są tak tępi, że lepiej śmiać się, bo w przeciwnym wypadku trzeba płakać. Tylko jedno nie jest zabawne.
Co? PRZYJACIEL
Ty wiesz... Kocham ciebie, Heleno.
Milcz, milcz. Mówisz to już nie po raz pierwszy, ale to nieprawda. W przeciwnym wypadku — jakże byś mógł być przyjacielem Hermana.
Przecież u was wszystko możliwe. Oboje jesteście całkiem nie z tego świata. Jacyś niezwykli...
Śmieszni?
Powiedziałem: niezwykli. Lubię Hermana. Ale ty, Heleno, stanowisz całą tajemnicę tego domu. Bez ciebie Herman nie istnieje. To jest człowiek bezgranicznie słaby. Herman świeci odbiciem twego światła. Jeśli stąd odejdzie — zostanie w nim tylko ciemność...
Zamilcz.
Milczę... zdumiewająca, niezwykła... Więc to prawda, że Herman wyjeżdża?
Wychodzi na ganek Matka Hermana. Jest wysoka, w podeszłym wieku, w czarnej sukni.
MATKA
Heleno, trzeba zapalić lampką w pokoju Hermana. Widziałam dzisiaj we śnie...
(nie słucha)
Herman? Kto di to powiedział?
Sam tak myślę...
Otóż to... Gdzież się. podział Herman, czemu talk długo nie przychodzi? Mamo, mamo, gdzie jest Herman?
Herman jest w domu. Przy chorym.
Rozmawia?...
Herman milczy i słucha. Zaś chory mówi słabym i przerywanym głosem, trudno go zrozumieć.
W tej chwili Herman wyprowadza z domu chorego Mnicha i troskliwie sadowi go na stopniach schodów wiodących na ganek.
(mówi słabym głosem i cicho się uśmiecha)
Pokój wam i waszemu domowi. Nie bez powodu poczułem się lepiej. Prosiłem, żeby mnie tu przyniesiono, bo z daleka zobaczyłem, że w waszym domu jasno; jaśniej niż we wszystkich innych na wzgórzach. Czy w tym domu nie ma nikogo więcej?
Jest nas tylko troje: Herman, ja i matka.
Wspaniały Herman, który mieszka w cichym domu z żoną i matką, albowiem jego dom jaśnieje. A z dalekiego wzgórza dostrzegłem nad nim wielkie białe skrzydła...
(do Heleny)
Więc i on dojrzał twoje białe skrzydła.
...i pomyślałem, że tutaj znajduje się — Faina.
Nawet nie znani takiego imienia.
To imię zapewne mniszki?
Czyżbyście nigdy nie słyszeli o przepięknej Fainie?
(tu zamyśleniu)
Nigdy.
(do wszystkich z uśmiechem)
Niewiele więc wiecie. Widaćprowadzicie życie samotne. Wszyscy znają Fainę.
Osobliwe imię: Faina. Kryje się w nim jakaś tajemnica. Mroczne imię.
(z uśmiechem)
I tyś, młodzieńcze, nie słyszał nic o Fainie?
Nile słyszałem.
Pokój z tobą, Hermanie. Wkrótce posłyszysz. Słońce zachodzi, wiatr sięwzmaga. Dajcie mi odpocząć w waszym domu.
(Do Przyjaciela — chytrze.)
Pomoże mi pan, zdumiewający człowieku?
Matka i Przyjaciel wprowadzają Mnicha do domu. — Mrocznieje.
Cóż za dzień, jak w baśni... Przedłużenie cudownego snu...
O czym rozmyślasz, Hermanie?
Prawdę rzekłaś: coś powinno się zdarzyć. Topnieje śnieg. Powiał ciepły wiatr. Nocą utworzą się kałuże. Czarne niebo i niewiarygodnie ogromne gwiazdy: wiesz, jak wiosną...
(z niepokojem)
Hermanie, czy z nim rozmawiałeś?
On mówił. Ja tylko słuchałem. Obudził się i objął mnie miękko. I wskazał okno...
I cóż tam?... w oknie?
Zobaczyłem, że śnieg spływa ze wzgórz. Posłyszałem
jak matka w sąsiednim pokoju cicho odmawia: „W bojaźni nie masz miłości, ale miłość doskonała precz wyrzuca bojaźń".
Kochamy! O czym rozmyślasz?
Ujrzałem ogromny świat, Heleno: niebieski, nieznany, pociągający. Wiatr wtargnął przez okno — zapachniało ziemią i topniejącym śniegiem. I jeszcze jakby kwiatami, choć przecie jeszcze nie ma kwiatów. Zachodziło słońce i zarumieniły się wzgórza; a za wzgórzami — błękitna, mglista, przestrzeń, jakby w dali rozpostarło się wielkie jezioro... Tam płynął wielki biały łabędź z lśniącymi piórami... piersią prosto na zachód...
HELENA (radośnie)
Kochany! Widziałeś więc to we śnie!
Na jawie, Heleno. Zrozumiałem, że jesteśmy sami na błogosławionej wyspie, oddzieleni od całego świata. Czyż można żyć w takim odosobnieniu i szczęściu? Opowiadał mi o cudach świata. A tam — zaczęła się już wiosna...
HELENA (niemal płacze)
Słyszę ciebie, Hermanie... Ale to bolesne...
Sama powiedziałaś: zbudź się. I oto się zbudziłem. Muszę iść do ludzi. On mi kazał. Ale wkrótce wrócę, Heleno.
Wierzę ci. Słyszę ciebie. Pozwól mi popłakać w samotności.
Wchodzi do domu.
HERMAN (klęka)
O Boże! Nie mogętek dalej. Za dobrze mi w moim cichym białym domu. Daj mi siłę pożegnać się z nim i przyjrzeć się, jak żyją ludzie na świecie. Zachowaj mi tylko płomień młodego ducha i niewygasłe sumienie, Panie mój. O nic więcej nie proszę w ten jasny wiosenny wieczór, kiedy myśli są tak spokojne i jasne. Wierzę, że mnie dosłyszałeś. Zaraz poczułem się spokojny.
Podnosi się z kolan. Z domu wychodzi Przyjaciel.
Więc wyjeżdżasz?
Skąd o tym wiesz?
To dobrze, Hermanie.
Dlaczego zawsze umie pouczasz? Sam wiem.
Nile, ty imało wiesz. Kiedy spotkamy się z tobą tato (wskazuje na widownię) — zobaczysz, że wiara więcej niż ty. Bardzo mi się tan mnich nie podoba.
Dlaczego?
Chytry i sentymentalny, jak wszyscy mnisi. Było mi wstyd słuchać, jak z ciebie szydził.
Szydził?
Wiesz, co to za Faina, którą ci zawracał głowę? Najzwyczajniej śpiewaczka operetkowa o bardzo wątpliwej opinii.
(ostro)
Nie wiem dlaczego, ale sprzeciwiasz mi sięczasem, przyjacielu. Kiedy mam sięna cokolwiek ważnego zdecydować. Lepiej, żeby przyjaciele nic nie doradzali i nie wtrącali się.
Jaki jesteś nniedobry. Nie wiedziałem. To mnie też odpowiada.
Co cimoże odpowiadać? Zdaje się, że to nie jest szczególnie przyjemne.
No, widzę że jestem tutaj zbędny. Trzeba wam zostawić trochę czasu — na czułe pożegnanie. Do widzenia
(wychodzi).
Herman zamyślony wałęsa się po ogrodzie. Z domu wychodzi Helena, cała w bieli, młoda, lekkim krokiew.
Poszedł sobie?
Poszedł. Prawda, że to jednak człowiek interesujący?
Helena milczy.
Więc zdecydowane, Hermanie?
Zdecydowane.
Ostatnie słowo, kochany. Zostań ze mną, jeżeli możesz i chcesz. (Nagle z jakimś rozpaczliwym przeczuciem w głosie.) Bez ciebie wkrótce się zestarzeję. Matka umrze. (Załamuje ręce.) Lilia nigdy się nie rozwinie.
Co się z tobą dzieje, kochana? Przecież wrócę bardzo szybko.
Spójrz: w moim oknie lampka się świeci. W pokoju matki lód na szybie a w moim już za oknem kapie. W twoim — książki. W szafce na święte obrazy — kwiaty pomarańczy...
HERMAN...
trwewqetrwewqe