Clarke Marcus - Dożywotnie zesłanie.pdf

(947 KB) Pobierz
236890069 UNPDF
Clarke Marcus
Dożywotnie zesłanie
Przełożyli z angielskiego
Wanda i Tadeusz Dehnelowie
Wydawnictwo „ Książnica"
Tytuł oryginału
For the Term of flis Natura! Life
Koncepcja graficzna serii
Marek J. Piwko
Logotyp serii i projekt okładki
Mariusz Banachowicz
Ilustracja na okładce
Copyright © Hulton Archive/FPM
For the Polish edition
Copyright © by Wydawnictwo „Książnica", Katowice i'Wi, 2(MM
ISBN 83-7132-672-6
Wydawnictwo „Książnica" sp, z o.o.
ul. Konckiego 5/223
40-040 Katowice
lei. (032) 757-22-16, 254-^4-19
faks (032) 757-22-17
Sklep inlemetowy: http://www.ksiaznica.arai.pi
e-mail: ksiazki@ksiaznica.com.pl
Wydanie trzecie, pierwsi w tej edycji
Katowice 2004
Skład i łamanie.
Z.U. „Studio P" Katowice
Druk i oprawa:
WZDZ Drukarnia LEGA, Opole
Prolog
Na wschodnim, wysokim krańcu równiny
Hampstead Heath, między Finchley Road i Chestnut
Avenue, rozciągał się przestronny park, w którym
stał duży pałac z czerwonej cegły, zdobny
wykuszowymi oknami, a zwany North End House.
Wieczorem 3 maja 1827 roku w parku tym
rozgrywała się tragiczna scena rodzinna.
Uczestniczyło w niej troje aktorów. Pierwszy z nich
- stary mężczyzna — miał twarz zoraną
zmarszczkami i siwe włosy, co świadczyło, iż liczy
najmniej sześćdziesiąt lat. Stał wyprostowany,
zwrócony tyłem do parkowego muru, a w
podniesionej ręce trzymał ciężką hebanową laskę,
którą podpierał się zazwyczaj. Przed sobą miał
dwudziestoparoletniego młodzieńca, niezwykle
wysokiego i atletycznie zbudowanego, ubranego jak
do podróży morskiej. Człowiek ten tulił w
objęciach damę w średnim wieku, jak gdyby
pragnął bronić ją i osłaniać. Twarz jego wyrażała
grozę i zdumienie, a ciałem smukłej kobiety
wstrząsały spazmatyczne łkania.
Byb do sir Ryszard Devine, jego żona i jedyny syn
Ryszard, który tegoż dnia rano wrócił z zamorskiej
podróży. A więc, pani małżonko — mówił sir
Ryszard rozdygotanym głosem, jakim w chwilach
krytycznych posługują się ludzie nawet najbardziej
opanowani—przez lat dwadzieścia byłaś
uosobieniem kłamstwa! Przez lat dwadzieścia
oszukiwałaś mnie! Przez lat dwadzieścia śmiałaś się
ze mnie niby ze ślepego durnia, wespół z łajdakiem,
którego nazwisko jest synonimem wszystkiego co
niecne i rozpustne!
A teraz, kiedy odważyłem się podnieść rękę na lekkomyśl-
nego smarkacza, wyznajesz własną hańbę i pysznisz się tym
wyznaniem!
— Matko! Najdroższa matko! błagał zrozpaczony
młodzian. — Powiedz, że to nieprawda, że w gniewie rzuciłaś
nieoględne słowa. Spójrz! Jestem już spokojny. On może
mnie uderzyć, jeżeli zechce.
Lady Devine wzdrygnęła się nerwowo i przywarła do
syna, jak gdyby w jego ramionach szukała pomocy.
— Poślubiłem cię, Eleonoro Wadę, dla twej urody
— ciągnął starzec. — Ty wyszłaś za mnie dla majątku.
Plebejusz ze mnie, cieśla i budowniczy okrętów. Ty za to
jesteś wysoko urodzona. Twój ojciec należał do szykownego
towarzystwa, był szulerem, zadawał się z nicponiami i hula
kami. Ja miałem pieniądze. Otrzymałem tytuł szlachecki.
Geszyłem się łaskami Dworu. Twój ojciec potrzebował
pieniędzy, więc sprzedał ciebie. Zapłaciłem żądaną cenę, ale
w kontrakcie nie było słowa o dostojnym lordzie Bellasis,
twoim kuzynie.
— Ulituj się, mężu! -— westchnęła cicho lady Eleo
nora.
— Ulitować się! Nad tobą! wybuchnął z furią. A ty
miałaś dla mnie litość? Nie! Dłużej nie dam robić z siebie
błazna! Twojej rodzinie nie brak dumy i pychy. Pułkownik
Wadę ma jeszcze córki na wydaniu. Twój gach, dostojny lord
Bellasis, myśli nawet teraz o podreperowaniu nadszarpniętej
fortuny korzystnym małżeństwem. Dobrowolnie wyznałaś
własną hańbę. Jutro twój ojciec, twoje siostry, cały świat
usłyszy historyjkę, którą mnie uraczyłaś.
— Na miłość boską, ojcze! Chyba tak nie postąpisz!
— zawołał młody człowiek.
— Milcz, bękarcie! — krzyknął sir Ryszard. Słusznie!
Zgrzytaj zębami! Ale piękny epitet zawdzięczasz tylko
ukochanej matce.
Lady Devine wysunęła się z ramion syna i padła na
kolana przed mężem.
— Nie czyń tego, Ryszardzie! Byłam ci wierna przez
dwadzieścia dwa lata. Znosiłam wszystkie upokorzenia,
wszelkie zniewagi, jakich mi nie szczędziłeś. Wstydliwy
sekret dziewczęcej miłości zdradziłam dopiero dzisiaj, gdy
zaślepiony gniewem podniosłeś rękę na niego! Pozwól mi
odejść, zabij mnie, lecz nie okrywaj hańbą!
Sir Ryszard odwrócił się, by odejść, ale przystanął nagle.
Zmarszczył krzaczaste siwe brwi, twarz wykrzywił ohydnym
grymasem i roześmiał się głucho. W chichocie tym furia
zdawała się stygnąć i odmieniać w chłodną, bezlitosną
nienawiść.
A więc dobrze — powiedział. — Zachowasz dobre
imię. Ukryjesz swoją niesławę przed światem. Stanie się
wedle twojego życzenia, ale pod jednym warunkiem. —
Pod jakim? — zapytała dźwigając się z klęczek. Twarz jej i
oczy szeroko otwarte wyrażały grozę. Dreszcz wstrząsał
całym ciałem. Ręce zwisały bezwładnie.
Starzec przyglądał się przez moment żonie, wreszcie
podjął z wolna:
Pod warunkiem że ten przybłęda, co tak długo
bezprawnie nosił moje nazwisko, trwonił moje pieniądze,
a nawet chleb mój jadł nie mając po temu tytułu, spakuje
manatki i precz pójdzie. Niechaj odrzuci przywłaszczone
imię, zniknie mi z oczu i nigdy więcej nie przestąpi progu
mojego domu.
Nie rozłączysz mnie przecie z jedynym synem! — za-
wołała nieszczęsna niewiasta.
Możesz przenieść się z nim razem do jego ojca.
Ryszard wyswobodził się z obejmujących go znów ra-
mion, ucałował bladą twarz matki i — sam nie mniej blady
zwrócił się do rozjuszonego starca:
Nie mam obowiązków wobec pana — powiedział.
Zawsze nienawidził mnie pan i prześladował. Kiedy su-
rowość wygnała mnie z tego domu, nasyłał pan szpiegów, by
podglądali życie, jakie sobie obrałem. Nic nas nie łączy, a ja
od dawna to odczuwałem. Teraz, gdy wiem, czyim naprawdę
jestem synem, widzę z radością, że panu zawdzięczam mniej,
niż mniemałem. Przyjmuję warunek. Odejdę! Tak, matko.
Odejdę! Nie zapominaj o swoim dobrym imieniu.
— Miło mi, że jesteś tak uległy — roześmiał się sir
Ryszard Devine. — Posłuchaj teraz! Dziś jeszcze wezwę
Quaida i zmienię testament. Syn mojej siostry, Maurycy
Frere, zostanie spadkobiercą zamiast ciebie. Ty nie do-
staniesz nic. Za godzinę opuścisz ten dom. Zmienisz nazwi-
sko. Nigdy słowem ni uczynkiem me pr/yznasz ssę do
związków ze mną ani moją rodziną. Nie dbam, jakie będą d
grozić niebezpieczeństwa lub prywacje. W chwili kiedy się
dowiem, że na świecie istnieje ktoś, kto podaje się za
Ryszarda Devine'a (chodażby nawet dzięki temu miał
uratować życie), wstyd twojej matki stanie się publicznym
skandalem. Znasz mnie. Wiesz, że potrafię dotrzymywać
słowa. Wrócę za godzinę, pani żono. Chcę wówczas usłyszeć,
że tego człowieka tu nie ma.
Sztywny, wyprostowany minął lady Eleonorę i jej syna.
Potem przemierzył ogród krokami sprężystymi od miotają-
cej nim furii i ruszył drogą w stronę śródmieśda Londynu.
— Ryszardzie! zawołała nieszczęśliwa matka. Wy
bacz mi, ukochany synu! Zniszczyłam twoje życie!
Ryszard Devine odgarnął z czoła demrte włosy.
— Nie płacz, najdroższa matko powiedział głosem
wezbranym miłośdą i troską. —- Nie jestem godzien twych
łez. To ja, niewdzięczny i lekkomyślny w dągu tak wielu lat
twojej niedoli, winienem błagać o przebaczenie. Obecnie
razem poniesiemy brzemię, może więc ty odczujesz pewną
ulgę. On ma słuszność. Należy, abym odszedł. Zapewne
potrafię zyskać dobre imię, którego dźwięk nie przejmie
wstydem ani mnie, ani dębie. Nie brak mi sił i zdrowia. Mogę
pracować. Świat jest szeroki. Żegnaj, najdroższa matko!
— Zaczekaj! Jeszcze chwilę! Patrz... On poszedł w stronę
Belsize! Ach, Ryszardzie, oby się tylko nie spotkali!
— Spokojnie, mamo. Na pewno się nie spotkają... Jesteś
blada, bliska omdlenia...
—- Zabija mnie strach przed niewiadomą, złą przyszło-
śdą. Drżę na myśl o niej, Ryszardzie! O, Ryszardzie! Wy-
bacz mi! Módl się za mnie.
— Cicho, najdroższa matko, dcho! Odprowadzę dę do
domu. Nie płacz. Napiszę do ciebie. Chodaż raz jeden
napiszę, aby dę uspokoić i pocieszyć.
Sir Ryszard Devine, zaszczycony tytułem szlacheckim
finansista, budowniczy okrętów i milioner, był synem deśli
z Harwich. Wcześnie osierocony, mając na utrzymaniu
siostrę, uczynił celem żyda gromadzenie pieniędzy. Przed
blisko piećdziesiędoma laty, nie bacząc na przepowiadane
mu niepowodzenie, zobowiązał się, że zbuduje w dokach
Harwich kanonierkę „Hastings" dla Admiralicji najjaśniej-
szego pana króla Jerzego Trzedego. Kontrakt ten niby ostry
klin rozszczepił potężny dębowy kloc rządowego zacofania,
a rezultatem jego były nie tylko trójpokładowe okręty
liniowe, które oddały znakomite usługi pod wodzą Pellewa,
Parkera, Nelsona i Hooda, lecz również olbrzymie stocznie
w Plymouth, Portsmouth i Sheerness oraz dostawy niezliczo-
nych baryłek solonej wieprzowiny i skrzyń razowych sucha-
rów. Ordynarny, torujący sobie drogę łokdami syn Dicka
Devine'a miał na widoku tylko jedno: zdobyde fortuny.
Pełzał, płaszczył się, łasił, całował ślady stóp wielkich ludzi
i usłużnie warował w ich przedpokojach gotowy na każde
zawołanie. Nic nie było dlań zbyt nikczemne ani zbyt trudne.
Przebiegły człowiek interesu, mistrz swojego rzemiosła, nie
pętany nakazami honoru lub delikatnośd, szybko zdobywał
pieniądze, a zdobyte oszczędzał. Po raz pierwszy publicznie
przyznał się do bogactwa, gdy w roku 1796 zadeklarował
pięć tysięcy funtów na pożyczkę rządową rozpisaną celem
pokryda kosztów wojny z Francją. W roku 1805 oddał
znaczne i podobno niebezinteresowne usługi podczas pro-
cesu lorda Melville'a, skarbnika Marynarki Królewskiej.
W tymże roku wydał siostrę za bardzo bogatego kupca
z Bristolu, Antoniego Frere'a, sam zaś poślubił Eleonorę
Wadę, najstarszą córkę pułkownika Wottona Wadę'a, kom-
pana zabaw księcia regenta, a przez swoją żonę wuja
głośnego z wybryków lorda Bellasis. Zyski z dostaw dla
rządu oraz pomyślne spekulacje giełdowe (przeprowadzone,
jak krążą słuchy, dzięki poufnym informacjom z Francji
w burzliwych latach 1813—1815) dały sprytnemu przedsię-
biorcy iśde monarszą fortunę i pozwoliły mu żyć na książęcą
modłę. Ale stary kutwa nie umiał rozstać się z wrodzoną
chciwością i skąpstwem. Zewnętrznym dowodem jego boga-
ctwa było jedynie kupno tytułu szlacheckiego oraz wspania-
łej rezydencji w Hampstead i ostentacyjne wycofanie się
z interesów.
Próżniaczy żywot nie przyniósł szczęścia ni radośd sir
Ryszardowi Devine'owi. Był surowym ojcem i wymagają-
cym panem domu. Służba nienawidziła go, a w żonie potrafił
budzić tylko przestrach. Jedyny syn, Ryszard, odziedziczył,
jak się zdawało, nieugiętą wolę i władcze skłonności ojca.
Rozumne i sprawiedliwe zasady wychowania mogłyby nie-
wątpliwie skierować go ku dobremu. Ale nieskrępowany
niczym poza domem, w domu zaś poddawany żelaznej
ojcowskiej dyscyplinie, stał się młodzieńcem nieokiełznanym
i lekkomyślnym. Biedna tkliwa Eleonora, oderwana bez-
litośnie od swojej pierwszej miłości, którą był kuzyn, lord
Bellasis, próbowała mitygować chłopca, nie przyniosło to
jednak zamierzonego skutku. Ryszard darzył matkę gorą-
cym, płomiennym uczuciem występującym często u natur
gwałtownych, ale nie ulegał jej wpływom i po trzech latach
utarczek z ojcem wyjechał do Francji, by prowadzić tam taki
sam żywot, jaki w Londynie raził surowego sir Ryszarda.
Wówczas stary kutwa wezwał do siebie siostrzeńca, Maury-
cego Frere'a (którego ojciec, zamożny kupiec z Bristolu,
zbankrutował po zniesieniu jawnego handlu niewolnikami),
kupił mu stopień oficerski w pułku piechoty i począł mętnie
przebąkiwać o gotowanym dla pupila wielkim losie. Łaski
okazywane Maurycemu odczuwała żywo uczuciowa i wraż-
liwa lady Eleonora, która często i nie bez przykrości
porównywała wytworne marnotrawstwo ojca z mężowską
drobiazgową oszczędnością.
Sympatia i życzliwość nie łączyły nigdy domów par-
weniusza Devine'a i szczycącego się długą galerią przodków
Wottona Wadę'a. Sir Ryszard wiedział, iż pułkownik gardzi
nim jako nowo kreowanym rycerzem z City. Słyszał również,
że lord Bellasis oraz jego przyjaciele radzi przeklinają przy
winie i kartach zły los, co dał pięknej Eleonorze tak
nikczemnego oblubieńca.
Armigell Esme Wadę, wicehrabia Bellasis i Wotton,
stanowił typowy produkt swoich czasów. Pochodził ze starej
rodziny. Jego praszczur Armigell jakoby lądował w Ameryce
jeszcze przed Gilbertem i Raleighem. Dobra Bellasis, zwane
także Belsize, odziedziczył po innym przodku, sir Esmem
Wadzie, który był ambasadorem królowej Elżbiety przy
dworze hiszpańskim, następnie zaś członkiem rady Jakuba
Pierwszego i gubernatorem londyńskiej twierdzy Tower. Ów
Esme miał ciemną przeszłość. On to z ramienia Elżbiety
pertraktował z Marią Stuart. On wycisnął z Cobhama
zeznania obciążające wielkiego Raleigha. Dorobił się pokaź-
nego majątku, a jego siostra (wdowa po Henryku de
Kirkhaven, lordzie Hemfleet) związała się małżeństwem
z rodem Wottonów i powiększyła jeszcze rodzinną fortunę
wydając córkę Sybillę za Marmaduke'a Wade'a. Ten ostatni
był lordem Admiralicji i protektorem Samuela Pepysa, który
w swoim dzienniku (17 lipca 1668 r.) wspomina o odwiedzi-
nach w Belsize. Marmaduke Wadę otrzymał godność para
i tytuł barona Bellasis i Wotton, a poślubił Annę, córkę Fi-
lipa Stanhope'a, hrabiego Chesterfielda. Po skoligaceniu się
z tak znamienitym rodem drzewo genealogiczne Wottonów
Wadę'ów zaczęło rozrastać się bujnie i wydawać owoce.
W roku 1784 trzeci baron ożenił się ze słynną pięknością,
panną Povey, i miał z nią syna Armigella, w którego osobie
znalazł kres cały rozsądek czcigodnej rodziny.
Czwarty lord Bellasis łączył nieoględność awanturnika
Armigella ze złymi skłonnościami Esmego, gubernatora
Tower. Gdy objął w posiadanie majątek, począł grać, pić
i hulać z rozmachem charakteryzującym minione stulecie.
Uczestniczył we wszystkich niemal awanturach i skandalach, a
pośród głośnych lowelasów swoich dni zyskał sławę
najgłośniejszego. Około trzydziestki nie posiadał już mająt-
ku, a wraz z nim stracił nadzieję zdobycia jedynej kobiety,
która mogłaby go uratować — kuzynki Eleonory. Zmienił
się wówczas z gołębia w sokoła i został najnikczemniejszą
pod słońcem istotą: szlachetnie urodzonym wydrwigroszem.
Kiedy pułkownik Wadę oznajmił mu chłodno, że o rękę
Eleonory poprosił bogacz, sir Ryszard Devine, lord Bellasis
zmarszczył krzaczaste ciemne brwi i zaklął okropnie. Wie-
dział już, że żadne boskie ni ludzkie prawa nie zdołają go
teraz powstrzymać od zadośćuczynienia samolubnej pasji.
Sprzedałeś córkę, a mnie zniszczyłeś doszczętnie
powiedział pułkownikowi. Zobaczysz, jakie będą
konsekwencje.
Wotton Wadę uśmiechnął się cierpko.
Dom sir Ryszarda może się okazać gościnny — po-
wiedział — a sam sir Ryszard będzie zapewne wybornym
łupem dla gracza o twoim doświadczeniu, Armigełlu.
W pierwszym roku małżeństwa swojej kuzynki lord
Bellasis odwiedzał istotnie dom bogacza. Ale po narodzinach
małego Ryszarda — bohatera naszej opowieści — po-
10
11
sprzeczał się z rycerzem z City i nazwał go starym sknerą,
co ani grać w kości, ani pić po dżentelmeńsku nie potrafi.
Z tymi słowy odjechał, by na swą dawną modłę prowadzić
grę ze złośliwą fortuną. W roku 1827 był to zatwardziały
w nieprawościach sześćdziesięcioletni starzec o nadwątlo-
nym zdrowiu i pustej kieszeni. Dzięki gorsetom, farbowa-
nym włosom i przyrodzonemu tupetowi stawiał jakoś czoło
światu i w oblężonym przez komorników Belsize potrafił
przyjmować przyjaciół z iście magnacką szczodrością i bez-
troską. Ale nieczęstym bywał gościem w tym podupadłym
i zniszczonym starym dworze, który stanowił ostatnią resz-
tkę rozległych niegdyś włości Wottonów Wade'ów.
Trzeciego maja 1827 roku lord Bellasis zaszczycił swoją
obecnością zawody w strzelaniu do gołębi w Hornsey Wood,
następnie zaś oparł się pokusie i nie pojechał do miasta,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin