B5.rtf

(3087 KB) Pobierz

CZĘŚĆ I

brzuchu, czubkami palców wyciągniętych rąk dotykając ścianki skrzyni. Molly zajęła

ł ramionami. Dziewczyna po prawej stronie zachichotała i szturchnęła go Dlaczego nie jesteś w Hiltonie?

Odpowiedziała, sięgając między jego uda i delikatnie, dwoma palcami obejmując mosznę. Pieściła go przez minutę, wyprostowana wśd mroku, drugąadząc szyję. Skóra jej dżinsów trzeszczała cicho przy każdym poruszeniu. Case drgnął czując, jak sztywnieje na miękkiej gąbce.

W głowie mu szumiało, ale kruchość szyi chyba ustąpiła. Unió się na łokciu, przewrócił, opadł na plecy, przyciągnął i lizał jej piersi. Małe twarde, wilgotne sutki ześlizgiwały się po policzku. Odszukał zamek spodni i pociągnął.

- Zostaw - mruknęła. - Widzę.

Odgłos zsuwanych dżinsów. Poruszała się przy nim, póki nie odrzuciła ich na bok. Przeła nogę, a on dotknął jej twarzy. Nieoczekiwana twardość wszczepionych szkieł.

- Nie rób tego - powiedza. - Zostają odciski palców.Uklęa nad nim iła jego dł kciukiem wzdł szczeliny pośladków, z palcami rozłonymi na wargach sromu. Gdy zsuwała się w dół, powróciły obrazy: pulsujące twarze, rozbłyskujące i gasnące strzępy neonów. Wygiął grzbiet, gdy go objęła. Ujeża go, opadając raz za razem, aż dotarli ró Orgazm zapłonął błękitem w bezczasowej przestrzeni, pustce jak w matrycy, gdzie twarze rozpadały się i znikały w korytarzach huraganu, a jej mocne i wilgotne uda ściskały go w biodrach.

 

 

Na Ninsei rzadsza, robocza wersja tłumu przechodniów wykonywała rytualne figury złonego tańca. Fale dźwięku przelewały się drzwiami salonów pachinko i gier automatycznych. Case zajrzał do Chat. Zone doglądał swoich dziewczyn w ciepłym, pachnącym piwem mroku. Ratz stał za barem.

- Widział Wage'a, Ratz?

- Nie dzisiaj. - Barman spojrzał na Molly i demonstracyjnie unió brew.

- Jak go spotkasz, powiedz, że mam forsę.

- Szczęście zaczyna ci sprzyjać, artysto?

- Jeszcze za wcześnie, by o tym mówić.

 

 

- Słuchaj, muszę zobaczyć tego faceta. - Case obserwował swoje odbicie w lustrze okularów. - Mam z nim interesy, które powinienem zamknąć.

- Armitage nie będzie zadowolony, jeżeli spuszczę cię z oczu. - Stała z rękami na biodrach pod wytopionym zegarem Deane'a.

- On nie zechce rozmawiać, póki tu jesteś. Zresztą, pieprzę Deane'a, sam potrafi o siebie zadbać. Ale są ludzie, którzy pójdą pod glebę, jeśli bez słowa wyjadę z Chiby. To moi ludzie. Rozumiesz?

Zacisnęła usta i pokręciła głową.

- Mam ludzi w Singapurze, tokijskie kontakty w Shinjuku i Asakuza. Oni padną, zrozum - kłamał, trzymając ją za rękaw czarnej kurtki. - Pięć. Tylko pięć minut. Według twojego zegarka. Dobrze?

- Nie za to biorę pieniądze.

- To, za co ci płacą, to jedna sprawa. A paru moich bliskich przyjaciół, ginących tylko dlatego, że zbyt dosłownie traktujesz instrukcje, to całkiem inna.

- Gówno. Bliscy przyjaciele mojej dupy. Idziesz, bo chcesz nas sprawdzić u twojego kumpla przemytnika. - Oparła stopę o zakurzony stolik w stylu Kandinsky'ego.

- Case, stary druhu, wygląda na to, że twoja towarzyszka jest uzbrojona. I ma w głowie sporą ilość silikonu. O co ci włciwie chodzi? - Upiorne chrząknięcie Deane'a zawisło między nimi.

- Zaczekaj, Julie. Zresztą i tak wejdę sam.

- Możesz być tego pewien, synu. Nie zgodziłbym się na nic innego.

- Dobra - powiedziała. - Idź. Ale tylko pięć minut. Potem wejdę i wychłodzę twojego kumpla permanentnie. A przy okazji, spróbuj się trochę zastanowić.

- Nad czym?

- Dlaczego włciwie robię ci przysługę. - Odwróciła się i wyszła, mijając stosy pojemników konserwowanego imbiru.

- Obracasz się w dziwniejszym niż zwykle towarzystwie - zauważ Deane.

- Julie, ona sobie poszła. Wpuścisz mnie? Proszę.

Zgrzytnęły rygle.

- Powoli, Case - ostrzegłnik.

- Włącz sprzęt, Julie. Wszystko, co masz w biurku - rzucił Case, siadając na kręconym krześle.

- Zawsze jest włączony - odparł uprzejmie Deane, wyjmując rewolwer zza rozłonej starej maszyny do pisania. Wymierzył w Case'a. Rewolwer był potężny: magnum z odpiłowaną lufą. Wycięto też przednią część osłony spustu, a kolbę owinięto czymś, co przypominało starą taś kleją. Case pomyślał, że w wypielęgnowanych palcach Deane'a broń wygląda dziwacznie.

- To tylko na wszelki wypadek, rozumiesz. Nic do ciebie nie mam. A teraz mów, czego chcesz.

- Potrzebna mi lekcja historii, Julie. I informacja o kimś.

- Coś się ruszyło, synu? - Deane miał na sobie pasiastą koszulę w cukierkowych barwach, z kołnierzykiem białym i sztywnym jak porcelana.

- Ja, Julie. Wyjeżam. Już mnie nie ma. Ale wyświadcz mi jeszcze uprzejmość.

- Informacja o kim, synu?

- Gaijin nazwiskiem Armitage. Ma apartament w Hiltonie.

- Siedź spokojnie, Case. - Deane odł broń i wystukał coś na klawiaturze małego terminala.-Wiesz chyba tyle samo, co moja siatka. Ten dżentelmen dogadał się chwilowo z Yakuzą, a synowie neonowej chryzantemy mają swoje sposoby ochrony sprzymierzeńw przed takimi jak ja. Wolę się nie przebijać. A teraz historia. Wspominał o historii. - Podnió rewolwer, ale tym razem nie wycelował go w Case'a. - O jaką historię ci chodzi?

- O wojnę. Był na wojnie, Julie?

- Wojnę? Co można o niej powiedzieć? Trwała trzy tygodnie.

- Rycząca Pieść.

- Słynna sprawa. Nie uczą was tego w szkole? Tuż po wojnie był to cholerny polityczny futbol. Afera jak Watergate, do samego piekła i z powrotem. Twoja góra, znaczy szefowie z Ciągu, dołączyli... zaraz, gdzie to było, w McLean? Wszystko w bunkrach... wielki skandal. Zmarnowali sporą porcjęodego, patriotycznego mięsa tylko po to, żeby przetestować jakąś nową technologię. Jak się potem okazało, wiedzieli o rosyjskiej obronie. Wiedzieli o empach, promiennikach impulsów magnetycznych. Ale posłali tych chłopców mimo wszystko, żeby sprawdzić. - Deane wzruszył ramionami. - Iwan strzelał do nich jak do kaczek.

- Ktoś się wyrwał?

- Chryste - westchnął Deane. - To były ciężkie czasy. Ale chyba tak, paru się udało. Jednej grupie. Przechwycili ruski szturmowiec. Wiesz, helikopter. Dolecieli nim do Finlandii. Nie znali kodów wejściowych i po drodze ostro postrzelali do fińskiej obrony. To byli goście z Oddziałów Specjalnych. - Pociągnął nosem. - Szlag by to trafił.

Case przytaknął. Zapach imbiru przyprawiał o mdłci.

- Przeżem wojnę w Lizbonie. - Deane odł...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin