04_2011.pdf

(1705 KB) Pobierz
gessler+markowski+wrobel.indd
gotUję się Magda gessler
Warszawska restauratorka, gospodyni programu
„Kuchenne rewolucje Magdy Gessler” w TVN
Usta pełne golonki
B ystrzyca Kłodzka – kiedyś ważne miasto ziemi kłodzkiej,
najlepszą na świecie serwują czesi.
dziś niemalże ziemia niczyja. Przedziwna mieszanka wielonaro-
dowych wpływów przekłada się na miejscową kuchnię w sposób
nieprawdopodobnie ponury. Szukałam kuchni rejonów niczyich,
ale doprawdy sądziłam, że znajdę w niej... cokolwiek. Coś charak-
terystycznego. Tymczasem kucharze w Bystrzycy najwyraźniej
stosują powszechne w Polsce zalecenia gastronomicznej „biblii
niejadalnej” i beznamiętnie serwują to co wszędzie: żurek, pierogi,
schabowe i nieszczęsne po stokroć mielone frytki na starym oleju,
które nie dość, że niejadalne, to jeszcze
bezlitośnie zasmradzają każde wnętrze.
Potrawy przygotowane byle jak i z byle
czego.
Dlaczego w Bystrzycy Kłodzkiej nie
odnalazłam spodziewanej mieszanki
smaków czeskich, śląskich, niemieckich i
polskich? Nie wiem. Nie udało mi się do-
wiedzieć, czym w Bystrzycy była kuchnia
przed wojną, widziałam jedynie, czym
jest dziś. Jadłam więc smutno mojego
całkiem dobrego schabowego w knajpie
zaskakującej brzydotą, otoczona kilkoma
rodzinami Romów. Patrzyłam na podziu-
rawioną drogę i ludzi brodzących w bło-
cie po kostki. Moje niezrozumienie tego
miejsca rosło z każdą chwilą. Szukałam
więc dalej. Dowiedziałam się o pewnym
gospodarstwie agroturystycznym w pobli-
skich Kątach. Miejsce to jednak również
okazało się niedostępne i nieprzyjazne.
Gospodarze nie chcieli mnie przyjąć.
„Telewizja nie jest nic warta”, mówili,
a ja dalej niczego nie rozumiałam. W końcu w szalejącej śnieżycy
odważyłam się przejechać 30 km i tuż za czeską granicą przywitały
mnie Králíky. Dopiero tam, przy cudownie malowniczym rynku
odkryłam restaurację tak nierzeczywistą, tak niecodzienną i tak
odmienną od tego, co spotkało mnie w Bystrzycy, że na początku
nie mogłam uwierzyć, że te dwa światy leżą tak blisko siebie. Re-
stauracja nazywa się Zlatá Labuť, podobnie jak hotel, w którym
się znajduje, i właśnie tam podano mi to, co powinnam była zjeść
po polskiej stronie. Najpierw zachwycająca sałatka z mortadeli, z
cieniutko pokrojoną słodką cebulą, lekko skropiona winnym octem
w towarzystwie kminkowego pieczywa i cudownego masła. Do
tego piwo, którego nie zapomnę do końca życia, z pianką o gęstości
bitej śmietany i z 18-procentową zawartością słodu. Nie przepa-
dam za piwem, ale to zachwyciło mnie totalnie. Następnie na stół
wjechał kasler, czyli peklowany i wędzony schab serwowany przy
akompaniamencie przesłodkiej kapusty i zjawiskowych knedlików.
Tak puszystych, że gdyby lekko dmuchnąć, to uciekłyby z talerza.
Pysznie. Już byłam w siódmym niebie, a tu kolejna niespodzianka i,
jak się okazało, ukoronowanie moich poszukiwań kłodzkich smaków.
Golonka. Przyznam uczciwie – takiej golonki nie jadłam nigdy dotąd.
Rozpływała się w ustach jak masło, nie była zepsuta żadną dziwną
przyprawą, smakowała po prostu... golon-
ką i mocno odparowanym piwem. Razem
z golonką na talerzu wylądowały kluski
śląskie i czerwona kapusta, pyszna jak
bigos, ukiszona z kminkiem, morelami i
suszoną śliwką. Byłam bliska obłędu. Na
deser w tej części świata jada się drożdżo-
we pampuchy z jagodami i śmietaną. Do
tego domowe destylaty z moreli, gruszek i
czereśni, które przypomniały mi historie
opowiadane przez moją teściową, po-
chodzącą z tego regionu. Wszystko to w
300-letnim wnętrzu, w otoczeniu naj-
milszej obsługi na świecie.
Jak zrobić taką golonkę? Jak zwykle
prawdziwa kuchnia wymaga uzbrojenia
się w cierpliwość. Najpierw przygoto-
wujemy mocny wywar warzywny z dużą
ilością selera (razem z zielonymi pędami),
pora, pietruszki i marchwi. Dobrze zrobi
mu dodanie świeżego lubczyku, do tego
ziele angielskie, liść laurowy i główka pod-
pieczonego w całości czosnku. Gotujemy
powoli i dokładnie. Natarte solą i odrobiną kminku golonki czekają
na swoją kolej przez noc, po czym wkładamy je do wystudzonego już
wywaru. I znów bardzo powoli gotujemy wszystko w zamkniętym
garnku, aż będzie miękkie, łącznie ze skórą. Proszę pamiętać –
skóra w golonce nie może być twarda! Mięso, które wchłonęło już
sporą część wywaru, układamy w głębokiej formie, zalewamy resztą
zredukowanego płynu, owijamy folią aluminiową i wsadzamy do
rozgrzanego piekarnika. Pod koniec pieczenia odwijamy folię, pod-
lewamy piwem, podsypujemy leciutko cukrem pudrem i zapiekamy
aż do zrumienienia skórki, która dzięki temu będzie chrupiąca jak
ciasto francuskie. Do tego prawdziwy chrzan i porządna, mocno
gorczycowa, najlepiej czeska musztarda.
96
30 stycznia 2011 | wprost
665947360.001.png 665947360.002.png 665947360.003.png 665947360.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin