Praktykant.doc

(71 KB) Pobierz

Praktykant
by Smoky



    Zapowiadała się kolejna nudna środa.
    Droga do szkoły upłynęła mi standardowo. Jak zwykle: najpierw krótki spacer na przystanek, kwadrans jazdy busem, znowu parę kroków i jestem w swoim LO.
    Pierwsza lekcja – polski – i 45 minut tępego gapienia się w okno. Kolejna lekcja – matma – nudziłem się tak samo jak na lekcji poprzedniej, z tym jednak wyjątkiem, że trafiła się mała atrakcja w postaci Tomka rozwiązującego zadanie przy tablicy. Choć był moim kumplem i – jakby nie patrzeć – nie wypadało mi o nim fantazjować, muszę się wam zwierzyć, że z jego zgrabnym tyłkiem zrobiłbym dosłownie wszystko. Wiecie o co chodzi – chłopak od dziecka trenuje piłkę nożną.
    Potem angielski – i wreszcie zaczęło się coś dziać. Gdy zadzwonił dzwonek i weszliśmy do klasy, od razu zwróciłem na niego uwagę. Od tej pory stanowił jedyny obiekt mojego zainteresowania. Był mojego wzrostu, czyli dość wysoki, szczupły. Miał krótkie blond włosy,  takie, jakie lubię u facetów najbardziej. Jasna cera, błękitne oczy – i ten uśmiech! Koleś był po prostu piękny i fascynujący. Istnieją faceci, którzy mają w sobie to coś: są w naszym typie – i jakkolwiek by się nie zachowali, jakkolwiek by się nie poruszyli, wywołują nasz zachwyt. On taki właśnie był!
    Profesorka od angielskiego przedstawiła nam pięknego nieznajomego:
    – Pan Michał będzie u nas obywał praktykę pedagogiczną. Będzie z nami przez najbliższe dwa tygodnie.
    Gdy to mówiła, on uśmiechnął się, lekko zakłopotany.
    – Mam nadzieję, że nie przyniesiecie mi wstydu swoją mizerną wiedzą – rzekła na pół złośliwie i w tym momencie po klasie przeszedł lekki szmer oburzenia. – Ani też swoim zachowaniem, prawda Robert? – dodała i spojrzała na naszego największego zgrywusa, a po klasie tym razem przeszedł ściszony śmiech. Tylko Robert – niewinny, skruszony – wzruszył ramionami: czego znowu od niego chcą? Przecież on nigdy...
    – No to proszę, panie Michale, oddaję panu katedrę – powiedziała z uśmiechem i lekkim krokiem przeszła na koniec sali, siadając w ostatniej, wolnej ławce.
    On, wyraźnie speszony, najpierw odczekał, aż ona usiądzie, potem odchrząknął, wreszcie nieśmiało zaczął prowadzić zajęcia. Miał bardzo ładny głos. Mówił, wyjaśniał, zadawał pytania – jakie, dokładnie nie mam pojęcia. Chociaż angielski to mój ulubiony przedmiot i zawsze na lekcjach jestem bardzo aktywny, tym razem siedziałem cicho, nie spuszczając z niego wzroku. Analizowałem każdy szczegół jego sylwetki. A było na co patrzeć. Twarz, ramiona, klata, uda, elegancko uformowana górka w rozporku... Pamiętam, że w pewnym momencie się zarumienił, bo ktoś strzelił taką bzdurę, że klasa gruchnęła śmiechem. Ale – czy to było dlatego? Bo w tej samej chwili nasze spojrzenia się zderzyły. Zatrzymał na mnie wzrok dłużej niż powinien! Ja pierwszy uciekłem spojrzeniem... Po chwili coś tam klasie odpowiedział, ale też nie pamiętam, co. Za to doskonale pamiętam jego wzrok... Oraz, gdy się schylił, żeby podnieść kartkę, która mu wypadła z konspektu – aż wstrzymałem oddech, wpatrzony w jego tyłek, ciasno opięty spranymi dżinsami...
    Obraz praktykanta w seksualnej pozycji sprawił, że do końca lekcji wyobrażałem sobie już tylko jedną sytuację. Jaką? Że on znowu się pochyla, ale tym  razem jesteśmy w klasie tylko my dwaj, a jego spodnie i szorty leżą już na podłodze. Nie muszę chyba dodawać, co w tych okolicznościach robiłem ja.
    I gwałtownie w spodniach zrobiło mi się ciasno...
    Lekcja jednak szybko się skończyła. Po niej były jeszcze trzy, a ja wciąż, na każdej przerwie krążyłem w pobliżu gabinetu Anglicy, żeby chociaż przypadkiem znów się na niego natknąć.
    Wszyscy w klasie od wieków wiedzą, że jestem gejem, a właściwie od czasów gimnazjum, bo połowa naszej dawnej klasy przyszła właśnie tu, a takie wieści szybko się rozchodzą. Komu to nie odpowiadało, tego „pouczałem” wiadomo jak, a komu to było obojętne – ten był moim normalnym szkolnym kumplem.  
    Co do praktykanta – kilku od razu domyśliło się, że mam do niego słabość. Kilku innych zrozumiało to, gdy nieoczekiwanie wyszedł z pokoju nauczycielskiego i przeszedł korytarzem obok nas. A ja znieruchomiałem. Stwardniałem cały! A najbardziej stwardniało mi to, co w spodniach. Robert mi tylko wyszeptał nad uchem, żebym trzymał suwak, bo mi strzeli i ptak mi odfrunie. Uśmiechnąłem się. Bystry chłopak.
    – Pomożesz mi go złapać, jak odfrunie? – zapytałem poprawiając spodnie.
    – Obawiam się, że nie – odpowiedział szturchając mnie pod żebro. – Mojego Kaśka mi łapie, a robi to coraz lepiej. Potem razem odfruwamy.
    Oddałem mu kuksańca pod żebro. Typowy zgrywus. Ale że sypia z Kaśką, nie wiedziałem. Bo o innych, kto z kim, w szkole nie ma tajemnic.
    Ostatnią lekcją tego dnia był wf. Jak zwykle, przebraliśmy się w szatni i weszliśmy na salę. Profesor przeprowadził krótką rozgrzewkę, potem rzucił nam piłkę, a my rozciągaliśmy siatkę. O wiele bardziej wolę kosza niż siatkę, ale zawsze decyduje większość. Podporządkowałem się. Lecz gdy się okazało, że jesteśmy w nierównej liczbie, sam uniosłem rękę, że w takim razie ja pauzuję – i zszedłem z parkietu, siadając na ławeczce. Żeby nie było gadania, że siedzę po to, żeby się na nich gapić z wiadomym podtekstem, wyjąłem angola i zacząłem odrabiać pracę domową. Ale przycisnęło mi na pęcherz. Skinąłem głową profesorowi, że muszę do toalety – i wyszedłem bez słowa. Swoje kroki skierowałem do tej części męskiej ubikacji, gdzie są kabiny, a nie pisuary. Zawsze tak robię. Po co ktoś ma gadać, że mu może fiuta filuję. Zamknąłem się, jak zwykle, i zrobiłem swoje. Potem podszedłem do umywalek, żeby – jak na grzecznego chłopca przystało – umyć ręce. Wtedy otworzyła się druga kabina, a z niej wyszedł... on – praktykant Michał. Zobaczyłem go w lustrze i z wrażenia bym się tym mydłem w płynie wypaprał po łokcie. Stanął za mną.
    – Macie teraz wychowanie fizyczne? – powiedział.
    Skinąłem głową i nieśmiało spojrzałem na jego odbicie w lustrze. Był bardzo blisko, niebezpiecznie blisko – a pewna część mojego ciała znów gwałtownie zareagowała na jego obecność. Cholera! W tych sportowych spodenkach zaraz będzie wszystko widać! Na dodatek zaczerwieniłem się! Całą gębę miałem w pąsach jak dziewica!
    – Yyy... tak, mamy... – odpowiedziałem szybko, zmywając twarz, żeby zgubić te cholerne rumieńce!
    – Fajne masz spodenki, markowe. Twój tyłek świetnie się w nich prezentuje.
    Myślałem, że to moja przewrotna wyobraźnia, że to nie jego słowa!
    – Ja też obstaję tylko przy markowych rzeczach – dodał i  klepnął mnie w... dupę!
    Bardzo powoli docierały do mnie jego słowa. Czułem tylko jego rękę na swoim tyłku, bo wcale tej ręki nie zabrał! Trzymał mnie za dupę, jakby mnie głaskał! W lustrze zobaczyłem jego szeroki uśmiech. Byłem nieziemsko zmieszany i zaskoczony, kompletnie nie wiedziałem, jak się zachować. On zrobił to, jak gdyby nigdy nic, jakby to było zupełnie normalne, że można kogoś głaskać po dupie!... Robi sobie jaja ze mnie? A może on jest... nasz? Taaa... chciałbym! Odpowiedziałem więc tylko:
    – Dzięk-ki...
    A jego palce zaczęły się poruszać! Jakby sobie grał na pianinie! I jaką miał pewną siebie minę!
    – Zaskoczony...? – spytał ciszej.
    – Nnnie... Tak!
    – Widziałem cię kiedyś w... w naszym klubie. Nie mogę się mylić, prawda? Wtedy bardzo wpadłeś mi w oko.
    – ...Żartuj... – i głos utknął mi w gardle. Kompletnie zdrętwiałem.
    – Ale zanim podszedłem, ubiegł mnie jeden, taki szczupły blondynek. Nie wiem, czy z nim przyszedłeś, czy może dopiero poznaliście się, ale wyszliście razem – ciągnął półgłosem, zataczając dłonią na moim tyłku coraz szersze kręgi, a mnie się robiło gorąco.
    Tak, pamiętam...! To był Szymon! Mój typ, takim chłopakom nie odpuszczam. Zaliczyłem go, dobry był w łóżku, ale... ale intelektualnie mi nie odpowiadał, więc na dłuższą metę nic z tego nie wyszło. Michał ma pamięć!
    – Dzisiaj, jak cię zobaczyłem – kontynuował tym samym ściszonym tonem – od razu cię poznałem. Sprawdziłem na planie, jakie masz dalej zajęcia.
    Jakby czytał w moich myślach! Bo zastanawiałem się, jakim cudem znalazł się w naszych przygimnastycznych toaletach!
    – Czemu się nie odzywasz? Mam przestać i wyjść? Czy może chcesz... dalej? – wypowiadając ostatnie zdanie, był pochylony nade mną i wargami lekko muskał moje ucho.
    Zaschło mi w ustach, nagle zrobiło mi się bardzo gorąco, piekły mnie uszy. Krew mi uderzyła do głowy, odbierając wszelkie próby oporu i oddalając poczucie niebezpieczeństwa. Przecież tu w każdej chwili ktoś mógł wejść! Ale gotów byłem podjąć to ryzyko... Wypiąłem się, jakbym go chciał dupą odtrącić – ale nie chciałem! I... zrozumiałem, czego chciałem, bo to się właśnie stało: walnąłem w jego napięte spodnie, a w nich w jego twardego penisa.
    – Dalej... – wyszeptałem, ocierając się tyłkiem o jego krocze.  
    Zobaczyłem w lustrze, że znów się uśmiechnął. Ten jego uśmiech pociągnął za sobą lawinę niesamowitych wydarzeń, cudownych doznań. Kolejne minuty, ba – sekundy! –  zapadły mi w pamięć na długo, może nawet na zawsze. Zobaczyłem błysk w jego pięknych oczach, by chwilę potem złączyć się z nim w namiętnym pocałunku. Michał cały czas był za mną. Jego twardy penis ocierał się o mnie, a ja dłońmi, od tyłu, trzymałem go za  głowę, żeby nie oddaliły się jego pieszczące mnie pełne usta, spływające z moich warg na policzki i szyję. Słyszałem jego oddech, czułem w powietrzu kipiące w nim podniecenie, a jego bicie serca, a może moje, aż dzwoniło mi w uszach. Owładnęło mną pragnienie silniejsze niż kiedykolwiek. Sięgnąłem dłonią do tyłu, chciałem się koniecznie dostać do jego penisa, chciałem rozpiąć mu spodnie, poczuć w dłoni jego berło... Ale ruch jego dłoni był szybszy. W tej samej chwili moje spodenki zjechały mi za tyłek, drugi ruch dłoni – to suwak w jego rozporku – i poczułem jego gorącego ptaka przesuwającego się w moim rowie. Poruszał nim, a ja myślałem, że zaraz stracę równowagę. Wypiąłem się jeszcze mocniej. Wsadzi...?
     – Przyjemnie...?
    – Tak... – odpowiedziałem bez wahania. – Wchodź, jak chcesz. Na szybko...
    Byłem gotowy. Naprawdę chciałem! Nic więcej mnie nie obchodziło. Nie liczyło się to, gdzie jestem i to, że ktoś może tu wejść, liczyło się to, z kim jestem!
    – Nie lubię szybkich numerków. A tu nie mamy komfortu. Ale ci nie odpuszczę – i rozpłaszczył mi tyłek mocnym pchnięciem, a ręką od przodu sięgnął do mojego penisa. Ścisnął mi go mocno. Poczułem żar jego ciekawskich palców, które przewędrowały po nim aż do dołu, zamieszały mi w jajach. Myślałem, że tracę oddech. A na moim tyłku wciąż jeździł jego twardy gnat.
     – No wsadź chociaż... – szepnąłem prawie nieprzytomnie.
     – Nie tutaj. Przyjdziesz po lekcji pod gabinet?
     – Przyjdę... – odpowiedziałem bez wahania.
     – Teraz poczekaj, nie wychodź jeszcze. Najpierw ja się ulotnię – szepnął przygryzając mi ucho i jeszcze raz ścisnął mi penisa, a swoim przejechał po całym moim rowie od dołu do góry i z powrotem, aż się wyprężyłem, stając na palcach.
    Skinąłem głową i w tej samej chwili utraciłem cały jego dotyk i rozkoszne ciepło płynące z jego ciała. Spojrzałem w lustro – właśnie znikał w drzwiach. Chwyciłem głęboki oddech. Naciągnąłem spodenki na dupę i odkryłem, że cały rów mi się klei od jego śluzu. Na takim poślizgu od razu mógł wjechać! – pomyślałem. Ale zaraz się zganiłem, że naprawdę straciłem poczucie rozsądku. On miał rację. Tu nie ma komfortu.
    Popatrzyłam na swojego wyprężonego penisa. Z takim sterczącym drągiem nie wrócę na salę. Muszę poczekać. A czasu też nie mam za wiele. I – zgotowałem mu kąpiel: wsadziłem go do umywalki pod strumień zimnej wody. Cały się zatrząsłem jak w febrze, ale pomogło. Ważne, że gdy się powycierałem, niczego po mnie nie było widać.
    Wróciłem na salę, ale już nie wziąłem się za odrabianie angola. Zamiast podpisu na etykiecie zeszytu – widziałem jego twarz, twarz Michała odbitą w lustrze i znów mi się w jajach robiło gorąco. Więc gdy Jacek przejechał się na parkiecie jak długi i zszedł obolały na ławeczkę, zaraz go zastąpiłem. Nie mogłem siedzieć. Nagle potrzebowałem ruchu!
    Z szatni wychodziłem jako ostatni. Wszyscy walili prosto w drzwi, a ja czekałem jak na szpilkach, żeby móc spokojnie przejść na trzecie piętro. Już na schodach usłyszałem głos Michała, który rozmawiał z Anglicą:
     – Dobrze. Ja zostanę, przygotuję sobie pomoce na jutro – mówił.
     – To jest klucz od zaplecza – powiedziała i usłyszałem charakterystyczne pobrzękiwanie, jak z pęku kluczy odpinała mu ten jeden. – Wszystkie plansze masz opisane, wiesz, gdzie czego szukać, tak jak ci pokazałam.
     – Dziękuję, pani magister – odpowiedział uprzejmie, a ja zatrzymałem się, żebym się na nich nie natknął.
     – No to do jutra – odpowiedziała mu, pewnie ze swoim „zawodowym” uśmiechem, jakim obdarzała rodziców, bo dla nas miała zawsze jednakowo smętny, znudzony grymas. Zeszła tamtą klatką schodową. To dobrze... Wziąłem głęboki oddech i przeskakując po dwa schody w górę już byłem na korytarzu. Pusto. Tylko Michał, który otwierał gabinet. Oglądnął się, zobaczył mnie. Uśmiechnął się. Skinął mi głową: chodź...
    Teraz na palcach, jak złodziej...
    Jeszcze jedno spojrzenie w lewo, w prawo – nikogo. Otworzył drzwi, przepuścił mnie  przodem.
     – Nie wiedziałem, czy nie stchórzysz – powiedział, przekręcając klucz w zamku.
     – Nigdy nie tchórzę.
    Byliśmy równi wzrostem. Twarzą w twarz. Oko w oko. Usta w usta. Długi, namiętny pocałunek.
     – Tam... – ruchem głowy wskazał mi na zaplecze.
    Wszedłem. On za mną. Piętą przymknął drzwi. Drugie zbliżenie ust, drugi mocny pocałunek. Rozchyliłem usta, a jego sprężysty język spenetrował mnie aż po samo gardło. Myślałem, że już oszaleję z podniecenia. Mój penis prężył się w spodniach, jakby za chwilę miał je rozerwać. Z trudem łapałem oddech. Poczułem dłonie Michała, jak od dołu chwytają brzeg mojej koszulki. Ściągnął mi ją przez głowę. Przez chwilę patrzyliśmy sobie prosto w oczy, ale zamknąłem je, gdy poczułem, jak delikatnie całuje moją szyję, jak przesuwa palcami po moich plecach, a drugą ręką masuje moje krocze. Pomrukiwał przy tym, ale z wyraźnym zadowoleniem. Przełożyłem dłonie na jego pośladki, ale żeby dostać się za pas jego spodni, o tym teraz nie było mowy. Masowałem mu pośladki, a jego ciepły, mokry język zaczął się powoli przesuwać po mojej klacie. Przygryzał mi sutki, czułem dreszcz. Lizał mi je i ssał, aż przestępowałem z nogi na nogę. Przejechał jeszcze niżej, do pępka. Objechał go naokoło, czubkiem języka jak świdrem wśliznął się w niego i wrócił do góry. Już myślałem, że strącę równowagę. Tymczasem to on ją stracił. Tuż za nim przy oknie stały dwa stare fotele i staromodna ława. Tu sobie Anglica z chemiczką popijają kawę. Michał cofnął się pół kroku i sam sobie podciął kolana o tę ławę. Poleciał na fotel, pociągając mnie za sobą. Wpadł w niego, półleżąc, a ja byłem nad nim. Znów patrzyliśmy sobie w oczy. Klęknąłem na fotelu, okrakiem otaczając jego uda, a on rozpiął mi spodnie. Wyprostowałem się na kolanach, przybliżyłem biodra do jego twarzy. Michał wbił wzrok w moje bokserki. Wyjął z nich moją twardą pałę, cmoknął z uznaniem i od razu wziął ją do ust. Poczułem elektryzujące ciepło jego warg. Zaczął od delikatnego ssania. Językiem spychał mi skórkę, a wargami naciągał ją z powrotem. Oblizywał mojego penisa, całował moje jaja, Wiercił językiem w koniuszek mojego ptaka, lizał go od góry do dołu, obciągał go wolną ręką trzymając język pod główką. Drugą dłonią zsunął mi gacie. Ręce położył mi na pośladkach, rozchylając je, jednocześnie powoli palcem masował mój otworek. Nie wiem, jakim cudem wtedy nie poleciałem mu spermą prosto w twarz. Położyłem mu ręce na głowie i kierowałem nim do przodu i do tyłu, dosłownie ruchałem go w przełyk. Poczułem, jak jego palec zaczyna wdzierać się w moją dziurkę. Wygiąłem się w tył, biorąc głębokie wdechy, upajałem się dawaną mi rozkoszą. Jednak musiałem przerwać, bo jeszcze chwila i zalałbym go wytryskiem. Powstrzymałem jego ruchy. Domyślił się, o co może chodzić, uśmiechnął się.
    Teraz ja chciałem dostarczyć mu trochę przyjemności. Rozpiąłem jego koszulę. Zobaczyłem szczupłe ciało z lekkim zarysem mięśni. Michał miał bardzo gładką skórę i delikatne, jasne owłosienie. Zacząłem zalewać jego szyję, tors i ramiona soczystymi pocałunkami. Cały czas dłońmi przesuwałem po jego ciele. Rozpiąłem pasek jego dżinsów. Ponieważ dalej w tej pozycji nic nie mogliśmy zrobić, zszedłem z fotela i uwolniłem go. Michał wstał. Ja już byłem prawie nagi, on jeszcze w spodniach. Ale jego wzrok powiedział mi wszystko. Na pewno byłem w jego typie, na pewno chciał ze mną coś więcej niż tylko zwykłe pieszczoty. Jeszcze raz dotknął mojej twardej pały, pogładził mi jaja i zatopiliśmy się w kolejnym namiętnym pocałunku. Nasze języki walczyły ze sobą. Chwilę później opuściłem mu jeansy, żeby dostać się do jego nabrzmiałego członka. Michał sam zrzucił z siebie rozpiętą koszulę. Ja zdjąłem mu slipy. Trzymaliśmy wzajemnie swoje pały, ocieraliśmy je o siebie. Michał nie jest supermenem, ale pałkę ma zgrabną. I znowu namiętny pocałunek. Czuliśmy, jak ogarnia nas coraz większe podniecenie. Oderwałem się od jego ust i przez tors i brzuch dotarłem wargami do jego penisa. Był bardzo twardy i już mokry od śluzu. Zacząłem lizać tę jego błyszczącą główkę, ale gdy tylko dotykałem ją językiem, cały penis podrywał mu się do góry i wyskakiwał mi z ust. Złapałem go w dłoń i wessałem mocno. Michał najpierw stracił oddech, a potem dyszał coraz głośniej i szarpał mnie za włosy. Jego penis tańczył po moim języku, a ja podbijałem go i znów ssałem, a druga ręką gładziłem jego jaja, już mokre od męskiego potu. Gdy od dołu wsunąłem dłoń pod jego pośladki, bez trudu dotarłem do zamkniętego otworka, który bardzo lekko poddał się moim palcom. Środkowy palec wsunąłem do wnętrza. Michał poderwał się, jakby go przeleciał prąd. Poruszyłem palcem, wsuwając go głębiej. Michał pojękiwał cicho, wyraźnie już nad sobą nie panował. Domyśliłem, się że czas pójść dalej. Spojrzałem na niego od dołu i zobaczyłem zadartą wysoko głowę i zamknięte oczy. To był najlepszy sygnał. Jeszcze mocniej zakręciłem palcem. Michał zacisnął pośladki, na chwilę unieruchomił moją rękę, a jego penis zapulsował mocno. Myślałem, że już wystrzeli, a tego tak szybko nie chciałem. Wysunąłem rękę spod jego krocza. Michał otworzył oczy. To jedno spojrzenie wystarczyło. Obaj zrozumieliśmy, co teraz musi się stać. Michał sam się odwrócił, rękami oparł się o poręcze fotela, wypinając do mnie swój kształtny tyłek. Był jeszcze bardziej seksi, niż w tych opiętych dżinsach. Albo domyślił się, że ja tego chcę, albo sam chciał, żebym to ja jego... Nieważne... Poczułem, jak krew na nowo zabuzowała mi w żyłach. Oparłem się brzuchem o jego pośladki, swoim penisem od dołu przejechałem mu po jajach. Poczułem maxi-dreszcz własnego podniecenia. To znaczy, że będzie dobrze. Musi być! Ale – nie stracę głowy, nie bez...
     – Masz gumę? – wyszeptałem mu nad uchem.
     – W spodniach...
    Spodnie leżały mu na stopach. Pochyliłem się. Gumę miał w tej samej kieszonce, w której i ja zawsze ją mam, gdy wychodzę do klubu. Zwykła... Ja używam poślizgowej, mój ptak to nie zabawka. To nic, damy radę. Rozdarłem sreberko. Jednym ruchem nałożyłem prezerwatywę na główkę penisa i rozrolowałem w dół. Pochyliłem się do jego pośladków. Naprawdę ładne, pełne i kształtne. Zbliżyłem do nich twarz. Pocałowałem. Polizałem otworek, świdrując językiem do wnętrza. Michał pojękiwał i rzucał biodrami. Wyprostowałem się. Jeszcze raz palec – i teraz... Przyłożyłem penisa. Objąłem Michała, złożyłem kilka pocałunków na jego karku i nacisnąłem biodrami. Powoli zacząłem się wsuwać. Michał na zmianę to oddychał bardzo szybko, to wstrzymywał oddech. Cały drżał.
     – Boli? – zapytałem jak głupi.
     – Posuwaj, nie gadaj...
    Więc pchnąłem mocno. Michał poderwał się, jakbym go podciął po jajach. Dopchnąłem jeszcze raz, głębiej. Patrzyłem, jak mój ptak powoli w nim znika, aż całym podbrzuszem zetknąłem się z jego pośladkami. Zrobiło mi się gorąco. Poprawiłem się, a Michał wziął głęboki oddech. Położyłem mu dłonie na biodrach. Czułem, jak mój ptak jest ciasno otoczony jego wnętrzem. Nic jeszcze nie robiłem, pozwoliłem mu złapać wewnętrzną równowagę i wyrównać oddech. Sam też musiałem się uspokoić. Po chwili już było dobrze. Ruszyłem, całując mu kark, ramiona i uszy.  
     – Dobrze – usłyszałem jego cichy szept. – Jestem gotowy. Dawaj...
    Rozluźnił się. Jakby czytał w moich myślach. Nie wiem, jak to zrobił, ale mój ptak już mógł swobodnie wyjechać w górę i wjechać z powrotem po jaja. Zalała mnie fala rozkoszy. Stopniowo przyspieszałem, aż moje jaja zaczęły głośno obijać się o jego mokry tyłek. Rytmicznie go pchałem, czując na biodrach i brzuchu jego pot. Odchylił głowę do tyłu, a wtedy całowałem go w otwarte usta. Kiedy od dołu złapał mnie za rozhuśtane jaja, natychmiast zamarłem bez ruchu. Zbliżał się orgazm, i to taki, że już nad nim nie zapanuję! Wyskoczyłem. Zdarłem gumę, a jego plecy zalała struga mojej spermy. Dyszałem głośno. Cały drżałem. Opadłem na niego, a sperma skleiła nas przyjemnym odprężeniem.
    Po chwili Michał odwrócił się w moją stronę. Dotknął ustami moich ust. Oddałem mu pocałunek i zsunąłem się z jego pleców.
    – Dasz mi jeszcze, czy masz dość? – usłyszałem i zobaczyłem, jak jego pała stoi twardo jak żołnierz na posterunku. Już w kiblu miałem na nią ochotę. To, że się spuściłem, wcale nie znaczy, że nie chciałbym jeszcze.
    – Wejdź, ja też chcę – odpowiedziałem.
    – To daj mi swoją gumę, na pewno masz...
    – Mam – sięgnąłem do kieszonki. Podałem mu.
    Wjechał we mnie lekko, guma poślizgowa, ptak nie gigant, ale jak go poczułem w sobie, dostałem takiego kopa, że kręciłem dupą jak...
    Michał prawie nie oddychał. Chodził krótkimi ruchami, że cały czas czułem na dupie podniecający dotyk jego łonowych włosów, ale w środku rozwalał mnie na całego.
    Krótko to było... Mogłoby być dłużej. Ale wiedziałem, że Michał był bardziej napalony niż ja. Podskoczył. Zerwał się ze mnie, wyjął – a ja natychmiast ukląkłem przed nim, zdarłem mu gumę i chwyciłem małego do ust. Zakrztusiłem się pierwszym strzałem. Ale nie uroniłem ani kropelki. Wylizałem mu pałeczkę do czysta. Michał podniósł mnie za ramiona. Wstałem. Zobaczyłem jego zmęczone, ale zadowolone, uśmiechnięte spojrzenie. Dotknął językiem moich warg, a ja rozchyliłem usta, przyciągając go za kark. I pocałunek, który zastąpił wszystkie niepotrzebne słowa.
    Patrzyłem, jak się ubiera, jak jego pośladki w spranych dżinsach nabierają nowego blasku. Ja też się ubrałem.
    – Kawa...? – zapytał. – ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin