Aleksander Krawczuk - Wojna trojańska.pdf

(19270 KB) Pobierz
328235617 UNPDF
328235617.005.png
Aleksander Krawczuk
WOJNA TROJAŃSKA
Księgozbiór DiGG
f
2010
328235617.006.png 328235617.007.png 328235617.008.png 328235617.001.png
KSIĘGA PIERWSZA
ACHILLES
GNIEW ACHILLESA
C hoć zastępy Achajów stały pod Troją rok już dziesiąty, do miasta wedrzeć się nie
mogły. Broniły go bowiem nie tylko głazy wysokich murów, lecz także dzielność
Trojan oraz ich sojuszników, nade wszystko zaś nieustraszone męstwo Hektora.
Ze swoim krajem ojczystym, odległym o wiele dni żeglugi przez burzliwe morza,
Achajowie nie mieli prawie żadnej łączności. Toteż w ciągu owych długich lat wojny
zdobywali żywność, bogactwa i kobiety, grabiąc osiedla i wyspy w okolicach Troi, u
zachodnich wybrzeży Azji Mniejszej. Najbardziej srożył się w czasie wypraw młody
Achilles, książę Myrmidonów. Dziewczyna, którą przywiózł sobie z jednego ze
złupionych miast, piękna Bryzeida, przeżyła tam chwile straszne!
- Widziałam mojego męża przebitego ostrym spiżem przed murami miasta. A trzej
moi bracia, najdrożsi, których ta sama, co i mnie, matka urodziła, wszyscy śmierć
znaleźli.
Ale w namiocie Achillesa Bryzeida pogodziła się z losem, a nawet pokochała
człowieka, który był zabójcą tylu jej najbliższych. W jakiejś mierze sprawił to
Patroklos. On to bowiem, najbliższy druh Achillesa, obudził w brance nadzieję, że
jeszcze otworzy się przed nią lepsza przyszłość. Toteż po śmierci Patroklosa
Bryzeida żałośnie zawodziła nad jego zwłokami:
- Nie pozwoliłeś, żebym płakała, kiedy chyży Achilles zabił mego męża i zburzył
miasto ojczyste. Mówiłeś, że uczynisz mnie żoną boskiego Achillesa. Że zabierzesz
mnie na okrętach do Ftyi i tam wyprawisz mi ucztę weselną wśród Myrmidonów!
Sam Patroklos również miał dziewczynę, która dzieliła z nim łoże. Zwała się Iris.
Achilles dał ją swemu przyjacielowi po zdobyciu wyspy Skiros.
Ofiarą jednej z łupieskich wypraw Achajów padło miasto Chryza. Znajdował się
tam sławny i bardzo czczony przybytek boga Apollona. Ten uszanowano. Uszedł też
z życiem kapłan Chryzes. Uprowadzono wszelako do niewoli jego córkę, dziewczynę
wielkiej urody. Toteż wybrał sobie Chryzeidę, jako udział w zdobyczy, nie kto inny,
lecz król wszystkich Achajów, naczelny wódz wojsk obozujących pod Troją, sam
Agamemnon. Cenił ją bardzo i otwarcie mówił:
- Chciałbym mieć Chryzeidę w swoim domu. Wolę ją nawet od ślubnej małżonki,
od Klitajmnestry. Bo nie ustępuje jej ani postacią, ani urodą, ani też rozumem i
zdatnością do pracy.
Ojciec Chryzeidy przybył do obozu pod Troją. Wiózł ogromny okup, a w ręku
trzymał złote berło ozdobione wstęgami - znak, że jest sługą boga. Błagał wszystkich
Achajów, ale najgoręcej Agamemnona i jego brata Menelaosa:
328235617.002.png
- Wam niechże pozwolą bogowie, co Olimp zamieszkują, zdobyć gród Priama i
szczęśliwie powrócić do domów. Mnie zaś córkę oddajcie i przyjmijcie ten okup!
Tak uszanujecie syna Zeusowego, Apollona, który z dala razi strzałami!
Achajowie gotowi byli na to przystać - wszyscy, prócz samego króla
Agamemnona. Ten z niczym odesłał ojca Chryzeidy i jeszcze złajał go ostro przed
całym wojskiem. Wołał:
- Żebym cię, starcze, nie spotkał tu znowu przy naszych wklęsłych okrętach! Nie
pomoże ci wtedy ani berło kapłańskie, ani boże wstęgi! A dziewczyny nie oddam.
Prędzej zestarzeje się w moim domu, w Argos, daleko od ojczyzny. Będzie na
krosnach tkała i łoże mi ścieliła. Precz stąd, nie drażnij mnie więcej, bo nie ujdziesz
cały!
Przeraził się starzec i posłusznie ustąpił. Szedł wzdłuż brzegu morza wciąż
szumiącego i modlił się do swego boga:
- Niech za łzy moje zapłacą twoje strzały Danaom!
I zstąpił Apollon z wierzchołków Olimpu, rozgniewany w swym sercu, podobny
do nocy; łuk i kołczan miał na plecach. Usiadł z dala od okrętów. Potem strzałę
wypuścił, a srebrny łuk ostro zadźwięczał. Bóg raził najpierw muły i psy zdziczałe,
lecz później i ludzi; toteż gęsto paliły się zwłoki na stosach pogrzebowych. Tak było
przez dni dziewięć. Ale w dniu dziesiątym Achilles zwołał wiec ludu. Tam wróż
Kalchas wyjawił, co jest przyczyną gniewu boga. Ustąpił wówczas król Agamemnon,
choć bardzo niechętnie. Przyobiecał, że Chryzeidę odda ojcu, byle lud ocalał. Zaraz
jednak dorzucił:
- Ale wy starajcie się natychmiast o jakiś dar dla mnie, żebym nie siedział tu bez
udziału w łupach, sam jeden wśród Achajów. Bo przecież widzicie to wszyscy, że
mój udział przepada!
Achilles przyobiecał królowi:
- Otrzymasz dar trzy, a nawet cztery razy cenniejszy od Chryzeidy, ale wtedy
dopiero, kiedy padnie Troja. Bo łupy z miast zdobytych już rozdzielono. A nie godzi
się zmuszać ludzi, żeby zwracali, co raz już im dano.
Tak mówił Achilles, lecz króla tylko rozgniewał. Zagroził Agamemnon:
- Jeśli nie złożycie daru, który by mi się spodobał i wart byłby Chryzeidy, sam
sobie wybiorę i wezmę! Twój, Achillesie, albo Ajasa, albo też Odyseusza!
Spode łba spojrzał Achilles na Agamemnona i tak się odezwał:
- Ty bezwstydniku i chciwcze! Jakże ma ci zaufać ktokolwiek z Achajów, kiedy
trzeba w drogę ruszać albo dzielnie stawać w bitwie? Przyszedłem tu walczyć wcale
nie z powodu Trojan, dobrych włóczników. Przecież w niczym mi oni nie zawinili!
Nigdy nie zagarnęli moich krów ani koni i nigdy nie zniszczyli plonów we Ftyi,
ziemi urodzajnej, ludzi karmiącej. Bo wiele mrocznych gór, a także morze huczące
dzieli Ftyję od Troi. To za tobą, bezwstydniku, poszliśmy, żebyś ty się cieszył! Ale ty
nie dbasz o to wszystko, nic ci nie zależy na tym. Grozisz, że dar mi odbierzesz. A ja
dobrze się natrudziłem, żeby go posiąść, i dali mi go synowie Achajów. Kiedy
zdobywamy jakieś ludne miasteczko Trojan, nigdy nie przypada mi dar równy
twojemu, choć cały znój wojny na moje patrzy ręce. Za to przy podziale łupów część
twoja zawsze okazalsza. A ja, zmęczony wojowaniem, odchodzę do okrętów z darem
skromnym, lecz i miłym sercu. Teraz wracam do Ftyi. Tak będzie dla mnie lepiej, i to
znacznie lepiej - odjechać do ojczyzny na okrętach wygiętych. Całkiem nie myślę
siedzieć tu wzgardzony i bogactwa zdobywać dla ciebie!
Zaraz mu odpowiedział król Agamemnon:
328235617.003.png
- Dobrze, uciekaj, jeśli taka wola! Ja prosił cię nie będę, żebyś dla mnie został! Są
tutaj inni jeszcze, co mi cześć okażą - a największą sam Zeus doradca. Spośród
wszystkich książąt tyś mi nienawistny najbardziej. Bo tylko zwady ci miłe, tylko
walki i bójki. Prawda, żeś jak nikt jest krzepki, ale dar to boga. Teraz wracaj ze
swoimi okrętami i ludźmi, panuj nad Myrmidonami! Nie dbam o ciebie i na twoje
gniewy zważał nie będę. To jedno ci zapowiadam: skoro zabiera mi Apollon
Chryzeidę, odeślę ją okrętem z moimi druhami. Ale w zamian wezmę z twojego
namiotu piękną Bryzeidę, coś ją dostał w darze! Wezmę, żebyś dobrze pojął, o ilem
możniejszy od ciebie, i żeby nie śmiał ktoś inny ze mną się równać i w oczy mi się
sprzeciwiać!
Ból przeszył serce Achillesa. A jego serce w kosmatej piersi między dwojgiem się
ważyło: czy wyciągnąć miecz ostry, wojsko poderwać, króla zabić, czy też
wściekłość powstrzymać. Kiedy tak zastanawiał się w duchu i już dobywał z pochwy
miecz ogromny, przybyła z nieba Atena. Posłała ją białoramienna bogini Hera. Obu
ich bowiem, króla i księcia, w sercu swym kochała i o obu się troszczyła.
Stanęła Atena z tyłu, za Achillesem, i za jasny włos go chwyciła. Ukazała się jemu
tylko, nikt inny jej nie dostrzegł. Zdrętwiał Achilles; przerażony spojrzał za siebie.
Natychmiast poznał Pallas Atenę - a oczy jej gorzały straszliwie.
Sowiooka bogini doradziła księciu, by miecza się nie imał, lecz tylko słowami łajał
króla. Położył więc Achilles ciężką rękę na srebrnej głowicy i wepchnął oręż z
powrotem do pochwy, na Agamemnona zaś jął miotać obelgi:
- Ty pijanico, co psie masz oczy, a serce jelenia! Nigdy nie starczyło ci odwagi,
żeby zbroję przywdziać wraz z ludem i do boju ruszyć! Nigdyś na zasadzkę nie
poszedł z najlepszymi spośród Achajów! To śmiercią ci się wydawało. Pewnie,
znacznie to wygodniej odbierać dary temu, kto ci się sprzeciwi w mnogim wojsku
Achajów. Ty królu ludożerco, co nad tchórzami panujesz!
I złożył Achilles wielką przysięgę na swoje berło królewskie:
- Przyjdzie czas jeszcze, że bardzo zapragną Achillesa synowie Achajów. A wtedy
ty nic pomóc nie zdołasz, choć i boleć będziesz, bo wielu legnie z ręki Hektora. Serce
będzie ci krwawić, żeś nie uczcił najlepszego z Achajów!
Tak rzekł, cisnął na ziemię berło nabijane złotymi gwoździami, i usiadł.
A kiedy już rozeszło się zgromadzenie Achajów i kiedy Agamemnon wyprawił
Chryzeidę do ojca, dwóch heroldów udało się z rozkazu króla do Achillesa, żeby
odebrać mu brankę. Szli niechętnie wzdłuż wybrzeża ku miejscu, gdzie obozowali
Myrmidonowie. Zastali Achillesa siedzącego przy swoim namiocie, przed czarnym
okrętem. Nie ucieszył się na ich widok. Oni zaś stali zlęknieni i pełni czci dla księcia
nie ozwali się ni słowem. Achilles pierwszy przemówił:
- Witajcie, heroldowie, posłowie Zeusa i ludzi! Bliżej podejdźcie. Nie was ja
winię, lecz Agamemnona. Bo to on was wysłał po Bryzeidę. Prędzej więc,
Patroklosie, wyprowadź dziewczynę i oddaj ją tym obu, niech ją zabiorą! Ale oni
będą mi świadkami wobec szczęsnych bogów i śmiertelnych ludzi, a także wobec
króla bezlitosnego, jeśli kiedyś zajdzie potrzeba, żebym bronił innych przed
straszliwą zgubą!
Tak powiedział. A Patroklos, posłuszny przyjacielowi, wyprowadził z namiotu
piękną Bryzeidę. Heroldowie wracali wzdłuż wyciągniętych na brzeg achajskich
okrętów, a dziewczyna szła za nimi wbrew swojej woli.
Odtąd Trojanie napierali coraz mocniej na Achajów, pozbawionych
najwaleczniejszego rycerza. Nikt bowiem, ani Diomedes, ani Menelaos, ani Ajas czy
328235617.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin