Wójtowicz Milena - Statystyka Magii(1).pdf

(183 KB) Pobierz
26616533 UNPDF
Milena Wójtowicz
Statystyka magii
Po „(Nie)Szcz ęś liwym trafie” oraz „Kocha? Lubi? Szanuje???” przyszedł czas na
opublikowanie trzeciej cz ęś ci trylogii fantasy pełnej ciepłego humoru...
Porządny rycerz powinien mieć tak ze dwa metry wzrostu, potęŜne bary, byczy
kark, parę kilo muskułów poupychanych w róŜnych miejscach i moŜliwie
olśniewającą aparycję. Takie elementy jak średnia inteligencja, mierne poczucie
humoru, mania prześladowcza i romantyczne spojrzenie na świat nie zawsze są
uwzględniane w opisach. Ale te cechy dotyczą kaŜdego typowego rycerza.
Magowie powinni być egocentryczni, samolubni, natchnieni i Ŝądni mocy. Powinni
działać z rozmachem. Mało kto wspomina o oślim uporze i umyśle ściśle ścisłym.
Ale prawie kaŜdy mag taki jest.
Statystycznie rzecz biorąc statystyczny rycerz ma ze statystycznym magiem tyle
wspólnego co butelka z kalafiorem.
Nie wszyscy wierzą w statystyki.
Musiałek lord WęŜogrodu uwaŜał je za mało istotny element krajobrazu. Rzecz jasna
wiedział czym, mniej więcej, były i do czego, mniej więcej, słuŜyły. Po prostu, gdy
obmyślał fortel mający pomóc mu w dostaniu się do zamku wroga, wiedza o
statystycznym powodzeniu tego typu przedsięwzięć niekoniecznie była mu
niezbędna. Musiałek zgadzał się z twierdzeniem, Ŝe wiedza jest potęgą. Zwłaszcza,
kiedy dotyczyła ona tajnych przejść do rzeczonego zamku.
Nieco innego zdania był Skarpeta LeFlądr. Jego zdaniem wiedza była potęŜna, jeśli
wiedziało się jak z niej korzystać. Jego prywatnym zdaniem, tych, co korzystali z niej
bez odpowiednich uprawnień naleŜało wieszać za uszy nad stawem pełnym piranii.
Musiałek i Skarpeta znali się od momentu, gdy jeden z nich (do dziś nie
rozstrzygnięto który) przyłoŜył drugiemu grzechotką. To był początek wspaniałej
przyjaźni, która, wbrew statystykom, przetrwała chwilę, kiedy Musiałek został
rycerzem, a Skarpeta magiem i trwała nadal. MoŜna nawet powiedzieć, Ŝe kwitła.
Obecnie kwitła w środku średnio miłego lasu, który był średnio ponury i średnio
radosny. Niektórzy bali się tu chodzić. Oni się nie bali.
Jakiś czas temu postanowili wyruszyć w podróŜ, razem i w tym samym kierunku,
chociaŜ przyświecały im róŜne cele. Musiałek szukał przygód, które mógłby
rozwiązać siłą lub sprytem. Skarpeta szukał tych, co jego zdaniem nie znali się na
wiedzy, Ŝeby ich przekonać do nie korzystania z niej.
Jak dotąd, Ŝaden z nich nie osiągnął celu.
Ta sytuacja mogła się wkrótce zmienić. Przede wszystkim dlatego, Ŝe w ciągu
ostatnich trzech godzin pięć razy przebiegł im drogę smok. Nie w jakichś wrogich
zamiarach - zdaje się, Ŝe nawet ich nie zauwaŜył. Był zbyt zajęty gonieniem motylka.
- Myślisz, Ŝe to jakiś tutejszy zwyczaj? - spytał nieufnie Musiałek, gdy smok
przebiegł im drogę szósty raz.
- Nie - stwierdził stanowczo Skarpeta. - Myślę, Ŝe to jest smok goniący motylka.
- To moŜe być pułapka. Wiesz, smok przebiega nam drogę sześć razy..
- JuŜ siedem.
...siedem. A moŜe nawet osiem. A za dziewiątym, kiedy juŜ przestaniemy zwracać na
niego uwagę...- Trudno nie zwracać na niego uwagi. Raz nas prawie stratował.
- No to moŜe myśli, Ŝe uznamy go za niegroźnego i wtedy, kiedy za tym
dziesiątym...
- Dziewiątym - poprawił mag.
- Co? - Musiałka wytrąciło z toku myślenia.
- Mówiłeś, ze za dziewiątym razem.
- MoŜe być i za dziewiątym - zgodził się rycerz. - No i wtedy wybiegnie, niby za
motylkiem, a nagle hop! I rzuci się na nas. Ale my będziemy przygotowani -poklepał
rękojeść miecza. - Bestia nie wie, na kogo się porywa.
- Na moje oko - powiedział z namysłem Skarpeta - to on jest za mały, Ŝeby porywać
się na przyjezdnych.
- To moŜe być fortel. Najpierw jest mały smok, a potem nagle hop! I jest duŜy smok.
- Nie wygląda na takiego.
- MoŜe współpracować z duŜym smokiem. Wiesz, smoki to zmyślne bestie. Mógł
umówić się z jakimś duŜym, Ŝe będzie nas zwodził tak długo, aŜ wpadniemy w zęby
tego duŜego. A mały dostanie swoją część. Na przykład moją nogę i twoją rękę.
Szczerze mówiąc, to wygląda całkiem sympatycznie. I niegroźnie. Jak przerośnięty
kurczak z mordą jaszczurki. Takiej jaszczurki, co ma dziób.
- Pewnie Ŝeby łatwiej odrywać od ciebie kawałki.
- Ja myślę - powiedział Skarpeta - Ŝe to jest po prostu mały smok, który chce się
pobawić z motylkiem.
- Być moŜe - zgodził się niechętnie Musiałek. - To by oznaczało, Ŝe gdzieś tu jest jego
mamusia. I uwaŜam, Ŝe miecz powinienem trzymać w pogotowiu.
Skarpeta wzruszył ramionami. Smok nie przebiegł im juŜ drogi ani razu.
- Pewnie zorientował się, z kim ma do czynienia - stwierdził z satysfakcją Musiałek.
- Myślę, Ŝe po prostu złapał motylka - powiedział spokojnie mag.
Musiałek nabzdyczył się i próbował wymyślić jakąś ciętą ripostę. Nie zdąŜył, bo
dojeŜdŜali właśnie do rozstaju dróg, na którym wybuchło drobne zamieszanie.
Drobna anomalią statystyczną był fakt, Ŝe brali w nim udział: rosły młodzian w
koronie, czerwona papuga i szary wilkołak.
Papuga tarzała się po piasku i dostawała spazmów. KsiąŜę siedział na koniu z
wyrazem cierpienia na twarzy. Wilkołak przekonywał go, Ŝe nie wszystkie wilkołaki
są wegetarianami i któryś z jego kuzynów na pewno zjadłby ptaszka bez wahania.
Musiałek i Skarpeta zbliŜyli się ostroŜnie, zaintrygowani. Tamci nie zwrócili na nich
uwagi. Skarpeta chrząknął. Nie było Ŝadnej reakcji.
- Przepraszam - powiedział głośno i wyraźnie. - Czy moŜemy w czymś pomóc?
Młodzieniec w koronie zwrócił na niego melancholijne spojrzenie.
- Nie - powiedział smutno. - Zgubiliśmy się.
- Mamy mapę - odparł Skarpeta, nie zwracając uwagi na szepty Musiałka, dotyczące
groźnych wilkołaków.
- Wcale się nie zgubiliśmy - wtrącił jednocześnie zirytowany wilkołak. - Ja doskonale
wiem gdzie jesteśmy i gdzie mamy jechać.
Na te słowa papuga przestała się tarzać i poderwała się na nogi.
- Wstrętny sabotaŜysta! - wrzasnęła. - Wcale nie chcesz mi pomóc! Chcesz, Ŝeby mnie
ktoś zjadł, Ŝebym ja nigdy nie była z powrotem księŜniczką i Ŝebym nigdy nie
poślubiła księcia, a ty sobie wrócisz do kucharki i będziesz jadł sałatkę z marchewki!
- wybuchła płaczem.
- AŜ tak ci nie Ŝyczę - mruknął wilkołak. - Wystarczy, Ŝeby ci odpadł język.
Wredny i podły tyran! Sadysta! Kat nieszczęsnych księŜniczek rozwrzeszczała się
papuga.
Musiałek podjął decyzję i sięgnął po miecz.- Nikt nie będzie Ŝadnych księŜniczek
dręczył w mojej obecności - krzyknął i zamierzył się na wilkołaka, który wzdrygnął
się nerwowo. - Zapłacisz mi za to, podła kreaturo!
Papuga patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, młodzian w koronie się
zdziwił. Skarpeta próbował zatrzymać przyjaciela. Musiałek uniósł miecz w górę.
Spomiędzy drzew wybiegł smok goniący motylka. Na widok grupki na rozstaju
wyhamował i zamerdał ogonem. Potem zobaczył miecz w ręce Musiałka. Wystrzelił
jak strzała i znikł za horyzontem, wyrywając po drodze rycerzowi miecz i zabierając
broń ze sobą.
Przez chwilę wszyscy patrzyli za nim. Pierwszy otrząsnął się wilkołak, który nie
patrzył za smokiem, tylko upewniał się, Ŝe Musiałek nie ma drugiego miecza. Fakt,
Ŝe go nie miał, poprawił wilkołakowi humor.
- Mówiłem, Ŝe jesteśmy blisko - stwierdził.
Papuga otrząsnęła się z piasku.
- MoŜe i nie jesteś sabotaŜystą, ale i tak wiem, Ŝe mi źle Ŝyczysz.
- Mam wraŜenie - odezwał się nagle młodzieniec patrząc potępiająco na rycerza
- Ŝe to trochę nieładnie napadać znienacka na przypadkowych przechodniów.
To jest wilkołak, a nie Ŝaden przypadkowy przechodzeń - zaprotestował Musiałek.
- Rasista - mruknął wilkołak.
- Mój przyjaciel - wyjaśnił Skarpeta - ma bardzo dobre serce i słysząc awanturę, Ŝale
tej... - zająknął się - ..i wezwania pomocy, pośpieszył na ratunek.
- Najpierw naleŜy myśleć, a dopiero potem, jeśli to absolutnie konieczne i nie ma
innych opcji, moŜna uŜyć argumentów siłowych - odparł łagodnie ten w koronie.
Awantura - prychnęła śmiertelnie obraŜona papuga. - Nie było Ŝadnej awantury.
NajwyŜej drobna sprzeczka. I do tego prywatna. Rodzinna.
- Rodzinna? - Skarpeta spojrzał z niedowierzaniem.
Papuga rzuciła mu niechętne spojrzenie.
- Wścibstwo jest nieeleganckie - dumnie przefrunęła na ramię młodzieńca. Jedźmy -
zaŜądała. - On pobiegł tam - machnęła skrzydłem.
- Tak się składa, Ŝe pobiegł w przeciwną stronę - wtrącił słodkim głosem wilkołak.
- Będziecie ścigać smoka? - zainteresował się Musiałek, nie zwracając uwagi na
szeptaną reprymendę maga. - On ma mój miecz. Trzeba go złapać.
- Po co? - zdziwił się młodzieniec.
- śeby mu zabrać mój miecz!
- Pewnie juŜ go zjadł - ucieszył się wilkołak. - Albo gdzieś zakopał. Innymi słowy:
miecz przepadł.
Musiałek się skrzywił.
- Nie mam drugiego.
- Tak mi przykro - zapewnił go wilkołak.
- Znacie tego smoka? - zainteresował się Skarpeta.
- Pośrednio - zbyła go papuga.
- MoŜna tak powiedzieć - odparł młodzieniec.
- Całkiem dobrze - powiedział wilkołak.
- Bestia napada na podróŜnych, co? - mrugnął porozumiewawczo Musiałek.
- Nooo... - wilkołak zawahał się chwilę. - Niezupełnie.
- Jak to niezupełnie?
- Nooo.. - wilkołak brnął dalej. - On nie ma nic przeciwko podróŜnym jako takim.
Oczywiście niektórych aportuje. I lubi aportować broń. Ale ogólnie jest bardzo
Ŝyczliwy.
Młodzieniec w koronie zerknął na papugę.
- Chyba powinniśmy ruszać - westchnął.
Wilkołak bez słowa skierował swego konia w stronę, w którą podąŜył smok.- Co za
zbieg okoliczności - Skarpeta szturchnął Musiałka. - My teŜ jedziemy w tamtą stronę.
Więc jeśli nie macie nic przeciwko...
- Mamy - mruknęła papuga.
- ... to przyłączymy się do was - zakończył mag.
KsiąŜę wzruszył ramionami.
- Jeśli wam się chce.
- Pozwólcie, Ŝe się przedstawię. Jestem Skarpeta LeFlądr, mag, a to mój dzielny
przyjaciel Musiałek z WęŜogrodu.
- Mag? - zainteresował się słabo młodzieniec. - Jeśli jesteś magiem, to...
- Nie ma mowy - przerwała mu stanowczo papuga. - Nie pozwolę, Ŝeby odczarował
mnie ktoś o imieniu Skarpeta.
- Trudno - młodzieniec nie przejął się zbytnio. - Jestem Lanfred, ksiąŜę Zamku
Północnego, to - wskazał papugę - księŜniczka Lucilla z Zamku KsięŜyca, a to mój
przyjaciel Stokrotka.
- Stokrotka? - zdziwił się mag.
- Skarpeta? - wilkołak uniósł brwi.
- KsięŜniczka? - dziwił się Musiałek, rozglądając się wokoło.
Papuga prychnęła.
- Za co ja tak cierpię?!?
Zaczarowana, co? - Skarpeta przyjrzał się jej uwaŜnie. - Myślę, Ŝe mógłbym...
- Myślę, Ŝe nie - powiedziała zimno Lucilla. - Otrzymam pomoc od kogoś godnego
zaufania i o ładniejszym imieniu.
- Iskierka mówiła, Ŝe to się niekoniecznie moŜe udać... - zaczął Stokrotka.
Papuga zgromiła go wzrokiem.
- Jeśli moŜna - wtrącił Skarpeta - to kim jest Iskierka?
- Mamusią tego smoka - wyjaśnił Lanfred.
- Wielka, złośliwa smoczyca - powiedział Musiałek otwierając szeroko oczy.
- Nooo.. - wilkołak znowu się zawahał. - Tak teŜ ją moŜna określić.
- Jest niebezpieczna - kontynuował Musiałek.
Lanfred i Stokrotka pokiwali głowami.
- Wielka, wredna, niebezpieczna smoczyca zmiatająca jedną łapą całe wioski -ciągnął
Musiałek. - A ja nie mam miecza! Ten mały go zabrał! Na pewno w zmowie ze
smoczycą!
- Wątpię. Ona bardzo nie lubi, jak Amadeusz je Ŝelastwo - westchnął wilkołak.
- Amadeusz? - Skarpeta lekko uniósł brwi.
- Smok. Tak ma na imię - wyjaśnił ksiąŜę.
- To musi być oryginalna rodzinka.
- O tak - zgodził się Stokrotka. - I bardzo liczna.
Na środek drogi wyskoczyło coś średniego wzrostu, otulone od stóp do czubka
głowy w Ŝelazo i z ognistym mieczem w dłoniach. Trudno było nie zauwaŜyć, Ŝe ten
ktoś pod warstwą metalu z trudem utrzymuje równowagę.
- Stać!! - ryknęła postać strasznym głosem. - Stać, głupcy, którzy ośmielacie się... -
zachwiała się i runęła na twarz.
- Herbercie - powiedział smutno Lanfred - Czy nie uwaŜasz, Ŝe taka zbroja to za
duŜo dla kogoś, kto ma trzynaście lat ?
- Aha - przytaknął Stokrotka. - I miecz ci się pali.
Spod zbroi wyczołgał się piegowaty chłopiec.
- To specjalnie. śeby Amadeusz nie zaaportował.
- Zrozumiałe. A czy ktoś ci tłumaczył, Ŝe ogień jest niebezpieczny? - zapytał ze
smutkiem wilkołak.
- Mali chłopcy chcą się bawić w bohaterów - wtrącił zniecierpliwiony Skarpeta.
- To normalne.
- Ja nie jestem Ŝadnym zwyczajnym małym chłopcem, który bawi się w wojnę! -
zezłościł się Herbert. - Jestem uczniem samego Tygrysa, staroŜytnego boga wojny!
Lepiej z nim nie zadzieraj, bo zobaczysz!!!
- Tygrys... - Skarpeta zmarszczył brwi usiłując sobie coś przypomnieć.- Tatuś
Amadeusza - odparł Stokrotka. - Herbercie, zostaw to Ŝelastwo i wsiadaj na konia.
Podwieziemy cię do domu.
Chłopiec zerknął na zbroję.
- Amadeusz...
- Tym lepiej - stwierdził stanowczo Stokrotka. - Mógłbyś, dla odmiany zająć się
szachami. MoŜe to by cię uspokoiło.
W pewnym oddaleniu od podróŜnych, na brzegu strumyka, Iskierka robiła
przepierkę. Polegało to na tym, Ŝe siedziała i patrzyła jak wszystko samo, przy
drobnej pomocy czarów, się pierze. Obok niej, wpatrując się ponuro w wodę, leŜała i
machała nogami jedna z licznych kuzynek Tygrysa.
Miała na imię Czajka i była staroŜytną boginią chaosu. Była potęŜna, roztrzepana,
niezorganizowana i, co jest u bogów raczej nietypowe, strasznie nieśmiała. Oprócz
tego miała ogromny kompleks, wynikający z własnej chaotyczności. Jak wszyscy
bogowie, była teŜ szalenie atrakcyjna, ale pomimo tego od paru tysięcy lat była
samotna, do czego wydatnie przyczynił się fakt, ze na dłuŜszą metę nikt, bóg czy
człowiek, nie był w stanie wytrzymać z huraganem. Była szczupła, średniego
wzrostu, miała śnieŜnobiałą cerę, oczy nieokreślonego koloru i włosy w tonacji
brązowo-rudo-zielono-fioletowo-czarnej, kręcone i wiecznie rozczochrane. Ubrana
była w brązową sukienkę z asymetrycznie oddartym na wysokości kolan dołem i
krzywo oddartymi rękawami. O dziwo, buty nie były podarte.
- Nie widzę w niczym sensu - poskarŜyła się.
- Jak masz widzieć sens, jak Ŝyjesz w chaosie?! - zdziwiła się lekko Iskierka.
- Właściwie to nie mam szans - westchnęła cięŜko Czajka. - Nie masz pojęcia jak
bycie kimś takim jak ja utrudnia Ŝycie.
- Tobie czy innym? - zainteresowała się wiedźma
Zgłoś jeśli naruszono regulamin