Wygotski L - Myślenie i mowa.doc

(1620 KB) Pobierz
I

Lew Siemionowicz Wygocki

MYŚLENIE I MOWA

 



Napisane: 1934
Źródło: Lew Wygocki, "Wybrane prace psychologiczne" str. 159-488, PWN, Warszawa 1971
Tłumaczenie: Edda Flesznerowa i Józef Fleszner
Transkrypcja/adaptacja/korekta: Wojciech Figiel, grudzień 2004


SPIS TREŚCI

Od autora

I. Problem i metoda badania

II. Genetyczne źródła myślenia i mowy

III. Eksperymentalne badania rozwoju pojęć

IV. Badanie rozwoju pojęć naukowych w wieku szkolnym

V. Myśl i słowo

 

Myślenie i mowa

Od autora

Praca ta jest studium psychologicznym jednego z najtrudniejszych, najbardziej zawiłych problemów psychologii eksperymentalnej: problemu myślenia i mowy. Nikt, jak się wydaje, nie podjął dotychczas systematycznych badań eksperymentalnych w tej dziedzinie. Rozwiązanie zadania, jakie sobie postawiłem, na podstawie pierwszej chociażby aproksymacji wymagało wykonania szeregu mniejszych prac eksperymentalnych, dotyczących poszczególnych aspektów interesującego nas zagadnienia, takich np. jak badanie sztucznie tworzonych pojęć, mowy pisanej i jej stosunku do myślenia, mowy wewnętrznej itd.

Nie sposób było poprzestać na badaniach eksperymentalnych, należało sięgnąć również do prac teoretycznych i krytycznych. Trzeba było, po pierwsze, przeprowadzić analizę teoretyczną, a następnie uogólnić już zebrany przez psychologów bogaty materiał faktyczny, skonfrontować i porównać dane filogenezy i ontogenezy, by w ten sposób określić punkty wyjścia dla rozwiązania naszego problemu oraz podstawowe przesłanki dla samodzielnego zdobywania faktów naukowych, przez nadanie im postaci ogólnej teorii genetycznych podstaw myślenia i mowy. Po drugie, trzeba było krytycznie przeanalizować panujące współcześnie teorie myślenia i mowy, by z nich uczynić odskocznię w odnajdywaniu własnych dróg i opracowaniu wstępnych hipotez roboczych, przy czym od samego początku teoretyczną drogę naszego badania trzeba było przeciwstawić tej drodze, która doprowadziła do powstania dominujących dziś w nauce teorii, teorii nie dających się utrzymać, wymagających rewizji i przezwyciężenia.

Analiza teoretyczna okazała się w toku badania konieczna jeszcze dwukrotnie. Przy badaniu myślenia i mowy musi się, siłą rzeczy, poruszyć wiele faktów należących do nauk pogranicznych, stykowych. Niezbędna okazała się w związku z tym konfrontacja danych psychologii mowy i lingwistyki, danych eksperymentalnych zdobytych przy badaniu pojęć oraz psychologicznej teorii nauczania. Wszystkie te mimochodem pojawiające się zagadnienia najprościej było — jak sądzę — rozwiązywać czysto teoretycznie, rezygnując z analizy gromadzonego przez nas samych materiału faktycznego. Posłuszny tej zasadzie, zastosowałem w badaniach nad rozwojem pojęć naukowych hipotezę roboczą o ich rozwoju i nauczaniu opracowaną gdzie indziej na innym materiale. I wreszcie po raz ostatni sięgnąłem do analizy teoretycznej przy uogólnianiu i podsumowywaniu wszystkich zebranych danych eksperymentalnych.

Oto dlaczego nasze studium jest treściowo oraz strukturalnie skomplikowane i niejednolite. Niemniej jednak każde zadanie cząstkowe, rozwiązywane na poszczególnych etapach naszej pracy, było tak dalece podporządkowane ogólnemu celowi, tak dalece wiązało się z etapem poprzednim i następnym, że w sumie praca stanowi, mam nadzieję, zwartą całość, złożoną wprawdzie z różnych części, niemniej nastawioną na jedno podstawowe i centralne zadanie, mianowicie na analizę genetyczną stosunków między myślą a słowem.

To centralne zadanie zadecydowało o programie badawczym i planie niniejszej pracy. Zacząłem od ustalenia problemu i szukania metod badawczych.

Następnie poddałem krytycznej analizie dwie najbardziej wpływowe teorie rozwoju mowy i myślenia: teorię Piageta i teorię Sterna. Chciałem przy tym od razu przeciwstawić nasz sposób widzenia problemu i naszą metodę badawczą tradycyjnemu sposobowi widzenia i tradycyjnym metodom, by w ten sposób wyraźnie określić kierunek tej pracy i jej ostateczny cel. Trzeba też było nasze dwa badania eksperymentalne —• nad rozwojem pojęć i podstawowymi formami myślenia werbalnego — poprzedzić analizą teoretyczną, która wyjaśniając źródła genetyczne myślenia i mowy wytyczyłaby tym samym punkty wyjściowe dla naszych własnych dociekań w zakresie genezy myślenia werbalnego. Centralną część całej książki stanowią dwie prace eksperymentalne: jedna z nich zmierza ku wyjaśnieniu zasadniczej drogi rozwoju znaczeń słów u dzieci, druga zaś stanowi studium porównawcze rozwoju pojęć naukowych i spontanicznych. Wreszcie w rozdziale końcowym dokonałem próby syntezy wszystkich danych badawczych, by w ich świetle dać spójny obraz całego procesu myślenia werbalnego.

Każda praca badawcza, mająca ambicje dorzucenia czegoś nowego do rozwiązania badanego problemu, rodzi sama przez się pytanie, co też znajdujemy w niej nowego, a więc dyskusyjnego, co wymaga samo z kolei skrupulatnej analizy i dalszej weryfikacji. Dotyczy to również tej pracy. Chciałbym więc w paru słowach powiedzieć, co nowego wnosi ta praca do ogólnej teorii myślenia i mowy. Jeśli pominąć raczej nowy sposób postawienia problemu oraz w pewnym sensie nową metodę badawczą, to można inne nowe momenty przedstawić w następujących punktach:

1) eksperymentalne ustalenie faktu, że w wieku dziecięcym znaczenie słów podlega rozwojowi, oraz określenie zasadniczych szczebli tego rozwoju;

2) odkrycie swoistych cech drogi rozwojowej pojęć naukowych u dziecka w porównaniu z rozwojem jego pojęć spontanicznych i wyjaśnienie podstawowych praw rządzących tym rozwojem;

3) wyjaśnienie psychologicznej istoty mowy pisanej jako samodzielnej funkcji mowy i jej stosunku do myślenia;

4) eksperymentalne wyjaśnienie psychologicznej istoty mowy wewnętrznej i jej stosunku do myślenia.

W tym rejestrze pragnąłem przede wszystkim pokazać, jakimi nowymi stwierdzonymi eksperymentalnie faktami psychologicznymi mogłaby praca ta wzbogacić ogólną teorię myślenia i mowy, przedstawić hipotezy robocze oraz uogólnienia teoretyczne, bez których nie mogła się przecież obejść ani interpretacja, ani wyjaśnienie, ani wreszcie przemyślenie tych faktów. Autor nie ma, oczywiście, ani prawa, ani obowiązku oceniać- znaczenia i prawdziwości tych faktów i teorii. Sprawa to krytyków i czytelników tej książki.

Książka ta wieńczy dziesięcioletnią niemal pracę autora i jego współpracowników nad zbadaniem myślenia i mowy. Podejmując ją nie uświadamialiśmy sobie ani tego, jakie będą jej wyniki końcowe, ani tego, jak wiele poważnych zagadnień miało w toku badań wypłynąć. Toteż niejednokrotnie trzeba było rewidować poprzednio wysunięte hipotezy, niejedną z nich odrzucić, to i owo przebudować, pogłębić, bądź po prostu na nowo napisać. Zasadniczy jednak kierunek naszych badań pozostawał od samego początku konsekwentnie ten sam. W książce tej próbowałem rozwinąć explicite wiele problemów, które w poprzednich pracach zawarte były implicite; wiele rzeczy, które przedtem uważaliśmy za słuszne, tu odrzucaliśmy jako zwykły błąd.

Niektóre fragmenty tej pracy opublikowałem już na prawach rękopisu w jednym z kursów dla studentów zaocznych (rozdział V). Rozdziały II i IV ukazały się jako wykłady lub wstępy do prac tych autorów, których krytykę zawierały. Całość jednak wychodzi drukiem po raz pierwszy 1

Ten pierwszy krok, który próbowałem w tej pracy uczynić w nowym kierunku badań, jest — zdaję sobie z tego sprawę — daleki od doskonałości. Na usprawiedliwienie mogę jednak powiedzieć, że praca ta, jak sądzę, posuwa naprzód badanie myślenia i mowy, jeśli wziąć pod uwagę stopień opracowania tego problemu w psychologii w momencie, kiedy zaczynaliśmy nad nim pracować, jeśli zważyć, że problem myślenia i mowy potraktowany został w niej jako podstawowy problem całej psychologii człowieka, prowadzący badacza wprost do nowej psychologicznej teorii świadomości. Problem ten jednak poruszam zaledwie w kilku słowach w zakończeniu książki, przerywam badania u samego ich początku.

1 Rozdział drugi tej pracy L. S. Wygotskiego, którego tytuł w przekładzie polskim brzmi „Problem mowy i myślenia w teorii J. Piageta", nie został włączony do niniejszej antologii wybranych dzieł tego klasyka psychologii radzieckiej. Treścią jego jest bowiem polemika z ówczesnymi poglądami J. Piageta, która ma dziś znaczenie jedynie historyczne. Z identycznych względów nie został też przetłumaczony rozdział trzeci, poświęcony polemice z W. Sternem, zatytułowany „Problem rozwoju mowy w teorii W. Sterna (przyp. tłum).

 

I. PROBLEM I METODA BADANIA

Problem myślenia i mowy należy do tych zagadnień psychologii, w których na plan pierwszy wysuwa się kwestia wzajemnego stosunku różnych funkcji psychicznych, różnych typów działania świadomości. Jego punktem centralnym jest, oczywiście, zagadnienie stosunku myśli do słowa; wszystkie dalsze są jak gdyby wtórne i logicznie podporządkowane temu pierwszemu podstawowemu zagadnieniu. Jeśli bowiem tego zagadnienia nie rozstrzygniemy, nie potrafimy nawet postawić prawidłowo żadnego dalszego i bardziej szczegółowego. Niestety, problem związków oraz stosunków między funkcjami, choć może się to wydawać dziwne, leży we współczesnej psychologii prawie całkowicie odłogiem.

Problem myślenia i mowy, równie stary jak sama psychologia jako nauka, jest właśnie w tym punkcie, w zagadnieniu stosunku myśli do iłowa, najgorzej opracowany i najbardziej niejasny. Analiza atomlstyczna 1 funkcjonalna, która dominowała w psychologii ubiegłego dziesięciolecia, zalecała rozpatrywanie poszczególnych funkcji psychicznych, każdej branej w oderwaniu od pozostałych; metody psychologiczne opracowywano i doskonalono po to, aby badać poszczególne, izolowane, wyodrębnione procesy, natomiast problem wzajemnego związku tych funkcji, problem ich organizacji w zwartej strukturze świadomości uchodził stale uwagi badaczy.

Myśl, że świadomość stanowi zwartą całość, że poszczególne funkcje wiążą się wzajemnie w nierozerwalną jedność, nie jest nowa w dzisiejszej psychologii. A przecież jedność świadomości i istnienie więzi pomiędzy poszczególnymi funkcjami raczej postulowano niż badano w psychologii. Co więcej, postulując ową słuszną funkcjonalną jedność świadomości, psychologowie milcząco uznawali i przyjmowali we wszystkich swoich badaniach fałszywą tezę, że owe związki między funkcjami świadomości są niezmienne i stałe, że spostrzeżenie zawsze jednakowo łączy się z uwagą, podobnie jak pamięć ze spostrzeżeniem, a myśl z pamięcią itd. Z tego wynikało, oczywiście, że związki międzyfunkcjonalne są czymś, co można jako wspólny wyraz wyprowadzić poza nawias i nie brać w rachubę przy operacjach badawczych na pozostałych w nawiasie poszczególnych i branych w izolacji funkcjach. Skutek jest taki, że problem stosunków jest, jak powiedziałem, najgorzej opracowanym działem w całej problematyce współczesnej psychologii.

Wszystko to fatalnie odbiło się na stanie badań dotyczących myślenia i mowy. Rzut oka na ich historię dowodzi, że badacze zawsze pomijali owo centralne zagadnienie problemu stosunków między myślą a słowem, stale przesuwali punkt ciężkości z niego na jakieś inne zagadnienie.

Chcąc krótko sformułować rezultaty dotychczasowych prac nad problemem myślenia i mowy w psychologii, można powiedzieć, że proponowane przez różnych badaczy próby rozwiązania tego problemu, od najdawniejszych czasów aż po dziś dzień, zawsze oscylowały między dwoma biegunami: między utożsamianiem, myśli i słowa a równie metafizycznym, równie absolutnym, zupełnym ich oderwaniem i rozłączeniem. Reprezentując w* czystej formie jedną z tych skrajności lub łącząc w swoich koncepcjach obie, czyli zajmując jak gdyby pośrednie stanowisko między nimi, ale przez oba te bieguny wyznaczone, różne teorie myślenia i mowy ciągle dreptały w zaczarowanym kręgu, z którego wyjścia dotychczas nie znaleziono. Od czasów starożytnych, poprzez psychologię języka, dla której myśl to „mowa minus dźwięk", aż do współczesnych psychologów amerykańskich i refleksologów, dla których myśl to „zahamowany refleks, nie ujawniony w jego części motorycznej", stale przejawiała się jedna i ta sama koncepcja utożsamiania myślenia z mową. Rzecz naturalna, że wszystkie doktryny ujmujące w ten sposób naturę myślenia i mowy nie były w stanie nie tylko rozwiązać, ale nawet postawić problemu stosunku myśli do słowa. Jeżeli myśl i słowo stanowią to samo — nie może między nimi istnieć żaden stosunek mogący się stać przedmiotem badania, trudno bowiem sobie wyobrazić, by przedmiotem badania był stosunek rzeczy do siebie samej. Kto utożsamia myśl z mową, sam sobie odcina drogę do postawienia zagadnienia stosunku między nimi i z góry czyni problem nierozwiązanym. Problemu się wówczas nie rozwiązuje, lecz po prostu pomija.

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że teoria zbliżająca się do bieguna przeciwnego, tzn. głosząca ideę niezależności myślenia i mowy, z punktu widzenia interesujących nas tutaj zagadnień znajduje się w bardziej sprzyjającej sytuacji. Ci, którzy mowę uważają za zewnętrzny wyraz myśli, za jej szatę, i — jak np. przedstawiciele szkoły wurzburskiej — próbują myśl uwolnić od wszystkiego, co zmysłowe, a więc również od słowa, związek zaś między myślą i słowem pojmują jako czysto zewnętrzny — istotnie wysuwają, a nawet próbują na swój sposób rozwiązać problem stosunku myśli do słowa. Rzecz jednak w tym, że tego rodzaju próby, proponowane przez przedstawicieli najrozmaitszych kierunków psychologicznych, nie są rozwiązaniami problemu, ani nawet jego postawieniem. Jeśli go się nie pomija, jak to widać u badaczy z wymienionych grup, to zamiast rozwiązać przecina się węzeł. Rozkładając myślenie werbalne na elementy — myśl i słowo — i traktując je jako niezależne, badacze ci próbują badać myślenie niezależnie od mowy oraz mowę niezależnie od myślenia, a w końcu interpretują związek między nimi jako czysto zewnętrzną, mechaniczną zależność między dwoma zupełnie różnymi procesami. W ten właśnie sposób chciał zbadać myślenie werbalne jeden ze współczesnych autorów. Doszedł on do wniosku, że dzięki procesom motorycznym mowy myślenie przebiega lepiej. One też ułatwiają proces rozumienia. Przy trudnym i skomplikowanym materiale werbalnym mowa wewnętrzna pozwala dzięki ich udziałowi lepiej utrwalić i scalić to, co się; ma zrozumieć. Poza tym, procesy te, jako pewna forma aktywnej działalności, wpływają korzystnie na mowę wewnętrzną, która lepiej ujmuje i oddziela elementy ważne od nieważnych przy ruchu myśli i spełnia rolę czynnika ułatwiającego przejście od myśli do mowy głośnej.

Przytaczając ten przykład, chciałem tylko zilustrować, że badaczowi, który pojmuje myślenie werbalne jako pewną całościową strukturę psychologiczną i dzieli ją na elementy składowe, nie pozostaje nic innego do zrobienia jak tylko stwierdzić, że między tymi elementarnymi procesami istnieje czysto zewnętrzne współdziałanie, tak jak gdyby sprawa dotyczyła dwóch różnorodnych, niczym wewnętrznie nie powiązanych form działalności. Przedstawiciele tego drugiego kierunku są w sytuacji o tyle lepszej, że mogą przynajmniej postawić zagadnienie stosunku myślenia do mowy. W tym też ich wyższość. Słabość jednakże w tym, że sam sposób postawienia problemu jest z góry fałszywy i wyklucza wszelką możliwość prawidłowego jego rozwiązania, albowiem metoda rozłożenia tej spójnej całości na elementy uniemożliwia zbadanie wewnętrznych stosunków między myślą i słowem. Tak więc staje przed nami zagadnienie wyboru metody badania — wobec czego, jeśli chcemy rozwiązać zadanie stosunku myślenia do mowy, to musimy najpierw odpowiedzieć na pytanie, jakie metody badawcze pozwolą nam problem ten z powodzeniem rozwiązać.

Wydaje się, że należy wyróżnić dwa rodzaje analizy psychologicznej. Badanie każdej struktury psychicznej z góry zakłada analizę. Ta jednak może przybierać dwie zupełnie różne formy: jedna, wydaje się, ponosi winę za wszystkie niepowodzenia badaczy w ich próbach rozwiązania omawianego tu problemu, druga stanowi jedyny słuszny punkt wyjścia, umożliwiający uczynienie chociażby pierwszego kroku w kierunku rozwiązania zadania.

Pierwszy sposób analizy psychologicznej można nazwać rozłożeniem skomplikowanych całości psychicznych na elementy, podobnie jak przy analizie chemicznej rozkładamy wodę na wodór i tlen. Istota tej analizy polega na wyodrębnieniu elementów obcych w stosunku do analizowanej całości, elementów pozbawionych cech charakterystycznych dla całości, ale wyróżniających się wieloma nowymi cechami, których analizowana całość nigdy mieć nie mogła. Jeżeli badacz pracujący nad rozwiązaniem problemu myślenia i mowy oddziela mowę od myślenia, to postępuje akurat tak samo jak chemik, który by jakieś cechy wody, np. zdolność gaszenia ognia, lub też prawo Archimedesa, chciał wyjaśnić za pomocą rozkładu wody na wodór i tlen. Ów chemik stwierdziłby co najwyżej, że wodór się pali, a tlen podtrzymuje palenie, ale na podstawie cech tych elementów nie potrafiłby wyjaśnić właściwości wody. Podobnie przedstawia się sprawa z badaniem myślenia werbalnego. Jeżeli psycholog rozłoży je na elementy, to na próżno będzie w nich szukał tych cech, które przysługują myśleniu jako procesowi, jako całości. W toku takiej analizy cechy te ulotnią się, a badaczowi pozostanie jedynie szukanie zewnętrznego, mechanicznego współdziałania elementów, by w ten sposób czysto spekulatywnie odtworzyć cechy, które w toku analizy przepadły, a które należało zbadać.

Analiza, której wynikiem są wytwory pozbawione cech całości, nie jest w zastosowaniu do naszych celów analizą sensu stricte. Jest to raczej pewna metoda poznania, inna niż analiza, a nawet w pewnym sensie jej przeciwstawna. Przecież formuła chemiczna wody charakteryzuje wszystkie jej właściwości, niezależnie od tego, czy to będzie Ocean Spokojny czy kropla deszczu. Dlatego rozłożenie wody na elementy nie może być metodą badania jej właściwości, ponieważ nie jest to analiza właściwości wody, lecz rozkład wody w ścisłym sensie tego słowa. Dokładnie tak samo rzecz się ma w odniesieniu do naszego problemu. Analiza tego typu również nie jest tą analizą, która ma nam zapewnić wyjaśnienie całej różnorodności, całej specyfiki tych (stosunków między słowem a myślą, z którymi spotykamy się codziennie, obserwując rozwój myślenia werbalnego u dzieci i Jego funkcjonowanie w najrozmaitszych postaciach. W psychologii, siłą rzeczy, analiza ta przekształca się w swoje przeciwieństwo i zamiast dać nam wyjaśnienie konkretnych i specyficznych cech badanej całości, podnosi ją do rangi ogólniejszej dyrektywy, która może nam wyjaśnić tylko coś, co dotyczy abstrakcyjnej uniwersalności mowy i myślenia w całości, lecz nie może pokazać konkretnych prawidłowości, które nas tu interesują. Co więcej, stosowana przez psychologię analiza tego typu prowadzi do poważnych błędów, ignoruje bowiem kwestię jedności i całościowoścl badanego procesu i zastępuje wewnętrzne stosunki tej jedności zewnętrznymi, mechanicznymi stosunkami dwóch różnorodnych i wzajemnie sobie obcych procesów. Nigdzie rezultaty takiej analizy nie wystąpiły tak wyraźnie jak właśnie w dziedzinie teorii myślenia i mowy. Samo słowo, owa żywa jedność dźwięku i znaczenia, w którym jak w żywej komórce skupiły się w najprostszej postaci wszystkie zasadnicze cechy myślenia werbalnego, okazało się w wyniku takiej analizy rozbite na dwie części, między którymi badacze próbowali potem ustalić zewnętrzną, mechaniczną więź asocjacyjną.

Dźwięk i znaczenie w słowie w ogóle nie są wzajemnie powiązane; oba te elementy zespolone w znaku — powiada jeden z najwybitniejszych przedstawicieli współczesnego językoznawstwa — żyją zupełnie odrębnym życiem. Nic dziwnego, że taki pogląd mógł doprowadzić tylko do jak najbardziej fatalnych rezultatów w badaniach nad fonetyką i semantyką języka. Dźwięk oderwany od myśli traci wszystkie cechy specyficzne, które uczyniły go dźwiękiem mowy ludzkiej i wyodrębniły z całego królestwa dźwięków istniejących w przyrodzie. Właśnie w tym wyzutym ze znaczenia dźwięku zaczęto badać jego cechy fizyczne i psychiczne, a więc to, co dla tego dźwięku nie jest specyficzne, lecz przeciwnie jest wspólne wszystkim dźwiękom istniejącym w przyrodzie. Badania takie nie mogły, rzecz jasna, odpowiedzieć na pytanie, dlaczego dźwięk o takich czy innych cechach psychicznych i fizycznych jest dźwiękiem mowy ludzkiej i co właściwie czyni go nim właśnie. Podobnie dzieje się ze znaczeniem, które w oderwaniu od dźwiękowego aspektu słowa przekształca się jak gdyby w czyste wyobrażenie, w czysty akt myśli. Badano je właśnie oddzielnie jako pojęcie rozwijające się i żyjące niby niezależnie od swojego materialnego nośnika. Bezpłodność klasycznej semantyki i fonetyki tłumaczy się w znacznej mierze tym właśnie oderwaniem dźwięku od znaczenia, tym rozłożeniem słowa na odrębne elementy.

Zupełnie podobnie działo się w psychologii. W rozwoju mowy dziecka badano oddzielnie rozwój poszczególnych jej aspektów; dźwiękowego, fonetycznego i treściowego. Historia fonetyki dziecka, zbadana do najdrobniejszych szczegółów, okazała się zupełnie bezradna, gdy trzeba było w sposób najbardziej elementarny wyjaśnić odpowiednie zjawiska. Z kolei badania nad znaczeniem słowa u dziecka doprowadziły do powstania autonomicznej i samodzielnej historii myśli dziecka, która nie miała nic wspólnego z fonetyczną historią języka dziecka.

Wydaje się, że punktem zwrotnym w całej teorii myślenia i mowy stało się dopiero przejście od tej analizy do analizy innego typu, którą określić by można jako rozczłonkowanie złożonej i spójnej całości na jednostki.

Przez jednostkę rozumiemy tu taki wytwór analizy, który w odróżnieniu od elementów zachowuje wszystkie podstawowe cechy przysługujące całości. Jednostki te, które są żywymi częściami całości, dalej już rozłożyć się nie dają. Nie chemiczna formuła wody, lecz badanie cząsteczek i ruchu cząsteczek jest kluczem do wyjaśnienia poszczególnych właściwości wody. Podobnie żywa komórka, mająca wszystkie podstawowe cechy życia, właściwe żywym organizmom, jest prawdziwą jednostką analizy biologicznej.

Psychologia, która pragnie zbadać złożone całości, musi to zrozumieć. Toteż powinna zastąpić metodę rozkładania na elementy metodą analizy rozczłonkowującej całość na jednostki. Powinna znaleźć owe niepodzielne jednostki, o cechach właściwych danej całości, jednostki, w których cechy te są reprezentowane w innej formie. Dopiero stosując taką analizę może próbować roz~ wiązać stojące przed nią konkretne problemy.

Cóż jest więc taką niepodzielną jednostką myślenia werbalnego mającą cechy właściwe temu myśleniu jako całości? Wydaje się, że jednostkę taką można znaleźć przy rozpatrywaniu słowa W jego wewnętrznym aspekcie — jest nią jego znaczenie.

Jak dotychczas nie badano znaczenia niemal zupełnie. Znaczenie słowa rozpływało się w morzu wszystkich innych wyobrażeń naszej świadomości, czy też wszystkich innych aspektów naszej myśli tak samo, jak dźwięk oderwany od znaczenia rozpływał się w morzu wszystkich innych dźwięków przyrody. Toteż psychologia współczesna nie może powiedzieć o dźwięku mowy ludzkiej nic, co dotyczyłoby jego specyficznej cechy jako dźwięku mowy ludzkiej. Tak samo o znaczeniu słów nie może powiedzieć nic więcej, prócz tego, co w jednakowej mierze charakteryzuje zarówno znaczenie słów, jak wszystkie inne wyobrażenia i myśli naszej świadomości.

Tak się miały te sprawy w psychologii asocjacyjnej, tak też je w zasadzie pojmuje dzisiejsza psychologia strukturalna. W słowie zawsze znaliśmy tylko jego aspekt zewnętrzny, zwrócony ku nam. Drugi, wewnętrzny — jego znaczenie — zawsze był i do dziś pozostaje nie zbadany i nie znany. Tymczasem w nim kryją się możliwości rozwiązania interesującego nas problemu stosunku myślenia i mowy, albowiem właśnie w znaczeniu słowa zadzierzgnięty jest węzeł jedności, którą nazywamy myśleniem werbalnym.

Zatrzymajmy się pokrótce nad teoretycznym ujmowaniem psychologicznej natury znaczenia słowa. Otóż ani psychologia asocjacyjna, ani psychologia strukturalna nie dały zadowalającej odpowiedzi na pytanie o naturę znaczenia słowa. Badania eksperymentalne, jak również analiza teoretyczna dowodzą, że to, co najistotniejsze, co determinuje wewnętrzną naturę znaczenia słowa, leży nie tam, gdzie zwykle szukano.

Słowo zawsze dotyczy całej grupy lub całej klasy przedmiotów, a nie jakiegoś jednego oddzielnego przedmiotu. Toteż każde słowo jest utajonym uogólnieniem, każde słowo uogólnia — z punktu widzenia psychologii znaczenie słowa jest przede wszystkim uogólnieniem. Lecz uogólnienie — co łatwo zauważyć — jest nadzwyczajnym, werbalnym aktem myśli, który odzwierciedla rzeczywistość zupełnie inaczej, niż się ona odzwierciedla w bezpośrednich wrażeniach i spostrzeżeniach.

Gdy się mówi, że skok dialektyczny to nie tylko przejście od niemyślącej materii do wrażenia, lecz również przejście od wrażenia do myśli, wówczas zwykle ma się na myśli, że myślenie odbija w świadomości rzeczywistość jakościowo inaczej, niż czyni to bezpośrednie wrażenie. Istnieją wszelkie podstawy ku temu, by przypuścić, że przyjętą przez nas jednostkę charakteryzuje owa jakościowa różnica, polegająca głównie i przede wszystkim na uogólnionym odbiciu rzeczywistości. Możemy więc założyć, że znaczenie słowa, które wyżej staraliśmy się rozszyfrować psychologicznie i które okazało się uogólnieniem, jest aktem myślenia sensu stricto. Ale znaczenie jest zarazem nieodłączną częścią słowa, należy do królestwa mowy w takiej samej mierze jak do królestwa myśli. Słowo bez znaczenia nie jest słowem, jest pustym dźwiękiem. Słowo pozbawione znaczenia nie należy już do królestwa mowy. Toteż znaczenie można rozpatrywać jako zjawisko z natury werbalne i równie dobrze jako zjawisko dotyczące myślenia. O znaczeniu słowa trudno mówić tak, jak dawniej mówiono o elementach słowa, traktowanych oddzielnie. Czym jest znaczenie? Mową czy myśleniem? Znaczenie jest mową i myśleniem zarazem, albowiem jest jednostką myślenia werbalnego. Jeśli jest tak, to metoda badania interesującego nas tutaj problemu nie może się różnić od metody analizy semantycznej, metody analizy znaczeniowego aspektu mowy, metody badania znaczenia słowa. Toteż możemy żywić uzasadnione nadzieje, że idąc tą drogą otrzymamy bezpośrednią odpowiedź na nurtujące nas zagadnienie stosunku myślenia i mowy, albowiem sam ten stosunek jest już zawarty w wybranej przez nas jednostce; badając rozwój, funkcjonowanie, strukturę, w ogóle ruch tej jednostki, możemy poznać wiele nowych zjawisk, które mogą rzucić światło na zagadnienie stosunku myślenia i mowy, zagadnienie natury myślenia werbalnego.

Metody, którymi mamy zamiar posłużyć się w badaniach nad problemem stosunku myślenia i mowy, mają tę dobrą stronę, że pozwalają zespolić wszystkie walory analizy z możliwościami syntetycznego ujęcia cech właściwych każdej złożonej jednostce jako takiej. Możemy się o tym łatwo przekonać na przykładzie jeszcze jednego aspektu tego zagadnienia, który w badaniach też zawsze był pomijany. Pierwotną funkcją mowy jest funkcja komunikacyjna. Mowa jest przede wszystkim narzędziem społecznego porozumiewania się, narzędziem wypowiadania się i rozumienia. Przy analizie rozkładającej mowę na elementy odrywano zazwyczaj tę Jej funkcję od jej funkcji intelektualnej i obie te funkcje traktowano Jako równoległe i niezależne jedna od drugiej. Mowa jak gdyby skupiała w sobie zarówno funkcję porozumiewania się, jak i funkcję myślenia. Nie wyjaśniono jednak dotychczas, jak się przedstawia stosunek wzajemny obu funkcji, co spowodowało ich obecność w mowie, jaki jest ich rozwój, jak są one wzajemnie powiązane.

Znaczenie słowa jest w rzeczywistości zarówno jednostką obu tych funkcji mowy, jak jednostką myślenia. Bezpośrednie poro- • zumiewanie się dusz jest niemożliwe. Dla naukowej psychologii Jest to aksjomat. Wiadomo również, że porozumiewanie się nie upośrednione przez mowę lub inny jakiś system znaków czy środków porozumiewania się, jak to ma miejsce w świecie zwierząt, umożliwia jedynie porozumiewanie się najbardziej prymitywne I ograniczone. Takie porozumiewanie się za pomocą wyrazistych ruchów nie zasługuje nawet na nazwę porozumiewania się i raczej powinno być nazwane zarażaniem. Wystraszony gąsior, który na widok niebezpieczeństwa krzykiem podrywa stado do lotu, nie tyle mu komunikuje, co zobaczył, ile raczej zaraża je swoim przestrachem.

Porozumienie oparte na rozumieniu i przemyślanym przekazie myśli i przeżyć wymaga określonego systemu środków, których prototypem była, jest i na zawsze pozostanie mowa ludzka, powstała z potrzeby porozumiewania się w procesie pracy. Lecz do dziś niemal problem ten przedstawiano, zgodnie z dominującym w psychologii poglądem, w sposób niezmiernie uproszczony. Za środek porozumiewania uważano znak, słowo, dźwięk. Otóż jedyną przyczyną tego błędnego poglądu była niesłusznie stosowana w badaniach nad całym problemem mowy analiza rozkładająca ją na elementy. Przyjmowano, że słowo w procesie porozumiewania się stanowi przede wszystkim zewnętrzny aspekt mowy, że dźwięk sam przez się może kojarzyć się z każdym przeżyciem, z każdą treścią życia psychicznego i dzięki temu może przekazywać lub komunikować ową treść lub owo przeżycie drugiemu człowiekowi.

Jednakże głębsze zbadanie problemu porozumiewania się, procesów rozumienia i ich rozwoju u dzieci doprowadziło badaczy do zupełnie innego wniosku. Okazało się, że porozumiewanie się bez znaków jest równie niemożliwe jak porozumiewanie się bez znaczenia. Na przekazanie komuś jakiegoś przeżycia lub jakiejś treści świadomości nie ma innego sposobu prócz odniesienia przekazywanej treści do pewnej klasy, do pewnej grupy zjawisk, to zaś, jak już wiemy, wymaga uogólnienia. Tak więc porozumiewanie się zakłada bezwzględnie uogólnienie i rozwój znaczenia słowa: można też powiedzieć inaczej: że do uogólnienia dochodzi dopiero przy rozwoju porozumiewania się. Najwyższe zatem, właściwe tylko człowiekowi formy psychologicznego porozumiewania się są możliwe tylko dzięki temu, że człowiek, posługując się myśleniem, odbija rzeczywistość w sposób uogólniony.

Wystarczy przytoczyć jakikolwiek przykład, aby się przekonać, że porozumiewanie się jest związane z uogólnieniem. Oto chcę kogoś poinformować, że mi zimno. Mogę mu to dać co prawda do zrozumienia za pomocą gestów, ale prawdziwe zrozumienie informacji nastąpi tylko wówczas, gdy potrafię uogólnić, nazwać słowem to, co przeżywam, gdy potrafię odnieść przeżywane przeze mnie uczucia zimna do pewnej klasy stanów znanych mojemu rozmówcy. Oto dlaczego dla dzieci, które jeszcze nie opanowały odpowiednich uogólnień, pewne informacje nie są komunikatywne.

Nie chodzi tu o brak odpowiednich wyrazów i dźwięków, lecz o brak odpowiednich pojęć i uogólnień, bez których niemożliwe jest zrozumienie. Jak powiada Tołstoj, prawie zawsze niepojęte jest nie samo słowo, lecz pojęcie tym słowem wyrażone. Słowo jest niemal zawsze gotowe, gdy gotowe jest pojęcie. Tak więc istnieją wszelkie podstawy ku temu, by znaczenie słowa rozpatrywać nie tylko jako jedność myślenia i mowy, lecz również jako jedność uogólnienia i porozumiewania się, komunikowania się i myślenia.

Pryncypialne znaczenie takiego postawienia sprawy dla wszystkich genetycznych problemów myślenia i mowy jest wprost nie do opisania. Rzecz przede wszystkim w tym, że po raz pierwszy otwiera się możliwość przyczynowo-genetycznej analizy myślenia i mowy. Rzeczywisty związek rozwoju myślenia dziecka z jego rozwojem społecznym zaczynamy rozumieć dopiero wówczas, gdy umiemy dostrzec jedność porozumiewania się i uogólnienia. Oba te problemy — stosunek myśli do słowa i stosunek uogólnienia do porozumiewania się — powinny też stać się jednym z głównych przedmiotów naszych badań.

W celu jednak rozszerzenia perspektyw naszego badania chciałbym jeszcze wskazać na pewne momenty związane z problemem myślenia i mowy, które, niestety, nie mogły stanowić przedmiotu bezpośrednich badań w tej pracy, chociaż wynikają z niej, i tym samym dodają jej istotnego znaczenia.

Na pierwszym miejscu chciałbym postawić kwestię, która sama się narzuca przy rozważaniu problematyki teorii myślenia i mowy, a którą w toku całego naszego badania pozostawiliśmy na uboczu: kwestię stosunku dźwiękowego aspektu słowa do jego znaczenia. Wydaje się, że postęp, jaki na tym odcinku obserwujemy w językoznawstwie, wiąże się bezpośrednio z interesującym nas zagadnieniem zmiany metod analizy w psychologii mowy. Dlatego zatrzymamy się pokrótce nad tym zagadnieniem, aby lepiej wyjaśnić proponowaną przez nas metodę analizy i naświetlić jedną z najważniejszych perspektyw dalszych badań.

Tradycyjne językoznawstwo rozpatrywało, jak już wspominałem, dźwiękowy aspekt mowy jako zupełnie samodzielny element, niezależny od jej aspektu treściowego. Dopiero zjednoczenie obu tych elementów tworzyło mowę. Zgodnie z tym za jednostkę mowy w jej dźwiękowym aspekcie przyjmowano dźwięki. Ale przecież dźwięk oderwany od myśli traci wszystko, co go czyni dźwiękiem mowy ludzkiej, i tym samym upodabnia się do innych dźwięków. Widzimy więc, że tradycyjna fonetyka orientowała się przede wszystkim na akustykę i fizjologię, a nie na psychologię języka. Dlatego psychologia była niezdolna do rozwiązania omawianego tu problemu.

Co jest najistotniejsze dla dźwięków mowy ludzkiej, co je wyróżnia od wszystkich innych dźwięków w przyrodzie? Jak słusznie podkreśla współczesny kierunek fonologiczny w językoznawstwie, który znalazł bardzo żywy oddźwięk w psychologii, najistotniejszą cechą dźwięku mowy ludzkiej jest to, że jest on związany z pewnym znaczeniem. Oczywiście, sam dźwięk jako taki, dźwięk bez znaczenia, nie jest jednostką wiążącą różne aspekty mowy. Tak więc jednostką mowy nie jest oddzielny dźwięk jako taki, lecz jonem, to znaczy niepodzielna jednostka fonologiczna, która zachowuje podstawowe cechy dźwiękowego aspektu mowy w funkcji oznaczania. Kiedy dźwięk przestaje być dźwiękiem znaczącym, natychmiast traci wszystkie cechy dźwięku mowy ludzkiej. Dlatego owocne zarówno dla lingwistyki, jak i dla psychologii może być tylko takie badanie dźwiękowego aspektu mowy, w którym zastosuje się metodę dzielenia mowy na jednostki, jednostki zachowujące cechy mowy, ściśle — cechy jej aspektu dźwiękowego i treściowego.

Nie tu miejsce na przegląd konkretnych zdobyczy lingwistyki i psychologii uzyskanych dzięki tej metodzie. Powiem tylko, że zdobycze te wystawiają, moim zdaniem, najlepsze świadectwo owocności metody, która z natury jest zupełnie identyczna z metodą użytą w niniejszej pracy, a którą przeciwstawiam analizie elementów.

Owocność tej metody można zweryfikować i zilustrować licznymi przykładami dotyczącymi wprost lub pośrednio problemu myślenia i mowy. Omówię tylko bardzo ogólnie krąg zagadnień, które ułatwią spojrzenie na perspektywy naszych badań i pozwolą lepiej ocenić ich znaczenie. Chodzi o złożone stosunki między mową i myśleniem, o świadomość w ogóle i jej poszczególne aspekty.

Jeśli dla starej psychologii problem międzyfunkcjonalnych stosunków i związków był zupełnie niedostępny badaniu, to obecnie dziedzina ta stoi otworem przed badaczem, jeśli zechce on spożytkować metodę jednostek i zastąpić nią metodę elementów.

Pierwszym zagadnieniem, jakie się nasuwa w związku ze stosunkiem myślenia i mowy do pozostałych aspektów życia świadomego, jest zagadnienie związku między intelektem i afektem. Jak wiadomo, oderwanie intelektualnego aspektu naszej świadomości od jej strony afektywnej i wolicjonalnej jest jednym z głównych i zasadniczych błędów psychologii tradycyjnej. Myślenie w takim wypadku przekształca się niechybnie w autonomiczny nurt myśli samych dla siebie, odrywa się od żywego pulsu życia, od żywych pobudek, zainteresowań, skłonności człowieka myślącego i albo staje się zupełnie niepotrzebnym epifenomenem, który nic nie może zmienić w życiu i zachowaniu się człowieka, albo przeistacza się w jakąś samoistną i autonomiczną, pierwotną siłę, która ingeruje w życie świadome i osobowość i w niepojęty sposób wywiera na nią wpływ.

Kto od samego początku oderwał myślenie od afektu, ten raz na zawsze pozbawił się możliwości wyjaśnienia przyczyn myślenia, albowiem deterministyczna analiza myślenia musi zakładać wykrycie motywów myśli, potrzeb i zainteresowań, pobudek i tendencji, kierujących ruchem myśli. Kto oderwał myślenie od afektu, z góry sobie uniemożliwił także zbadanie zwrotnego wpływu myślenia na afektywny, wolicjonalny aspekt życia...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin