Ogólna pomroczność jasna.doc

(69 KB) Pobierz
Ogólna "pomroczność jasna"

Ogólna "pomroczność jasna"

             

Ks. prof. Czesław S. Bartnik

 

 

 

Przed niedawnymi laty, jak pamiętamy, syn pewnego wielkiego dygnitarza spowodował wypadek samochodowy. Musiał być przebadany, czy nie był "pod wpływem". W rozprawie ustalono, że miał "pomroczność jasną". Nie sposób tego zrozumieć, bo to jest sprzeczność, ale powiedzmy tak: było to jakieś zamroczenie - od staropolskiego "pomrok", "pomroka", czy "pomrocze", czyli "pomroczność", ale z zachowaniem jasności dla jazdy. Była to podobno formuła Falandysza. Może ją wziął od Marii Konopnickiej, która mówi o "pomroczu białym". W każdym razie takie określenie świadomości dobrze się dziś odnosi także do całej Polski, Europy i dalej. Społeczności te zdają się mieć "pomroczność jasną".

 

Rozbrat języka z rzeczywistością

Na obszarach Ameryki, Azji, Europy, no i już częściowo Polski rozstroił się kod językowy, a za nim obiektywność, prawdziwość, logika i jednoznaczność rozumień. Kod ten, względnie nienaruszony, funkcjonuje jeszcze w niektórych ośrodkach naukowych, ścisłych i technicznych, ale rozpada się szybko na obszarach humanistycznych, zwłaszcza społecznych, politycznych i ideowo-kulturowych. Powstaje chaos znaczeniowy, zamęt pojęciowy i bełkot intelektualny. Nie trzeba na to dowodu. Proszę tylko uważnie i analitycznie posłuchać w telewizji dyskusji różnych osobistości na tematy społeczno-polityczne, filozoficzne i światopoglądowe.

Co gorsza: nierzadko taki kabaret nazywany jest pluralizmem poglądów. Obrazuje to dobrze choćby posługiwanie się słowem-kluczem "demokracja". Demokracja ma być kategorią naczelną w myśli społeczno-politycznej i kulturowej, ale każdy co innego przez nią rozumie, jeśli w ogóle ją rozumie, bo bywa i tak, że jeden i ten sam dyskutant za każdym razem co innego rozumie.

Przyczyną tej pomroczności językowej jest brak wyższego wykształcenia intelektualnego, bardzo zaniedbanego dziś w szkolnictwie i na uniwersytetach, i brak związania z jakimś spójnym kierunkiem czy systemem. Słabe są systemy, takie jak marksizm, neomarksizm, postmodernizm, idealizm, liberalizm, pozytywizm itd., ale konsekwentne trzymanie się któregoś daje dużo spójności i logiczności myślenia. Najgorsze jest, gdy ktoś nie ma żadnych zasad myślenia i jego świat umysłowy jest porozbijany na luźne kawałki jak lustro. A niestety takie wrażenie robią często politycy. Niespójność i wieloznaczność biorą za elastyczność i dyplomację. Na tematy prostych, zwłaszcza materialnych faktów życiowych można rozmawiać, dyskutować bez systemu, np. jak najlepiej kwasić ogórki, ale na tematy humanistyczne i społeczne trzeba już mieć mniej czy więcej sprecyzowane kierunki i horyzonty rozumienia. Oczywiście, wielu ludzi ma z natury dar logiczności i systematyczności, po prostu mają intuicję logiczną, jak np. przy posługiwaniu się językiem, ale w sprawach skomplikowanych lepiej jest, gdy się ten dar wykształci. Stąd nieraz prosty chłop od razu widzi, że jakiś polityk czy publicysta bredzi. Tymczasem, jak się patrzy na Zachód, to politycy i władcy są bardzo sprytni i przebiegli, ale raczej słabo wykształceni.

Kiedyś na KUL wybitny profesor krakowski Roman Ingarden miał odczyt na temat wolności ludzkiej. Po odczycie słuchacz mocno go zaatakował, że źle przedstawił problem. Profesor zapytał: "Jaką pan przyjmuje koncepcję antropologii, czyli nauki o człowieku?". Atakujący odpowiedział: "Nie przyjmuję żadnej, ja tak biorę z życia, nie z akademickiej filozofii". Profesor odparł: "W tej sytuacji nie będę z panem dyskutował, bo to będzie bełkot z pana strony".

Otóż w intelektualnym świecie dzisiejszym brak jest przede wszystkim realistycznej, ścisłej i zdrowej filozofii. Taki typ filozofii uprawia jeszcze na wielką skalę Kościół katolicki, ale on znalazł się, nie bez własnej winy, poza forum publicznym życia. U nas trzeba jednak dać wyraz podziwu i poparcia dla tomizmu egzystencjalnego, reprezentowanego ostatnio doskonale przez 9-tomową "Powszechną Encyklopedię Filozofii" pod redakcją wybitnego myśliciela o. Mieczysława Alberta Krąpca, byłego rektora KUL. Ujęcie cechuje realizm, siła myśli, głębia, precyzja, logika, spójność, twórcza inspiracja i przy tym konsekwentna uniwersalność. Oczywiście, są uwzględnieni wszyscy twórcy myśli całego świata i wszystkich czasów, wszystkich kierunków, i to w sposób obiektywny i bezstronny. Ale choroba dzisiejszej cywilizacji polega, niestety, na odrzucaniu myśli klasycznej wypracowanej przez całą ludzkość, logicznej, prawdziwościowej i w odpowiedni sposób weryfikowalnej. Przy pełnej tolerancji dla innych ciśnie się na usta zdanie, że współczesną myśl opanowuje pomroczność.

Jednakże nawet gdy nie jest się filozofem i nie ma się orientacji co do systemów umysłowych, to przecież każdy rozumny człowiek ma dostęp do prawdziwej mądrości, a mianowicie przez przyjęcie idei Boga, a następnie prawdy, dobra, niewypowiedzianej godności osoby ludzkiej i odpowiedzialności za siebie, za drugich i za świat.

Podniosła to już dawno myśl starożydowska: Kto mówi, że Boga nie ma, jest człowiekiem nierozumnym, po prostu głupim (Ps 14, 2; Ps 53, 21). Toteż i pierwsi uczeni chrześcijańscy mówili, że człowiek wierzący w Boga żywego i żyjący według Jego praw jest człowiekiem mądrym, choćby był analfabetą i kimś niezdolnym. Dziś możemy dodać, że niestety wielu ludzi z dzisiejszym wykształceniem humanistycznym nie jest wcale mądrymi. Największą przyczyną tego jest wyrzucenie ze świata myśli idei Boga żywego.

 

Pomroczność co do faktów dziejowych

Trudno wytłumaczyć, skąd się bierze taka ślepota i głuchota na rzeczywiste fakty dziejowe, zwłaszcza społeczno-polityczne i militarne. Jak mogli np. Turcy wymordować tylu Ormian, a dziś się tego do końca zapierać? Jak mogą negować Sowieci, że zagłodzili miliony Ukraińców, a także wymordowali setki tysięcy Polaków, jeńców i wygnańców, i co do Katynia utrzymywać, że to był tylko epizod wojenny? Jak mogli Niemcy wymordować Żydów i tylu Polaków, a teraz spokojnie żądać od nas odszkodowań tak, jakbyśmy my byli sprawcami tego zła? Jak mogą dosyć liczni Ukraińcy po wielkich rzeziach Polaków na Wołyniu i gdzie indziej mówić, jak niektórzy piszą do mnie, że z rąk Ukraińców, a także samego UPA i OUN nie zginął ani jeden Polak, tylko Polacy mordowali Ukraińców, kobiety i dzieci? Jak może znany publicysta rosyjski Piotr Pospiełow pisać w "Niezawisimoj Gazietie", że w latach 1919-1920 Polacy wymordowali w obozach polskich 80 tys. jeńców sowieckich, a gen. Władysław Sikorski nakazał na swoich oczach rozstrzelać 300 jeńców z karabinów maszynowych ("Gazeta Wyborcza", 11.04.2007 r.)? Skąd rodzi się tyle zaślepienia i demonicznej nienawiści w całej historiografii rosyjskiej? Na przykład w XIX w. liczni historycy rosyjscy, zwłaszcza biskupi prawosławni, pisali, że Królestwo Polskie było bandyckie i krwawe, że zabrało Rosji ziemie na wschód od Wisły i Sanu, że Polacy to byli kaci, potwory katolickie, dla niewinnych i świątobliwych Rusinów, i że w czasie powstań kozackich na Ukrainie rycerze polscy często łapali kobiety z dziećmi i dzieci te gotowali w kotłach na oczach matek, a potem zabijali i matki. Z czego się rodzą takie straszne zakłamania? Jak zrozumieć ludzi na terenach Rosji, którzy demonstrują przeciwko wolności, trzymając w jednej ręce ikonę Chrystusa, a w drugiej portret Stalina, jednego z największych zbrodniarzy w historii, i w ten sposób stawiając między nimi niejako znak równowartościowości? Takich i podobnych niedorzeczności są tysiące.

Jest to jakaś ciężka choroba intelektualna, już cała pomroka. Mówimy, z jednej strony, że jest to wina odrzucenia idei Boga, ale z drugiej strony - trzeba wyraźnie powiedzieć, że są też złe i niemoralne religie. Zła i karykaturalna, niemoralna religia to też wielka tragedia. Słusznie mówi misjonarka, s. Michaela Pawlik OP, że do dziś istnieją religie, w których czci się słońce, krowy, drzewa, wody, węże, pioruny, a w niektórych jest kult seksu. Są wyznania, których niemal całą treścią jest nienawiść do Kościoła katolickiego. I w tym sensie niektóre religie są dużo gorsze niż ateizm. Ewangelia Chrystusa jest dopiero na początku drogi.

Poza tym dzisiaj rozwija się jeszcze taka demoniczna pomroczność, że czci się niemoralność. Czci się w jakimś sensie nieraz zbrodniarzy historycznych, przestępców, morderców, łajdaków, okupantów, wyzyskiwaczy, dziwnych potworów życia kulturalnego, artystycznego, literackiego, sportowego, no i ludzi seksu. Często stawia się młodzieży za wzór terrorystów, wielorakich rozwodników, rozpustników itd. Po tej myśli chyba 3 kwietnia 2007 r. w Holandii odsłonięto honorowy pomnik prostytutki, nie bohaterki, nie matki i nie kobiety. Jest to już całkowity mrok. Jest to choroba wartościowania, aksjologiczna.

 

Pomroczność ideologii społeczno-politycznej

Obecnie najcięższa jest dla nas pomroczność jasna Brukseli i naszych liberałów. Niektórzy nasi europosłowie powiadają, że decydenci UE będą jeszcze trochę tolerować braci Kaczyńskich, Polskę i Kościół polski tylko wtedy, kiedy będą przyjęte u nas, i to szybko, szeroko rozumiane aborcja i eutanazja, a także homoseksualizm i "sprywatyzowanie" Kościoła. W tym momencie chodzi głównie o eutanazję. Oto dlaczego prezydent i premier nie mogli poprzeć marszałka Marka Jurka, choć ten bronił życia po myśli Kościoła, Prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II. Podobno Polska jest bardzo zagrożona ze strony ideologii zachodniej. Zresztą widać to dobrze w działaniach Parlamentu Europejskiego. Marek Jurek był w bardzo trudnej sytuacji: z jednej strony - nie należałoby rozbijać partii, kiedy PO i SLD są gorsze, a z drugiej strony - sumienie katolickie nie pozwalało mu jako marszałkowi zgodzić się na dalsze łamanie prawa Bożego w majestacie prawa diabła.

Gwałtowną agresję ideologiczną zachodnich kół ateistycznych i masońskich potwierdza otwarcie redaktor naczelny niemieckiego w języku polskim der "Dziennika" Robert Krasowski, który w numerze z 28-29 kwietnia 2007 r., s. 18-19, perfidnie i obłudnie zarzuca gazecie "Rzeczpospolita", że zaprowadza w Polsce państwo kościelne, że krytykuje koalicję za liberalizm, że chce wprowadzić ochronę życia, że przez popieranie wpływu Kościoła na życie społeczne robi z siebie "durnia", że broni wartości chrześcijańskich w państwie, no i że atakuje duchownych i świeckich liberalnych, m.in. abp. Gocłowskiego. Z całości artykułu p. R. Krasowskiego wynika właściwie, że z Polski musi zniknąć Kościół i katolicyzm prawowierny, który miałby być sektą (por. tytuł artykułu: "'Rzeczpospolita': prawica czy sekta").

W ten sposób Krasowski zdradza zniecierpliwienie ideologów zachodnich, głównie niemieckich. Redaktora wspiera w pewien sposób w tym samym numerze swoim wywiadem ks. abp Tadeusz Gocłowski: "Kościół i państwo to dwa różne światy". Ksiądz arcybiskup atakuje Marka Jurka i LPR za próby wzmocnienia ochrony życia i stawia liberalną i błędną tezę już w samym tytule wywiadu: Kościół i państwo mają być dwoma różnymi światami, akurat tak, jak uczą marksiści i ateiści.

Tymczasem Sobór Watykański II uczy, że Kościół i państwo są autonomiczne instytucjonalnie, lecz jednak mają pewne obszary wspólne, na których współpracują dla dobra tego samego człowieka, no i państwo nie jest niezależne od Boga i od religii (zob. Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, nr 36 i 41). Ksiądz arcybiskup niepotrzebnie powraca do swych błędnych tez. Z tytułu wywiadu wynika wprost, że Gocłowski jako biskup i członek Kościoła, i Gocłowski jako obywatel państwa to dwa różne światy, czyli dwaj różni ludzie. Tymczasem i Kościół, i państwo są zapodmiotowane nie na jakimś terytorium, lecz w osobie ludzkiej, jednej i tej samej, nie może być schizofrenii. Ciekawe, że tak wielu ludzi nie dostrzega negatywnego z gruntu charakteru ideologii unijnej. I ciągle nie odróżnia się unii w dziedzinie gospodarczej, organizacyjnej, technicznej, obronnej od unii w dziedzinie ideologii, która w wydaniu wierchówki UE jest antykatolicka i nihilistyczna. Tutaj bardzo słusznie bracia Kaczyńscy nie chcą jednego państwa, lecz wspólnoty państw. Tymczasem nawet taki polityk z PO, jak wicemarszałek Bronisław Komorowski w swym inteligentnym samozachwalaniu się na marszałka Sejmu 27 kwietnia nawoływał błędnie m.in., by wchodzić do Unii "aż po czubek głowy", łącznie z "moherowymi beretami". Czyżby nie wiedział, że to oznacza także przyjęcie antychrześcijańskiej ideologii?

Podejrzewamy też - jeszcze raz - opozycję o pomroczność jasną. Bowiem jako opozycja nie czuje się zobowiązana dbać o dobro Polski na swój sposób, a tylko ciągle atakuje koalicję, żeby ją powalić, choćby i wraz z Polską we właściwym znaczeniu. W swej krytyce powiadają, że nie negują naprawiania Polski przez koalicję, ale że niesłuszne są "metody". Oczywiście to oszustwo: "nie chodzi o śliwki, tylko po coś tam wlazł". Mówią, że środki naprawcze ze strony koalicji są złe i nieskuteczne, ale nie podają swoich pomysłów dobrych i skutecznych. Wielu ludzi szokuje to, że koalicja jest taka negatywistyczna i bezwzględna, niszcząca. Podobnie trudno zrozumieć, że opozycja atakuje prawie wszystkie próby karania przestępców, ratowania państwa spod układów i próby odzyskania mienia ukradzionego. Mówią, że rząd robi to dla korzyści politycznych. Toż to jest kompletna perfidia. I powstaje wrażenie, że opozycja jest po stronie przestępców.

Budzi politowanie opowiadanie wielu dziennikarzy wielkich koncernów medialnych, że oni są całkowicie wolni i niezależni. Twierdzą też, że są obiektywni i na ich pracę nie mają wpływu ich własne orientacje i poglądy. Wygląda to na kpinę, bo nie sądzę, żeby inteligentny dziennikarz nie czynił refleksji nad tym, co robi, choć istotnie jest to trudny problem metodologiczny. Myślę, że w dobrej wierze pani kanclerz Angela Merkel zgłosiła projekt napisania jednego wspólnego podręcznika historii Europy jednocześnie ze strony każdego państwa. Ale w tym przypadku okazało się, że pani kanclerz nie zna się na metodzie nauk historycznych. Powinna była zapytać jakiegoś metodologa. W historiografii bowiem już samo stwierdzanie i przedstawianie faktów zależy od punktu wyjścia. A poza tym olbrzymią rolę odgrywają sądy interpretacyjne, hipotetyczne, komparatystyczne, dopełniające, integrujące, a wreszcie aksjologiczne, czyli wartościujące, które są też naukowe. Oczywiście, wielu ludzi uważa nauki historyczne za względne i niewiarygodne, lecz to nie historia jako nauka jest relatywna i niepewna, tylko błędne bywa traktowanie o dziejach bez metody naukowej.

 

W pomroce mylą się kierunki

Wraz z próbami ekshumacji eurokonstytucji imperialnej nasila się napór negatywnej ideologii na Polskę. Na Zachodzie coraz częściej ukazywany jest tylko jeden kierunek "przepływu idei": "Nie Europa ma się uczyć od Polski, lecz Polska od Europy". Zresztą tak stawiano sprawy od początku, tylko teraz nadchodzi nowa fala zaborcza. Dziś jednak już nie ma Jana Pawła II. I tym śmielej różni ludzie pomroczności atakują tożsamość Polski i Kościoła polskiego. Smutne jest, że Kościół polski ciągle nie zabiera jasnego głosu w tych sytuacjach (por. J.R. Nowak). Zabierają głos tylko duchowni liberalni i katolewica, lecz niestety, na szkodę Kościoła.

Zresztą w naszym mówieniu o Unii jest jedno istotne pomieszanie. Mówiąc o Zachodzie, mamy zakodowane podświadomie, że to jest jeden twór organiczny i jeden "megaczłowiek". Tymczasem Zachód dzieli się na różne społeczeństwa - a i każde społeczeństwo składa się z trzech warstw: 1. z warstwy środkowej, substancjalnej, powiedzmy: ludzi zwyczajnych, którzy są często lepsi niż Polacy; 2. z warstwy "dolnej", najmniej licznej, powiedzmy: marginalnej; oraz 3. z warstwy "górnej", wiodącej, powiedzmy ogólnie: inteligencji i klas rządzących. I oto cała gra. O Unię Europejską to gra jedną i tą samą talią kart, w której figurami jest warstwa trzecia. Karty wprawdzie są od czasu do czasu tasowane, zwłaszcza w czasach różnych raczej pozorowanych wyborów, ale figury są zawsze te same. Jeśli zatem my, katolicy polscy, mamy zasadniczy problem, to nie z warstwami substancjalnymi, lecz raczej z warstwą górną, która jest twórcą i nośnikiem ideologii, a w tym i różnych degeneracji. Polacy mają stare tradycje demokratyczne, szlacheckie, i nie chcą podlegać jakiejś niejasnej, pomrocznej i zbakierowanej często wierchówce. Dla nas wierchówka musi być szlachetna, moralna, ludzka i odpowiedzialna przed Bogiem i nami.

Właśnie patrząc historiozoficznie, widzimy, że warstwa górna w historii zawsze się z czasem degeneruje, oczywiście, z wielką szkodą dla całego społeczeństwa. Wymaga ona jakiegoś radykalnego odrodzenia. I to stało się z warstwami rządzącymi na Zachodzie. Tak samo było w Sumerze, Egipcie, Babilonii, Persji, Grecji, Rzymie i w wielu następnych imperiach. I tak jest wreszcie w Europie Zachodniej. Dzięki pracy, technice i silnej organizacji społeczeństwo osiąga dobrobyt, z kolei dobrobyt jest przyczyną wielkiego rozwoju kultury materialnej i duchowej. Lecz jedno i drugie zwykle po paru wiekach staje się pułapką, gdyż niepostrzeżenie przychodzi upadek: duchowy, moralny i religijny. Objawami tego są m.in. spadek witalności, pracowitości, dyscypliny, zwartości społecznej, hedonistyczny tryb życia, silne szerzenie się homoseksualizmu i inne. Cały problem państw Europy Wschodniej, zwłaszcza Polski katolickiej, polega głównie na tym, żeby wejść do wspólnoty gospodarczej i cywilizacyjnej, a nie do unii ideologicznej i duchowej, czyli nasze substancje społeczne chcą wspólnoty z substancjami społecznymi państw zachodnich, nie chcemy natomiast, by nasza warstwa marginesowa łączyła się ze swymi odpowiednikami na Zachodzie, i nie chcemy także, by nasza warstwa górna, wiodąca, łączyła się z degenerującą się warstwą wiodącą Zachodu, która ma wszystkie znamiona upadku, głównie ateizm, amoralizm i ducha niszczenia życia. Oczywiście, trzeba rozmawiać z warstwami rządzącymi, ale - jeszcze raz - bez przyjmowania ich degeneracji duchowej. Symptomy rozkładu warstw górnych Zachodu można sprowadzić do trzech głównych. Są to: cywilizacja śmierci, czyli lęk przed drugim człowiekiem, że "zabiera nam świat"; homoseksualizm, czyli lęk przed miłością twórczą i odpowiedzialną; oraz antyreligijność, czyli lęk przed wyższymi wartościami i przed wyższym światem.

I oto wszystkie te trzy pomroczności pcha się do Polski. Mają one nawet niekiedy pełne oparcie o fundusze unijne. Chodzi o odebranie Polsce głosu, Kościoła i etyki ewangelicznej. Robi się to na skalę ogólną przez srebrniki ekonomiczne. Bronimy się najmocniej przez medium toruńskie. Toteż ciągle takie ataki na nie, żeby Polska i Kościół polski były bez swego głosu. Jest przerażające, że i znaczna część kleru tego nie pojmuje. Okazuje się, że i polska wierchówka, inteligencka i polityczna, szybko się degeneruje tak, jak chcą tego ośrodki masońskie, liberalne i lobby żydowskie. Tak wielu ludzi nie rozumie, dlaczego popiera się i finansuje ruchy homoseksualne, nawet w szkołach podstawowych. Chodzi o zniszczenie ducha katolickiego. Stąd i obrona przed nimi jest taka trudna, bo mają za sobą całą potęgę wierchówki zachodniej. Widać, co się dzieje w Parlamencie Europejskim. Przecież przypomina on żywo Sodomę pogańską, po prostu Sodomoeuropę. Księga Rodzaju podaje, że gdy przyszli do osiadłego w bogatym mieście Sodomie Lota dwaj mężczyźni, wtedy pogańscy "mężczyźni, starzy i młodzi, ze wszystkich stron miasta, otoczyli dom Lota (...) i wołali: 'Wyprowadź ich do nas, abyśmy mogli z nimi poswawolić'" (Rdz 19, 5nn.). A byli to ludzie niewierzący w Boga prawdziwego. Nie chcieli córek Lota, tylko mężczyzn. Pismo Święte podaje, że przyszła rychło kara Boża. Goście Lota rzucili na nich na początek ślepotę, jakbyśmy dziś powiedzieli, pomroczność.

W kapitalistycznych społeczeństwach Zachodu odradzają się dziwnie stare, negatywne nurty. Jak właśnie marksizm, który bynajmniej nie upadł do końca, tylko przeobraził się tam w neomarksizm, nową lewicę i socjaldemokrację, tak i - co jest już potworne - nie zaginął rasizm niemiecki, lecz przekształcił się w eugenikę, kontrolowane zapłodnienie i rozwój embrionalny, a wreszcie w eutanazję. Wszystko to zmierza do tego, żeby tworzyć nową rasę: ludzi w pełni zdrowych, silnych, dorodnych, dziedziczących pod kontrolą najlepsze cechy osobnicze. Zupełnie jak w hodowli zwierząt rasowych. Eugenikos to po grecku urodzony dobrze, zdrowo i szlachetnie. Ideologia Zachodu przerażająco nawiązuje do nauki Platona, greckiego filozofa z IV w. przed Chrystusem. Otóż według jego utopii, w państwie idealnym mężczyźni i kobiety mieliby żyć oddzielnie, tylko zdrowe i silne osobniki byłyby dopuszczane do stosunków, z kolei dzieci kalekie, chore i niepełnosprawne miałyby być zabijane, zdrowe zaś zgromadzone razem w specjalnych zakładach wychowawczych ("Państwo").

W czasach nowożytnych pewną dalszą pochodną homoseksualizmu i rasizmu jest skrajny feminizm. Skrajny feminizm staje się nową i jeszcze nie dość rozpoznaną kategorią życia zbiorowego. Określa on na nowo życie społeczne, polityczne, moralne, kulturalne, religijne, rodzinne. Wchodzi też szeroką falą do różnych religii i Kościołów. Kobietom np. przyznaje się prawo samodzielnego decydowania o życiu dziecka przez nią poczętego, bez względu na prawo Boże i bez żadnego związku ze społecznością. Powiada się czasami, że przez zabijanie wyraża swoją godność. Skrajny feminizm jest też wykorzystywany przeciwko Kościołowi katolickiemu i bywa coraz częściej stosowany jako szantaż polityczny. U nas, jak na razie, jest to zjawisko nierozpowszechnione. Często chodzi tylko o rzeczy symboliczne. Na przykład 15 kwietnia 2007 r. w telewizji dyskutowało pięć feministek. Trudno było zrozumieć dokładnie, o co chodzi, bo wszystkie razem z osobą prowadzącą mówiły naraz i przez cały program, czasem tylko któraś głośniej. Ale chyba z całości wynikało, że mężczyźni w Polsce są źli i słabiej wykształceni i że wszelkie zło społeczno-polityczne pochodzi od mężczyzn, a nic od kobiet, a dopiero kobiety stworzą królestwo rozumu i szczęścia. Takie sądy można traktować jako ubaw lub satyrę, ale Zachód zaczyna nam narzucać już feminizm skrajny, który ma m.in. rozbić katolicką etykę życia i rodziny. Jest u nas już kilka takich głośnych feministek, które mówią i działają tak, jak sobie tego życzą masoni i ateiści zachodni. I to też jest pomroczność jasna.

I wreszcie cała społeczność dziwnych ludzi kształtujących świadomość wspólną Europy posługuje się w ogóle językiem bądź fałszywym, bądź beztreściowym i banalnym. Jest to też pomroczność współczesnej kultury umysłowej. Nie chodzi tu o język prosty, potoczny i faktograficzny, żeby być zrozumiałym przez tłumy, ale chodzi o to, że w kwestiach istotnych, podstawowych i duchowych dla człowieka jest to jakiś język przeważnie pusty, podstępny, unikowy, nienawistny i pomijający świat wyższych wartości. Można dostać udaru mózgu, gdy się słucha ciągle absolutnie pustych i beztreściowych zwrotów, że np. kandydat na prezydenta Francji: "Postawi Francję na nogi", albo że "Rząd jest za rozwojem kraju" czy też: "Planujemy podnieść poziom życia" itp. Czy już dziś nie można mówić konkretnie i z sensem?

U podstaw większości tych problemów leży, jak słusznie mówi prof. Piotr Jaroszyński, całkowicie błędna koncepcja człowieka. Dlatego dziś chrześcijanin musi bronić chrześcijańskiej, najdoskonalszej na świecie koncepcji człowieka. Człowiek jednak jest tajemnicą, której nie da się zrozumieć bez Boga. "Chrystus - uczy Sobór Watykański II - objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi" (Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym, nr 22). Jan Paweł II dopełnił tę myśl, że "człowiek nie jest zrozumiały bez Chrystusa". Jakże pomroczność współczesna jest daleka od tej myśli i od tej mądrości wieków. Ostatecznie nie chodzi o takie czy inne sprawy drugorzędne, lecz po prostu pomroczność ideologiczna UE chce zniszczyć klasyczną i chrześcijańską wizję człowieka, która wiąże człowieka z Bogiem.

             

             

6

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin