Nie chciałem niszczyć życia.pdf

(44 KB) Pobierz
90997917 UNPDF
www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=99180
2009-04-13
Nie chciałem niszczyæ ¿ycia
¦wiadectwo dr. Tadeusza Wasilewskiego, ginekologa-poło¿nika, który przez wiele lat pracował w o¶rodku
stosuj±cym zapłodnienie pozaustrojowe in vitro, a dzi¶, po swoim nawróceniu i rezygnacji z tej niegodziwej
moralnie procedury, leczy mał¿eñstwa metod± naprotechnologii
Jako lekarz medycyny z siedmioletnim sta¿em rozpocz±łem pracê w klinice leczenia niepłodno¶ci mał¿eñskiej
w Białymstoku. Było to 1 kwietnia 1993 roku. Zacz±łem zdobywaæ wiedzê w zakresie leczenia niepłodno¶ci i
nie ukrywam, ¿e bardzo mnie to poci±gało. Ta dziedzina medycyny przynosi naprawdê wiele satysfakcji,
je¿eli w wyniku pomocy mał¿eñstwu pojawia siê dziecko. Ale jest te¿ druga strona tej specjalizacji - ka¿de
niepowodzenie wi±¿e siê z du¿± frustracj±.
Praca w klinice leczenia niepłodno¶ci nie koñczy siê na o¶miu godzinach, trwa i w soboty, i w niedziele, i w
Bo¿e Narodzenie, i w Wielkanoc, bo jajeczkowanie nie czeka. Musiałem byæ cały czas dyspozycyjny, ale
kochałem tê pracê, bo dawała mi mo¿liwo¶æ osobistego i zawodowego rozwoju. W klinice poznałem problem,
jakim jest niepłodno¶æ mał¿eñska. Pary prze¿ywaj±ce ten dramat wstydz± siê o nim mówiæ, czuj± siê jakby
napiêtnowane, gorsze, bo ich pragnienie posiadania potomstwa nie mo¿e siê zrealizowaæ. Otwieraj± siê w
towarzystwie osób dotkniêtych tym samych problemem albo w gabinecie lekarskim, ale - jak wielokrotnie
obserwowałem - jest to dla nich bardzo upokarzaj±ce.
Praca ginekologa w klinice leczenia niepłodno¶ci nie polega tylko i wył±cznie na wykonywaniu zawodu
lekarza. Owszem, badania biochemiczne, USG i inne zabiegi s± wa¿ne, ale poprzestaj±c tylko na tym, nigdy
nie osi±gniemy sukcesu. ¯eby byæ ginekologiem lecz±cym niepłodno¶æ, trzeba mieæ wielkie serce, pracowaæ z
miło¶ci±, cierpliwie, umieæ przyj±æ z pokor± pora¿kê, gdy natura oka¿e siê silniejsza. Tego uczyła mnie moja
codzienna praca.
Do kliniki przyje¿d¿ali ludzie nie tylko z całej Polski, ale równie¿ z wielu krajów ¶wiata: ze Stanów
Zjednoczonych, Kanady, mieli¶my nawet pacjentkê z Nowej Zelandii. Tak mocno zdeterminowane s± pary,
które staraj± siê o upragnione dziecko. Musiałem mieæ du¿o cierpliwo¶ci, ¿eby nauczyæ siê rozumieæ ludzi,
¿eby ich czym¶ nie zraniæ. Tak wła¶nie wyobra¿ałem sobie bycie lekarzem i w tym siê nic nie zmieniło.
Mał¿eñstwa, które maj± problemy z poczêciem dziecka, gotowe s± na wszelkie wyrzeczenia. Niejednokrotnie,
¿eby móc podj±æ leczenie, musz± wzi±æ kredyt, zapo¿yczyæ siê u bogatszych rodziców.
Nie ma stuprocentowej metody skutecznego leczenia niepłodno¶ci. Pan Bóg obdarzył kobietê okre¶lonym
www.radiomaryja.pl
Strona 1/4
prawdopodobieñstwem mo¿liwo¶ci poczêcia dziecka w jednym cyklu. Kto¶ wyliczył, posiłkuj±c siê
statystyk±, ¿e prawdopodobieñstwo poczêcia dziecka w jednym cyklu wynosi około dwudziestu procent.
Człowiek nie znalazł jeszcze metody, która bêdzie skuteczniejsza od natury. Wobec tego ka¿da próba pomocy
mał¿eñstwu w doprowadzeniu do poczêcia to tylko zbli¿enie siê do tego wska¼nika. To uczy pokory, skoro na
piêæ par tylko jednej siê uda i podziêkuje za okazan± pomoc. Miałem na co dzieñ dowody na to, ¿e ludzie s±
bardzo wdziêczni, i¿ doszło do poczêcia dziecka. "Dziêkujemy zespołowi kliniki, a w szczególno¶ci panu
doktorowi Tadeuszowi Wasilewskiemu, ¿e dopomogli nam zostaæ rodzicami. Dziêkujemy, ¿e oprócz
fachowej wiedzy medycznej ofiarowali nam Pañstwo du¿± dozê serdeczno¶ci i zrozumienia. Ju¿ mama i tata".
"Wiem, ¿e ju¿ dawno obiecałam Panu ten list. Najwa¿niejsze jest to, ¿e chciałam Panu z całego serca
podziêkowaæ za tê ci±¿ê, bo jestem pewna, ¿e udało siê tylko dlatego, ¿e Pan kierował lekarzami i wykonał
zabieg. Jest Pan wspaniałym lekarzem i ma Pan idealne podej¶cie do pacjentek. Proszê podziêkowaæ w moim
imieniu Pana szefowi, ¿e zatrudnia takiego lekarza jak Pan. Nie umiem niestety wyraziæ całej mojej
wdziêczno¶ci".
"Szanowny Panie Doktorze! Z wielk± rado¶ci± informujê, ¿e w styczniu 2004 roku przyszła na ¶wiat nasza
córka Amelka. Amelka urodziła siê z piêknymi, czarnymi, długimi włosami, ma ¶liczne niebieskie oczka, jest
dzieckiem spokojnym, pogodnym, lubi du¿o zje¶æ. Panie Doktorze, jeszcze raz bardzo dziêkujê, ¿e wierzył
Pan w sukces. Szczerze powiem, ¿e ja ju¿ za drugim razem nie wierzyłam, i¿ siê uda. Namawiałam ju¿ nawet
mê¿a do adopcji, ale to dziêki Panu spełniło siê nasze najwiêksze marzenie. Jeszcze raz serdecznie dziêkujê".
"Szanowny Panie Doktorze! Piotru¶ urodził siê w pa¼dzierniku 2004 roku poprzez ciêcie cesarskie. Ro¶nie jak
na dro¿d¿ach, jest zdrowy, pogodny i cudny. Nie potrafiê powiedzieæ, jak bardzo jeste¶my Panu wdziêczni za
pełne ¿yczliwo¶ci traktowanie nas przez dwa tygodnie w Białymstoku. To był bardzo trudny okres, a Pan
spowodował, ¿e było nam tam łatwiej. Za rok bêdziemy starali siê o kolejne dziecko. Nie wiem, czy uda nam
siê zaj¶æ w ci±¿ê w sposób naturalny. Je¶li nie, to nie wyobra¿am sobie, ¿eby miał siê zaj±æ mn± inny lekarz".
To były sygnały, które mnie utwierdzały w tym, ¿e to, co robiê, jest dobre, mimo ¿e znałem ¶rodowisko
lekarzy katolickich, którzy mi mówili, ¿e mo¿e nie... Ale nie robili tego z przekonaniem. Miałem ¶wiadomo¶æ,
¿e pomagam ludziom, wiêc uznałem, i¿ metoda in vitro jest słuszna, dobra, bo przynosi rado¶æ w postaci
dziecka.
Przyszedł luty 2007 roku. Wtedy spojrzałem inaczej na swoj± pracê w klinice. Dzisiaj wiem, ¿e to była łaska
Pana Boga, a ja tylko poddałem siê Jego woli. U¶wiadomiłem sobie, ¿e obok szczê¶liwych mał¿eñstw i ich
dzieci, które przyszły na ¶wiat in vitro, s± te¿ te dzieci, zarodki, które nigdy nie trafiły do jamy macicy, które
zginêły w wyniku zamra¿ania. Nagle zobaczyłem zagro¿enia towarzysz±ce procedurze in vitro. To był
prawdziwy wstrz±s. Wiedziałem, ¿e nie mogê tam pracowaæ ani minuty dłu¿ej. Nie tylko w tej klinice, ale w
www.radiomaryja.pl
Strona 2/4
ka¿dej innej, gdzie lekarze pomagaj±cy niepłodnemu mał¿eñstwu posiłkuj± siê narzêdziem, jakim jest
program in vitro czy inseminacja.
Poszedłem do swojego szefa i powiedziałem mu o tym. Po godzinnej czy dwugodzinnej rozmowie doszli¶my
do wniosku, ¿e powinienem odpocz±æ. Bardzo chêtnie siê na to zgodziłem, odpoczynek był mi rzeczywi¶cie
potrzebny. Wiedziałem, ¿e mo¿e co¶ jeszcze przemy¶lê, nad czym¶ siê zastanowiê, ale byłem pewien, i¿ nie
zostanê przy programie in vitro - z uwagi na szacunek do ¿ycia. Ka¿dy zarodek chce ¿yæ i woła, ¿eby trafiæ do
mamy i taty. Je¿eli w programie in vitro chcemy mieæ 35-45 procent szansy, to musimy na wstêpie, przed
transferem zarodków, mieæ ich sze¶æ albo osiem. Mniejsza liczba nie daje takiej gwarancji powodzenia. Nie
chciałem braæ na swoje sumienie zniszczonych zarodków.
Postanowili¶my pojechaæ z ¿on± na rekolekcje do Zakliczyna koło Krakowa do klasztoru Sióstr Bernardynek.
Po drodze zajechali¶my do Czêstochowy, na Jasn± Górê. Weszli¶my do kaplicy Matki Bo¿ej. Ukl±kłem,
spu¶ciłem głowê, zamkn±łem oczy. Modliłem siê... W pewnym momencie na filarze, jakie¶ pół metra przede
mn±, zobaczyłem obraz syna marnotrawnego powracaj±cego do domu. Ojciec przyjmuje go w progu... Ten
obraz stał siê dla mnie znakiem.
Po powrocie z Zakliczyna do Białegostoku nie miałem ¿adnych w±tpliwo¶ci. Napisałem podanie i 31 marca
2007 roku odszedłem z kliniki. Zrodziło siê we mnie pytanie: z czego siê teraz utrzymam? Miałem mały
gabinet, w którym pracowałem dwa, trzy razy tygodniowo po kilka godzin, ale to w porównaniu z zarobkami
w klinice nie przynosiło du¿ych pieniêdzy. To jednak w ogóle nie było wa¿ne. Moim celem stała siê słu¿ba
¿yciu. Był taki moment, ¿e bałem siê stan±æ na trawê, ¿eby nie zniszczyæ pod stop± czego¶ ¿yj±cego. To było
najwa¿niejsze, nie to, co siê stanie z moim własnym ¿yciem w sensie dobytku itd. Miałem cały czas wsparcie
w mojej rodzinie. Przed zło¿eniem podania definitywnie rozwi±zuj±cego moj± umowê o pracê zapytałem
swoj± ¿onê i dorosłego syna, czy zgadzaj± siê pój¶æ za mn±, nawet wtedy, kiedy ja byæ mo¿e nie bêdê potrafił
ich utrzymaæ. Odpowied¼ była jednoznaczna, ¿e tak. To mnie bardzo mocno zbudowało.
Zatrudniłem siê u swojego kolegi Eugeniusza Biedryckiego, za co mu jestem bardzo wdziêczny, bo
pracowałem około 4-5 godzin dziennie na kontrakt z NFZ. To pozwalało mi przetrwaæ ten okres w sensie
materialnym, trochê zapomnieæ o mojej ¶mierci dla starego ¿ycia zawodowego. Musiałem urodziæ siê jeszcze
raz, ale tak, ¿eby nie zrobiæ błêdu, ¿eby postêpowaæ zgodnie z wol± Bo¿±, nie popełniaæ grzechów, które mnie
zdyskwalifikuj±. Chcê byæ dobrym lekarzem, ale przede wszystkim dobrym człowiekiem.
Był taki moment, ¿e my¶lałem o porzuceniu zawodu lekarza, ale bodaj¿e w lipcu czy wrze¶niu 2007 roku
zadzwoniła pani doktor Maria Łazewska, która zapytała, czy wiem, co to jest naprotechnologia. Oczywi¶cie
nie wiedziałem. Zacz±łem szukaæ. Okazało siê, ¿e jest to leczenie niepłodno¶ci poprzez wykorzystanie natury,
a natura to szacunek dla ¿ycia. Ale gdzie siê tego nauczyæ? Dowiedziałem siê, i¿ w Rzymie odbêdzie siê zjazd
organizowany przez profesora Thomasa W. Hilgersa, twórcê naprotechnologii. A potem dowiedziałem siê, ¿e
www.radiomaryja.pl
Strona 3/4
jest w Polsce dr Piotr Klimas, ¿e działa Stowarzyszenie Lekarzy Katolickich Sekcja Poło¿ników i
Ginekologów, w której dwóch pierwszych spotkaniach mogłem uczestniczyæ. Dziêki profesorowi Bogdanowi
Chazanowi mogłem zapoznaæ siê z publikacjami na temat naprotechnologii. Pojechałem te¿ wraz z grup± osób
do Rzymu, by bli¿ej poznaæ naprotechnologiê. U¶wiadomiłem sobie, ¿e jest to porz±dna metoda, wiarygodna,
wykorzystuj±ca wszystkie nowoczesne mo¿liwo¶ci diagnostyczne i lecznicze z chirurgi± wł±cznie, ale
wyró¿niaj±ca siê indywidualnym podej¶ciem do ka¿dej pary, zwłaszcza kobiety, m.in. dziêki standaryzacji
objawów w przebiegu cyklu miesiêcznego. Wystandaryzowany sposób obserwacji organizmu kobiety w
poł±czeniu z ocen± hormonaln± dodatkowo umo¿liwia rozpoznanie innych, towarzysz±cych niepłodno¶ci
problemów zdrowotnych. Metoda naprotechnologii szanuje ka¿de poczête ¿ycie i godno¶æ ka¿dego człowieka:
i tego dziecka, które implantuje siê w jamie macicy, i jego rodziców.
Zastanawiałem siê, jak wykorzystaæ swoje umiejêtno¶ci, co zrobiæ, ¿eby byæ dalej lekarzem i słu¿yæ ludziom,
którzy maj± kłopoty z poczêciem dziecka. Tak narodził siê pomysł zorganizowania kliniki, która bêdzie
¶wiadczyła te usługi, posiłkuj±c siê naprotechnologi±, ale nie wykonuj±c programu in vitro. Przychodnia
NaProMedica działa od 1 stycznia 2009 roku, nazwa - choæ nawi±zuje do naprotechnologii - jest skrótem od
słów natura i profesjonalno¶æ - szacunek do natury plus najnowsza wiedza. Dziêkujê swojej wspólniczce pani
mgr Ewie Ruciñskiej, ¿e zgodziła siê podj±æ trud budowy tej¿e firmy.
Je¿eli moje ¶wiadectwo przysłu¿y siê Pañstwu do czegokolwiek, to bêdê szczê¶liwy i dziêkujê Panu Bogu, ¿e
tak siê stało. Dziêkujê te¿ wszystkim, których spotkałem na drodze tworzenia tego o¶rodka, a którzy
po¶wiêcili tej idei swój czas, swoj± uwagê, modlitwê, wymiern± pomoc lub zaniechali czynienia przeszkód.
Oby ¦wiêta Wielkiej Nocy były dla Pañstwa czasem szczê¶liwym, jedno¶ci i miło¶ci w rodzinach oraz czasem
pamiêci o naszym Bo¿ym rodowodzie.
www.radiomaryja.pl
Strona 4/4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin