Aksamit - Medeiros Teresa.pdf
(
2068 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Aksamit - Medeiros Teresa
Teresa Medeiros
AKSAMIT
T
ħ
ksi
ĢŇ
k
Ģ
dedykuj
Ģ
ameryka
ı
skim autorom powie
Ļ
ci romantycznych... wszystkim siostrom i braciom we
wspólnym boju, którzy sercem, atramentem i łzami pomagaj
Ģ
mi trwa
ę
przy zdrowych zmysłach: Emily
Alward, Elizabeth Bevarly, Melissie Bregenzer, Normie Brown, Gwen Duzenberry, Elizabeth Lynn Gray,
Kristin Hannah, Karen Harper, Mary Hooper, Lori i Toniemu Karayiannim, Rebece Lee, Stephanie
Spearman, Shirley Turner oraz, Jean Marie Willet.
Andrei, która mi przypomniała,
Ň
e s
Ģ
, sprawy, o które warto walczy
ę
.
I — jak zawsze — Michaelowi.
Prolog
Północna Szkocja - Pogórze. Rok 1773
S
ukinsyn wygl
Ģ
dał, jakby wyzion
Ģ
ł ducha. Sebastian musn
Ģ
ł ciało stop
Ģ
, spodziewaj
Ģ
c si
ħ
,
Ň
e lada
chwila wysunie si
ħ
stwardniała od odcisków łapa, szarpnie go za chude łydki i przewróci na ziemi
ħ
.
Zesztywniał w oczekiwaniu na wybuch grubia
ı
skiego rechotu, lecz zamiast tego ze sflaczałych ust
pociekła stru
Ň
ka piwa. Sebastian zebrał odwag
ħ
i szturchn
Ģ
ł bardziej zdecydowanie, wbijaj
Ģ
c bosy paluch
w obna
Ň
ony kałdun. Nic. Cisza, ani słychu pijackiego pochrapywania. Sukinsyn rzeczywi
Ļ
cie wyzion
Ģ
ł
ducha!
Sebastian przykucn
Ģ
ł nad trupem. Jak to si
ħ
stało,
Ň
e odszedł tak spokojnie? Zawsze wyobra
Ň
ał sobie,
Ň
e
tej chwili towarzyszy
ę
b
ħ
dzie gromowy ryk, furia bestii, która wzdraga si
ħ
podda
ę
, a
Ň
pulsuj
Ģ
ce
Ň
yły na
skroniach nap
ħ
czniej
Ģ
i trysn
Ģ
posok
Ģ
. Tymczasem wszystko odbyło si
ħ
inaczej: ojciec zgarbił si
ħ
, osun
Ģ
ł
z głuchym siekni
ħ
ciem... i przemin
Ģ
ł.
Grzbietem dłoni odgarn
Ģ
ł lepki od brudu kosmyk, który opadł mu na czoło. Bezwiednie podniósł wzrok
na rze
Ņ
bione belki, podpieraj
Ģ
ce wysokie sklepienie sali. Wstrzymał oddech i wsłuchał si
ħ
w niezm
Ģ
con
Ģ
cisz
ħ
. Jakby wszystkie dzwony
Ļ
wiata równocze
Ļ
nie przestały bi
ę
i tylko powietrze dr
Ň
ało jeszcze echem
uderze
ı
. Dopiero teraz, niezagłuszane brz
ħ
kiem tłuczonej zastawy i waleniem w stół rozjuszonej pi
ħĻ
ci,
zacz
ħ
ły dobiega
ę
go inne odgłosy: trzepotanie jaskółczych skrzydeł w poszyciu, szelest sosen za oknami,
po
Ļ
wist wiatru na wrzosowisku. Pochylił głow
ħ
, czuj
Ģ
c si
ħ
w tej ciszy jak w katedrze. Był bliski łez, ale
wiedział,
Ň
e nie ma czasu na szlochy. Zaraz nadejdzie MacKay. Odwieczny wróg ojca przyb
ħ
dzie do
zamku Dunkirk, by go sobie przywłaszczy
ę
, o czym nieustannie ostrzegał zmarły rodzicie!. Sebastian
zacisn
Ģ
ł usta. Niech sobie zabiera zamczysko, ale jego nigdy nie złapie!
Zacisn
Ģ
ł palce na cholewach ojcowskich butów. Brendan Kerr po
Ļ
mierci nie pachniał bynajmniej
gorzej ni
Ň
za
Ň
ycia, lecz je
Ļ
li pole
Ň
y jeszcze troch
ħ
w skwarze pełnego lata, sytuacja wnet ulegnie
zmianie. Chłopiec szarpn
Ģ
ł raz i drugi. Miał ramiona chuderlawe, bo mi
ħĻ
nie nie nad
ĢŇ
ały za tempem, w
jakim rósł, ale nie brakowało mu zawzi
ħ
to
Ļ
ci i wła
Ļ
nie dzi
ħ
ki niej udało mu si
ħ
poci
Ģ
gn
Ģę
bezwładne
ciało po kamiennych flizach. Nieboszczyk podskakiwał na ba
Ň
ancich ko
Ļ
ciach, za
Ļ
miecaj
Ģ
cych posadzk
ħ
.
Dotarłszy do trawiastego podwórca, zatrzymał si
ħ
. Dygotał z utrudzenia. Głód
Ļ
ciskał
Ň
oł
Ģ
dek bolesnym
skurczem. Na g
ħ
stych, ciemnych rz
ħ
sach zawisły krople potu. Otarł je niedbale dłoni
Ģ
.
„Chłopcze, masz oczy dzieweczki... i równie mdłego ducha!”
1
Sebastian drgn
Ģ
ł i zatoczył si
ħ
do tyłu, długoletnim nawykiem uchylaj
Ģ
c si
ħ
przed spodziewanym
ciosem. W popłochu potkn
Ģ
ł si
ħ
o własne nogi i grzmotn
Ģ
ł o ziemi
ħ
, lecz nie wydał okrzyku bólu. Ale
ojciec nie podniósł si
ħ
, by go ukara
ę
. Brendan Kerr le
Ň
ał skulony na trawie. Nad skroni
Ģ
zmarłego
kr
ĢŇ
yła zaaferowana mucha. Chłopak zacisn
Ģ
ł z
ħ
by, tłumi
Ģ
c ch
ħ
tk
ħ
, która naszła go znienacka: popchn
Ģę
ciało rodzica, a
Ň
potoczy si
ħ
po urwistym stoku i legnie na wrzosach kilkaset metrów ni
Ň
ej. Otrz
Ģ
sn
Ģ
ł si
ħ
.
Nie, mama nie
Ň
yczyłaby sobie tego. Powinien urz
Ģ
dzi
ę
ojcu przyzwoity chrze
Ļ
cija
ı
ski pochówek.
Dobrze wi
ħ
c, pogrzebie go gł
ħ
boko i narzuci kamienie - cały stos,
Ň
eby pami
ħ
tny głos ju
Ň
nigdy nie
przedarł si
ħ
przez nie, by go dr
ħ
czy
ę
i prze
Ļ
ladowa
ę
.
Popołudniowe sło
ı
ce stało nisko nad horyzontem, gdy Sebastian poło
Ň
ył na grobie ojca ostatni skalny
odłamek. Stukni
ħ
cie kamienia odezwało si
ħ
w leniwej ciszy jak wystrzał. Sebastian poczuł powiew
wiatru na umorusanym czole, wilgotna od potu tunika załopotała na
Ň
ebrach. Wydało mu si
ħ
,
Ň
e ta chwila
wymaga czego
Ļ
wi
ħ
cej i powalane ziemi
Ģ
palce niezr
ħ
cznie, jakby wstydliwie, uczyniły znak krzy
Ň
a na
zapadłej piersi. Takim znakiem, symbolem wiary,
Ň
egnała si
ħ
jego matka. Z trudem odgrzebał w pami
ħ
ci
jego wspomnienie.
Nad wrzosowiskiem
Ň
eglował złocisty orzeł. Sebastian
Ļ
ledził majestatyczny lot. Czuł, jak budzi si
ħ
w
jego duszy rado
Ļę
z odzyskanej wolno
Ļ
ci. Biegiem ruszył stromymi schodami wiod
Ģ
cymi na forteczn
Ģ
wie
Ňħ
, wpadł do komnaty sypialnej i gor
Ģ
czkowo zacz
Ģ
ł wrzuca
ę
do sakwy skromny dobytek - podart
Ģ
tunik
ħ
, dwa przywi
ħ
dłe ze staro
Ļ
ci ziemniaki i broszk
ħ
z filigranowego srebra, nale
ŇĢ
c
Ģ
niegdy
Ļ
do matki.
Odwrócił si
ħ
do wyj
Ļ
cia, lecz zatrzymał si
ħ
nagle we wst
ħ
dze złotawego blasku, któr
Ģ
sło
ı
ce
Ļ
cieliło na
podłodze izdebki. Upadł na kolana koło ło
Ň
a, zerkaj
Ģ
c przez rami
ħ
wzrokiem winowajcy. Ostatnim
razem, gdy o
Ļ
mielił si
ħ
zajrze
ę
do ojcowskiego kufra, dostał takie baty,
Ň
e przez kilka nast
ħ
pnych dni
uszy dzwoniły mu od uderze
ı
w nie tward
Ģ
pi
ħĻ
ci
Ģ
. Dr
ŇĢ
cymi dło
ı
mi uchylił wieka. Mi
ħ
kki zwój tartanu
le
Ň
ał dokładnie tak, jak zapami
ħ
tał. Ojcowskie r
ħ
ce zwin
ħ
ły go z czuł
Ģ
dbało
Ļ
ci
Ģ
, której synowi nigdy nie
okazał. Serce Sebastiana zatkało z niemej zazdro
Ļ
ci. Kraciasty strój był pami
Ģ
tk
Ģ
po czasach, gdy
Kerrowie i MacKayowie walczyli razem u swego boku, zjednoczeni w jednym klanie, prowadzeni przez
jednego wodza. Chłopiec przesun
Ģ
ł brudny od ziemi palec po zielono-czarnych kwadratach wzoru,
marz
Ģ
c o tamtych dniach, gdy wzgórza rozdzwoniły si
ħ
brz
ħ
kiem mieczy, a j
ħ
kliwy głos kobzy
przewiercał opo
ı
cz
ħ
mgieł w dolinach.
Wstał i narzucił strój przodków. Mi
ħ
kkie wełniane fałdy otuliły wychudłe ciało, ze
Ļ
lizguj
Ģ
c si
ħ
po
w
Ģ
skich ramionach. Pogrzebał w sakwie, wyj
Ģ
ł matczyn
Ģ
broszk
ħ
i spi
Ģ
ł ni
Ģ
pled.
Szczerbaty od staro
Ļ
ci i zaniedbania mur ton
Ģ
ł w pomara
ı
czowym blasku zachodz
Ģ
cego sło
ı
ca, gdy
Sebastian wspi
Ģ
ł si
ħ
na jego wierzchołek i poszedł w dół urwistego stoku. Wrzosy kłoniły si
ħ
pod
palcami wiatru na podobie
ı
stwo płowozłotych fal. Sebastian brn
Ģ
ł przez nie biegiem, raduj
Ģ
c si
ħ
spr
ħŇ
ysto
Ļ
ci
Ģ
młodzie
ı
czych mi
ħĻ
ni i urodzajnej ziemi, która uginała si
ħ
pod stopami w rytm kroków.
Tartanowy pled smagał go po udach. Dobiegłszy do połowy wrzosowiska, chłopiec stan
Ģ
ł i obrócił si
ħ
, by
popatrze
ę
na ciemniej
Ģ
ce na horyzoncie kontury zamczyska Dunkirk.
Przysi
Ģ
gł sobie,
Ň
e pewnego dnia wróci tu. I to nie noc
Ģ
, skradaj
Ģ
c si
ħ
jak złodziej, lecz w pełnym
Ļ
wietle dnia. Wjedzie dumnie po własnym podje
Ņ
dzie wystawn
Ģ
karoc
Ģ
, z wypchan
Ģ
sakiewk
Ģ
w kieszeni
i
Ň
oł
Ģ
dkiem, który nie b
ħ
dzie burczał z głodu, tak jak dzisiaj. B
ħ
dzie tak pot
ħŇ
ny,
Ň
e nikt nie odwa
Ň
y si
ħ
go zatrzyma
ę
- ani prawo, ani MacKay, ani echo drwi
Ģ
cego głosu ojca.
Odziany w wykwintne szaty stanie na szczycie wzgórza i splunie na grób ojca.
Pewnego dnia...
Gwałtownym ruchem podniósł sakw
ħ
, zarzucił j
Ģ
. na plecy i ruszył kłusem w g
ħ
stniej
Ģ
cy zmrok, nie
ogl
Ģ
daj
Ģ
c si
ħ
ju
Ň
za siebie.
Cz
ħĻę
pierwsza
Szata wystawna, maniera dworska
Poruszy serca niewielu;
Lecz to dziewicza skromno
Ļę
i cnota
Jak ostry grot si
ħ
gnie celu.
Robert Burns
1
2
Hrabstwo Northumberland w Anglii. Rok 1791
P
rudence przeciskała si
ħ
przez g
ħ
ste zaro
Ļ
la. W
ħ
zeł włosów na karku rozlu
Ņ
nił si
ħ
i nasi
Ģ
kni
ħ
te
wilgoci
Ģ
pasma rozsypały si
ħ
po ramionach. Na ułamek chwili przerwała szale
ı
czy bieg, by zr
ħ
cznymi
palcami metodycznie, jedna po drugiej, wysupła
ę
z potarganych pukli szpilki o perłowych główkach.
Wsun
ħ
ła je gł
ħ
boko w kiesze
ı
i przygładziła materiał, upewniaj
Ģ
c si
ħ
,
Ň
e
Ň
adna nie wypadnie w biegu.
Wła
Ļ
ciwie wiedziała,
Ň
e to zbytek troski: ciotka nie marnowałaby pieni
ħ
dzy na drogocenne klejnoty dla
swojej szpetnej siostrzenicy, chocia
Ň
za nic w
Ļ
wiecie nie przyznałaby si
ħ
do takiej małostkowo
Ļ
ci.
Zanim podj
ħ
ła bieg, wy
Ňħ
ła fałdy aksamitnej spódnicy. Ociekaj
Ģ
ce deszczem li
Ļ
cie smagały j
Ģ
po
policzkach. Nagle o
Ļ
lepiaj
Ģ
ca błyskawica rozdarła mrok. Na tle rozjarzonego nieboskłonu odcinały si
ħ
ponur
Ģ
czerni
Ģ
rozkołysane wichur
Ģ
konary drzew. Prudence ponownie otworzyła usta, ale gwałtowny
podmuch porwał jej okrzyk, a do reszty zagłuszył go trzask grzmotu. Las gi
Ģ
ł si
ħ
ku ziemi pod biczami
deszczu g
ħ
stego jak potop. Nawet rozło
Ň
yste baldachimy sosen nie dawały ochrony przed ulew
Ģ
.
Prudence obj
ħ
ła ramionami szorstki pie
ı
i przechyliła głow
ħ
, nasłuchuj
Ģ
c, czy przez
Ļ
wist zawiei i
monotonny plusk deszczu nie przebije si
ħ
zew rozpaczy. Podniosła głow
ħ
, wystawiaj
Ģ
c czoło na
smagni
ħ
cia ulewy. Zmagała si
ħ
z pokus
Ģ
, by da
ę
si
ħ
ponie
Ļę
dzikiemu urokowi nocnej burzy. Chłon
ħ
ła
wspaniało
Ļę
grzmotu, l
Ļ
nienie błyskawicy, uk
Ģ
szenia letniego deszczu na odsłoni
ħ
tej skórze. Jak
Ň
e to
ró
Ň
ne od zwyczajowego sposobu sp
ħ
dzania takiej pory, kiedy siedziała z ksi
ĢŇ
k
Ģ
na wy
Ļ
ciełanej ławeczce
we wn
ħ
ce okiennej i przyciskała twarz do oprawnych w ołów szybek, po których z drugiej strony
spływały w
Ģ
skie jak sznurki strumyki! Zdj
ħ
ta pierwotnym pragnieniem, szeroko otworzyła usta, by
nałapa
ę
słodkiego deszczu na chciwy j
ħ
zyk. Z
Ň
alem zdała sobie wszak spraw
ħ
,
Ň
e nie ma czasu na
rozkoszowanie si
ħ
natur
Ģ
. Opieszało
Ļę
mogła kosztowa
ę
Ň
ycie ukochan
Ģ
istot
ħ
.
Przedarła si
ħ
wreszcie przez g
ħ
stw
ħ
zaro
Ļ
li na szczycie stoku. Przemokni
ħ
ta spódnica przywierała jej do
nóg, kr
ħ
puj
Ģ
c ruchy. Wokół niej
Ļ
wiszczał wiatr, szarpi
Ģ
c mokre fałdy. Las rozbrzmiał pot
ħŇ
nym hukiem.
Prudence wzi
ħ
ła go za kolejny grzmot, lecz kiedy jaskrawy błysk o
Ļ
wietlił drog
ħ
u podnó
Ň
a stoku, poj
ħ
ła
swój bł
Ģ
d. Potem
Ļ
wiatło zgasło i ponownie otoczyła j
Ģ
ciemno
Ļę
. Wparła obcasy w błotnisty skraj
urwiska i wytrzeszczyła oczy, usiłuj
Ģ
c przebi
ę
słabym od urodzenia wzrokiem smagany deszczem mrok.
Rozró
Ň
niła zarysy powozu zaprz
ħŇ
onego w czwórk
ħ
koni, a nawet pozłacane kontury herbu na
drzwiczkach karety, lecz nie poznała, jakiego rodu to godło. Wtem zrozumiała, jaki jest powód nagłego
zatrzymania si
ħ
powozu, i a
Ň
zachłysn
ħ
ła si
ħ
ze zgrozy.
Otaczały go sylwetki sze
Ļ
ciu konnych. Kudłate wierzchowce parskały i ryły niecierpliwymi kopytami
ziemi
ħ
, gdy jeden z napastników, najwyra
Ņ
niej przywódca, warkn
Ģ
ł, wydaj
Ģ
c wo
Ņ
nicy jaki
Ļ
rozkaz.
Nawet w ciemno
Ļ
ci widziała blado
Ļę
twarzy nieszcz
ħĻ
nika. Ponownie rozległ si
ħ
grzmot, tym razem w
pewnej odległo
Ļ
ci od w
Ģ
wozu.
Prudence wbiła paznokcie w odsłoni
ħ
te korzenie drzewa hikorowego, patrz
Ģ
c, jak jeden z bandytów
szarpie drzwiczki powozu, a
Ň
wypadaj
Ģ
z zawiasów. Z wn
ħ
trza dobiegł przera
Ņ
liwy wrzask kobiecy.
Przywódca bandy z wolna podniósł rami
ħ
. Błyskawica, która wła
Ļ
nie rozdarła ciemno
Ļę
, odbiła si
ħ
mdłym blaskiem w lufie pistoletu. Jednak Prudence nawet nie zauwa
Ň
yła
Ļ
mierciono
Ļ
nego or
ħŇ
a, bo w
tej
Ň
e chwili inny obraz przyci
Ģ
gn
Ģ
ł cał
Ģ
jej uwag
ħ
: kł
ħ
bek szaro-białego puszystego futra, który wystrzelił
jak z procy z gał
ħ
zi zwisaj
Ģ
cej nad powozem i uczepił si
ħ
jego dachu.
Wrzasn
ħ
ła:
- Sebastian!
Zapominaj
Ģ
c o ostro
Ň
no
Ļ
ci, rzuciła si
ħ
w dół stoku, na poły ze
Ļ
lizguj
Ģ
c si
ħ
, na poły zataczaj
Ģ
c po
błotnistej pochyło
Ļ
ci.
K
rzyk z ciemno
Ļ
ci okazał si
ħ
zgub
Ģ
Sebastiana Kerra. Przekr
ħ
cił si
ħ
na grzbiecie wierzchowca,
szukaj
Ģ
c
Ņ
ródła zaskakuj
Ģ
cego zjawiska: kto
Ļ
wykrzykn
Ģ
ł jego imi
ħ
w
Ļ
wiecie, gdzie nie nosił
Ň
adnego
miana. W przelotnej chwili obł
ħ
du niemal uwierzył,
Ň
e słyszy głos matki, ochrypły z t
ħ
sknoty i l
ħ
ku.
Potem noc wybuchła hałasem i ruchem szybkim jak my
Ļ
l. Uk
Ģ
szony biczyskiem ko
ı
rzucił si
ħ
w bok, a
wo
Ņ
nica błyskawicznie, niemal nie ruszaj
Ģ
c si
ħ
na ko
Ņ
le, odwrócił bat w r
ħ
ku i zamachn
Ģ
ł si
ħ
masywn
Ģ
pałk
Ģ
, trafiaj
Ģ
c Sebastiana prosto w brzuch. Pistolet bandyty wystrzelił, rozdzieraj
Ģ
c mrok jaskrawym
Ļ
wiatłem. W powietrzu rozszedł si
ħ
kwa
Ļ
ny odór prochu, a Sebastian poczuł,
Ň
e spada z konia i twardo
l
Ģ
duje na go
Ļ
ci
ı
cu. Usłyszał trzask ko
Ļ
ci w nodze, która podwin
ħ
ła si
ħ
pod padaj
Ģ
ce ciało. Przera
Ņ
liwy
wrzask kobiety z powozu wci
ĢŇ
wiercił mu uszy i przez jedn
Ģ
szale
ı
cz
Ģ
chwil
ħ
po
Ň
ałował,
Ň
e jej nie
3
zastrzelił. Pozostałe konie stan
ħ
ły d
ħ
ba i rozpierzchły si
ħ
w mroku, obryzguj
Ģ
c le
ŇĢ
cego i powóz lepkim
błotem. Zakapturzeni je
Ņ
d
Ņ
cy pochylili si
ħ
nisko nad grzywami swoich wierzchowców. Sebastian zamarł
w oczekiwaniu na
Ļ
miertelny cios biczyska. Zamiast tego wo
Ņ
nica zdzielił zaprz
Ģ
g, a
Ň
zwierz
ħ
ta ruszyły z
kopyta, poci
Ģ
gaj
Ģ
c kolebi
Ģ
cy si
ħ
w kału
Ň
ach powóz. Karoca odjechała. Przez pewien czas słycha
ę
było
dudnienie, potem zapadła cisza, przerywana tylko rytmicznym werblem deszczu i słabym echem grzmotu
ucichaj
Ģ
cej burzy.
Sebastian le
Ň
ał w błocie, na wpół nieprzytomny z bólu. Do rozchylonych ust ciekły stru
Ň
ki ulewy. Czy
to naprawd
ħ
matka wykrzykn
ħ
ła jego imi
ħ
? Zamkn
Ģ
ł oczy i przywołał z pami
ħ
ci melodyjny głos
wypowiadaj
Ģ
cy francuskie słowa. Poczuł na czole mu
Ļ
ni
ħ
cie czułej dłoni, która zawsze niosła ukojenie.
W miar
ħ
, jak mijał ból uderzenia, wracał mu oddech, a wraz z nim
Ļ
wiadomo
Ļę
pulsuj
Ģ
cego bólu w
kostce. Có
Ň
z niego za głupiec! To na pewno wołał go ojciec. Zacisn
Ģ
ł silniej powieki, jak gdyby mógł w
ten sposób powstrzyma
ę
fal
ħ
bólu, która w
ħ
drowała w gór
ħ
nogi. W uszach dzwoniło echo
charakterystycznego, burcz
Ģ
cego akcentu Szkota z Pogórza. „Sebastian! Idiotyczne imi
ħ
, w sam raz dla
takiego głupka!”. Drgn
Ģ
ł, pod
Ļ
wiadomie oczekuj
Ģ
c kopniaka wymierzonego zabłoconym buciorem w
obolał
Ģ
kostk
ħ
, ale jedynie deszcz chłostał go g
ħ
stymi strugami, wi
ħ
c otworzył oczy i wrócił do
rzeczywisto
Ļ
ci. Poczuł zimno i błotnist
Ģ
papk
ħ
pod łokciami. Gardło
Ļ
cisn
ħ
ła mu fala pogardy dla
tchórzliwych kompanów, którzy umkn
ħ
li i zostawili go na pastw
ħ
niepewnego losu. Zaraz jednak zdusił
niech
ħę
, pami
ħ
taj
Ģ
c,
Ň
e sam wbijał im do głowy t
ħ
nauk
ħ
: „Nigdy nie ryzykujcie, czekaj
Ģ
c na rannych.
Ten, który upadł, to stryczek dla kolegi, który jeszcze mo
Ň
e ucieka
ę
!”. Dzisiaj dowiedli,
Ň
e s
Ģ
poj
ħ
tnymi
uczniami. Nie powinien ich za to przeklina
ę
! Sebastian skrzywił si
ħ
na my
Ļ
l o uniesionych w drwi
Ģ
cym
grymasie brwiach D’Artana, gdy banda powróci do Edynburga z pustymi r
ħ
kami.
Zgi
Ģ
ł si
ħ
wpół, gdy ogarn
ħ
ła go fala mdło
Ļ
ci. Noc zacz
ħ
ła si
ħ
kiepsko - najpierw nieoczekiwana burza,
potem za
Ļ
pierwszy powóz, który zaczepili, nie zatrzymał si
ħ
, a nast
ħ
pnym powoził uparty zabijaka,
wierny otyłej, nazbyt wrzaskliwej matronie. Na dobitk
ħ
za
Ļ
po stoku zbiegła znienacka tajemnicza
posta
ę
...
Uniósł si
ħ
na łokciach i wyt
ħŇ
ył wzrok, by przebi
ę
nim kurtyn
ħ
deszczu. Kilka metrów dalej taplała si
ħ
w błocie młoda dziewczyna w poplamionej aksamitnej sukni. Wokół twarzy zwisały mokre str
Ģ
ki
włosów. Niepomna na ulewny deszcz, siedziała z pochylon
Ģ
głow
Ģ
, Sebastian u
Ļ
wiadomił sobie nagle,
Ň
e
równie mało uwagi zwraca na niego. Mruczała pieszczotliwym głosem jego imi
ħ
, ale kierowała je do
nastroszonego futrzanego kł
ħ
bka, który tuliła do piersi! Poczuł w gardle dziwny skurcz, słysz
Ģ
c, jak
powtarza je tonem niekłamanego uwielbienia. Nawet urodziwe angielskie metresy, które przecie
Ň
wprost
rzucały mu si
ħ
na szyj
ħ
, nie wypowiadały go z takim uczuciem w czasie licznych, acz krótkotrwałych
romansów! Przez ułamek chwili czuł dławi
Ģ
c
Ģ
zazdro
Ļę
o kociaka wtulonego w ramiona dziewczyny,
która głaskała przemokni
ħ
te futerko, łagodnie karc
Ģ
c ulubie
ı
ca:
- Ale
Ň
z ciebie niedobre stworzenie, Sebastianie! Wsz
ħ
dzie ci
ħ
szukałam... bałam si
ħ
,
Ň
e to Borys znowu
ci
ħ
gdzie
Ļ
zawlókł!
Kociak miaukn
Ģ
ł obra
Ň
onym głosem, jak gdyby sama my
Ļ
l stanowiła ujm
ħ
dla jego godno
Ļ
ci. Ziewn
Ģ
ł,
otwieraj
Ģ
c ró
Ň
owy w
Ļ
rodku pyszczek tak szeroko,
Ň
e zdawa
ę
si
ħ
mogło, i
Ň
potrafi połkn
Ģę
samego
siebie. Sebastianowi przemkn
ħ
ło przez my
Ļ
l,
Ň
e wcale by si
ħ
nie zmartwił, gdyby tak si
ħ
stało.
Odchrz
Ģ
kn
Ģ
ł znacz
Ģ
co, przenosz
Ģ
c poirytowane spojrzenie z kociaka na dziewczyn
ħ
. Jej oczy
błyskawicznie zw
ħ
ziły si
ħ
w szparki. Spogl
Ģ
dała na niego z grymasem zaskoczenia.
ĺ
ciskaj
Ģ
c kotka,
zacz
ħ
ła si
ħ
gramoli
ę
w jego stron
ħ
. Przeczołgała si
ħ
przy tym przez jego obolał
Ģ
kostk
ħ
.
- Ojej, jest pan ranny?
ĺ
cisn
Ģ
ł nog
ħ
, a palce a
Ň
zbielały mu z wysiłku, by stłumi
ę
okrzyk.
- Teraz to ju
Ň
na pewno! - sykn
Ģ
ł sarkastycznie.
Dziewczyna ponownie opadła na kolana.
- Mo
Ň
e powinnam pobiec po szeryfa? To mój znajomy, wie pan?
J
ħ
kn
Ģ
ł przeci
Ģ
gle, zastanawiaj
Ģ
c si
ħ
, czy ta koszmarna noc nigdy si
ħ
nie sko
ı
czy.
- Owszem, potrafi
ħ
to sobie łatwo wyobrazi
ę
!
Kociak wywin
Ģ
ł si
ħ
z obj
ħę
dziewczyny i pobiegł prosto do nóg Sebastiana. Wbił pazurki ostre jak
szpileczki w fałdy kiltu, a
Ň
Sebastian mimo woli zaskowyczał z bólu. Dziewczyna złapała ulubie
ı
ca i
odci
Ģ
gn
ħ
ła go, ale kot nadal trzymał si
ħ
pazurkami tartanu, zadzieraj
Ģ
c niebezpiecznie wysoko kraj
spódniczki.
- Och, ty niegrzeczne stworzenie! Znowu rozrabiasz? Prosz
ħ
mu wybaczy
ę
, sir. L
ħ
kam si
ħ
,
Ň
e natura
4
obdarzyła Sebastiana przewrotnym duchem. To niepoprawny psotnik i taki ju
Ň
chyba zostanie.
- Mnie samego oskar
Ň
ano o podobn
Ģ
skaz
ħ
charakteru - mrukn
Ģ
ł w roztargnieniu, bo cał
Ģ
uwag
ħ
skupił
na ol
Ļ
niewaj
Ģ
co białej skórze dziewczyny. Pochylała si
ħ
nad nim, usiłuj
Ģ
c wyłuska
ę
kotka z wełnianych
fałd. Wreszcie odniosła sukces i wyprostowała si
ħ
, wygładzaj
Ģ
c palcami ubłocony tartan. Utkwiła wzrok
w le
ŇĢ
cym i znieruchomiała.
- Wiem, kim pan jest - oznajmiła szeptem. - Tym, którego zw
Ģ
Straszliwym Szkotem, Bandyt
Ģ
Kirkpatrickiem, prawda?
Jej spojrzenie padło na jedwabn
Ģ
mask
ħ
, która zakrywała górn
Ģ
połow
ħ
twarzy m
ħŇ
czyzny. Si
ħ
gn
ħ
ła do
niej r
ħ
k
Ģ
. Sebastian chwycił smukły przegub stalowymi palcami i zatrzymał w pół gestu.
- Prosz
ħ
bardzo, niech
Ň
e mnie pani nazywa po prostu „Straszliwym”...
Poj
ħ
ła aluzj
ħ
i cofn
ħ
ła dło
ı
. Kiedy poczuł,
Ň
e jej ciało wiotczeje rozwarł palce. Nie zbita z tropu jego
niech
ħ
ci
Ģ
do odkrycia własnej to
Ň
samo
Ļ
ci, dziewczyna uniosła si
ħ
na czworakach i przysun
ħ
ła twarz do
zamaskowanego oblicza, badawczo mu si
ħ
przygl
Ģ
daj
Ģ
c. Spłoszony Sebastian ujrzał w jej oczach nie
obaw
ħ
, lecz - podniecenie. Przyszło mu do głowy,
Ň
e powinien odgoni
ę
natr
ħ
tn
Ģ
jak mucha pannic
ħ
, lecz
zdawał sobie spraw
ħ
,
Ň
e ona jest jego jedynym ratunkiem, je
Ļ
li nie chce sczezn
Ģę
marnie na zimnym,
zabłoconym go
Ļ
ci
ı
cu.
- Czytałam o panu! - ci
Ģ
gn
ħ
ła głosem przepojonym trwo
Ň
nym szacunkiem. - Postrach granicy hrabstwa
Northumberland... upiór bez twarzy, który wi
ħ
zi w p
ħ
tach terroru zarówno Angli
ħ
, jak i Szkocj
ħ
.
ĺ
miertelna zaraza. Przekle
ı
stwo aparatu sprawiedliwo
Ļ
ci obu narodów. Ponure widmo chciwo
Ļ
ci i
dziko
Ļ
ci, które nadal drzemi
Ģ
w cywilizowanej duszy człowieka współczesnego.
ņ
aden podró
Ň
ny na
naszych go
Ļ
ci
ı
cach nie mo
Ň
e si
ħ
czu
ę
bezpieczny, póki pan grasuje.
ņ
aden herb szlachecki nie chroni
przed pana napa
Ļ
ci
Ģ
. Rabuje pan, porywa i bezcze
Ļ
ci...
- Na domiar złego oszukuj
ħ
przy grze w wista! - przerwał w obawie,
Ň
e uniesiona własn
Ģ
recytacj
Ģ
panna zemdleje z ekstazy. - Co prawda nie potrafi
ħ
zdusi
ę
podziwu dla biegło
Ļ
ci pami
ħ
ci, która
zachowała tak szczegółowe, acz wielce przesadzone opisy mojej zbrodniczej działalno
Ļ
ci, lecz w chwili
obecnej jestem tylko rannym, który le
Ň
y na deszczu ze złaman
Ģ
nog
Ģ
, a głowa p
ħ
ka mu z bólu. Nieopodal
jest szałas pasterski. Pomo
Ň
e mi pani tam doj
Ļę
?
Pochyliła si
ħ
jeszcze ni
Ň
ej. Jej szeroko rozwarte oczy patrzyły na niego z nadziej
Ģ
.
- Czy pan mnie porywa?
- Nie.
Po jej obliczu rozlał si
ħ
wyraz rozczarowania.
- No, wi
ħ
c dobrze! - Wyci
Ģ
gn
Ģ
ł pistolet zza pazuchy i wymierzył prosto w jej pier
Ļ
. - Masz mi pomóc!
Pomogła mu. Wsun
ħ
ła kociaka do kieszeni, ale zacz
Ģ
ł si
ħ
drze
ę
w niebogłosy, wi
ħ
c pospiesznie
wyłowiła go z powrotem, mamrocz
Ģ
c co
Ļ
o szpilkach do włosów. Wsadziła nastroszone stworzonko do
drugiej kieszeni, otoczyła ramieniem plecy Sebastiana i pomogła mu podnie
Ļę
si
ħ
na nogi.
Zadziwiła go jej siła. Była o cał
Ģ
głow
ħ
ni
Ň
sza od niego, lecz smukłe kształty kryły w sobie gracj
ħ
spr
ħŇ
yst
Ģ
jak stal. St
Ģ
pała pewnie i nawet wtedy, gdy on si
ħ
potkn
Ģ
ł, ona nie traciła równowagi. Raz
uderzył si
ħ
złaman
Ģ
nog
Ģ
o wyst
ħ
p skalny i byłby si
ħ
osun
Ģ
ł na ziemi
ħ
, gdyby nie podtrzymała go
ramieniem owini
ħ
tym wokół pasa. Wreszcie dobrn
ħ
li do płytkiego potoku. W
Ļ
rodku przeprawy
zatrzymał si
ħ
, niezdolny zrobi
ę
nast
ħ
pnego kroku. Stali w rw
Ģ
cym nurcie spleceni jak kochankowie -
dziewcz
ħ
ce ramiona wci
ĢŇ
podtrzymywały go w pasie, on oparł zn
ħ
kane czoło o gładki policzek. Deszcz
omywał oboje, jakby stapiał ich w nierozerwaln
Ģ
cało
Ļę
.
- Nie mog
ħ
dalej! - wydyszał w jej mokre sploty, a wyczerpanie i ból sprawiły,
Ň
e z jego głosu znikn
Ģ
ł
akcent wykształconego
Ļ
wiatowca, a tym wyra
Ņ
niej zabrzmiało charakterystyczne burczenie. - Zostaw
mnie tutaj i wracaj do domu, dzieweczko! Zrób to, zanim moja głupota sprowadzi
Ļ
mier
ę
na nas oboje.
- Bzdura! - odpowiedziała szorstko. - Mówiłe
Ļ
,
Ň
e szałas jest tu
Ň
za wzniesieniem. Po prostu si
ħ
tam
wdrapiemy. - Nieco go otrze
Ņ
wiła jej praktyczna rzeczowo
Ļę
. - Có
Ň
by to była ze mnie za chrze
Ļ
cijanka,
gdybym ci
ħ
zostawiła na pewn
Ģ
zagład
ħ
?
- Cholernie m
Ģ
dra, ot co!
Mokre li
Ļ
cie za
Ļ
cielaj
Ģ
ce stok zamieniły wspinaczk
ħ
w koszmar. Niejeden raz dziewcz
ħ
ca dło
ı
zaciskała si
ħ
na jego dłoni, by skierowa
ę
j
Ģ
ku wystaj
Ģ
cym z gruntu pał
Ģ
kowatym korzeniom, których
mógł si
ħ
uchwyci
ę
i pod
Ņ
wign
Ģę
omdlewaj
Ģ
ce ciało. Kiedy byli ju
Ň
niemal u szczytu, zraniona kostka
załamała si
ħ
pod nim. Upadł i zsun
Ģ
ł si
ħ
prawie do połowy zbocza. Kiedy toczył si
ħ
w dół, maska spadła
mu z twarzy, ale nie był ju
Ň
w stanie si
ħ
tym przej
Ģę
. Le
Ň
ał z policzkiem przyci
Ļ
ni
ħ
tym do czarnego
5
Plik z chomika:
ograzyna
Inne pliki z tego folderu:
Aksamit - Medeiros Teresa.pdf
(2068 KB)
Johansen Iris - Tańczący na wietrze 01 - Niewolnica.pdf
(1869 KB)
Anne Barbour - Nareszcie w domu.pdf
(1570 KB)
Dziecko miłości - Alexander Meg.pdf
(1896 KB)
Kat Martin - Diabelska wygrana.pdf
(1553 KB)
Inne foldery tego chomika:
- Romanse sprzed lat
● Harlequin Romans
● Harlequin Romans Historyczny
● Harlequin Romans z Szejkiem
● Harlequin Wielki Romans Historyczny (Powieść historyczna)
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin