Adam 12-01.pdf

(2145 KB) Pobierz
152842486 UNPDF
N r 1 2 ( 4 1 )
12 ' 2 0 0 1
I N D E K S 3 4 3 7 8 1
I S S N 1 4 2 5 - 4 5 5 7
C e n a 6 , 5 0 z ∏
( w t y m 7 % V A T )
152842486.012.png 152842486.013.png 152842486.014.png 152842486.015.png 152842486.001.png
ÂWI¢TA
Z KUZYNEM
nek, zerknà∏em na szopk´, wypi∏em grzaƒ-
ca galicyjskiego, pogada∏em chwilk´
z kwiaciarkami i przez Sukiennice pow´-
drowa∏em do domciu. Na progu mieszka-
nia zasta∏em stert´ Êwiàtecznej korespon-
dencji. Szcz´k zamka, jedno silne pchni´-
cie i jestem w przedpokoju. Z wielkim tru-
dem, ale jakoÊ mi si´ uda∏o rozpaliç w ko-
minku. Zrobi∏em sobie kaw´ i zaczà∏em
przeglàdaç nades∏anà korespondencj´.
Kartki, kartki, jeszcze raz kartki i jeden je-
dyny list. Z zaciekawieniem otwar∏em bia-
∏à kopert´, by przekonaç si´, kogo przed
Êwi´tami zebra∏o na pisanie listów. To by∏
list od kuzyna, który bez ogródek oznaj-
mia∏, ˝e przyje˝d˝a na Êwi´ta do Krakowa
i je˝eli si´ na to zgodz´, chce zamieszkaç
u mnie. Dwudziestego trzeciego grudnia
o 16.11 b´dzie na dworcu PKP i jak b´d´
mia∏ chwil´ czasu, to ˝ebym wyszed∏ po
niego na dworzec.
Zerknà∏em na zegarek: w∏aÊnie wybi∏a
16.00. Wybieg∏em do przedpokoju, chwy-
ci∏em p∏aszcz i jak najszybciej potrafi∏em,
pobieg∏em na dworzec. Cudem zdà˝y∏em
na czas, ale pociàg nie. Uprzejmy g∏os
z dworcowego g∏oÊnika poinformowa∏ pa-
sa˝erów, ˝e pociàg z Wiednia jest opóênio-
ny o oko∏o 30 minut. Cholera, a ja p´dzi∏em
przez pó∏ miasta jak na z∏amanie karku. Na
dworcu wia∏o jak w kieleckiem. By nie
przewia∏o mnie do cna, zaw´drowa∏em na
poczekalni´. Tu dopad∏y mnie wàtpliwoÊci.
Piotrka ostatni raz widzia∏em prawie dwa-
dzieÊcia lat temu, kiedy to pojecha∏em
wraz z rodzinà na jego chrzest. Jak ja go
dzisiaj w takim t∏umie rozpoznam? No có˝,
jak ma mój adres, to choçbym go teraz nie
rozpozna∏, majàc nieco oleju we ∏bie sam
mnie znajdzie.
B∏´dne ko∏o Samsary przerwa∏ ten sam
mi∏y g∏os, informujàc, ˝e pociàg eurocity
z Wiednia w∏aÊnie wje˝d˝a. Z sercem na
ramieniu i g∏owà pe∏nà wàtpliwoÊci wysze-
d∏em na spotkanie z nieznajomym, choç
wed∏ug pokrewieƒstwa ca∏kiem bliskim
cz∏owiekiem. Bezwiednie obserwowa∏em
wyp∏ywajàcy z wagonów t∏um i jak na ra-
zie ani Êladu kuzynka Piotrka. Pewnie zro-
bi∏ mnie na szaro. Wszyscy wysiedli, a ku-
zynka jak nie ma, tak nie ma. Z niewyraênà
minà i zdenerwowany odwróci∏em si´, by
iÊç do domu. Nagle us∏ysza∏em ∏amanà
polszczyznà:
– Nie poczekasz na mnie? To taki z cie-
bie kuzynek?
Odwróci∏em si´: przede mnà m∏ody,
cudny ch∏opak o oliwkowej cerze, per∏o-
wych z´bach i ciemnobràzowych oczach.
Cud-miód.
– Piotrek!?
– Tak, Piotrek z Wiednia, twój kuzyn.
– Skàd wiedzia∏eÊ, ˝e to ja, a nie ktoÊ
inny?
– Nie wiedzia∏em. Ale wpad∏em na po-
mys∏, ˝e gdy wysiàd´ minut´ po ostatnim
pasa˝erze, to tylko ty b´dziesz sta∏ na pe-
ronie.
– Bystry z ciebie ch∏opak. A wi´c witam
serdecznie na polskiej ziemi, kuzynie.
– Tak zdawkowo witasz rodzin´?
Po tych s∏owach rzuci∏ mi si´ na szyj´
i zaczà∏ Êciskaç – tak mocno, ˝e myÊla∏em,
˝e mi oczy z orbit wyskoczà.
– Dobra, doÊç tych czu∏oÊci, daj plecak
i chodêmy do domu coÊ zjeÊç, bo doÊç
mam sterczenia na tym dworcu.
– Zdenerwowany jesteÊ?
– Tak. Ale niebawem mi przejdzie. Za-
dzwoni´ po taxi.
– Marek, zrezygnujmy z taksówki i prze-
spacerujmy si´.
– Jak chcesz.
PoszliÊmy przez Szpitalnà, Ma∏y Rynek,
na Siennà, i byliÊmy na progu mojego do-
mu. W trakcie spaceru nie zamieniliÊmy
ze sobà prawie ˝adnego s∏owa. Piotrek
by∏ ca∏kowicie poch∏oni´ty tym, co wi-
dzia∏. Po kr´tych schodach dotarliÊmy do
mieszkania. Piotrek zdjà∏ kurtk´, poszed∏
do pokoju.
– Kurcze, ale masz odlotowo w chacie.
Ten kominek to istne cacko.
– Zwyk∏y kominek. Poka˝´ ci, gdzie b´-
dzie twoje spano. Czuj si´ jak u siebie. Idê
si´ umyj, a ja coÊ wrzuc´ na ruszt. Chyba
˝e si´ najad∏eÊ architektury Krakowa.
– Co ty, g∏odny jestem jak wilk.
Zabra∏em si´ do przygotowywania niby
to obiadu czy ju˝ pr´dzej kolacji. Po kilku
minutach w kuchni zjawi∏ si´ Piotrek, ca∏-
kiem nagi. Wyciera∏ si´ r´cznikiem. Na
mnie w jednej chwili wyskoczy∏y zimne po-
ty, w gardle ˝aba, a w spodniach ciasno od
stojàcego wa∏a. W ostatnim momencie od-
wróci∏em si´ na pi´cie. Piotrek mimo mo-
jej szybkiej reakcji dostrzeg∏ ten b∏ysk
woczach i nie kwapi∏ si´ do opuszczenia
kuchni. Widzia∏em go w lustrze, które mam
zamontowane w mebloÊciance. Cia∏o pi´k-
nie wyrzeêbione na si∏owni, od p´pka
w dó∏ bieg∏a cienka linia ciemnego zarostu,
by w rezultacie spowiç g´stym zarostem
dwa du˝e jaja, na których spoczywa∏ ol-
brzymi cz∏onek. Uda Piotrka by∏y g∏adziu-
sieƒkie jak jedwab. Piotrek podszed∏ do
mnie od ty∏u i przez moje rami´ zaczà∏
kosztowaç sosu. Na poÊladkach poczu∏em
jego arsena∏. Krew zawrza∏a we mnie. Mój
cz∏onek rwa∏ si´, szarpa∏, by tylko wyzwo-
liç si´ z obcis∏ych slipek. Ale jeszcze nie
czas – pomyÊla∏em. Z trudem mi to przy-
sz∏o, ale opanowa∏em si´. Piotrek mia∏ ko-
lejny dowód na moje bycie innym. Ale ani
Tego roku zima by∏a diabolicznie mroêna.
Âniegu napada∏o co niemiara i jak co roku,
zgodnie z tradycjà, zaskoczy∏a drogo-
wców. Miasto zosta∏o ca∏kowicie sparali-
˝owane. MPK sta∏o. Wsta∏em doÊç wcze-
Ênie, wzià∏em prysznic, zjad∏em Êniadanie
i pocz∏apa∏em do pracy. Tego dnia ruch
w interesie by∏ znikomy. Osiem godzin per-
manentnej nudy. W pewnym momencie
ju˝ myÊla∏em o jakimÊ nag∏ym ataku bli˝ej
nieokreÊlonej choroby, by wyrwaç si´
wczeÊniej do domu. Szef uprzedzi∏ moje
˝yczenia i widzàc, ˝e przez ostatnie pi´ç
godzin do biura zawita∏ tylko jeden klient,
i to z tak banalnà sprawà, ˝e przedszkolak
z jej rozwiàzaniem nie mia∏by najmniejsze-
go problemu, wspania∏omyÊlnie puÊci∏
mnie do domu.
Po porannych doÊwiadczeniach z ko-
munikacjà miejskà postanowi∏em uciàç
sobie ma∏y spacer w kierunku domu. Nie
spieszy∏em si´ zbytnio. Zahaczy∏em o ry-
10
152842486.002.png 152842486.003.png 152842486.004.png
ja, ani Piotrek nie postawiliÊmy tego ostat-
niego, decydujàcego kroku. Pó∏trwanie
wmi∏osnym zachwycie przerwa∏ Piotrek:
– Zimno tu coÊ. Id´ si´ ubraç.
– Dorzuç do kominka. Zaraz b´dzie cie-
plej. Pospiesz si´, bo lada moment b´dzie
kolacja.
Nakry∏em do sto∏u, zapali∏em Êwieczki,
otworzy∏em kalifornijskie ró˝owe wino
i spokojnie czeka∏em. Piotrek pojawi∏ si´
po chwili, ubrany ca∏y na bia∏o. Biel wspa-
niale podkreÊla∏a jego oliwkowà cer´. Za-
siedliÊmy do sto∏u. Z rozmowy dowiedzia-
∏em si´, ˝e Piotrek obecnie studiuje w Rzy-
mie i tam mieszka. O rodzinie w Polsce
s∏ysza∏ tylko z opowiadaƒ i bardzo chcia∏ jà
poznaç. Poniewa˝ jeszcze nie by∏ w Pol-
sce, to przy pierwszej sposobnoÊci chcia∏
si´ tu wybraç.
Po kolacji wyszliÊmy na miasto. Kraków
nocà, zw∏aszcza gdy pada Ênieg, wyglàda
bajecznie. Rynek ozdobiony choinkami,
poÊrodku szopka, a wszystko otulone
ciemnoÊcià daje tak wspania∏à atmosfer´,
˝e Piotrek od pierwszego wejrzenia zako-
cha∏ si´ w Krakowie. SpacerowaliÊmy pra-
wie trzy godziny. Po tak wyczerpujàcej
w∏ócz´dze myÊla∏em ju˝ tylko o kàpieli
i ciep∏ym ∏ó˝eczku. Piotrek równie˝ by∏ ju˝
zm´czony i wróciliÊmy do domu. Piotrkowi
w∏àczy∏em telewizor, a sam wlaz∏em do
wanny, by nieco odpoczàç przed jutrzej-
szym dniem. Kàpiel przerwa∏ mi Piotrek,
kiedy wtargnà∏ do ∏azienki pod pretekstem
umycia ràk.
– Myj te r´ce i wynocha.
– R´ce poczekajà.
W mgnieniu oka zrzuci∏ z siebie ubranie
i jednym susem wskoczy∏ mi do wanny.
Woda bryzga∏a na wszystkie strony. Pio-
trek opar∏ stopy o mojà klatk´ piersiowà
i ich palcami zaczà∏ masowaç moje sutki.
Stopy kuzyna sprawnie i delikatnie w´dro-
wa∏y po ca∏ym moim ciele. Lekko rozchyli-
∏em nogi, a Piotrek stopà zaczà∏ masowaç
moje krocze. Robi∏ to osza∏amiajàco cu-
downie. Czu∏em si´ jak m∏ody bóg, które-
mu ca∏y Êwiat robi dobrze. Ale niech coÊ
z tego ma i Piotrek.
Przerwa∏em ten boski masa˝, chwyci-
∏em go za r´k´ i pociàgnà∏em ku sobie.
Piotrek po∏o˝y∏ si´ na moim brzuchu w ta-
ki sposób, ˝e mój cz∏onek znalaz∏ si´ mi´-
dzy jego poÊladkami. Interes wiedeƒskiego
kuzynka wzià∏em we w∏asne r´ce. Ca∏ujàc
i li˝àc kark Piotrka zacisnà∏em morderczà
obr´cz na jego fiucie. Piotrek wsunà∏ r´ce
pod mojà dup´ i rytmicznie przyciska∏ mo-
jego wa∏a do swojej kakaowej dziurki.
W jednej chwili Piotrek i ja doszliÊmy do
kresu podniecenia. Kilkakrotne spazma-
tyczne drgni´cia splecionych cia∏ – i na
wodzie unosi∏y si´ strz´pki m´skiego nek-
taru ˝ycia.
Chwila oddechu. Wype∏zliÊmy z wanny,
a ˝e kuchnia by∏a najbli˝ej, to tam urzà-
dziliÊmy sobie nasze amory. Tym razem
to do mnie nale˝a∏a pa∏eczka mistrza ce-
remonii. Chwyci∏em Piotra wpó∏ i jednym
ruchem powali∏em go na stó∏. Bez owija-
nia w bawe∏n´ wpakowa∏em swojego
chuja w Êliczne dupsko kuzynka. Wrza-
snà∏ z bólu; dla mnie to by∏o bez znacze-
nia, czy ta kurwa wrzeszczy, czy skomli,
bo mnie jest zajebiÊcie, a to jego dupa na-
pierdala z bólu. Ból jednak ustàpi∏ i jego
wrzaski zamieni∏y si´ w j´ki rozkoszy. Ze
zm´czenia po∏o˝y∏em si´ na Piotrku, a on
r´kami chwyci∏ mnie za poÊladki i ryt-
micznie dociska∏ mnie do swojej dupy.
Dziura Piotrka by∏a rewelacyjna – dobrze
wyrobiona, Êliska i mi´kka, a przede
wszystkim wyg∏odnia∏a. Rytmicznie zaci-
ska∏a si´ na moim fiucie, sprawiajàc mi
kosmicznà przyjemnoÊç.
Teraz czas na ciebie Piotrze. Zobaczymy,
co ty potrafisz. Wyszed∏em z niego i odda-
∏em si´ ca∏y w jego r´ce. Piotr warknà∏ do
mnie:
– Na stó∏, psie! K∏adê si´ na plecy i nogi
w gór´!
Piotrek dossa∏ si´ do mojego odbytu, a˝
myÊla∏em, ˝e mi wn´trznoÊci wyssie.
Szorstki j´zyk zag∏´bia∏ si´ w moje wn´trz-
noÊci, a r´kami uje˝d˝a∏ mojego ogiera.
Jednym, ale treÊciwym ruchem wjecha∏
swà 27-centymetrowà lufà w moje wy-
g∏odnia∏e dupsko. Przeszywajàcy ból –
i jedna wielka rozkosz. Jeba∏ mnie d∏ugo
i nami´tnie, a r´ce w´drowa∏y po moim
spoconym ciele. Dla odpoczynku Piotrek
zwalnia∏ k∏us, by przylgnàç ustami do mo-
ich goràcych warg. Zbli˝a∏ si´ do mety,
spazmy szarpa∏y jego cia∏em, chcia∏ si´
wycofaç, ale mu na to nie pozwoli∏em. Mo-
je wn´trznoÊci wype∏ni∏y si´ goràcà lawà.
Piotrek, g∏oÊno sapiàc, upad∏ na mnie, ci-
cho szepczàc: „Dzi´kuj´, Polsko.”
11
152842486.005.png 152842486.006.png
Po chwili odpoczynku Piotrek zsunà∏ si´, by za-
jàç si´ grà w bilard. Doskona∏a rozgrywka dopro-
wadzi∏a nie na szczyty bilardowych doznaƒ. Z na-
bo˝noÊcià po∏knà∏ ca∏y mój nektar m´skiej mi∏oÊci. Do
szcz´Êcia niczego ju˝ nam nie brakowa∏o. Sypialnia
wydawa∏a si´ oddalona od kuchni o wiele, wiele mil.
JakoÊ si´ uda∏o. UwaliliÊmy si´ jak k∏ody w ∏ó˝ko i tak
minà∏ pierwszy dzieƒ i noc Êwiàtecznej wizyty kuzyna
Piotra w Polsce. A tych dni by∏o czternaÊcie i ka˝dy bo-
gatszy w doznania od poprzedniego. Piotrek pokocha∏
Polsk´ i Kraków. Teraz, gdy ma cokolwiek wolnego cza-
su, przyje˝d˝a do mnie na ma∏e co nieco.
Axel Verey
Sylwester
w imprezie. Byli to panowie z ró˝nych
stron Polski, mi´dzy innymi z Bia∏ego-
stoku, Warszawy, ¸odzi, Bydgoszczy,
Bia∏ej Podlaskiej. Wszyscy oni byli nietu-
zinkowymi facetami o dobrej budowie
iarmatach posiadajàcych minimalny
wymagany kaliber: 19 cm. Ale z dzie-
wi´tnastkà by∏ tylko jeden wyjàtek –
reszta by∏a szczodrzej obdarzona przez
natur´ i mieÊci∏a si´ w przedziale 20-22
centymetry. Wszyscy musieli byç
wszechstronni w seksie, tzn. aktywni
zarówno w oralu, jak i w analu. Nie
chcia∏em, by ktoÊ w ten wyjàtkowy wie-
czór marudzi∏, ˝e to preferuje, a to nie.
Piàtka wydawa∏a mi si´ doÊç ma∏à
liczbà. Postanowi∏em zatem dokoopto-
waç jeszcze par´ osób. Zaczà∏em dzwo-
niç do ch∏opaków puszczajàcych si´ za
szmal. Chcia∏em si´ przekonaç, na ile sà
gejami, a na ile zwyk∏ymi bubkami pusz-
czajàcymi si´ za fors´ i udajàcymi nie-
samowite prze˝ycia. W tej kwestii nie
myli∏em si´, bo znalaz∏em zaledwie dwie
osoby, które zgodzi∏y si´ bezinteresow-
nie przybyç do mojej chaty. Gwarancjà
ich dobrego wyglàdu by∏o to, ˝e byli stu-
dentami AWF, a to zazwyczaj daje dobre
rokowania. Jak si´ póêniej okaza∏o, nie
myli∏em si´. Jeden z nich by∏ z Poznania,
adrugi z Zielonej Góry. Zarówno pierw-
szy, jak i drugi przyjà∏ zaproszenie
z ch´cià i to mi bardzo zaimponowa∏o.
Teraz mog∏em policzyç ch∏opaków.
¸àcznie z mojà osobà naliczy∏em oÊmiu
goràcych facetów na równie goràcà
noc. Wszystkich tych m´˝czyzn zaprosi-
∏em na 31 grudnia, na godzin´ 21.00.
Koniec imprezy – bez ograniczeƒ. List´
mia∏em zamkni´tà ju˝ 17 grudnia. Ale
tak si´ z∏o˝y∏o, ˝e tydzieƒ póêniej pozna-
∏em Huberta.
W klocki M/M by∏, mo˝na powie-
dzieç, ca∏kowicie zielony. Pozna∏em go
w pubie, w którym zresztà by∏ po raz
pierwszy. WczeÊniej uwa˝a∏ si´ za geja
spoza tak zwanego Êrodowiska. Teraz
Ten Sylwester mia∏ zapisaç si´ w pa-
mi´ci na bardzo d∏ugo. Dlaczego? Za-
wsze sp´dza∏em Sylwestra gdzieÊ po
klubach, ale tego postanowi∏em sp´-
dziç w swojej chacie, w gronie zapro-
szonych goÊci. W tym celu ju˝ o wiele,
wiele wczeÊniej zaczà∏em przygotowa-
nia. W´szy∏em za dobrym towarem na
t´ jak˝e wyjàtkowà noc w roku.
ków, których wczeÊniej nie zna∏em. Ci
wczeÊniej przeze mnie testowani byli
fajnymi ch∏opakami, ale ciàg∏e pierdole-
nie z tymi samymi facetami staje si´ ru-
tynà, przynajmniej dla mnie. Wiem, jakie
majà sylwetki, wymiary i d∏ugoÊci kuta-
sów. Dlatego powiedzia∏em sobie: doÊç
szukania partnerów na Sylwestra
w sposób aktywny. Postanowi∏em uczy-
niç to w sposób bierny.
Wzià∏em w tym celu swojà komórk´,
najnowszy – grudniowy – numer „ADA-
MA“ i zaczà∏em wertowaç anonse. Naj-
wa˝niejsze by∏y og∏oszenia ze zdj´ciami
pokazujàcymi cia∏a ch∏opaków. Te
z ubraniami i bez ˝adnego foto odpada∏y
pierwsze. GoÊci dobiera∏em bardzo sta-
rannie pod swoje gusta. Za∏o˝y∏em so-
bie, ˝e muszà to byç faceci do trzydzie-
stu lat, doÊwiadczeni ˝yciowo, choç ˝ó∏-
todziób o nienagannym wyglàdzie te˝
mo˝e dostaç zaproszenie. Wreszcie
zdecydowa∏em si´ na pierwsze oferty
i zaczà∏em dzwoniç do wybranych osób.
O dziwo, bardzo szybka znalaz∏em kilku
ch∏opaków ch´tnych do wzi´cia udzia∏u
12
Znaleêç fajnych ch∏opaków nie jest
wcale ∏atwo, wbrew temu, co mo˝e si´
wydawaç. Poczàtkowo szuka∏em goÊci
po miejscach gejowskich spotkaƒ. Je˝e-
li ktoÊ mi si´ spodoba∏, to od razu prze-
chodzi∏ test nauki jazdy na moim chuju
i odwrotnie. Sam zainteresowany musia∏
pokazaç, jak potrafi operowaç swojà
ga∏kà do jebania. Wielu robi∏o to nieêle,
ale to nie by∏o to, o co mi tak do koƒca
chodzi∏o. Owszem, z urody byli doÊç
w porzàdku, ale nadgryzione wczeÊniej
jab∏ko nie b´dzie smakowa∏o tak samo,
jak za pierwszym razem. A ten Sylwe-
ster ma byç wyjàtkowy i spontaniczny.
Chc´ go sp´dziç z nowà grupà ch∏opa-
152842486.007.png 152842486.008.png
postanowi∏em to zmieniç. Hubert mia∏
dosyç samotnoÊci i wylàdowa∏ tu, by
wyrwaç ch∏opaka do zabawy. Nie
chcia∏em tego skrewiç. Choç sprytnie
mnie poderwa∏, to stara∏em si´ odwlec
sprawy ∏ó˝kowe. Zaproponowa∏em mu
przyjÊcie na Sylwestra. Jednak do koƒ-
ca stara∏em si´ dotrzymaç swego po-
stanowienia, ˝e walenie w Sylwestra
b´dzie numerem pierwszym z ka˝dym
z zaproszonych ch∏opaków. Pragnà∏em,
by by∏o zachowane to po˝àdanie i na-
pi´cie, które wyst´puje mi´dzy nowo
poznajàcymi si´ facetami, którzy wcze-
Êniej nie walili si´ razem. Dopiero kiedy
mu to wyjaÊni∏em, wszystko by∏o w po-
rzàdku. Ch∏opak w pewnej chwili zatra-
ci∏ dobre mniemanie o sobie. Pewnie
myÊla∏, ˝e zbyt pochopnie uwa˝a∏ si´
za przystojnego szczona. Ale
nie myli∏ si´. Od momentu jak
tylko usiad∏ ko∏o mnie przy ba-
rze, kutas nie dawa∏ mi spoko-
ju. Trudno mi by∏o nie wylecieç
z nim na moment do kibla. By∏
prawdziwym okazem arabskie-
go ogiera. Zaraz po powrocie
do domu zwali∏em spodnie,
koszulk´ i gacie. Zamknà∏em
oczy i wyobra˝a∏em sobie, jak
to si´ z nim jebi´. R´kà wali-
∏em sobie kutasa i w myÊlach
liza∏em jego chuja i wali∏em go
w dup´. Nagle poczu∏em cie-
p∏o na swojej klacie. Sperma
trysn´∏a z chuja z ogromnà si-
∏à wprost na moje cia∏o.
A zatem Hubert by∏ dziewià-
tà osobà na mojej liÊcie. Teraz
pozosta∏y tylko przygotowania
i bezwzgl´dny celibat do 31
grudnia. To ma spowodowaç
dobrà produkcj´ nasienia na
Sylwestra, bym nie wypad∏
blado przy ch∏opakach.
W Sylwestrowà noc zjawili si´ wszy-
scy. Mimo ˝e wczeÊniej si´ nie znaliÊmy,
bardzo szybko znaleêliÊmy wspólny te-
mat. Atmosfera rozluêni∏a si´ w piorunu-
jàcym tempie. Poczàtkowo ch∏opacy
ostro popili – pomieszali wód´ z piwem,
a to bardzo szybko da∏o wymierny efekt.
Mieli luf´ i zajebisty humor jednocze-
Ênie. Dobrze zacz´li si´ bawiç przy mu-
zyce, poczàtkowo doÊç skocznej, a po-
tem spokojnej, takiej do tulenia w ramio-
nach. To zwolnienie rytmu muzyki mia∏o
oczywiÊcie swój cel. Ch∏opaki zacz´li
tuliç si´ do siebie i smakowaç m´skie
wci´cia j´zyka w usta. Ca∏owali si´ na
ca∏ego. W moich ramionach wylàdowa∏
Hubert. Czu∏ si´ w nich pewnie, co da-
wa∏ mi do zrozumienia równie g∏´bokimi
wsuwami j´zyka do mojej g´by. Pierw-
szorz´dnie to robi∏. Ten ch∏opak o iÊcie
w∏oskiej urodzie bardzo dosadnie, a za-
razem delikatnie i z fasonem wprowa-
dza∏ j´zor w moje usta, a ja mu to
wszystko odwzajemnia∏em.
Mój partner przyby∏ na bal w garnitu-
rze, zresztà nie jedyny. Poza tym królo-
wa∏ jednak d˝ins. Obcis∏e spodnie, do-
pasowane do sylwetek ch∏opaków, uwy-
pukla∏y ich j´drne dupska. Dope∏nieniem
by∏y koszulki, równie opi´te na klatach,
jak spodnie na ty∏kach. To wszystko
podnosi∏o temperatur´ otoczenia,
a ch∏opaki reagowali na to b∏yskawicz-
nie. Po kolei zacz´li Êciàgaç górnà
odzie˝. Teraz dopiero atmosfera podnie-
cenia si´gn´∏a prawie zenitu. Go∏e torsy
ch∏opaków by∏y zapowiedzià tego, co
w powijakach. Musia∏em zatem przy-
spieszyç, by dorównaç kolegom. Zatem
zaczà∏em rozpinaç guziki od jego koszu-
li. Je˝d˝àc r´kà po ods∏oni´tym torsie
czu∏em jego solidnà budow´ klaty: przy-
pakowanej i poroÊni´tej mi´kkim w do-
tyku zarostem. Podà˝a∏em dalej swojà
zwinnà r´kà. Gàszcz w∏osów wyraênie
zag´szcza∏ si´ w okolicach p´pka.
Teraz rozpinam mu rozporek i wk∏a-
dam r´k´ do Êrodka. Od razu wyczuwam
jego maszyn´. By∏a twarda i nabrzmia∏a
do granic wytrzyma∏oÊci. Drugà r´kà
odpià∏em pasek od jego spodni i guzik,
po czym spodnie zlàdowa∏y w dó∏. Ode-
rwa∏em usta od jego ust, zdjà∏em swoje
górne ubranie i opad∏em na kolana. Te-
raz przed oczami mia∏em prawdziwe za-
rysy u∏o˝onego w pozycji bocznej chuja,
widoczne przez jego slipy. Prze-
jecha∏em j´zykiem po jego fiu-
cie przez gacie, po czym ods∏o-
ni∏em jego narz´dzie i zabra∏em
si´ do pracy. Wielki bat wypro-
stowa∏ si´ i trafi∏ czubkiem
wprost do moich ust. M∏ode
mi´so ˝ó∏todzioba musia∏em
starannie naoliwiç – w koƒcu
dzisiaj, w t´ wyjàtkowà noc
przejdzie swój chrzest bojowy.
Ssa∏em zatem jego ogiera do
samych jaj. By lepiej si´ wczuç,
mia∏em zamkni´te powieki.
Otwiera∏em je tylko raz po raz,
by spojrzeç m∏odemu w oczy.
Kiedy widzia∏em w nich za-
chwyt, powraca∏em do punktu
wyjÊcia. Liza∏em mu czubek
chuja, wwierca∏em si´ w jego
rowek na ˝o∏´dzi. GoÊciu tak si´
podjara∏ tym wszystkim, ˝e za-
czà∏ wywalaç ze swego kutasa
kropelki przezroczystego, a za-
razem energetyzujàcego p∏ynu.
Z zachwytem zlizywa∏em je i prosi∏em
w myÊlach o jeszcze. Nie przepuÊci∏em
tak˝e jego jajcom. Masowa∏em je swoim
j´zorem bardzo starannie, by ˝ó∏todziób
móg∏ poczuç w nich mrowienie. W mo-
mencie zabawy w jego kroczu zaczà∏em
pozbywaç si´ kr´pujàcych mnie spodni.
Kiedy tylko mia∏em wolnà r´k´, rozpià-
∏em je i Êciàgnà∏em z ty∏ka. Jako drugi
by∏em go∏y na balu. Tak dosadnie przy-
spieszyliÊmy z Hubertem, ˝e reszta zo-
sta∏a w tyle.
Ch∏opaki dopiero widzàc nas rozebra-
nych zacz´li nas goniç. Chcia∏em wi-
dzieç ich poczynania. W najbli˝szej od-
leg∏oÊci by∏a czwórka ch∏opaków. Bia∏y-
stok reprezentowa∏ Micha∏, stolic´ na-
szego paƒstwa – Dominik, Zielonà Gór´
– Mateusz, a Bia∏à Podlaskà – Gracjan.
kryjà ich wypchane krocza, które p´cz-
nia∏y z minuty na minut´. Siedem torsów
napalonych facetów, a jak˝e ró˝nych!
Ch∏opaki mieli kolczyki na brodawkach,
tatua˝e w ró˝nych miejscach. Oczywi-
Êcie nie wszyscy. Jednak zasadniczy
podzia∏ wyznacza∏o ow∏osienie na tor-
sach: od bardzo g∏adkich do mocno
ow∏osionych na torsie, w okolicach p´p-
ka. Jeden z goÊci mia∏ wspania∏à w∏o-
chatà klat´ piersiowà.
GoÊcie posuwali si´ w swych poczy-
naniach ca∏y czas do przodu. Kiedy po-
dziwia∏em ich go∏à gór´, ch∏opcy lizali
si´ ju˝ po torsach, ssali i przygryzali
brodawki. Cz´Êç z nich wylàdowa∏a na
kanapach, cz´Êç na fotelu, a cz´Êç po
prostu zacz´∏a si´ pieÊciç na parkiecie.
Ja ze swym partnerem by∏em dopiero
13
152842486.009.png 152842486.010.png 152842486.011.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin