Nóż w plecy trupa.doc

(174 KB) Pobierz
M

Nóż w plecy trupa

Lipiec 5, 2010

Mateusz Zgryzota

Nóż w plecy trupa

 

Artykuł po raz pierwszy opublikowano w tygodniku NIE – http://www.nie.com.pl/art21483.htm. Choć nie ze wszystkim się zgadzamy (głównie z tą „słabością militarną ZSRR”, na którą składała się największa na świecie armia i 13 tys.  świetnej jakości czołgów – więcej niż reszta świata razem wzięta) postanowiliśmy opublikować ten artykuł ze względu na prostą zależność – wyzwolenie Białorusinów i Ukraińców spod panowania polskich panów było w interesie narodowym Polski. Obwinianie Stalina za 17 września – czy to z lewej, czy z prawej strony – jest albo bezczelnością, albo brakiem znajomości praw rządzących historią. 17 września powinien być również świętem prawdziwych Polaków – bowiem tego dnia Związek Radziecki wyzwolił nas od hańby niewolenia innych narodów – red. Trzeciego Świata

 

Gdyby Związek Radziecki 17 września nie najechał Polski – co by to zmieniło? Naszą zachodnią granicę.

17 września 1939 r. Stalin, najeżdżając Polskę, w sposób niepełny skonsumował tajny protokół paktu Ribbentrop–Mołotow. Ograniczył swe apetyty terytorialne do linii Bugu zamiast zapisanej w nim Wisły. Zrezygnował z oferowanych przez Niemcy województwa lubelskiego i części Mazowsza, aby uwiarygodnić propagandowy argument o wyzwalaniu ziem ukraińskich i białoruskich. Wobec Polski najazd był „nożem w plecy” i wiarołomnym pogwałceniem traktatu o nieagresji z 1932 r. Pociągnął za sobą represje, Katyń, wywózki. To wszystko prawda obciążająca polską pamięć. Ale wpływ tych wydarzeń na bieg rozpoczynającej się wojny i na jej późniejsze konsekwencje był znacznie mniejszy, niż twierdzi dzisiejsza oficjalna polska propaganda.
Co by się stało, gdyby pakt Ribbentrop–Mołotow nie został zawarty lub ograniczył się do deklaracji nieagresji bez tajnego protokołu o podziale stref wpływów? Polski to by nie uratowało. Hitler zdecydował się na wojnę zaraz po tym, jak rząd II RP odmówił przyjęcia jego warunków i zaakceptował brytyjskie gwarancje dla Polski.
Dyrektywę do planu „Weiss”, czyli ataku na Polskę, łącznie z datą 1 września 1939, kanclerz III Rzeszy podpisał 3 kwietnia, na miesiąc przed rozpoczęciem wstępnych i sondażowych negocjacji z ZSRR, które doprowadziły do sierpniowego paktu.
Hitler mógł się obejść i bez tego paktu, atakując zarówno Polskę, jak i Francję. Wystarczyłaby mu sama neutralność ZSRR, a tej mógł być pewny bez paktowania. Wynikała ona z widocznej gołym okiem ówczesnej słabości militarnej radzieckiego kolosa oraz z demonstrowanej jawnie nieufności Stalina do mocarstw zachodnich i jego lęku przed wystawianiem się na uderzenie. Dlaczego zatem Hitler zabiegał o pakt i nęcił Stalina łatwymi łupami terytorialnymi? Historycy nie są pewni. Włodzimierz Borodziej, dobry znawca niemieckiej polityki tego czasu, przypomniał na łamach „Gazety Wyborczej” opinię Eberharda Jäckela, autora znanej pracy o poglądach Hitlera na świat. Według niego Hitler zawarł ten pakt głównie po to, aby uspokoić swych generałów, wciąż panicznie lękających się wojny na dwa fronty.
Gdyby paktu nie było, wojska hitlerowskie zapewne kilka tygodni później osiągnęłyby polsko-radziecką granicę i od października 1939 r. okupowałyby całą Polskę. Być może dla trzymania Rosji Radzieckiej w szachu podjęłyby jakąś grę z chętnymi do flirtu nacjonalistami ukraińskimi w Galicji, a dla pozyskania Litwy oddałyby jej Wilno.
Pokonałyby też Francję, a przerażony ich sukcesami Stalin wyczekiwałby rewolucji, która wedle jego doktryny miała wybuchnąć wskutek wykrwawienia się „państw imperialistycznych”. Potem byłby jednak plan Barbarossa i wojna o Lebensraum na wschodzie. Hitler atakowałby ZSRR z pozycji wygodniejszych strategicznie, o 300 km bliżej Moskwy, którą może nawet by zajął. Miałby też u swego boku, obok Rumunii i Węgier, zwasalizowane państwa nadbałtyckie. Stalin zaś, nieobarczony odium paktu, cieszyłby się lepszą opinią w świecie i od początku wydajną pomocą mocarstw anglosaskich. Końcowy rezultat wojny okazałby się podobny. Warunki pokoju podyktowałyby pokonanym oraz własnym słabym sojusznikom i klientom mocarstwa antyhitlerowskiej koalicji.
ZSRR dostałby swoją sferę wpływów, którą zdobyły i zajęły wielomilionowe wojska radzieckie. Polska straciłaby Kresy, a mniej zyskała na Zachodzie, bo uchodziłaby za niepokrzywdzoną.
Linię Cursona wytyczyła Wielka Brytania. Uniknęlibyśmy Katynia, może nawet powstania w Warszawie, wywózek na Syberię też byłoby mniej, tyle co przy „wyzwalaniu”. Straty wojenne obniżyłoby to w niewielkim stopniu, gdyż – jak wyliczył sam IPN – i tak 5,5 miliona Polaków zabili Niemcy, a 150 tysięcy Rosjanie. Zginęłoby natomiast o 300 tysięcy więcej żydowskich obywateli Polski. Tych, których po 17 września wywieziono w głąb ZSRR lub którzy w 1941 r. tam uciekli po najeździe Niemców na Związek Radziecki.
To oczywiście jeden z możliwych wariantów historii alternatywnej, ale najbardziej prawdopodobny. Są tacy, którzy wierzą, że bez paktu Ribbentrop–Mołotow nie wybuchłaby w ogóle II wojna światowa. Wówczas chyba do dziś w Niemczech rządziliby jacyś następcy Führera, a Gdańsk pozostawałby niemieckim, choć „wolnym” miastem. Polska zaś borykałaby się z problemem ukraińskiego terroryzmu i białoruskiej oraz litewskiej irredenty. Zapewne rozpadłaby się razem z ZSRR, Jugosławią i Czechosłowacją. W Europie nie ostało się bowiem żadne wielonarodowe państwo. Biorąc jednak pod uwagę konflikty etniczne naszych Kresów (polskie miasta otoczone obcoplemienną wsią), bardziej od pokojowego czesko-słowackiego i radzieckiego rozwodu narodowego tu pasowałby krwawy scenariusz bałkański.
Trudno ominąć jeszcze jeden wariant alternatywny – mianowicie przystanie przez Polskę na warunki Hitlera, poddanie się wasalizacji przez Niemcy i udział w ich pochodzie (Feldzug) na Związek Radziecki. W 1939 r. nie słychać było zwolenników tej opcji. Po latach odezwali się wśród antykomunistycznie nastawionych historyków. Jerzy Łojek i Paweł Wieczorkiewicz przekonywali, że byłaby to opcja korzystna dla Polski i mniej ryzykowna. Wzięlibyśmy udział w podziale wschodniej Europy i z Hitlerem święcilibyśmy triumfy nad pokonaną Moskwą. Józef Beck przytomnie skwitował to prognozą: Może pokonalibyśmy z Hitlerem sowiety, ale za parę lat paślibyśmy dla niego krowy za Uralem. Perspektywa zatem dużo mniej zachęcająca niż PRL. Ale zapewne byłoby jeszcze gorzej. Tylko naiwni mogą sądzić, że mocarstwa zachodnie bezczynnie i neutralnie przyglądałyby się, jak Hitler rozwala i podbija ZSRR. Tym straszyła swoich wyznawców radziecka propaganda, ale chyba jej mocodawcy sami w to nie wierzyli.
Wielka Brytania i Francja w 1939 r. uznały atak na Polskę za wystarczający powód do wypowiedzenia wojny nie z miłości do Polaków, lecz dlatego, że dalsza ekspansja Niemiec naruszała równowagę sił w stopniu dla nich nie do przyjęcia i zagrażającym ich żywotnym interesom. Jak zatem musiałyby odnieść się do perspektywy utuczenia się hitlerowskiego Reichu na niezmierzonych przestrzeniach i bogactwach Rosji, Ukrainy, Syberii. Spełniłaby się zapowiedź pieśni hitlerowskiej: Dzisiaj nasze są Niemcy, a jutro cały świat!
Zawiązałaby się przeciw III Rzeszy taka sama wielka koalicja jak w rzeczywistości i wygrałaby wojnę. Polskę zaś czekałby los gorszy niż innych sojuszników pokonanych Niemiec, okrojenie terytorialne i marginalizacja polityczna.
Innymi słowy wszystkie warianty historii alternatywnej z ominięciem paktu Stalin–Hitler i bez 17 września nie wypadają zachęcająco. Sprawy ułożyły się pechowo, wygląda na to, że PRL okazała się nie najgorszym wyjściem z tej sytuacji, przynajmniej na jakiś czas.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin