Emma Darcy - Rozbitkowie.pdf

(636 KB) Pobierz
10043968 UNPDF
EMMA DARCY
Rozbitkowie
Harleąuin®
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
10043968.001.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zbliżała się północ, kiedy wreszcie opłynęli przylą­
dek. Stary kuter rybacki Garreta wziął kurs na basen
jachtowy w Leisure Island.
W samą porę, pomyślała Tiffany, uspokajając
rozdygotane nerwy. Na widok jachtów przycumowa­
nych do mola eleganckiego kurortu straciła nagle
zimną krew. Zabawki milionerów potrafią robić
wrażenie.
Sama wybrała godzinę. Było wystarczająco późno,
żeby uniknąć tłoku, w którym rybacki statek rzucałby
się w oczy, a na tyle wcześnie, by Tiffany mogła
pojawić się na przyjęciu. W każdym razie na takim
przyjęciu, jakie Joel Faber zwykł wydawać dla swojego
wytwornego towarzystwa.
Bez trudu wypatrzyła ten ósmy cud świata. Foto­
grafie superluksusowego jachtu, zbudowanego na
zamówienie australijskiego biznesmena, ozdabiały
w swoim czasie okładki wielu magazynów.
- Tam! - wykrzyknęła triumfalnie.
- To tak wygląda „Liberty"! - W głosie Garreta
brzmiała nie ukrywana pogarda. - Piękna nazwa,
szkoda, że na tej łajbie nie czują nawet zapachu wody.
Stary szyper pracował na morzu przez całe życie.
I nie miał odrobiny zrozumienia dla tych, którzy
opuszczali ląd jedynie z nudów, dla zabawy. Płynął
jednak dalej w kierunku „Liberty". Chciał obejrzeć ją
z bliska, a potem do dzieła: pomóc Tiffany w bardzo
dyskretnej przesiadce.
Z pokładu dobiegały dźwięki muzyki. Zabawa o tej
o
ROZBITKOWIE
porze nabierała tempa, tak jak przewidywała Tiffany.
Zgoda, zamiar wślizgnięcia się na jacht graniczył
z szaleństwem, ale gdyby tylko dostała się do Joela
Fabera, musiałby jej przynajmniej wysłuchać, a to
byłaby połowa wygranej bitwy! Święcie w to wie­
rzyła.
Po miesiącach daremnych wysiłków zaczęła myśleć
o podstępie. Tiffany nigdy się nie poddawała. Jak na
swoje dwadzieścia osiem lat miała wystarczające
doświadczenie w odnoszeniu sukcesów, by uwierzyć,
że została do tego stworzona... Użyła więc całego
swojego talentu i umiejętności towarzyskich, żeby
w sposób naturalny doprowadzić do spotkania z Fa­
berem. Tym razem na próżno. Kompletna blokada
wobec każdego jej ruchu. Ale nie pogodziła się ani na
moment z porażką, z myślą, że mogłaby zawieść
ludzi, którzy tyle dla niej znaczą.
- Cholera, goryle - warknął Garret. Wypatrzył na
molo dwóch mężczyzn pilnujących wejścia na jacht.
- Nie przykleili się do tego pomostu, żeby wdychać
morskie powietrze. To na nic. Zwrot przez rufę
i możemy spokojnie wracać do domu.
- Nie! - Tiffany krzyknęła odruchowo, mimo że
sama zdrętwiała, słysząc o kolejnej nieprzewidzianej
trudności.
- Dziewczyno, nie przejdziesz przez tę bramkę.
Joel Faber znowu cię ograł.
- Jeszcze nie - wycedziła przez zęby - najpierw
spróbuję.
Przysięgała sobie w duchu, że nawet gdyby miała
nie dożyć jutra, dzisiejszej nocy pozna „Liberty" od
środka.
Przemknie się jak myszka albo odegra jakąś
idiotyczną scenę, ale dostanie się na to przyjęcie. Nie
ma wyjścia. Faber jest ich jedyną szansą, a ona stanie
na głowie, żeby jej nie stracić.
7
- Nic z tego nie będzie - mruknął posępnie stary
Garret.
- Dlaczego tak mówisz? - Tiffany spiorunowała
go przenikliwym spojrzeniem.
Garret spochmurniał jeszcze bardziej i zamilkł.
Wszyscy pamiętający dawne czasy mieszkańcy Haven
Bay reagowali podobnie na dźwięk imienia Joela
Fabera. Był sławny i pochodził z ich starej rybackiej
mieściny, a tu nikt nie chciał o nim rozmawiać. Nikt
też nie wierzył, że Tiffany uda się cokolwiek załatwić.
Podejrzewała, że zazdrościli mu sukcesu albo nie
mogli darować, że opuścił Haven Bay i urządził się
nieźle gdzie indziej. A może traktowali go jak dezertera,
który uciekł po sztormie.
Ów sztorm sprzed dwudziestu lat tkwił jak zadra
w zbiorowej pamięci. Zginęło mnóstwo ludzi, dziadek
Joela także. Tiffany wydawało się całkiem naturalne,
że po takiej tragedii, utracie jedynego opiekuna,
szesnastoletni chłopak wyjechał odmienić swój los.
Żaden rozsądny człowiek nie mógł mieć o to pretensji.
Od czasu do czasu ogarniał ją jednak dziwny
niepokój. Czuła, że poszło o coś więcej, o czym się nie
mówiło. Natychmiast odrzucała takie myśli, oskarżając
się o wybujałą wyobraźnię. Garret McKeogh był
najważniejszą postacią w Haven Bay i on pierwszy
poparł wydaną przez Tiffany batalię o ratowanie
miasteczka. On też zgodził się, że Joel Faber najlepiej
zrozumiałby ich prośbę o pomoc. Aż do tej nocy nie
zmieniał zdania, wziął nawet udział w dzisiejszej
zwariowanej wyprawie.
Dlaczego więc teraz zabiera jej nadzieję na powo­
dzenie? Ton, jakim mówił, ten zgrzyt żelaza w głosie...
zupełnie jakby nienawidził Joela. Tiffany zaczęła się
zastanawiać, czy nie została w jakiś sposób oszukana.
Milczenie Garreta wyprowadzało ją z równowagi.
- O czym ty mi, Garret, nie powiedziałeś? Dlaczego
ROZBITKOWIE
8
ROZBITKOWIE
nic z tego nie będzie? - spytała szorstko, nie ukrywając
zniecierpliwienia.
Jego ogorzała twarz ani drgnęła. Ze swoją bujną
brodą przypominał proroków Starego Testamentu:
władczych i statecznych. Spojrzenie stalowoszarych
oczu utkwił nieruchomo gdzieś w oddali, ale spękane
ręce gładziły koło steru bardzo niepewnie.
- Nie przewidziałem tych goryli. Myślałem, że jeśli
wpłyniemy tutaj od strony morza, znajdziemy się
wewnątrz pierścienia jego zakichanej ochrony. Teraz
wszystko na nic. Nie chcę, żeby cię aresztowali.
Trzeba trochę ochłonąć.
Nawet gdyby wszystko poszło źle, nie zamkną
mnie za taki drobiazg, przekonywała samą siebie
Tiffany. Za naruszenie porządku grozi najwyżej
upomnienie.
- A jednak warto spróbować - nalegała - nic
strasznego się nie stanie.
Garret zaciskał nerwowo palce wpatrując się
w Tiffany, właściwie prześwietlał ją wzrokiem, jak
gdyby za jej plecami odgrywało się coś ważnego.
- Masz dobre serce, Tiffany James. Jak wszyscy
Jamesowie. Dlatego nie chcę, żebyś cierpiała. Z żad­
nego powodu.
- Nie jestem dzieckiem, Garret, i potrafię na siebie
uważać. A jeśli chodzi o moją rodzinę, wiesz dobrze,
jak zawiedzeni będą Carol i Alan, kiedy wrócę
z pustymi rękami. Choćby ze względu na nich nie
zmarnuję tej szansy!
Wiedziała, że Garret uwielbia Alana. Całe Haven
Bay interesowało się jej siostrzeńcem. Podziwiali, jak
się rozwijał, na przekór wszelkim przeciwnościom losu.
Alan zasłużył na przyszłość, o jakiej marzy, więc
Tiffany zapragnęła mieć moc dobrej wróżki, żeby
wnieść do domu Carol trochę radości i życia. Z oczu
jej siostry nie znikał wyraz smutku i wyczerpania.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin