Allen Louise - Wyjątkowe święta lorda Weybourn.pdf

(825 KB) Pobierz
Louise Allen
Wyjątkowe święta lorda Weybourn
Tłumaczenie:
Barbara Ert-Eberdt
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Alex nie tak wyobrażał sobie zawarcie znajomości z Tess Ellery. Alexander James
Vernon Tempest, wicehrabia Weybourn, był uosobieniem umiaru, elegancji, dobrych
manier i sprawności fizycznej – niemal w każdych okolicznościach. Niemal.
Ślizganie się na oblodzonym bruku Gandawy trudno wszakże zaliczyć do
normalnych okoliczności, a już na pewno nie w bladym świetle późnego
listopadowego popołudnia, kiedy myśli zaprząta perspektywa spędzenia czasu przy
ogniu na kominku w towarzystwie przyjaciół i ze szklaneczką rumu w dłoni.
Mur klasztorny był wysoki i… twardy. Alex odbił się od niego i wpadł na odzianą
w szarości i czerń zakonnicę, której sylwetka zlewała się z ciemnym tłem ulicy.
Z krzykiem upadła na bruk, upuszczając czarną walizkę, która wylądowała na
progu zamkniętej bramy klasztornej.
Alex podniósł się.
– Przepraszam. Siostra pozwoli… – Wyciągnął ku niej rękę. Siedziała na
trotuarze, podpierając się dłonią w czarnej mitence. Czarny kapelusz obrzeżony
tego samego koloru wstążką zjechał jej na nos. Odsunęła go w tył, żeby móc
spojrzeć na Aleksa.
– Nic mi nie jest.
– Doskonale. Jest siostra Angielką? – Widział tylko dolną część owalu jej twarzy,
resztę osłaniało rondo kapelusza. Głos brzmiał młodo.
– Tak, ale…
– Pomogę siostrze wstać.
Z westchnieniem rezygnacji podała mu obie dłonie. Stanąwszy na nogach,
zachwiała się i już w następnej chwili znalazła się w jego ramionach.
– Och!
Alex niczego nie widział poza jej wzdętą peleryną i buńczucznym kapeluszem, ale
jego ciało otrzymało nieomylny przekaz. Była młoda. I szczupła. Wyczuwał jej
krągłości. Zniżył głowę. Pachniała mydłem i wilgotną wełną. Weź się w garść,
człowieku. Zakonnice to owoc zakazany, upomniał się w duchu.
– Zadzwonię do furty – zaproponował. Zardzewiały łańcuch dzwonka zwisający
u bramy mógł skusić tylko naprawdę zdesperowanego przestępcę, szukającego
schronienia przed wymiarem sprawiedliwości, jednak osłonięty kratą wizjer
w masywnych deskach sugerował, że sanktuarium mogło się okazać jeszcze
bardziej niegościnne niż więzienna cela. – Podejrzewam, że siostra skręciła kostkę.
Znieruchomiała w jego ramionach.
– Ależ nie. Dziękuję…
– Uważam jednak, że powinienem zawołać kogoś, żeby siostrze pomógł.
– Doprawdy, dziękuję. Szłam do portu nad kanałem. Jestem umówiona z siostrą
Clarą.
Głos brzmiał świeżo, był miły, chociaż musiała być na niego zła. Panowała nad
irytacją, zapewne za przyczyną klasztornego wychowania. Mimo wszystko, dało się
w niej wyczuć pewne napięcie, a nawet smutek. Alex miał wprawę w wyczuwaniu
tego, czego nie wyrażają słowa. Potrafił to każdy, kto zajmował się negocjacjami
handlowymi.
Irytacja była oczywista i zrozumiała. Przewrócił ją. Mógłby przynajmniej za to
odprowadzić ją tam, dokąd sobie życzyła, a nie nalegać, by udała się tam, gdzie
sądząc po niechęci, z jaką spozierała na klasztorną bramę, znaleźć się nie chciała.
– Powinna siostra pójść do doktora. Niechby sprawdził, czy nie ma złamania
kości. Nad którym kanałem? – zapytał, schylając się po jej walizkę.
– Nad tym, z którego odchodzą statki do Ostendy. Siostra Clara prowadzi tam
niewielkie schronisko dla podróżnych. Zamierzam u niej przenocować, a z samego
rana wyruszyć do Ostendy, ale…
– Wiem, gdzie to jest. Tak się składa, że idę w tym samym kierunku i znam
pewnego lekarza, który mieszka po drodze.
– Nie chcę panu sprawiać kłopotu.
– Siostra nie może chodzić, a tu nie widać żadnej dorożki… jak zwykle, kiedy
człowiek jest w potrzebie. Nie nadłożę drogi.
Prawdę powiedziawszy, Grant, do którego zamierzał wstąpić, nie był lekarzem,
chociaż prawie ukończył w Edynburgu studia medyczne, zanim je porzucił.
– Tak, ale ja…
– Nie ma siostra pieniędzy? – Alex przypomniał sobie, że zakonnice zazwyczaj
bywają bez grosza. – Niech siostra się tym nie martwi. Biorę wszystko na siebie.
Ten lekarz to mój przyjaciel. Jak siostrze na imię? Ja nazywam się wicehrabia
Weybourn. – Alex zazwyczaj nie chwalił się swoim tytułem, ale tym razem uznał, że
skłoni ją do tego, by mu zaufała.
Poruszyła się niespokojnie. Była zapewne przerażona tym, że niesie ją na rękach
mężczyzna, ale skoro nie chciała wracać do klasztoru, nie pozostawało jej nic
innego, jak się z tym pogodzić. Alex zaś starał się mężnie nie ulegać wrażeniu, jakie
sprawiały na nim krągłości jej ciała.
– Teresa.
– Siostra Teresa. Wspaniale. Już jesteśmy blisko.
Przez gęstniejący mrok przebijały się światła gospody Pod Czterema Żywiołami.
Alex zmierzał ku nim jak żeglarz ku znajomej, bezpiecznej przystani.
– To gospoda?
– Bardzo przyzwoita – zapewnił, otwierając barkiem drzwi wejściowe. W środku
było widno, ciepło i gwarno. – Gaston! – zawołał.
– Lord Weybourn! – Z zaplecza wybiegł właściciel. – Miło pana widzieć. Pozostali
panowie już czekają w tej samej osobnej sali co zawsze.
– Dziękuję, Gaston. – Alex ruszył ku drzwiom po prawej stronie. – Herbaty?
Kawy? Czego się siostra napije?
– Panowie? W osobnej sali? Lordzie Weybourn, proszę mnie natychmiast
postawić…
– Podajcie herbatę – poprosił Alex. Herbata dobrze zrobi tej zakonniczce. A jeśli
ona nie przestanie tak się wiercić w jego ramionach, jemu też się przyda.
Stanowczo zbyt długo obywał się bez kobiety.
Drzwi za sobą zamknął kopniakiem i oparł się o nie plecami, żeby ochłonąć. Nie
wiedział, że zakonnice nie noszą gorsetów. Przyjemny ciężar małego damskiego
biustu, jaki czuł na ramieniu, wprawiał go w konsternację. Reagował jak żółtodziób
i nie był z siebie zadowolony.
– Cóż to za dramat, drogi Aleksie? – Crispin de Feaux wstał i z zimną obojętnością
popatrzył na scenę pod drzwiami. Alex nie był pewny, czy gdyby wpadł do pokoju
goniony przez sforę wymachujących szablami żołnierzy, Cris okazałby więcej
emocji. – Zacząłeś uprowadzać z klasztorów zakonnice?
– Nie opowiadaj bredni.
Grant Rivers zdjął nogi z metalowej barierki przed kominkiem i również wstał.
Gabriel Stone rzucił garść kości do grania na stół. – Ile stawiasz?
Alex ostudził jego zapał groźnym spojrzeniem. Złożył swój słodki ciężar na
kozetce przed kominkiem.
– Poślizgnąłem się na lodzie i przewróciłem siostrę Teresę. Chyba skręciła
kostkę. Pomyślałem, że powinieneś ją obejrzeć, Grant.
– Bez obawy, jest siostra w dobrych rękach. Zaraz będzie herbata. To Grantham
Rivers. On się zna na skręconych kostkach.
Teresa zauważyła uśmiech, jaki lord Weybourn posłał doktorowi, zanim odszedł,
i dołączył do dwóch pozostałych panów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin