O relacjach chrzescijan z Zydami.docx

(19 KB) Pobierz

Ks. prof. Waldemar Chrostowski mówi o relacjach chrześcijan z Żydami

rozmawia Filip Memches

Benedykt XVI w najnowszej książce, drugiej części „Jezusa z Nazaretu”, jako winowajców śmierci Zbawiciela wskazuje arystokrację świątynną oraz zwolenników Barabasza. Czy papież tym samym definitywnie się rozprawia z etykietą „narodu bogobójców”, która przez wiele wieków ciążyła na Żydach?

W myśleniu i mówieniu o tych sprawach zawsze musimy oddzielać dwie perspektywy: historyczną i teologiczną. Obie są obecne w refleksji Benedykta XVI. Jeśli chodzi o perspektywę historyczną, trzeba ustalić i wyjaśnić przyczyny oraz przebieg dramatycznych wydarzeń, jakie prawie 2000 lat temu rozegrały się w Jerozolimie. Należy zatem krytycznie i rzetelnie analizować relacje czterech Ewangelii kanonicznych na temat okoliczności pojmania Jezusa oraz skazania go na śmierć i wykonania na nim wyroku. W opisywanych wydarzeniach uczestniczyli konkretni ludzie, a zadaniem historyka jest rzetelna rekonstrukcja tego, co się stało. Natomiast perspektywa teologiczna wykracza poza sferę historii, traktując ją jako doczesność. Postrzega więc wydarzenia sprzed dwóch tysiącleci z punktu widzenia teologii historii. Pragnie uchwycić ich sens religijny, a tym samym również uniwersalny. Historyk odpowiada na pytanie, jak było. Teolog, kierując się wiarą religijną, zastanawia się, jakie to ma znaczenie. Problem w tym, że obie perspektywy w długich dziejach Kościoła były nie tylko łączone, ale i mieszane. Pewnym aspektom wydarzeń historycznych, często zupełnie peryferyjnym i traktowanym wybiórczo, przypisywano znaczenie metafizyczne, nadając im sens, jakiego nie miały.

Czy robił to Kościół hierarchiczny?

Nauczanie Kościoła szło dwutorowo. Z jednej strony sytuuje się oficjalne nauczanie, które od Soboru Trydenckiego w wieku XVI jednoznacznie przypomina i podkreśla, że nie wolno wszystkich Żydów, zarówno tych, którzy żyli w czasach Jezusa, jak i żyjących w następnych pokoleniach aż do naszych czasów, obarczać odpowiedzialnością za śmierć Mesjasza. Z drugiej strony sytuuje się nurt pobożności ludowej i prywatnej, w którym było, a czasami i nadal jest, daleko do teologicznej poprawności w tej kwestii. To, co się wydarzyło w perspektywie historycznej, bezkrytycznie przenoszono na płaszczyznę religijną, metafizyczną, nie stroniąc od groźnych uogólnień, a wśród nich od ulegania stereotypowi zbiorowej odpowiedzialności wszystkich Żydów za śmierć Jezusa. Oficjalne nauczanie Kościoła usiłowało to prostować, ale często bez powodzenia. Niestety, to samo dotyczy również innych elementów doktryny i moralności chrześcijańskiej, które są kontestowane i kwestionowane.

Na przestrzeni dziejów to Żydzi byli głównymi oskarżonymi. A jaka była rola Rzymian?

Spór, a potem konflikt wokół Jezusa z Nazaretu, był sprawą wewnętrzną Żydów, co widać także w stopniowym, lecz ustawicznym narastaniu wrogości wobec niego. Ewangelie świadczą, że oskarżenia, jakie padają pod adresem Jezusa, mają charakter specyficznie religijny, gdyż dotyczą sposobu pojmowania Boga, przeżywania wiary w Niego i praktykowania judaizmu oraz odnoszą się do roszczenia, kim jest Jezus i za kogo siebie uważa. Gdy w kluczowym momencie przesłuchania przed Sanhedrynem potwierdza on swoją mesjańską tożsamość, zostaje to uznane za wielkie przewinienie, po czym zapada wyrok śmierci. Ponieważ uprawomocnianie wyroków i ich wykonywanie było zastrzeżone dla władz rzymskich, dlatego Jezus zostaje zaprowadzony do namiestnika cesarskiego, prefekta Judei Poncjusza Piłata. Jednak dla Piłata religijne spory żydowskie są niezrozumiałe, a poza tym nie były przedmiotem jego jurysdykcji. Dlatego podczas tego przesłuchania, które odbyło się zapewne w twierdzy Antonia, zarzuty religijne zmieniono na ciężkie oskarżenia polityczne. Żydowscy oskarżyciele przedstawiają Jezusa jako wichrzyciela, który burzy pax Romana w zamieszkiwanej przez nich rzymskiej prowincji. Piłat początkowo wzbrania się przed wydaniem wyroku śmierci, ale ustępuje, gdy słyszy, że ewentualne uwolnienie Jezusa pociągnie za sobą oskarżenie namiestnika o nielojalność wobec cesarza. W perspektywie historycznej odpowiedzialność za śmierć Jezusa spoczywa zatem na starszyźnie żydowskiej i podjudzonym przez nią tłumie zebranym na dziedzińcu twierdzy oraz na administracji rzymskiej, którą reprezentował Piłat.

Z czego się wzięła potrzeba doprecyzowania stanowiska Kościoła wobec Żydów na Soborze Trydenckim? Czy wcześniej były inne interpretacje?

Zdarzało się, że w tej sprawie teologia chrześcijańska była po prostu chora, czemu sprzyjał fakt, że kształtowała się w kontekście napiętych i obustronnie wrogich relacji chrześcijańsko-żydowskich. Świadectwo pierwszych konfliktów mamy już na kartach Dziejów Apostolskich i w pozostałych pismach Nowego Testamentu, a później rozchodzenie się dróg Synagogi i Kościoła przynosiło coraz bardziej gorzkie owoce. W kontekście narastających napięć i oskarżeń teologia stawała się wypadkową wzajemnego spojrzenia, czyli nieufności, podejrzliwości i wrogości, a tym samym nauczania pogardy. I to pogardy wzajemnej: chrześcijan i chrześcijaństwa wobec Żydów i judaizmu oraz Żydów i judaizmu wobec chrześcijan i religii chrześcijańskiej. To był proces obopólny, co nie pozostało bez wpływu na treść refleksji teologicznej. Po stronie chrześcijańskiej widać to np. w pismach św. Augustyna czy św. Jana Chryzostoma; po stronie żydowskiej w Talmudzie, a jeszcze bardziej w paszkwilu znanym jako „Toledot Jeszu”. W atmosferze zażartych sporów i kontrowersji Żydzi byli postrzegani nieprzychylnie, co rzutowało na ich percepcję teologiczną.

Dlaczego? Przecież to były inne czasy, po zburzeniu przez Rzymian świątyni w Jerozolimie i rozproszeniu narodu żydowskiego…

Zadawano pytanie, dlaczego znaczna część ludu bożego powiedziała Bogu, który objawił siebie w Jezusie, zdecydowane „nie”. Żydów, którzy wyznawali judaizm w jego rabinicznym kształcie, postrzegano jako swoiste przedłużenie odmowy i wrogości, której kulminację stanowiło skazanie Jezusa na śmierć. To, co dotyczyło statystycznie małej części narodu żydowskiego, która brała bezpośredni udział w procesie Jezusa i skazaniu go na śmierć, zostało rozciągnięte na wszystkich wyznawców judaizmu. Dla odmiany w religii żydowskiej wrogość wobec Jezusa rozciągnięto na wszystkich chrześcijan, a negatywne nastawienie wyznawców judaizmu wobec chrześcijan źle rzutowało na żydowski wizerunek Jezusa.

Rozmawiamy o chrześcijanach jako kategorii religijnej, natomiast o Żydach jako narodzie, a zarazem wyznawcach judaizmu. Nawet w Nowym Testamencie słowo „Żyd” pisane jest dużą literą. Czy to oznacza, że Żydzi to grupa w istocie etniczno-religijna?

Dotykamy tutaj meandrów żydowskiej tożsamości, co do której nie ma przejrzystości ani zgody wśród samych Żydów. To jest bardziej ich problem niż nasz, bo wciąż trwa spór, czy można w ogóle mówić o „narodzie Izraela”. Wprawdzie funkcjonuje pojęcie „am Israel”, tłumaczone jako „naród Izraela” i jest ono rozpowszechnione we współczesnym Izraelu jako element wyrazistego samookreślenia się, ale bywa też przekładane i objaśniane jako „lud Izraela”, by wyraźnie odróżnić się od innych narodów. W języku religijnym często mówimy o Izraelu jako „narodzie wybranym”, ale o wiele właściwsze jest mówienie o nim jako „ludzie bożego wybrania”. Określenie „naród wybrany”, które funkcjonuje w Kościele i teologii chrześcijańskiej, sugeruje domniemane albo rzekome przymioty tej społeczności, które miałyby sprawić, iż to właśnie ją Bóg wybrał spośród wszystkich innych. Zatem jakieś cechy Izraela miałyby uprzedzić przywilej wybrania go przez Boga, co musi wywoływać wątpliwości i dyskusje. Z perspektywy biblijnej Izrael to lud bożego wybrania, czyli właściwym podmiotem jest Bóg oraz to, czego Bóg dokonał. W starożytności lud bożego wybrania obejmował wszystkich, którzy poczuwali się do więzi etnicznych, a zarazem byli wyznawcami jedynego Boga.

A jak jest dziś?

Problem jest znacznie bardziej skomplikowany. Członkami ludu Izraela bądź narodu Izraela, tak jak ujmują to Żydzi, są wyznawcy judaizmu oraz ateiści, natomiast nie są nimi chrześcijanie żydowskiego pochodzenia. Żydzi z urodzenia, którzy są chrześcijanami, nie uzyskają obywatelstwa państwa Izrael. Tak więc wśród samych Żydów mamy rozbieżność co do tego, czy tożsamość żydowską określają kryteria etniczne, czy religijne. Problem jest bardzo ważny, bo w gruncie rzeczy sprowadza się do pytania, które nabrało dziś szczególnego znaczenia: czy żydowskość ma być podporządkowana judaizmowi, czy raczej judaizm powinien być podporządkowany żydowskości. W drugim przypadku religia jest traktowana wyłącznie w kategoriach kulturowych i obyczajowych, a nawet politycznych. To znaczy jeśli ktoś zachowuje przepisy religijne, czyni to nie dlatego, że decyduje o tym jego osobiste odniesienie do Boga, ale dlatego, iż jest przekonany o użyteczności judaizmu jako spoiwa wielowiekowej żydowskiej tożsamości i kultury. Wielu mądrych rabinów ostrzega przed takim traktowaniem judaizmu i, w moim przekonaniu, mają całkowitą rację.

Jak w takim razie chrześcijanin ma dziś rozumieć termin „lud bożego wybrania”? Z listów św. Pawła wynika, że Bóg nie zmienił swojego stosunku do Żydów?

Bóg zawsze pozostaje wierny swoim obietnicom, przyrzeczeniom i nadziejom, które od Niego pochodzą. Bóg jest wierny sobie – niezależnie od tego, jaka jest odpowiedź dawana przez Żydów czy w ogóle przez ludzi. Najlepiej ilustruje to biblijna symbolika małżeńska: Izrael był wielokrotnie oskarżany, że łamiąc przymierze z Bogiem, postępuje jak niewierna żona. Ale za tymi oskarżeniami szło coraz mocniejsze podkreślanie wierności bożej oraz możliwości nawrócenia Izraela i odnowy zawartego przymierza. Dzisiaj jest analogicznie. Patrząc z perspektywy chrześcijańskiej, nie można powiedzieć, że wraz z przyjściem Chrystusa nie wydarzyło się w dziejach zbawienia nic naprawdę znaczącego. Nie można powiedzieć, że Chrystus ma znaczenie dla wszystkich ludzi, ale z wyjątkiem Żydów. Nie, również dla Żydów Jezus Chrystus ma rozstrzygające znaczenie, nawet jeżeli oni temu przeczą albo twierdzą, że to ich nie dotyczy lub nie obchodzi.

W jakim sensie?

Niemała część Żydów, wśród nich Maryja, pierwsi uczniowie i wyznawcy, powiedziała Jezusowi jako Mesjaszowi i Panu „tak”, tworząc podwaliny wiary chrześcijańskiej, w którą zostaliśmy dzięki nim wszczepieni. Inna część Żydów odmówiła uznania w Jezusie Mesjasza i Syna Bożego, co znalazło przedłużenie w judaizmie rabinicznym. Kościół i Synagogę dzieli osoba Jezusa Chrystusa, a tym samym także pojmowanie i przeżywanie jedynego Boga. Ale nawet jeżeli część Żydów odrzuciła zamysł boży, to wcale nie znaczy, że Bóg ich odrzucił, bo Bóg nie postępuje tak, jak ludzie, nie kieruje się ludzkimi względami czy emocjami. Wybranie Izraela trwa nadal! Z tego jednak nie wynika, że wraz z przyjściem Jezusa wszystko pozostało tak jak dawniej. Trzeba postawić pytanie o sens wybrania Izraela na zasadniczo nowym etapie historii zbawienia oraz jego konsekwencje w radykalnie nowej sytuacji zapoczątkowanej przyjściem Chrystusa. Przede wszystkim lepiej widać, że wybranie powinno być postrzegane nie tylko jako przywilej, ile jako odpowiedzialność. Wybranie Izraela postrzegane jako odpowiedzialność staje się obrazem tego, co dotyczy również chrześcijan. Tu znowu wracamy do nauczania Soboru Trydenckiego, że większym złem i większą obrazą Boga są grzechy chrześcijan niż Żydów, którzy niegdyś domagali się śmierci Jezusa, ponieważ chrześcijanie poznali i uznają, kim jest Jezus Chrystus, natomiast ci, którzy niegdyś go odrzucili, tak naprawdę nie wiedzieli, kim on jest. To pokazuje, iż żydowska odmowa uznania w Jezusie Mesjasza i Syna Bożego jest obrazem odmowy, jaka znajduje wyraz w postępowaniu i zachowaniu tych chrześcijan, którzy dopuszczają się grzechów. Jak Żydzi, tak i my, chrześcijanie, potrzebujemy przebaczenia i miłosierdzia bożego; Żydzi, tak jak my, mogą cieszyć się owocami bożej wierności.

Czy judaizm zatem różni się istotnie na tle innych religii, poprzez pokrewieństwo z chrześcijaństwem? Bo jeśli tak, to pojawia się kwestia nawracania Żydów przez chrześcijan.

Dochodzimy do bardzo istotnego aspektu chrześcijańskiej teologii judaizmu. Pod tym względem po II Soborze Watykańskim pojawiły się w Kościele katolickim bardzo cenne intuicje, ale, niestety, nie zostały należycie podjęte ani rozwinięte, przede wszystkim dlatego, że w katolickim spojrzeniu na judaizm zapanowała moda na poprawność polityczną przenoszoną na grunt religijny i teologiczny. Obecnie jest to najbardziej newralgiczne, a zarazem najbardziej wymagające dopracowania pole teologii chrześcijańskiej. Nieporozumienie bierze się głównie stąd, że w obiegowym myśleniu chrześcijan, nawet bardzo wielu teologów, judaizm stanowi proste przedłużenie religii Starego Testamentu, co prowadzi do utożsamiania judaizmu rabinicznego z religią biblijnego Izraela. Skutek jest taki, że pojawiają się sugestie, jakoby wraz z przyjściem Jezusa Chrystusa nie wydarzyło się nic nowego, jakoby sytuacja Żydów była taka sama, jak w czasach Starego Testamentu. Nie, ta sytuacja nie jest taka sama! Judaizm rabiniczny nie jest tożsamy z religią Starego Testamentu, lecz stanowi jej rozwinięcie i to nie na drodze ewolucji, lecz prawdziwej rewolucji.

Co się tak radykalnie zmieniło?

W judaizmie rabinicznym nie ma najważniejszych instytucji religijnych, które stanowiły trzon religii biblijnego Izraela. Świątynia w Jerozolimie została zastąpiona przez synagogi; składanie ofiar zostało zastąpione przez czytanie i rozważanie Tory; kapłani zostali zastąpieni przez rabinów jako nauczycieli Tory. Judaizm ostatnich wieków przed Chrystusem był religią misyjną, natomiast późniejszy judaizm – nie. Tymczasem to dzięki prężnej obecności wyznawców judaizmu w różnych miejscach starożytnego świata na progu synagog stawali również prozelici oraz „bojący się Boga”, którzy wywodzili się spośród pogan i dzięki nim mogło się szybko rozpowszechnić chrześcijaństwo. W konfrontacji z chrześcijaństwem, które jest religią misyjną, judaizm rabiniczny się zamknął i stał się religią Żydów. Zmiany są więc fundamentalne, a ich osią jest odmowa uznania w Jezusie Mesjasza, którego Izrael oczekiwał. W związku z tym zmieniło się całe żydowskie czytanie Biblii hebrajskiej, bo w opozycji do chrześcijaństwa zmieniła się gruntownie także perspektywa mesjańska.

A co z postulatem nawracania Żydów?

Najpierw trzeba powiedzieć, że nawracanie Żydów źle się im kojarzy, ale nadużywanie czegoś nie przekreśla potrzeby używania. Chodzi o wiarygodne świadectwo życia chrześcijańskiego, które również Żydów postawiłoby wobec pytania, kim jest Jezus i na czym polega pamięć o nim oraz jego życiodajna obecność w świecie. Benedykt XVI spytał: „jeśli my znaleźliśmy Pana i jeśli On jest światłem i radością naszego życia, to skąd mamy mieć pewność, że komuś, kto nie odkrył Chrystusa, nie brakuje jakiejś istotnej części życia i że nie jest naszym obowiązkiem ukazać mu tę istotną rzeczywistość?”.

A jak interpretować słynne słowa Jana Pawła II, wypowiedziane w roku 1986 w synagodze w Rzymie, o Żydach jako „starszych braciach w wierze”?

Dopowiedzenie „w wierze” pojawiło się w późniejszych wypowiedziach Jana Pawła II. W synagodze rzymskiej papież powiedział: „Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi starszymi braćmi”. W przekładzie polskim usunięto wyrażenie „w pewien sposób”, na skutek czego „starszeństwo” Żydów względem chrześcijan zostało przedstawione jako coś absolutnego. To teologiczny błąd! Słowa Jana Pawła II zostały przekręcone, a przykre skutki tego zabiegu dobrze widać na gruncie polskim: wyznawcy judaizmu bywają przedstawiani jako ci, którym zawdzięczamy naszą wiarę. Nie! Wiarę chrześcijańską zawdzięczamy Jezusowi Chrystusowi oraz tym, którzy głosili Ewangelię, nie zaś tym, którzy ją zwalczali. Jednak przywracanie właściwego brzmienia i sensu papieskiej wypowiedzi odbywa się z wielkim trudem. W Kościele nie brakuje głosów nawołujących do uprawiania, nie tylko w tej kwestii, błędnej teologii. Tymczasem jak nie wolno do chrześcijańskiej teologii judaizmu przenosić uprzedzeń antyżydowskich, tak również nie wolno przemycać do niej powierzchownego i naiwnego filosemityzmu, z którego nie wynika nic poza mąceniem i zamieszaniem.

Czy – w kontekście żydowskiej deklaracji „Dabru emet” sprzed 11 lat – można mówić o zmianie stosunku samych wyznawców judaizmu wobec chrześcijaństwa?

Ta deklaracja nie miała i nadal nie ma żadnego istotnego znaczenia. To był dokument na eksport, zaadresowany do chrześcijan, którzy wykazują podatność na zachwyt każdym miłym słowem, jakie napływa ze strony żydowskiej. Problem nie polega na tym, co nieliczni i zazwyczaj mało reprezentatywni Żydzi mają do powiedzenia, by nam sprawić przyjemność, lecz na wiedzy o tym, co naprawdę się dzieje wewnątrz judaizmu, a tam nie widać oznak rzeczywistej zmiany nastawienia wobec chrześcijaństwa i chrześcijan. Pozytywne wypowiedzi pod naszym adresem to wciąż odosobnione przypadki, w których uwidacznia się kurtuazja, ale – chociaż miłe – nie mają wpływu na kształtowanie powszechnej świadomości wyznawców judaizmu.
 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin