Chmielewska J. - Wielkie zasługi.pdf

(1048 KB) Pobierz
(Microsoft Word - J. Chmielewska - Wielkie zas\263ugi.rtf)
Ksi ka pobrana ze strony
http://www.ksiazki4u.prv.pl
JOANNA CHMIELEWSKA
Wielkie zasługi
129130266.002.png
Mechanicznie op dzaj c si od komarów, Janeczka i Pawełek siedzieli na schodkach
campingowego domku. Taktownie symulowali całkowit głuchot , bowiem we wn trzu domku
ich rodzice toczyli rozmow stanowczo nieodpowiedni dla uszu dzieci.
- Półgłów jeden! - wykrzykiwała z irytacj pani Krystyna do swego m a. - Półgłów!
Bo półgłówek to jest zbyt pieszczotliwie! Ja tu nie przyjechałam tapla si w bagnie!
Przyjechałam nad morze! Nie zostan ani chwili!!!
- No owszem, przyznaj , miałem pewne obawy - usprawiedliwiał si pan Roman
Chabrowicz. - Dyrektor...
- Dyrektor! Debil, maniak, a nie dyrektor! Idiota!
- Dobrze, idiota. To co, mam go zabi ?
- Przydałoby si ! Byłoby to z po ytkiem dla instytucji! Dla społecze stwa! Dla całego
kraju!
- Mo e nawet dla całej Europy... Przyznaj , e o rodek poło ony jest do idiotycznie,
ale nic na to nie poradz .
- Idiotycznie, to za łagodne słowo! Jestem pewna, e znajduje si w najszerszym miejscu
tej całej mierzei, a to za nami, to jest jej najwy szy punkt!
- Od pocz tku było wiadomo, e jest co niedobrze - mrukn ła Janeczka na schodkach.
- Domy liłam si , jak zacz ł zadawa głupie pytania w samochodzie.
- Pewnie - przy wiadczył Pawełek. - Zaraz było wida , e co nie gra. Bał si powiedzie
wcze niej.
Janeczka pokiwała głow , z politowaniem wspominaj c nieudolne podst py własnego
ojca. Ju od Elbl ga pan Chabrowicz wydawał si jaki nieswój. Z wyra nym niepokojem
dopytywał si o szeroko mierzei i jej najwy sze wzniesienie nad poziom morza, interesował si
tak e struktur gleby. Na pytania grzecznie i bez trudu odpowiedziała mu córka, dla której
geografia stanowiła ulubione hobby.
- Piaski! - kontynuowała ur gliwie pani Krystyna w domku. - Wydmy! Ha, ha! Gdzie
te piaski i wydmy?! Ja tu widz bagna i moczary!
- No wła nie, dziwi si , sk d takie bagno na piaszczystym terenie... - martwił si
ugodowo pan Chabrowicz.
Pani Krystyna nie pozwalała si ułagodzi .
129130266.003.png
- Co za pomysł, eby budowa o rodek campingowy w takim miejscu! Debil to mało,
trzeba by zwyrodnialcem!
- Ponadto egoist , samolubem i kr taczem - uzupełnił pan Roman gorliwie. - O przysta
te si postarał...
- Maj racj , to kretyn - zgodził si półgłosem Pawełek na schodkach. - Ma fioła
na punkcie aglówek, niech mu b dzie, niech sobie ma. Ale po co było robi ten o rodek
za górk ?
Janeczka obejrzała si i oceniła poro ni te lasem strome zbocze.
- Okropnie daleko st d na pla - stwierdziła. - W dodatku jego tu wcale nie ma.
- Kogo?
- Tego dyrektora. Przyje d a na dwa tygodnie i tyle. I na te dwa tygodnie zrobił cały
o rodek. Nic go nie obchodzi, e normalni ludzie musz lata nad morze tysi c dziewi set
osiemdziesi t metrów.
- Rzeczywi cie, tyle akurat tutaj jest?
- Co? No nie, mo e ostatecznie troch mniej. Ale trzeba lata , bo on chce mie blisko
te aglówki przez dwa tygodnie. Obrzydliwiec.
Pawełek pokiwał głow .
- Ich tam jest podobno trzech, tych dyrektorów zwyrodnialców. Wszyscy z fiołem.
I z aglówkami. Przekupili tych ró nych od kontroli, eby za wiadczyli, e tu jest doskonałe
miejsce na o rodek, i wmówili ludziom, e inaczej nie mo na. Jeszcze nie wiem, czy mi
si tu podoba.
- Ja te nie wiem. Trzeba b dzie obejrze okolic ...
Wszystkie te protesty i niepewno ci budził o rodek campingowy Przemysłu
Włókienniczego, dok d pan Chabrowicz przypadkowo dostał skierowanie. Z przemysłem
włókienniczym nie miał wprawdzie nic wspólnego, ale, sam wodniak, znał wszystkich innych
wodniaków, w tym tak e owych dyrektorów zwyrodnialców. O o rodku słyszał, wiedział,
e mo na tu eglowa po Zalewie. eglowa nie miał zamiaru, ale po drugiej stronie mierzei
znajdowało si morze, wybrał si zatem z rodzin nad morze.
Morze okazało si trudno dost pne. O rodek ulokowano rzeczywi cie do dziwnie,
tu nad samym Zalewem, w miejscu wyj tkowo le wybranym dla wszystkich, z wyj tkiem
129130266.004.png
eglarzy. Trzeba było doprawdy wielu stara , eby na piaszczystej mierzei znale tak wspaniałe
bagno, b d ce zarazem istnym rajem dla komarów. Domki campingowe stały tu obok bagna,
w male kiej dolince osłoni tej z trzech stron lasem. Morsk pla mo na było osi gn dopiero
po sforsowaniu dwóch wysokich gór i całej szeroko ci półwyspu, k piel w Zalewie za
wykluczał grz ski brzeg i równie grz skie dno. Na domiar złego deszczowe lato nadzwyczajnie
sprzyjało komarom, których nieprzeliczone roje miały tu znakomite warunki egzystencji.
- Przeje d ali my przez wie - mówiła z furi pani Krystyna. - Je eli oczywi cie
te wytworne wille mo na nazwa wsi . Jestem pewna, e tam wynajmuj jakie pokoje,
prawdopodobnie z łazienkami i ciepł wod . Rób sobie, co chcesz, zamorduj kogo , wystrasz,
przekup, ale tutaj nie zostan nawet przez jedn dob !
Janeczka i Pawełek zamienili spojrzenia, pełne nagłego zainteresowania. Zanosiło si
na rozrywk .
- W tpi , czy maj co wolnego - rzekł sm tnie zgn biony pan Roman. - Przecie wła nie
dlatego wzi łem te wczasy, e wszystko było zaj te. Cała Polska pcha si nad mocze.
- Od maja do tej pory bez przerwy padał deszcz! Mo e kto zrezygnował...
Janeczka i Pawełek na chwil stracili w tek scysji w domku, bo pojawił si ostatni
członek rodziny, ich pies imieniem Chaber. Był to pies tak m dry i tak doskonale wychowany,
e nigdy nie zaistniała potrzeba prowadzania go na smyczy. Zawsze biegał wolno i zawsze
wiedział, co robi i jak post powa , znacznie przewy szaj c w tej mierze wiedz swoich
pa stwa. Teraz, od razu po wyskoczeniu z samochodu, udał si na rekonesans i wła nie
zako czył zwiedzanie terenu.
- No i co? - spytała z o ywieniem Janeczka. - Jak tu jest?
Chaber wydawał si pełen mieszanych uczu . Był rozradowany, a równocze nie
niespokojny. Szczekn ł krótko, odbiegł kawałek w kierunku wschodnim, w stron granicy,
obejrzał si , podbiegł jeszcze kilka metrów i zastygł w pi knej, klasycznej pozie psa
my liwskiego, wyci gni ty jak struna, znieruchomiały, z uniesion przedni łap . Potem znów
si obejrzał, nagle zawrócił i z podkulonym ogonem podbiegł do swych pa stwa. Cicho skomlał
i popiskiwał.
Rodze stwo oderwało wzrok od psa i popatrzyło na siebie. Nie zd yli si odezwa ,
bo Chaber zerwał si , pobiegł w drug stron i zachował si podobnie. Znów wystawił
zwierzyn , teraz jednak nie wracał z podkulonym ogonem, tylko ogl dał si niecierpliwie,
129130266.005.png
podbiegaj c dalej, zawracaj c i wyra nie zach caj c do pój cia w jego lady. Wreszcie wrócił
i usiadł obok Janeczki, szczekn wszy jeszcze dwa razy.
- Rozumiem - powiedział Pawełek z wielkim przej ciem. - Z tam tej strony jest nosoro ec
i on si nie podejmuje go upolowa . A z tej jaka łagodniejsza zwierzyna.
- Nie wiem, czy zwierzyna - zaprotestowała troch niespokojnie Janeczka. - To znaczy,
chciałam powiedzie , nie wiem, czy łagodniejsza. On chyba nie wie, co to jest, musi to by
co skomplikowanego.
- Mo liwe. Chce, eby my z nim poszli i sami sprawdzili. Ja bym poszedł.
- Ja te , ale na razie nie mo emy. Nie wiem, na czym oni stan li.
W tym momencie z domku wyszli rodzice.
- Dzieci, poczekajcie tu - powiedziała zdenerwowana pani Krystyna. - Pojedziemy
z ojcem poszuka jakiego ludzkiego mieszkania. Baga e zostaj , nie wypakowujcie niczego.
- Tatusiu, jakie tu s niebezpieczne zwierz ta? - przerwał po piesznie Pawełek.
- Na lito bosk , nie boicie si chyba niebezpiecznych zwierz t - odparł zirytowany pan
Chabrowicz. - To nie jest d ungla nad Amazonk . Tu nie ma adnych niebezpiecznych zwierz t!
- Ale jakie tu s ! Jakie?
- Lisy, sarny i zaj ce. Nie zawracaj głowy, zaraz wracamy.
- Znaczy, nie wiem, co zw szył - stwierdził Pawełek, przygl daj c si , jak matka z ojcem
wsiadaj do samochodu. - Co robimy?
Janeczka ju si podniosła ze schodków.
- Idziemy zobaczy to skomplikowane - zadecydowała bez namysłu. - Zanim wróc ...
- Powiedzieli, e zaraz.
- Co ty?! Jak jad oboje, zanim wróc , zd ymy obejrze pół tej całej mierzei. Ju sobie
nie po ałuj , eby nie przegrymasi wszystkich domów, jakie tylko znajd !
Pawełek natychmiast zgodził si z siostr , przekr cił klucz w drzwiach domku, wyj ł go
i schował do kieszeni. Chaber ju biegł na zachód, wcze niej od nich wiedz c, e wyprawa ruszy.
Po pieszyli za nim i zagł bili si w las.
Ludzi nie było wida wcale. Pierwsze od tygodni słoneczne popołudnie wywabiło
wszystkich na pla . W okolicy o rodka nie mieszkał nikt - zabudowania osady zaczynały si
dopiero o dobre kilkaset metrów dalej. Nikt te nie przechadzał si po stromych zboczach
129130266.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin