Guzik szczęścia(2).doc

(33 KB) Pobierz
Guzik szczęścia

Guzik szczęścia

 

Pewnego razu wróżka Rozamunda przechadzała się po lesie. Był ciepły, czerwcowy dzień, słoneczko stało wysoko na niebie i rozsiewało swój blask na wszystkie strony świata, a leciutki wietrzyk delikatnie muskał policzki rozmarzonej wróżki. Stąpała delikatnie, prawie nie dotykając ziemi, a jej zwiewna sukienka powiewała niczym koronkowa pajęczyna. Właśnie przechodziła obok krzaczków jałowca, kiedy gwałtowniejszy podmuch wiatru uniósł tren jej sukni i zaczepił o jedną z gałązek. Rozamunda zatrzymała się i próbowała uwolnić swą sukienkę ze szponów kłującego krzaku, ale okazało się, że nie jest to takie proste. Nie zauważyła, że w trakcie szamotaniny oberwał się jej diamentowy guzik z rękawa i potoczył po miękkim mchu. Wróżka zirytowana nieskutecznością swoich poczynań wypowiedziała czarodziejskie zaklęcie i sukienka natychmiast została uwolniona z pułapki. Rozamunda otrzepała się z jałowcowych igiełek i dalej powędrowała w głąb lasu.    

    Tymczasem guzik leżał sobie w trawie i od czasu do czasu odbijał promienie słoneczne. A ponieważ wróżka to bardzo niezwykła osoba, więc każda rzecz, która do niej należała również była obdarzona jakąś niesamowitą  mocą. Także guzik miał czarodziejską siłę. Ktokolwiek przyszył go do swego ubrania, lub chociażby tylko trzymał do w ręku stawał się dobry, wesoły, szlachetny i najważniejsze – kochał wszystkich i wciąż myślał o tym, żeby zadowolić innych. Ale gdy zaczarowany guzik wypadł komuś z ręki, albo ktoś niechcący odłożył go na bok, znów zaczynał myśleć tylko i wyłącznie o sobie. Oczywiście wróżka nie musiała się martwić o to, że utraciwszy guzik przestanie być dobrą wróżką, bo miała ich setki przy swoich ubraniach, a poza tym zaczarowane przedmioty nie mają wpływu na ich zaczarowanych właścicieli.

   Biegł przez las lisek Rudasek. Od rana nie miał nic w pysku, był głodny, zły i nie myślał o niczym innym, niż o sutym posiłku, najlepiej składającym się z jakiegoś smakowitego szaraka. Nagle jedną z łapek nadepnął na leżący w mchu zaczarowany guzik i aż syknął z bólu:

- Co, do licha!?

   Podniósł magiczny guzik i nagle spostrzegł, że jest piękny, słoneczny dzień, ptaki wyśpiewują swoje trele. Zapomniał zupełnie o swoim pustym brzuszku.

- Jaki cudowny dzień! – wymamrotał z rozrzewnieniem – Jestem taki szczęśliwy, że mogę spacerować po lesie i zachwycać się jego pięknem!

   Zadarł do góry swą rudą, lisią kitę i pomaszerował zagajnikiem, rozglądając się ciekawie na wszystkie strony. Chociaż znał każdy zakątek tego lasu, dzisiaj wszystko wydawało mu się jakieś inne, ciekawsze, piękniejsze.

  Tymczasem zajączek Kituś biegł do swojej norki, niosąc w pyszczku soczysty listek kapusty, który znalazł na polu tuż za lasem. Miał zamiar nakarmić nim całą swoją zajęczą rodzinę, a nie była ona mała: oprócz Kitusia i jego żony Kicusi w norce czekało jeszcze pięć małych, puszystych zajączków. Już, już był bardzo blisko norki, jeszcze jeden skok i… przed zmęczonym szaraczkiem wyrósł ni stąd ni zowąd lis. Można sobie wyobrazić przerażenie biednego Kitusia! Wcisnął łepek między łapki, skulił się, jakby miał zamiar zapaść się pod ziemię i zrezygnowany czekał, aż ten okrutny drapieżnik schrupie go w jednej chwili. Ale jeszcze bardziej się zdziwił, kiedy zamiast rzucić się na swą ofiarę, lis przemówił słodkim głosem:

- O, witam szanownego sąsiada! Czy nie szkoda tak cudnego dnia, żeby tracić go na tak szaleńcze biegi? Może przejdziemy się razem i będziemy w ciszy podziwiać piękne widoki?...

    Zajączek dygotał cały i przez chwilę nie mógł wydobyć z siebie głosu. A kiedy wreszcie odzyskał zdolność mówienia cichutko wyszeptał:

- Jaaaaa, jaaaa, muszę nakarmić moje dzieci…

- Ach tak, dzieciaczki czekają na obiadek.. A to nie zatrzymuję, nie zatrzymuję… Ale proszę -  mam tu taką piękną zabaweczkę dla maluszków – zaszczebiotał znowu Rudasek i położył przed Kitusiem  guzik, który znalazł w lesie. Kituś mimo, że był bardzo zdenerwowany i wystraszony wykorzystał tę chwilę  nieuwagi lisa i co tchu w łapkach pomknął w stronę swojej norki. Kiedy Rudasek wypuścił z łapek zaczarowany guzik znowu stał się tym samym głodnym, drapieżnym lisem, którym był zanim znalazł zgubę wróżki Rozamundy. Natychmiast poczuł, że jest straszliwie głodny i spostrzegł, że właśnie smakowity obiad ucieka mu sprzed nosa.

- Stój, futrzasty kawałku pieczeni! – wrzasnął i skoczył za Kotusiem, ale było już za późno – zajączek skrył się właśnie w swej zajęczej norce, gdzie był całkowicie bezpieczny.

   Lis sapiąc i wyrzekając pod nosem ze złości nie mógł zrozumieć jak to się stało, że stracił właśnie smakowity kąsek.

- Dlaczego nie schwytałem go od razu? – zastanawiał się – Chyba jakieś złe moce mnie opanowały…

  I powlókł się dalej, słuchając burczenia swego pustego brzuszka i oblizując się na samą myśl jakiegoś pysznego kąska.

   A guzik Rozamundy, który Rudasek położył przed wystraszonym zajączkiem potoczył się z górki. Toczył się, toczył i toczył, podskakiwał na wzniesieniach i dalej turlał przed siebie.

 

        Nad lasem przelatywała sroka Leokadia. Już z wysoka wypatrzyła toczące się po dróżce świecidełko i bardzo ją to zainteresowało. Sroka uwielbiała wszystkie błyszczące, kolorowe przedmioty. Usiadła na świerkowej gałęzi i rozejrzała się dookoła, czy przypadkiem nikt jej nie widzi. A ponieważ wokoło nie było żywego ducha czym prędzej sfrunęła na ziemię i chwyciła w dziób zaczarowany guzik. I chociaż wszystkim wiadomo, że sroka z natury jest złodziejką i kradnie wszystko, co przypomina błyskotkę, ona także nie oparła się czarodziejskiej mocy guzika Rozamundy. Trzymając w dziobie swoje znalezisko uniosła się wysoko ponad drzewami i popatrzyła w dół.

- Jaki świat jest piękny! – pomyślała z zachwytem – Dlaczego do tej pory tego nie zauważyłam?

   Szybowała z nieopisaną radością, wznosiła się w górę, to znowu szybowała w dół, żeby przyjrzeć się leśnym polankom, które wyglądały jak zielone dywaniki i leśnym strumyczkom – niebieskim wstążkom. Jeszcze nigdy nie czuła się taka szczęśliwa, a jej małe ptasie serduszko promieniowało dobrocią. Tak bardzo pragnęła zrobić coś dobrego, coś , co sprawiłoby komuś przyjemność. Uniosła się jeszcze wyżej i ujrzała jaskółkę, uganiającą się za muszką. Chciała się z nią przywitać i zapytać o zdrówko, zaskrzeczała, a zaczarowany guzik wypadł jej z dzioba i niczym kamyk runął na ziemię.

- Co ja robię tak wysoko? – otrząsnęła się sroka, która znowu stała się tą samą sroką-złodziejką – Chyba rozum straciłam, żeby szybować w niebo, zamiast rozejrzeć się za jakąś błyskotką!

   Już nie widziała nic pięknego ani radosnego w otaczającym ją świecie, bo wraz ze stratą guzika Rozamundy straciła moc widzenia wszystkiego w lepszym świetle. Jak niepyszna zniknęła między drzewami, nawet nie próbują odszukać zgubionego guzika.

    Tymczasem guzik Rozamundy poturlał się tak niefortunnie, że wpadł w głębokie zarośla, między paprocie, mchy i krzaczki jagód i nie lada sztuką będzie odszukanie go. Ale to wcale nie znaczy, że ktoś któregoś pięknego dnia znajdzie go, podniesie i poczuje się tak szczęśliwy i dobry, jak nigdy do tej pory.

 

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin