095. Bryant Jenny - Remedium na ból serca.pdf

(523 KB) Pobierz
133078415 UNPDF
JENNY BRYANT
Remedium
na ból serca
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Powodzenia, kochanie! Będzie nam brakowało
twoich zielonych oczu! Wpadnij czasem nas odwiedzić!
Kate Frinton nie potrafiła zidentyfikować tego głosu,
więc tylko uśmiechnęła się do grupki osób, która zebrała
się przed przychodnią, by ją pożegnać.
- Wpadnę! - zapewniła, wiedząc, że jest mało pra­
wdopodobne, by kiedykolwiek powróciła do tego mia¬
steczka w środkowej Anglii.
Odjechała wreszcie, a znalazłszy się na autostradzie,
skierowała w stronę Devon, starając się zapomnieć
o udręce kilku ostatnich miesięcy. Kiedy wreszcie upo¬
ra się z gniewem, który czai się nadal w jej duszy, bę¬
dzie mogła żyć dalej. Wtedy zapomni o natrętnym py¬
taniu: „A co jeśli...?"
Zjechawszy z autostrady, skierowała się ku przyje¬
mniejszym wiejskim drogom i w końcu przekroczyła gra¬
nicę Dartmoor. Czyniąc to, doznała tego samego dreszczu
podniecenia co w dzieciństwie, podczas wakacji na zacho¬
dzie kraju.Teraz, widząc wczesne oznaki wiosny, odrzu¬
ciła resztę wątpliwości, jakie żywiła w związku ze swą
decyzją pracy w dwóch przychodniach usytuowanych na
przeciwległych krańcach Lanbury, wsi, którą wszystkie
foldery turystyczne opisywały jako malowniczą.
6
REMEDIUM NA BÓL SERCA
New Barling była nową przychodnią mającą obsłu­
giwać nowe osiedle, nadal w budowie. Rowans leżało
na dalekim skraju Lanbury - było to wiktoriańskie do¬
mostwo, gdzie mieszkał Maurice Gilmore, jej starszy
wspólnik. Owdowiał i, jak mówił, zbliżał się do emery¬
tury. Dom prowadziła mu gospodyni.
Oba ośrodki były niewielkie - w odróżnieniu od te­
go, który Kate właśnie opuściła. Teraz będzie mogła
patrzeć na pacjentów jak na ludzi, a nie tylko jak na
przypadki, myślała. Będzie też oddychać czystym po¬
wietrzem - tak różnym od przemysłowego smogu,
w którym dotychczas egzystowała.
Devon zawsze kojarzył jej się z czymś magicznym.
Odżyje tu, odzyska siły, i wtedy ten okropny obraz Da¬
vida przestanie ją nękać w snach.
Skręciwszy wreszcie na drogę wiodącą przez wrzo¬
sowisko ku miasteczku, dostrzegła coś, co przypomina¬
ło starożytny głaz. Zastanowiło ją to - ten kamień po¬
winien być jednym z większej liczby głazów z epoki
lodowcowej, a nie stać tak osobno.
Ale kiedy podjechała bliżej, kształt nagle się poru¬
szył. Uśmiechnęła się do siebie. Przed oczami ma nie
stary głaz, lecz człowieka!
Ubrany był w szarą kurtkę, o pierś oparł blok i wy¬
dawało się, że coś rysuje. Chwilami się pochylał, żeby
przyjrzeć się czemuś w trawie.
Może jest artystą? Albo mierniczym? W każdym ra¬
zie wydawał jej się jednym z najwyższych mężczyzn,
jakich widziała w życiu. Był także dobrze zbudowany
- na szerokich, a zarazem szczupłych barkach osadzona
REMEDIUM NA BÓL SERCA
7
była interesująca twarz okolona masą ciemnoblond wło­
sów. Wydał jej się niezwykle przystojny.
- Spokojnie, mała! - mruknęła do siebie.
Nie chciała takiego obrotu wydarzeń. Czy nie dostała
porządnej nauczki? Czy nie obiecała sobie zająć się wy­
łącznie pacjentami, teraz, kiedy już uciekła przed koszma­
rem? Zerwanie związku z mężczyzną, który kiedyś wyda­
wał jej się wcieleniem doskonałości, było najtrudniejszą
rzeczą, na jaką się zdobyła w życiu. Nie miała najmniej¬
szego zamiaru ponownie przez to przechodzić.
A jednak nie powstrzymała się; zwolniła i stanęła,
podjechawszy do nieznajomego. Zanim się zastanowiła,
co robi, spuściła szybę i zapytała go - całkiem niepo¬
trzebnie - czy to właściwa droga do Lanbury.
Jego usta wygięły się ładnie w uśmiechu. Poczuła, że
serce bije jej szybciej. Na litość boską, nie zachowuj się
jak wariatka, upomniała się surowo. Nie była w stanie
oderwać od niego wzroku.
- Tak, proszę jechać prosto - zabrzmiał miły, niski
głos.
Umilkł nagle i zdarzyło się coś bardzo dziwnego. Gdy
patrzył na nią, jego uśmiech zgasł, a twarz przybrała smut¬
ny wyraz, jakby zagubiony. Potem jego oczy, najbardziej
niebieskie, jakie dotychczas widziała, stały się niemal gra¬
natowe i spojrzały na nią z nagłą niechęcią.
Po chwili jednak chmura znikła, pozostało jedynie
lekkie zmarszczenie brwi.
- Dziękuję za pomoc - odparła uprzejmie, nie mo¬
gąc jednak zapanować nad chłodnym brzmieniem swe¬
go głosu.
8
REMEDIUM NA BÓL SERCA
Odjechała zniechęcona, gotowa zapomnieć o tym in­
cydencie. Pewnie i tak więcej nie zobaczy tego człowie¬
ka. Niech sobie pozostanie tajemniczym nieznajomym,
co ją to obchodzi!
Ale siedzący w niej duch przekory zaczął ją nękać.
Uświadomiła sobie, że ma nadzieję jeszcze go spotkać.
Nakazując sobie, żeby się nie zachowywała jak
dziecko, bo ma już przecież dwadzieścia siedem lat,
wjechała na strome wzgórze, po czym zjechała w bru¬
kowaną kocimi łbami ulicę, gdzie zaczynała się wieś
Lanbury. Tam zatrzymała się przed solidnym domem
z kamienia i uśmiechnęła na myśl o ponownym spotka¬
niu z panią Marsden, swą pulchną i życzliwą gospody¬
nią, która prosiła, żeby ją nazywać Tilly.
Tilly była pełna dobroci i przemiła. Od czasu śmierci
męża mieszkała na parterze, a jej syn, Bert, przerobił
górę domku na wygodne mieszkanie, które po umeblo¬
waniu odnajmowała.
Gdy tylko się poznały, zaproponowała, że „będzie
utrzymywać czystość i porządek u doktor Frinton", za
co Kate była jej ogromnie wdzięczna. Ale kiedy zapro¬
ponowała również, że będzie gotować, Kate podzięko¬
wała, starając się zrobić to taktownie i mając nadzieję,
że gospodyni nie poczuje się urażona jej odmową. Tilly
uśmiechnęła się wtedy, mówiąc, że rozumie jej potrzebę
odcięcia się od ludzi. Od tej chwili Kate wiedziała, że
będzie jej się tu dobrze mieszkało.
Wysiadła z samochodu i nacisnęła dzwonek przy
drzwiach. Tilly powitała ją, jakby się znały od zawsze.
Zaprosiła do swego mieszkania na parterze, usadziła
Zgłoś jeśli naruszono regulamin