MacDonald Laura - Upalne lato.pdf

(385 KB) Pobierz
225545124 UNPDF
Laura MacDonald
Upalne lato
225545124.002.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Ellie wstała wcześnie, ubrała Jamiego i dała mu śniadanie,
potem wzięła prysznic i przygotowała się do wyjścia. Jej matka,
Barbara, miała zawieźć chłopca do przedszkola.
– Miłego dnia, kochanie – powiedziała Barbara, idąc do
wyjścia. – Mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
– Dzięki. Będę zadowolona, kiedy ten dzień się skończy.
Pierwszy dzień w nowej pracy to koszmar. Te wszystkie
nazwiska, które trzeba zapamiętać!
– Znasz kogoś z tej przychodni? – zapytała jeszcze Barbara.
– Chyba nie – odparła Ellie. – W każdym razie, kiedy byłam na
rozmowie kwalifikacyjnej, nie widziałam ani jednej znajomej
twarzy. Wzięłaś krem przeciwsłoneczny? Dzisiaj ma być gorąco.
– Tak. – Matka skinęła głową. – Wrzuciłam do torebki, zresztą
już Jamiego posmarowałam.
– Dziękuję, mamo. – Ellie pomachała matce, po czym chwyciła
torbę i kluczyki do samochodu.
Z domu w małej wiosce Downtowninthe Marsh do Oakminster
było piętnaście kilometrów. Ellie podpisała umowę w nowym
miejscu na pół roku. Po narodzinach Jamiego nie chciała
pracować na pełen etat, bo to pociągało za sobą mnóstwo
obowiązków.
Brała zatem zastępstwa, zazwyczaj w niepełnym wymiarze
godzin, w przychodni albo szpitalu, zależnie od potrzeby.
Zamierzała to zmienić, gdy Jamie podrośnie. Może wówczas
wejdzie z kimś w spółkę i założy praktykę rodzinną, ale na razie
chciała jak najwięcej czasu spędzać z synem.
Mijała senne wiejskie okolice. Gdy dotarła do Oakminster, na
rynku właśnie zaczął się targ. Na dziesiątkach straganów
sprzedawano rozmaite towary, poczynając od świeżych ryb i
mięsa, owoców i warzyw, przez garnki, pościel i ubrania, na
kosmetykach i wyrobach skórzanych kończąc.
Przychodnia znajdowała się w pobliżu kościoła
225545124.003.png
przyklasztornego. Stary, pokryty patyną czasu kamień, z którego
zbudowano kościół, skąpany był w porannym słońcu. Ellie
zaparkowała na niewielkim parkingu, wyjęła torbę i zamknęła
auto. Potem pokonała kilka stopni i weszła do budynku. Pomimo
wczesnej pory upał już dokuczał. Ellie cieszyła się, że włożyła
suknię do kolan.
Wnętrze zostało zaadaptowane do wymagań praktyki
lekarskiej. Przedpokój powiększono w taki sposób, by mieścił
recepcję i poczekalnię. Siedziało tam już kilkoro pacjentów –
spojrzeli oni na Ellie z nieskrywaną ciekawością.
Jedna z dwóch recepcjonistek podniosła wzrok.
– W czym mogę pani pomóc? – zapytała.
– Jestem Ellie Renshaw – odparła Ellie.
– Och, doktor Renshaw, oczekujemy pani. Miło mi panią
poznać. Jenny Smythe – recepcjonistka przedstawiła się i
odwróciła do młodszej koleżanki. – A to Sophie Hall.
– Dzień dobry. – Ellie uśmiechnęła się, świadoma, że pacjenci
patrzą na nią z jeszcze większym zainteresowaniem.
– Zaprowadzę panią na górę – powiedziała Jenny.
– A, doktor Renshaw – powitała ją Andrea March,
kierowniczka administracyjna przychodni, którą Ellie poznała
podczas rozmowy kwalifikacyjnej. – Cieszę się, że panią widzę.
Chce pani od razu zobaczyć swój gabinet?
– Bardzo chętnie.
Jenny tymczasem pospieszyła na dół do swoich zajęć. W
poniedziałek rano nigdy nie brakuje pracy.
– Zajmie pani gabinet Judy Maxwell – oznajmiła Andrea i
poprowadziła Ellie do drzwi w dalszej części korytarza. – Oto i
on. Jest miły, słoneczny, jasny....
– Urwała, popatrzyła na Ellie i dodała: – Nie poznała pani
jeszcze pozostałych?
Ellie pokręciła głową.
– Nie, tylko doktora Stafforda, no i w przelocie Judy Maxwell.
– Jeszcze nie zaczęli przyjmować – wyjaśniła Andrea. – Pewnie
siedzą w pokoju służbowym i piją poranną kawę. Ma pani ochotę
225545124.004.png
poznać ich teraz, czy woli pani po godzinach przyjęć?
– No cóż, zawsze twierdzę, że niczego nie należy odkładać na
później – odparła Ellie.
– W porządku, a zatem chodźmy. Proszę tu zostawić torbę.
Dam pani potem komplet kluczy i wyjaśnię, do czego służą.
Wiem, że doktor Stafford wspominał pani o naszych lekarzach –
ciągnęła Andrea.
– Pracują u nas Reece Davis i Isobel Collingwood, w ostatnich
tygodniach dołączył nowy lekarz, więc pani o nim nie słyszała.
Ale proszę się nie obawiać, jest bardzo miły – dodała i zaśmiała
się znacząco.
Potem Ellie żałowała, że nie zapytała od razu, jak nazywa się
nowy lekarz, ale pomyślała, że to tylko kolejne nazwisko do
zapamiętania, a miała już w głowie niezły mętlik. Jaka szkoda, że
tego nie zrobiła. Natychmiast by je rozpoznała, a mówiąc prawdę,
nigdy go nie zapomniała. Z drugiej strony, i tak nie mogłaby już
nic zrobić. Podpisała kontrakt na sześć miesięcy i nie mogła się
wycofać. Ale gdyby ktoś ją wcześniej uprzedził, miałaby czas,
żeby jakoś się przygotować.
Weszła do dużego pokoju służbowego, gdzie przy ścianach
stały półki z książkami. Kilka osób podniosło się z wygodnych
foteli, żeby ją przywitać. Był pośród nich William Stafford.
– Doktor Renshaw, Ellie – odezwał się ciepło. – Jak miło panią
znowu widzieć.
Reece Davies, mężczyzna niedźwiedziej postury z ciemnymi
włosami i brodą, powitał Ellie równie serdecznie. Potem Ellie
uścisnęła dłoń Isobel Collingwood.
– Ellie, mamy nowego wspólnika – odezwał się William
Stafford.
Odwróciła głowę. Krzesło, które wskazywał William Stafford,
było częściowo zasłonięte przez otwarte drzwi. Wstał z niego
wysoki mężczyzna.
Kiedy Ellie podniosła na niego wzrok, świat zatrzymał się na
moment. Patrzyła w oczy, które nie były ani całkiem zielone, ani
zupełnie brązowe, oczy, które rozpoznałaby na końcu świata.
225545124.005.png
Serce zabiło jej mocniej, w gardle zaschło.
– Witaj, Ellie – rzekł mężczyzna.
– Ellie – podjął William, który niczego nie zauważył – to jest
Luke. Luke, to nasza nowa lekarka, Ellie Renshaw. – Urwał.
Dotarło do niego, że Luke zwrócił się do niej po imieniu. – Znacie
się może?
– Owszem – odparł Luke i zrobił tak krótką pauzę, że chyba
tylko Ellie ją zauważyła. – Pracowaliśmy razem, prawda?
Całe szczęście, że odpowiedział, pomyślała, ponieważ ona nie
mogła wydobyć z siebie głosu. Co za szok! Próbowała
odchrząknąć, a przy tym słowa Luke’a mocno ją zabolały. Czy
naprawdę była dla niego tylko osobą, z którą niegdyś pracował?
– Tak, ale to było dawno. Nawet dokładnie nie pamiętam kiedy.
Nie od razu zdała sobie sprawę, że to ona wypowiedziała to
zdanie.
– Cztery lata temu – rzekł mężczyzna, który nie spuszczał z niej
oczu i trzymał ją za rękę.
Przeszedł ją dreszcz, gdy jego dotyk przeniósł ją w tamte
gorące letnie noce pod rozgwieżdżonym niebem i zimowe
wieczory przed kominkiem. Kompletnie wytrąciło ją to z
równowagi.
– To było w St. Batholomew, w szpitalu w Midlands – dodał do
wiadomości kolegów. – Oddział ratunkowy.
– No, no! – William westchnął. – Jaki ten świat mały. Masz
szczęście, Ellie. Dobrze mieć starego znajomego w nowym
otoczeniu.
– Tak, rzeczywiście – odparła cierpko, lecz William nie
usłyszał w jej tonie ironii.
Ellie trudno było skoncentrować się na rozmowie. Marzyła o
tym, by wrócić do gabinetu i dojść do siebie w samotności. W tym
pokoju myślała tylko o tym, że Luke Barron stoi metr od niej i
cały czas na nią patrzy.
– No i jak, jesteś zadowolona?
Ellie uprzytomniła sobie, że William coś do niej mówi. Co
gorsza, wyraźnie czekał na odpowiedź.
225545124.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin