Bezsenność.doc

(26 KB) Pobierz
Bezsenność

Bezsenność

Elżbieta Wasiuczyńska, Wojciech Widłak

 

 

              Było ciemno, ciepło i cicho. Tylko zza uchylonego okna dochodził czasem z oddali stłumiony szum przejeżdżającego samochodu. Pachniało zielenią i letnim deszczem, który spadł wieczorem. Pies Pypeć przewracał się z boku na bok i próbował gonić sen. Muszkę Bzyk-Bzyk dawno już położyli spać. Kaczka katastrofa najpierw trochę skakała po łóżku, potem mówiła, że oka nie zmruży, ale w końcu zmrużyła i już od dłuższego czasu pochrapywała wesoło. A Pypeć wciąż nie mógł zasnąć. Rozmyślał. O tym i o owym.

              - Co by to było, gdyby tak wszyscy nigdy, ale to nigdy nie spali...? – mruczał sam do siebie – Można by się dłużej bawić... Nie trzeba by było przebierać się na noc... Ani myć się przed snem...

              Pypeć trochę się rozmarzył, ale nagle zawstydził – jakby ktoś mógł podsłuchać jego myśli. Zaraz więc dodał:

              - No i o ile więcej rzeczy można by zrobić – rozejrzał się po pokoju. – Pewnie ze dwa razy więcej łóżek, szafek, lampek, zabawek...

Wyobraził sobie dwa łóżka, dwie szafki z dwiema lampkami i dwie myszy Wisze, śpiące z jedną Katastrofą.

              - Ale z drugiej strony, właściwie po co Katastrofie dwa łóżka? – pomyślał i przewrócił się na drugi bok – Chyba by tylko biegała z jednego na drugie i z powrotem. I nie mogła się zdecydować, na którym się położyć. Poza tym, gdzie byśmy wstawili to drugie łóżko? Za oknem gdzieś daleko zatrąbił samochód.

              - I dwa razy więcej samochodów... – myślał dalej Pypeć. – Już i tak nie mieszczą się na ulicach i zajmują chodniki. Jakby ich było tak dużo, stałyby chyba wszędzie – na polach, łąkach, plażach, w ogródkach, na drzewach... Okropne! Brrr!

              Wzdrygnął się, wstał i podszedł do parapetu, żeby spojrzeć na drzewo za oknem. Na razie nie było tam żadnego samochodu, tylko ciemnogranatowe liście na tle jasnogranatowego nieba. Spomiędzy nich patrzył na Pypcia księżyc, duży i okrągły jak guzik, ale bez dziurek.

              - A księżyc w nocy nie śpi – pomyślał Pypeć, znów się kładąc. – I nikt mu nie każe...

              Zastanawiał się chwilę nad tym, że to nie jest sprawiedliwe – zupełnie jakby był Katastrofą, a nie Pypciem. Ale Katastrofa spała, więc przynajmniej troszeczkę chciał ją zastąpić.

              - Chrrr – zachrapała nagle głośniej Katastrofa. Musiała poczuć, że o niej właśnie myśli.

              - I jakby w nocy się nie spało – odkrył nagle Pypeć – to nikomu nie przeszkadzałoby chrapanie!

              - Chrr! – powiedziała Katastrofa.

              Pypeć odwrócił się do ściany.

              - Im bardziej goni się sen, tym bardziej on ucieka – pomyślał i popatrzył na cienie na ścianie. Jeden z nich wyglądał zupełnie jak Pan Kuleczka...

              Pypeć wstał i poczłapał do kuchni. Przy kuchennym stole Pan Kuleczka pisał coś wśród rozłożonych papierów. Uniósł wzrok i spojrzał nieprzytomnie na Pypcia.

              - Nie mogę zasnąć – wymruczał Pypeć, choć to właściwie było widać.

              Pan Kuleczka oprzytomniał i odłożył długopis. Chyba chciał coś powiedzieć, ale się rozmyślił. Pypeć był już właściwie całkiem duży, ale teraz nikt go nie widział, więc jak za bardzo dawnych czasów wskoczył Panu Kuleczce na ręce. Pan Kuleczka mocno go przytulił, zaczął kołysać i prosto do ucha cichutko zaśpiewał mu ich starą kołysankę-przytulankę, o której myślał, że już się nie przyda... A oczy Pypcia nagle zrobiły się bardzo, bardzo senne. Pypeć zdążył tylko pomyśleć:

              - Ale jakby w nocy się nie spało, to nie byłoby kołysanek-przytulanek.

              Uśmiechnął się i przestał gonić sen. A wtedy... sen dogonił jego.

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin