Teoria Wewnętrznego Kosmosu.doc

(98 KB) Pobierz
Nie żyjemy w żadnym matrixsie, lecz we wnętrzu Ziemi

Teoria Wewnętrznego Kosmosu

Nie żyjemy w żadnym matrixie, lecz we wnętrzu Ziemi. Przeczytaj ten tekst uważnie i zastanów się czy aby tak nie jest. To już nie są żadne żarty, lecz bardzo poważna sprawa!

Ludzkość nigdy nie wyjdzie poza układ słoneczny !!!

Od dziecka obserwowałem świat, naturę, zwierzęta, gwiazdy i często nasuwały mi się pytania: `Jest nasz świat rzeczywiście tak zbudowany, jak nam to nauka przekazuje, jesteśmy absolutnie sami w tym olbrzymim uniwersum, a jeżeli tak, to dlaczego i za co
nas taka kara spotkała?' Te pytania często zganiały mi sen z powiek, a najbardziej dobijał mnie fakt, iż nikt nie potrafił mi na nie sensownie odpowiedzieć. Udałem się więc w `drogę', w drogę do źródeł prawdy. Przeczytałem wiele książek, prac naukowych oraz wywodów, które podejmowały odważną próbę wytłumaczenia fenomenu naszego istnienia, powstania, oraz budowę wszechświata. Niestety, po przeczytaniu wielu z nich dochodziłem do wniosku, iż wszystkie one prowadzą w ślepą uliczkę, z której trzeba jak najszybciej zawrócić i zacząć poszukiwania na nowo. I tak upłynęło mi na tym wiele lat, aż do momentu, gdy pewnego dnia natrafiłem na pewną teorię, teorię która dała mi w końcu odpowiedź na wiele moich pytań, a jest nią teoria wewnętrznego kosmosu, lub jak kto woli teoria wewnętrznej galaktyki w środku kuli ziemskiej. W przeciwieństwie do kopernikowskiego modelu wszechświata, istnieje wiele dowodów na to, że żyjemy wewnątrz ziemskiej galaktyki. Teoria wewnętrznego kosmosu nie istnieje od niedawna, ale była już w starożytnych kulturach i narodach powszechnie znana. W południowej części Mezopotamii i nad Zatoką Perską istniało państwo Sumer. Do dziś nie wiadomo, kiedy i skąd przybyli jego mieszkańcy, niezwykły, tajemniczy lud dysponujący już wówczas niesamowitą wiedzą matematyczną, oraz wiedzą o kosmosie
wyprzedzającą współczesne odkrycia, niestety przez naukę całe wieki ignorowaną, a wziętej na serio dopiero po wysłaniu sond NASA w przestrzeń kosmiczną w latach 70tych, które dostarczyły nam pierwszych zdjęć planet układu słonecznego w kolorze - potwierdzające w 100% sumerskie przekazy. 

Z wielu teorii się wyśmiewano, i z tej na pewno też wielu wyśmiewać się będzie. Ale trzeba w końcu z całą stanowczością uderzyć pięścią w stół i powiedzieć, że: paręset lat temu obecny model wszechświata powstał w głowach astronomów, a bazuje tylko i wyłącznie na obserwacjach z Ziemi oraz obliczeniach matematycznych, które są tylko modelem matematycznym, czyli są relatywne i nie muszą wcale pokrywać się z rzeczywistością. Sam Einstein powiedział kiedyś: `Jak długo rzeczywistość opiera się na matematyce, nie można być pewnym tego, że ona opiera się na rzeczywistości'. Co nie oznacza nic innego, jak tylko to, że natura jest nieprzewidywalna, i jak długo rzeczy będą tłumaczone wzorami matematycznymi, tak długo nie można będzie pewnych zjawisk jasno zdefiniować. Model matematyczny jest tylko modelem, którego nie można w żadnym przypadku przyjąć za
rzeczywistość! Niestety wielu naukowców podchodzi do tego zagadnienia  bardzo powierzchownie i nieodpowiedzialnie. W badaniach swych otrzymują pewne wyniki, których niedokładności często nie potrafią sami wyjaśnić, i aby uwierzytelnić swe badania, wprowadzają tzw. błąd pomiarowy. Moim skromnym zdaniem to nie jest żaden błąd pomiarowy, to jest świadome wypaczanie nauki i wprowadzanie ludzi w błąd, i to często na długie, długie lata!

Wewnętrzny model wszechświata jest sam i sam w sobie jedną wielką harmonią wszelkich procesów występujących w naturze, nie potrzebującym żadnych modeli matematycznych, aby móc jego budowę i powstanie zrozumieć. Ale najzabawniejsze w tym wszystkim jest niestety to, że świat nasz zbudowany jest tak, że prawa fizyki obowiązują w obydwu przypadkach, co niestety czyni model matematyczny Kopernika za podstawę wszelkich nauk o budowie wszechświata, gdyż on był `pierwszy', a wszystkie niedociągnięcia i niedokładności modelu heliocentrycznego są sprytnie zatuszowane teoriami uzupełniającymi, a resztę się przemilcza.

W przypadku wewnętrznego kosmosu odwraca się wszystko i zamyka w kuli, gdzie proporcje są odpowiednio mniejsze(realne), a w drugim przechodzą do dymensji tak niewyobrażalnych, że owe mierzone są w miliardach lat świetlnych. Dawno zaobserwowany i potwierdzony przez naukę fakt, że czym dalej od naszej Ziemi, tym prędkość statków kosmicznych maleje, nauka ta nie jest w stanie tego fenomenu jasno wyjaśnić. Prędkości światła w kosmosie do tej pory też nikt nie potrafił, lub nie chciał zmierzyć, co wiele rzeczy by w końcu wyjaśniło. Największym błędem popełnianym przez naukę jest przekonanie, że prędkość fali elektromagnetycznej w próżni i wynikająca z tego stała fizyczna wynosi c=299792458 m/s. Pewien rosyjski naukowiec zbadał, że wiązka lasera skierowana pionowo w niebo, traci znacznie na prędkości, a więc zachowuje się degresywnie. Dlaczego milczy się
na ten temat, dlaczego jest tak ciężko dotrzeć do wyników wielu prac naukowych, które ujawniły by wreszcie tą straszną pomyłkę astronomów z przez setek lat, który tak naprawdę jest tylko zwykłym modelem matematycznym, powstałym w omylnych głowach ludzkich, całkowicie mijającym się z rzeczywistością, a który nigdy i w żaden sposób nie został udowodniony i udowodniony nie będzie, gdyż udowodnienie jego jest absolutnie niemożliwe.

Ale ludzka natura jest już taka, że jeżeli człowiek uczęszczał do szkół, zrobił maturę a potem wyższe studia, to z wygodnictwa i konformizmu, nie zastanawia się już więcej nad tym, że według dzisiejszych praw fizyki, co jest udowodnione, bąk nie mógłby latać, a jakoś lata i to nie jeden! Wiele urządzeń działa, a według praw fizyki nie powinny działać. Dlatego, że te urządzenia tworzą ludzie z pasją a nie przez znajomość fizyki, astronomii i wielu innych nauk. Np. gdyby Tesla nie miał tych pasji i posiadał te wszystkie w/w negatywne cechy ludzkie, prawdopodobnie do dnia dzisiejszego nie znalibyśmy prądu zmiennego, silników i generatorów na ten prąd, oraz wielu innych genialnych, ponadczasowych wynalazków Tesli.

Za 1000 lat, a może nawet wcześniej, ktoś w końcu udowodni już dawno znana prawdę. Nasi potomkowie będą na nasza naukę patrzeć z politowaniem, tak jak my to obecnie czynimy z nauka średniowiecza, a nauka średniowiecza czyniła to z naukami starożytnymi. A może już wkrótce Amerykanie wylądują w końcu na księżycu i przekonają się, jaki on w rzeczywistości jest mały, co zresztą wyraźnie widać na zdjęciach satelitarnych, i to że ziemia jest owszem kulą, ale my jesteśmy w jej środku!
Inne planety tez są w środku puste i nie jest wykluczone, że właśnie w ich środkach istnieje życie, a nawet inne cywilizacje.
To by również tłumaczyło fakt, dlaczego do tej pory nie znaleziono żadnych form życia na innych planetach. Po prostu życia trzeba szukać w środku planet, a nie na zewnątrz. Jako ciekawostkę podam fakt zbadany przez NASA, że Księżyc jest w środku pusty jak wydmuszka od jajka. Nie jest wykluczone, że Ziemia też jest częścią innej galaktyki i krąży sobie w jej środku a zewnętrzna powierzchnia jej jest jałowa i pokryta olbrzymimi kraterami, tak jak wszystkie inne planety które do tej pory `zbadano'. Tak prawdopodobnie jest to wszystko zbudowane: ziemia wraz z jej jądrem krąży w środku innej planety, ta planeta znowu w środku innej i tak w nieskończoność. 

To co odbieramy jako gwiazdy, jest centrum ( jądro galaktyki ) naszego układu ziemskiego, które bierzemy ( mylnie) za niebo gwiaździste. W sumie widzimy przez jego centrum tylko światło słoneczne, które się przez nie przebija wzg. odbija. Takie sławy jak Isaac Newton i Leonhard Euler przez całe swe życie preferowali teorie pustej ziemi. Pomiary wykonane już ponad 100 lat temu całkowicie potwierdzają tą teorie, lecz nauka nie przyjmuje tych faktów do wiadomości, a wręcz nie dopuszcza takiej myśli do siebie. A wystarczyło by zbudować odpowiednio mocny teleskop z filtrami podczerwieni, aby móc zobaczyć z Polski np.
Londyn lub Moskwę, i to stojąc na ziemi, a nie na szczycie najwyższej wieży lub góry! Ale ten fakt był by z pewnością tylko kolejnym wyzwaniem dla naukowców, którzy za wszelką cenę starali by się udowodnić, że to jest kolejny fenomen spowodowany odzwierciedleniem atmosfery, aby bronić swojej religii zwanej nauką i jej przykazań.

No ale jak nauka wytłumaczy np. fenomen z samolotami? Dlaczego gdy one lecą na wysokości 7-u km, z tej wysokości widoczność z samolotu nie powinna przekraczać 296 km, a testy, przy pomocy kamer na podczerwieni, wykazały, że widoczność wynosi 532,9 km,
pomimo że kąt widzenia z tej wysokości absolutnie uniemożliwia widzenie tak wielkich połaci lądu! Kąt widzenia z tej wysokości jest prawie dwukrotnie większy od tej co wykażą nam obliczenia matematyczne i mówi logika. Chyba nikt nie powie, że podczas pomiarów to właśnie `Fata Morgana' odzwierciedla 237 km lądu!? Każdy kto kiedyś bawił się w obliczanie kuli oraz zajmował się trochę optyką, potrafi to bez problemu wyliczyć. I ten oto fakt jest jednym z dowodów na to, ze żyjemy w środku kuli ziemskiej, gdyż taką widoczność ma się z tej wysokości, ale tylko w środku kuli.

Samo tłumaczenie zjawiska Fata Morgany powinno dać wielu ludziom powód do zastanowienia się nad jej sensem i logiką. A to niby raz ona pokazuje się do góry nogami, ale tylko na małych odległościach, a to drugi znowu realnie, i to często na długościach do paruset kilometrów i często trwa paręnaście godzin. Niektóre obserwacje wskazują, że nawet raz w Strasburgu widziano port w Konstantynopolu(Stambule), z tak niesamowitą dokładnością detali, jakby było to odbiciem lustrzanym domu sąsiada. Jak to może być możliwe aby z takiej odległości, wynoszącej do 1.866 km, następował fenomen Fata Morgany, gdzie nauka wpaja nam, że jeżeli światło pada na nieprzezroczystą płaszczyznę to jego część jest pochłaniana. Stosunek strumienia odbitego do padającego nazywamy współczynnikiem odbicia. Jeżeli jakaś powierzchnia, na którą pada 100 lm odbija 70 lm to
współczynnik odbicia wynosi 0,7 lub wyrażony w procentach 70 proc. Pozostałe 0,3 lub 30 proc. zostało pochłonięte. Coś tu za dużo tych fenomenów podważających podstawowe prawa optyki, fizyki i wielu innych nauk!

Wielu z was z pewnością było już nad morzem, w porcie i obserwowało nadpływające statki. Bacznym obserwatorom z pewnością nie uszło uwadze, że najpierw widoczne są kominy statków oraz  powstaje złudzenie statków wynurzających się z głębi, co udowadniało by wypukłość ziemi i heliocentryczny model wszechświata. Nic innego jak zwykle złudzenie optyczne, spowodowane
odbiciem i załamaniem eliptycznym światła w kierunku jądra Ziemi. W 1897 roku w USA profesor Morrow i Dr. Teed zbudowali konstrukcje, która miała na celu pomiar wklęsłości, wzg. wypukłości oceanu. No jak myślicie, jakie były wyniki pomiarów? Oto one: Na długości `tylko' 3,8 km ocean znajdował się 1,22 m powyżej punktu odniesienia! A więc ocean jest wklęsły jak miska do makówek! Udowodnione jest również to, że światło załamuje się eliptycznie w górę, co powoduje złudzenie wypukłej ziemi. Gdy odległość do statku jest odpowiednio duża, odnosimy wrażenie, że on wynurza się z morza, a nie przypływa z góry, gdyż przy eliptycznym przebiegu światła widoczność naszego wzroku ogranicza się do widzenia tylko górnych partii, gdzie dolne są poza zasięgiem naszego wzroku. To zjawisko można obliczyć przy pomocy wzoru na załamanie światła, przy uwzględnieniu wewnętrznej
wklęsłości kuli na danej odległości od punktu odniesienia. Obliczenia i odpowiednie pomiary udowadniają ten fakt! A czy ktoś z was kiedyś zastanawiał się nad tym, że gdy stojąc na brzegu morza odnosimy `wrażenie' tafli morza znajdującej się o wiele, wiele wyżej od linii brzegowej? Jeżeli nie, to polecam zwrócenie na to szczególnej uwagi.

Podaje wzór załamania światła, który pomaga w udowodnieniu tej teorii:

b1=łuk (polowa okręgu)=5000m

b2=okręg=10000m

r=promień kuli ziemskiej= 6371000m

dh=różnica wysokości, którą teodolit(instrument geodezyjny) powinien wskazywać, w przypadku gdy strumień światła jest (niby)

absolutnie prosty.

X1 = (r/cos(b1/r)) - r

X2 = (r/cos(b2/r)) - r

dh=X2-X1

 

Przykład:

X1=(6371000/cos(5000/6371000)) - 6371000 = 1,962016 m

X2=(6371000/cos(10000/6371000)) - 6371000 = 7,848070 m

dh = 7,848070 -  1,962016

dh = 5,886054 m

Jak widzicie, strumień światła załamuje się eliptycznie w górę! Kto dalej nie wierzy, niech podstawi większe liczby dla b1 i b2, lub pożyczy od znajomych instrument geodezyjny z mechaniczną regulacją poziomu(tylko takie się nadają), a przekona się o mojej racji. Pomiary mogą być przeprowadzone nawet w zamkniętym pomieszczeniu! Kogo te wszystkie dowody jeszcze nie przekonują, temu polecam wycieczkę nad Jezioro Bodeńskie i zabranie ze sobą
teleobiektywu o ogniskowej minimum 400 mm, oraz wykonaniu paru zdjęć przeciwnego brzegu, pomiędzy Friedrichshafen a Romanshorn. W tym celu wskazane jest poziome ustawienie obiektywu i wykonanie paru zdjęć, podczas gdy na środku jeziora
płynie prom. Dla przypomnienia, odległość pomiędzy nimi w prostej linii wynosi około 11 km. Według teorii Kopernikowskiej i prostolinijnym przebiegu promieni światła, zdjęcie tak wykonane powinno przedstawiać prom na środku jeziora, a na drugim brzegu widzieć powinniśmy czubki drzew oraz wyższe kondygnacje budynków. Zapewniam was, że tak nie jest! Zdjęcie tak wykonane będzie zawsze i za każdym razem przedstawiać prom na środku jeziora, a w połowie promu, powyżej burty, będziemy widzieć drugi brzeg! Odpowiednie pomiary promu wykazały różnice wysokości do 2,34 m między taflą jeziora a punktem widzianym na zdjęciach jako brzeg! Dostarczenie takich zdjęć do pewnych instytucji spowodowało zdumienie naukowców oraz drapanie się owych po głowach, aż do krwi, jak i wykonanie odpowiednich obliczeń. Oto właśnie one:

Połowa odległości pomiędzy Friedrichshafen a Romanshorn: b = 0,5 * 11 km = 5,5 km.

średni promień Ziemi: r = 6371 km

Szukana wysokość: h

h = (r - (r * cos(b / r))) * 1000

h = (6371 km - (6371 km * cos(5,5 km/ 6371 km))) * 1000

h =  2,374 m !!!!

To nie są żadne bajeczki dla niegrzecznych dzieci, to nie jest robienie ludziom wody z mózgu, lecz najprawdziwsza prawda, gdyż taką właśnie wysokość na łuku i na tej odległości ma nasza kochana Ziemia. To są niezbite dowody na wklęsłość Ziemi, którą naukowcy ignorują, a ci przekonani o słuszności jej, trzymają buźki na kłódkę, prawdopodobnie w obawie przed
ośmieszeniem się przed całym gronem naukowym i utratą tak ciężko wypracowanego autorytetu. Kto stoi za tym wszystkim, kto ma interes w okłamywaniu ludzkości? Przecież każdy laik mógł by tak proste pomiary i obliczenia wykonać, aby dowiedzieć się prawdy i otworzyć oczy wszystkim niedowiarkom. Jak długo jeszcze ta farsa musi trwać i dlaczego?

W roku 1901 w kopalni `Tamarackmine' dwóch inżynierów wykonało pomiary odległości pomiędzy szybami kopalnianymi na powierzchni i pod ziemią na głębokości 1295,4 metrów przy pomocy pionów spuszczonych na tą głębokość. Odstęp między szybami pod ziemią wynosił  975,360 m a na powierzchni 974,964 m. Ze względu, że obaj nie znali teorii wewnętrznego kosmosu, przekonani o błędności swych pomiarów, powtarzali je wielokrotnie, ale już pod okiem profesora Mc. Naira, który jako wielki zwolennik teorii Kopernikowskiej musiał z ciężkim sercem i bezwarunkowo uznać te wyniki za prawdziwe! Podobne pomiary zostały wykonane również w innych kopalniach, oraz na najwyższych mostach świata. Pomiary te zostały przeprowadzone już 100 lat temu i są powtarzane do dnia dzisiejszego. Za każdym razem wynik jest ten sam, ziemia jest wklęsła a nie wypukła! A co na to
nauka? No to już każdy wie. Pamiętam jeszcze ze szkoły, jak nam wciskano właśnie to, że odległości między szybami pod ziemią są zawsze mniejsze od tych na powierzchni, gdyż nasza planeta jest kulą a my żyjemy na jej powierzchni. Pomiary wykazują ale całkiem co innego. Kto więc komu robi wodę z mózgu i w jakim celu?

Każdy słyszał z pewnością o pomiarach prędkości statków przy pomocy tzw. loga, który pierwotnie miał postać wyskalowanej linki nawiniętej na kołowrót z drewnianym klockiem przymocowanym do jej końca. Pomiar dokonywał się poprzez wyrzucenie za rufę lub burtę klocka i pomiar szybkości, z jaką rozwinęła się linka. Szybkość tradycyjnie mierzona była w węzłach. Podobnie można postąpić przy pomiarze prędkości Ziemi, ale nie z przedmiotem wyrzucanym za burtę, lecz poprzez wyrzucenie `światła za nią'. Pomyślano, że jeśli Ziemia kręci się wokół Słońca, to prędkość jej można, przy pomocy specjalnych przyrządów, zmierzyć. W tym celu noblista profesor Allais wykonał bardzo dokładny optyczny przyrząd pomiarowy, który miał dokładnie wskazać prędkość kuli ziemskiej względem Słońca, zmierzona prędkość wynosiła 0 km/h! Podobnie ma się to do obrotu Ziemi wokół własnej osi. profesor Barnet zbadał, że sztaba metalowa wprawiona w ruch obrotowy staje się magnetyczna, a więc doszedł do wniosku, że Ziemia, która jak wiemy naszpikowana jest różnymi cząsteczkami metalu, i gdyby kręciła się wokół własnej osi, powstało by tak ogromne pole magnetyczne, że po krótkim czasie powinna się ona zatrzymać, a jednak tego nie czyni - nie czyni tego, gdyż się wokół własnej osi nie obraca!

Praw grawitacji w matematycznym modelu kopernikowskim też nikt nie potrafi logiczne wytłumaczyć, tylko snute są jakieś bzdurne przypuszczenia, nie poparte żadnymi sensownymi faktami naukowymi lub dowodami, gdyż nie da się tego zjawiska według
teorii kopernikowskiej logicznie wytłumaczyć, ale wg. teorii wewnętrznych galaktyk na pewno. Jedni twierdzą że to Ziemia nas przyciąga, zaś drudzy, że to jakaś nieznana siła z kosmosu nas dociska do Ziemi. Same przypuszczenia, żadnych dowodów! Wraz ze wzrostem odległości od słońca nie maleje siła grawitacji. Zauważcie, że na dalszych orbitach od słońca znajdują się różnej wielkości planety a słońce je przy sobie trzyma, i to nie na zasadzie powszechnego ciążenia, lecz na zasadzie segregacji według potencjału, bo za tymi większymi są podobno ponownie małe planety. W naszym układzie głównym źródłem grawitacji jest
jądro naszej galaktyki, a nie słońce. Centrum galaktyki obraca się wokół własnej osi, jak i słońce wraz z planetami wokół centrum galaktyki - dlatego właśnie mamy dzień i noc. Możliwe jest, że i ziemia się wokół własnej osi kręci, lecz z prędkością zbliżoną do jądra ziemi, ale na pewno nie z tak zwariowana prędkością, jaką nam nauka wpaja. No ale naukowcy muszą przecież w jakiś sposób wytłumaczyć nam 24-o godzinną dobę, no bo jak wiemy obwód ziemi na równiku wynosi około 40tys km i gdy ją podzielimy przez 24 godziny otrzymamy prędkość około 1667 km/h ! Niech mi więc ktoś sensownie wytłumaczy, co w takim przypadku dzieje się z silą odśrodkową? Znika, nie ma jej po prostu, gdyż fizyka wymyśliła sobie tak, że ona się równoważy!
Jaka siła musiała by, przy takiej prędkości, przyciągać wzg. dociskać nas do ziemi, aby tak ogromne siły zrównoważyły się? O niewyobrażalnych przeciążeniach już nie wspomnę. Na dzień dzisiejszy istnieją już teorie przyciskania przez siły grawitacyjne z kosmosu, które od tysięcy lat są podstawą teorii wewnętrznej galaktyki, głoszonej np. przez Sumerów i wiele innych starożytnych cywilizacji. O tym, że starożytne cywilizacje posiadały niesamowitą wiedzę astronomiczną nie muszę chyba nikomu przypominać i udowadniać.

Według Helmholtza energia wzg. siła nie może być ani wyprodukowana, jak też nie może być zniszczona. Energię i siłę można tylko przetworzyć z jednej formy na drugą. Tak można np. energię potencjalną przetworzyć na energię kinetyczną lub cieplną, co jest o wiele bardziej skomplikowane jak by się wydawało. Mówiąc inaczej siłę poznajemy po tym, że ciało tej sile poddane zaczyna zmieniać swoją prędkość (bo przyspieszenie jest miarą zmiany prędkości). Im większa siła działa, tym szybciej zmienia się prędkość. Np. duża siła w krótkim czasie rozpędza ciężki obiekt do dużych prędkości. Duża siła może też szybciej zatrzymać wielki rozpędzony obiekt.

W kopernikowskim modelu wszechświata nasuwa się natychmiast pewna nieścisłość, a jest nią siła zwana grawitacją. Gdyż jak wiemy, zjawisko grawitacji jest spoiwem Wszechświata - jest podstawową siłą działającą pomiędzy dużymi ciałami - w szczególności ciałami niebieskimi. Jest siłą powszechną, obecną w dowolnym zakątku kosmosu. Wartość siły przyciągania grawitacyjnego działającej między dwoma ciałami jest wprost proporcjonalna do iloczynu mas oddziałujących ciał i odwrotnie proporcjonalna do kwadratu odległości między ich środkami. Tylko, że siła ta musi bez przerwy wykonywać jakąś pracę, i to bez jakiegokolwiek wpływu zewnętrznych czynników, co koliduje w każdym punkcie z regułą Helmholtza. Już Isaac Newton znał tą niezgodność, której sam nie potrafił wytłumaczyć. Wyraził się w ten sposób, że to był Oddech Boski, który wprawił wszystkie planety w ruch. W szkołach  nie mówi się o tym jasno, tylko to, że siła ta po prostu jest, jest zawsze stała, nie zmienia się, i że nikt nie wie skąd ona się bierze, o wymyśleniu grawitonów już nie wspomnę - i tu jest właśnie jedna wielka niezgodność.  Na pewno wielu z was zapyta: `No a dlaczego na zdjęciach satelitarnych i ze statków kosmicznych widać wyraźnie Ziemię jako okrągłą kulę a nie jako wklęsłą skorupę?' dobre pytanie. Otóż, proszę wziąć pod uwagę to, że promienie światła załamują się eliptycznie w górę i biegną w kierunku centrum (jądra ziemi), gdzie się one skupiają i odwrotnie - czyli, obraz który widzi obiektyw z góry jest w rzeczywistości pomniejszonym obrazem Ziemi, spowodowanym skupianiem się promieni światła w eliptycznym ich przebiegu we wnętrzu Ziemi - co oznaczało by, że czym bardziej się od niej oddalamy, tym mniejszą ją odbieramy, a patrząc z Ziemi na niebo, jądro Ziemi jako niebo w wielkim powiększeniu. Kto już raz był w planetarium ten na pewno wie o czym mówię i jak to mniej więcej może funkcjonować.

Sama wiara w to, że cały wszechświat powstał w wyniku Wielkiego Wybuchu, a następnie życie na naszej planecie w wyniku ewolucji - o tak sobie zrobiło bum i powstało to wszystko - ale naturalnie tylko na ziemi i broń Boże nigdzie indziej, jest tak wielką bzdurą, że brak mi slow na określenie jej ogromu. Na wszystko na co nie mamy wytłumaczenia nauka wymyśli sobie jakąś bzdurę, poprze ją mądrymi wzorami, nad którymi pracują często latami, a następnie wpisują je na stałe do Biblii Naukowej, w celu zdobycia sławy, rozgłosu, o korzyściach finansowych już nie wspomnę. I to właśnie ludzie posiadający tą wiedzę, posługują się nią tak sprytnie i skutecznie, że byliby w stanie udowodnić każdemu, wszędzie i zawsze, że trójkąt jest kołem, a kostka sześcianem.

Wielu z was pewnie słyszało już o dryfowaniu kontynentów i o tym, że one do siebie pasują tak, jakby w przeszłości wszystkie były jednym wielkim lądem i to ze wszystkich możliwych stron. Pewien profesor zastanawiał się nad tym faktem i wpadł na pomysł zrobienia `nadmuchiwanego globusa' z naklejonymi kontynentami. Efekt był taki, że gdy znajdowało się w nim odpowiednio mało powietrza, wszystkie kontynenty, ze wszystkich stron tworzyły jeden wielki ląd, a po jego nadmuchaniu oddaliły się one proporcjonalnie na odległości takie, jakie mierzymy obecnie między kontynentami. Czyż nie tłumaczyło by to faktu, że nasza
Ziemia rośnie? Czytałem z wielkim zainteresowaniem wiele wywodów na temat rosnącej ziemi, gdzie ona przedstawiona jest jako żyjący organizm, i to że jest zbudowana podobnie jak każda żyjąca komórka. To tłumaczyło by jasno i  logicznie fakt ciągłego oddalania się kontynentów, powstania życia na Ziemi, i to, że żyjemy wewnątrz Ziemi, żyjąc z nią w `symbiozie'. Czyż nie znamy podobnego modelu z tak nielubianego przedmiotu w szkołach, który zwiemy biologią?

Kwestia rozmiarów kosmosu i odległości `międzygalaktycznych' liczonych w miliardach lat świetlnych: Wraz z wysokością (odległością od powierzchni ziemi) maleją odległości i prawdopodobnie wszystkie wymiary zewnętrzne wszystkich ciał, tak, że zbliżając się do środka tego naszego "wszechświata" statek kosmiczny, którym polecimy będzie coraz mniejszy i odległość jaką będzie pokonywać w jednostce czasu lecąc z tą samą prędkością, także. Przypomina to dość mocno jakąś osobliwą wersję Teorii Względności, gdzie jak wiadomo nie jest możliwe osiągnięcie prędkości światła, gdyż w miarę zbliżania się do tej prędkości maleją wszystkie wymiary poruszającego się ciała i jego odległości do innych ciał, tak aby nie było ono w stanie osiągnąć prędkości światła. Dodatkowo zmianie ulega także upływ czasu dla tego ciała. Z matematycznego punktu widzenia będzie to pewnie jakiś ciąg zbieżny do granicy (w szczególności do zera) gdzie jeden metr na powierzchni Ziemi pozostaje jednym metrem, jednak ten sam rzeczywisty jeden metr w pobliżu środka Ziemi my już możemy obserwować jako miliard lat świetlnych. Co oznaczało by, że czym bliżej jądra galaktyki prędkość odpowiednio maleje, a przy samym jądrze równa się zeru - co spowodowane jest ogromnym odpychaniem grawitacyjnym jądra. Z tego właśnie powodu dotarcie do jądra galaktyki staje się absolutnie niemożliwe! Natomiast powierzchnia naszej Ziemi jest prawie nieruchoma względem jądra Ziemi a skorupa ziemska nie posiada własnej siły grawitacyjnej - ale o tym później. Cała tajemnica modelu wewnętrznego kosmosu bazuje na pojęciu transformacji przestrzeni. Wszystkie punkty na zewnątrz Ziemi przenośmy do jej środka, gdzie wszystkie wielkości odpowiednio maleją, a w samym centrum Ziemi tworzą jej jądro. Na tej samej zasadzie następuje transformacja wszelkich możliwych praw fizyki do wnętrza galaktyki Ziemskiej. I tak oto nierealny wszechświat oraz niewyobrażalne odległości i przestrzenie, stworzone przy pomocy matematyki i astronomii,  przekształcają się w realny świat wewnętrznej galaktyki, tylko poprzez dodanie malutkiego, niewinnego minusika przed wynikiem działania matematycznego, którego przez nieuwagę lub nieroztropność nie postawiono paręset lat temu.

Kwestia niemożliwości zobaczenia drugiej strony Ziemi, wklęsłej kulistości Ziemi, zachodów Słońca, dnia i nocy: Wszystko to tłumaczy w tej teorii postulat o jakimś parabolicznym, ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin