Szmaragd z korony carów - Adler Elizabeth_.pdf

(1945 KB) Pobierz
18475363 UNPDF
18475363.001.png
18475363.002.png
Prolog
Bangkok
Dziewczyna, która wysiadła z klimatyzowanej taksówki przed hotelem
„Oriental", była wysoka, miała długie, opalone na brąz nogi, błysz­
czące, spływające na ramiona czarne włosy i twarz będącą wytworną
mieszanką Wschodu i Zachodu. Mimo obezwładniającego upału
i wilgoci wyglądała świeżo w lekkiej płóciennej sukience i kapeluszu
z szerokim rondem.
Minęła rozpylającą kropelki wody fontannę i koncertujący w holu
kwartet, po czym ruszyła w stronę pasażu handlowego na tyłach hotelu.
— Moja siostra zostawiła tu paczkę — oświadczyła sprzedawczyni
w antykwariacie. — Miałam ją odebrać.
Wzięła torbę z napisem „Jedwabie Jima Thompsona", wróciła
pasażem na piękny, tonący w orchideach taras z widokiem na rzekę
Chao Phraya i zamówiła herbatę. Postawiła torbę na ziemi i zaczęła
pić małymi łyczkami, obserwując ruch na wodzie. Pół godziny później
zeszła z tarasu schodami prowadzącymi nad rzekę i pojechała taksówką
wodną w kierunku centrum.
Wysiadła przy jednej z głównych ulic i poszła szybko przed siebie,
oddalając się od rzeki. Zamachała na kolejną taksówkę i kazała się
zawieźć do hotelu „Dusit Thanai".
W damskiej toalecie przebrała się w zwykłą bawełnianą koszulkę
i dżinsy, starannie złożyła sukienkę i schowała ją do torby. Zebrała
włosy w koński ogon i pociągnęła usta jaśniejszą szminką. Wychodząc
z hotelu tylnymi drzwiami, ukryła oczy za dużymi okularami przeciw­
słonecznymi i wzięła następną taksówkę na Patpong Road.
Kierowca posłał jej w lusterku przebiegły uśmieszek. Znał wszystkie
tajemnice Patpong, zakazanej dzielnicy czerwonych latarń, podej­
rzanych barów, klubów, salonów masażu i sex shopów, myślał więc,
że wie, czym trudni się jego pasażerka. Ona jednak zignorowała próby
— 7 —
nawiązania rozmowy, dała mu niewielki napiwek i odważnie zanurzyła
się w labirynt zaśmieconych alejek. Stanąwszy przed wąskim szarym
budynkiem, wciśniętym pomiędzy sto innych przy bocznej uliczce,
przeczytała nazwisko na małej poplamionej wizytówce przypiętej
pinezką do framugi. Minęła gabinet lekarski chorób wenerycznych
i znalazła się na drugim piętrze. Nacisnęła dzwonek domofonu.
Poczekała na odpowiedź, po czym cichym głosem podała swoje
nazwisko. Drzwi się otworzyły, weszła do środka i starannie je za sobą
zamknęła.
Znalazła się w wąskim, ciemnym korytarzu, gdzie unosił się słaby
zapach moczu i chemikaliów. Bez wahania podeszła do następnych
drzwi i otworzyła je.
Mała lampa z silną żarówką oświetlała blat sfatygowanego biurka,
pozostawiając w cieniu siedzącego za nim mężczyznę. Dziewczyna
dostrzegła jednak, jaki był ogromny — groteskowa karykatura
ludzkiego ciała. Kiedy uniósł głowę znad stosu błyszczących kamieni,
światło padło mu na twarz.
— Wejdź i usiądź — powiedział.
Usiadła naprzeciwko z grymasem obrzydzenia. Twarz mężczyzny
przypominała świński ryj. Maleńkie oczka ginące w fałdach tłuszczu
wyglądały jak szare kamyczki. Odezwał się twardo, z gardłowym
akcentem:
— Tracisz tylko czas.
Wyjęła z torby czarne pudełeczko, ukryte w zwojach jasnego
tajlandzkiego jedwabiu.
— Nie sądzę, panie Abyss — odparła patrząc, jak szybko otwiera
pudełko i wciąga powietrze na widok jego zawartości.
Rzucił jej badawcze spojrzenie i przysunął bliżej lampę. Z lupą
jubilerską w prawym oku obracał klejnot w grubych owłosionych
palcach, niczym pająk przymierzający się do pięknego motyla. Po
kilku minutach wyjął lupę z oka i położył kamień na kawałku
czarnego aksamitu. Rozparł się w koślawym skórzanym fotelu,
splatając ręce na wielkim brzuchu. W milczeniu spojrzał w jej niebieskie,
lekko skośne oczy.
W końcu rzekł:
— Na świecie jest tylko jeden taki okaz. Zaginął ponad siedem­
dziesiąt lat temu. Czy mogę spytać, jakim sposobem weszłaś w jego
posiadanie?
Wzruszyła ramionami.
— Nie może pan. Powiem tylko, że nie działam sama. Moi
wspólnicy czekają na pana decyzję.
— 8 —
Ponownie zapadła cisza; mężczyzna obrzucił spojrzeniem najpierw
dziewczynę, a potem leżący między nimi ogromny szmaragd.
— Wspaniale oszlifowany kamień — rzekł wreszcie. — Nic
potrafiłbym ulepszyć dzieła pierwszego szlifierza. A więc? Czego
właściwie ode mnie chcecie?
Pochyliła się do przodu, dotknęła klejnotu długim czerwonym
paznokciem i powiedziała:
— Chcę, żeby przeciął go pan na pół. Dwa szmaragdy zamiast
jednego.
Wydało się jej, że dostrzegła w szarych oczach coś w rodzaju
emocji: zaskoczyła go, trafiła w jakiś czuły punkt.
— Przeciąć taki kamień? Zwariowałaś? — Sięgnął do szuflady,
wyjął butelkę whisky oraz małą brudną szklankę. Uniósł pytająco
butelkę, ale dziewczyna potrząsnęła głową, więc nalał tylko sobie
i wychylił do dna. Szybko napełnił szklankę powtórnie, a kiedy ją
osuszał, dziewczyna dostrzegła, że drży mu ręka. Właśnie to drżenie
było przyczyną, dla której Abyss, mistrz sztuki szlifierskiej, zajmował
obecnie mały pokoik przy podrzędnej uliczce w Bangkoku zamiast
wielkiego biura w Paryżu, które kiedyś do niego należało. Szlifierz
o niepewnym ręku nie był nic wart. A jednak nikt inny nie mógł zrobić
tego, o co prosiła.
— Znam ten szmaragd — powiedział, obracając ponownie kamień
w pulchnych palcach. — Nie widziano go w Europie od czasu, gdy
osiemdziesiąt lat temu u Cartiera w Paryżu przerabiano wielką tiarę.
Dziewięćdziesięciokaratowy kamień czystej wody... jedyny w swoim
rodzaju.
— Właśnie. Jest jedyny, i dlatego łatwo go rozpoznać. Chcemy,
żeby pan zrobił z niego dwa szmaragdy, których identyfikacja byłaby
niemożliwa. I tak warte będą miliony.
Przez szare kamyczki oczu Abyssa przeleciał błysk pożądania.
W świetle lampy obracał szmaragd to w jedną, to w drugą stronę,
oglądając go uważnie przez lupę.
Przyglądała mu się w napięciu; znalazła się tu, ponieważ ten
szlifierz wciąż był najlepszy na świecie. Tylko on mógł wykonać tę
robotę.
— Dobrze zapłacimy — powiedziała cicho. — Siedem procent.
Spojrzeli sobie w oczy.
— Nie mogę niczego obiecać — odparł. — Wiesz, że szmaragdy
są najbardziej kruche ze wszystkich kamieni. Jedno puknięcie i ten
cenny klejnot zmieni się w okruchy do tanich pierścionków. Poza tym
cały wart jest dużo więcej niż dwie połówki.
— 9 —
Zgłoś jeśli naruszono regulamin