czy-to-jest-milosc-czy-to-zakochanie,36.pdf

(150 KB) Pobierz
filmowa psychoterapia
CZY TO JEST MIŁOŚĆ,
CZY TO ZAKOCHANIE?
CO SIĘ KRYJE ZA NIEGASNĄCĄ POPULARNOŚCIĄ KOMEDII ROMANTYCZNYCH,
PRÓBUJĄ WYJAŚNIĆ Katarzyna Miller i Manana Chyb
shalla. Bajecznie bogaty i przystojny biznesmen
spotyka pannę z ulicy. Na końcu okazuje się, że
ta kobieta przeznaczona do jednorazowego użycia
staje mu się niezbędna. I to nieprzypadkowo. Od
żadnej innej kobiety, która byłaby mu równa, nie
wziąłby takiej nauki życia. Boby się strzegł, byłby
ostrożny, nieufny, a tu mógł się otworzyć, bo nic
mu nie groziło. I część z tych komedii na tym właś-
nie bazuje (i to wcale nie jest głupie): kiedy dzieje
się coś nietypowego w naszym życiu, coś, co nas
prawdziwie porusza, padają normalnie stosowane
mechanizmy obronne. Jak choćby w „Lepiej późno
niż później” Nancy Meyers z Jackiem Nicholsonem
i Diane Keaton.
Przyzwyczajony do roli uwodziciela młodych ciał na-
wet w najśmielszych przypuszczeniach ten starszy
pan nie wpadłby na to, że można się zainteresować
babcią w jego wieku. No i pozwala sobie na bycie
autentycznym, odkrywa uroki bycia z kimś, przed
kim nie trzeba udawać…
I chyba po raz pierwszy poznaje miłość. Cierpienie,
tęsknotę. I jak w wielu komediach romantycznych,
tak i tu oboje muszą w pewnym momencie poczuć, że
nic z tego nie będzie. Służy to temu, żeby połączenie
swoich losów bohaterowie przyjęli nie jako coś na-
leżnego, tylko jako coś, co zostało solidnie opłacone.
Wchodzi się wtedy na inny poziom dojrzałości. Jest
to słuszna obserwacja i prawie zawsze stosowana
w tym schemacie.
W swojej książce „Chcę być kochana tak, jak chcę”
wiele miejsca poświęcacie ze współautorką Ewą
Konarowską uświadomieniu kobietom, że ich jedy-
nym celem nie musi być zamążpójście. A przecież
komedie romantyczne, chyba wszystkie bez wy-
Andie MacDowell i Hugh Grant w „Czterech
weselach i pogrzebie”, reż. Mike Newell
jątku, zasadzają się na tej absolutnej pewności, że
kobieta, jeśli chce być szczęśliwa, musi związać się
z mężczyzną, a najlepiej związać się ślubem.
Podtrzymuje się w ten sposób patriarchalny obraz
jedynego możliwego udanego losu kobiety. Absolutnie
masz rację. Myślę też, że w wielu dziewczynach te ilmy
utwierdzają wiarę w to, że kogoś takiego na pewno
się spotka. Trzeba tylko czekać. Przychodzi do mnie
pacjentka i mówi: chciałabym sobie ułożyć życie. To
znaczy? Wyjść za mąż i mieć rodzinę. A jak nie wyj-
dzie? I widzę w jej oczach bezmiar niedowierzania,
że to jest możliwe. Gdyby się pani rozejrzała po życiu
ciotek, znajomych, ich przyjaciółek, to przecież część
z nich nie ma rodzin. Niektóre z nich nie chciały, a in-
nym nie wyszło. Nie bierze pani pod uwagę, że taka
możliwość też istnieje? To ja nie wiem, co bym zrobiła
– ona na to. I to jest groza.
No weźmy choćby przywołaną przez ciebie „Pretty
Woman”. To jest historia kobiety, którą wyzwolić
z opresji życia i zbawić może wyłącznie małżeństwo.
Podnosi ją z upadku rycerz wspaniały. A jeszcze na
dokładkę ona jest wulgarna, źle się ubiera, ogólnie nie-
obyta i dzięki niemu dopiero łapie trochę ogłady.
A ja i tak bardzo lubię ten ilm. Widziałam go już
wiele razy i w ogóle mnie nie nudzi.
Bo oni oboje mają wielki urok. Lubimy takich pięk-
nych ludzi oglądać, lubimy, jak się spotykają i łączą
w szczęśliwe pary. Może w ten sposób koi się nasz
lęk przed samotnością? Przecież nie zawsze w życiu
tak do siebie pasujemy jak oni.
Były dyskusje o „Notting Hill” Rogera Michella, czy
to jest rzeczywiście odwrócenie bajki o kopciuszku,
czy nie. Bo co prawda Julia Roberts jest wielką
gwiazdą niedosiężną dla księgarza, ale jednak póź-
niej pokazuje się ją ciągle jako biedną oiarę. A to
jest zalana kawą, a to uwięziona w domu, bo ją pa-
parazzi prześladują, a to na kolacji z jego skromnymi
przyjaciółmi okazuje się, że gwiazda sobie gorzej
z życiem radzi niż ci wszyscy skromni ludzie. Została
więc na wszelkie sposoby poumniejszana, żeby ten
facet mógł się przy niej czuć dobrze.
Poprzedni narzeczony, też jakiś gwiazdor, po pro-
stu dziewczynę prał. Więc w sumie znowu Julia
zbawiona przez mężczyznę: takiego fajnego, co
nie bije i nie przeklina.
I tu ten ilm dotknął czegoś ważnego, że mężczyźni
nie wyrabiają się teraz z kobietami, kiedy te mają
więcej pieniędzy, władzy, powodzenia.
Najbardziej, prawdę mówiąc, podobają mi się takie
komedie romantyczne, które właściwie nimi nie
Lubisz, Kasiu, komedie romantyczne?
Jak tu nie kochać komedii romantycznych?
A dlaczego je lubisz?
Pierwszy powód to taki, że mogę dzięki nim popra-
wić sobie nastrój, odpocząć, rozerwać się, a do tego
jeszcze pobyć w rozanielonym stanie po satysfak-
cjonującym szczęśliwym zakończeniu. A bardziej
zasadniczy powód to tęsknota za tym, żeby miłość
zajmowała w naszym życiu więcej miejsca. Bo wokół
siebie mamy tysiące innych spraw, które miłość wy-
pychają na margines. Już na studiach psychologicz-
nych dowiedziałam się ze smutkiem, że w hierarchii
ludzkich potrzeb potrzeba bezpieczeństwa zawsze
zwycięża nad potrzebą miłości. I to mi wyjaśniło
wiele obserwowanych wokół sytuacji. Bo w życiu
ludzie biorą pod uwagę realia: irmę, pieniądze,
domy, dzieci, także wstyd przed opinią publiczną…
W komedii romantycznej miłość zwycięża.
Bo w komedii romantycznej miłość bierze górę
nad wszystkimi innymi ludzkimi potrzebami czy
przeszkodami. Tym bardziej że w większości z nich
traktowana jest na równi z przeznaczeniem. Nie
wywiniesz się przecież przeznaczeniu!
Najlepiej widać zasady rządzące komedią roman-
tyczną w jednym z najbardziej sztandarowych jej
przykładów, w „Pretty Woman” Garry'ego Mar-
Kiedy dzieje się coś nietypowego w naszym
życiu, padają normalnie stosowane mechanizmy
obronne, a to sprzyja zakochaniu. Komedie
romantyczne niegłupio z tej zasady korzystają
76 poradnik psychologiczny sierpień 2007
77
890496126.006.png 890496126.007.png 890496126.008.png 890496126.009.png 890496126.001.png
filmowa psychoterapia
są. Nawiązują tylko do schematu w najbardziej
ogólny sposób, jak „Lepiej być nie może” Jamesa
L. Brooksa. Bohater (Jack Nicholson) całkowicie
niezdolny do wejścia w jakikolwiek związek, kłębek
natręctw wrogo nastawiony do całego świata,
spotyka kobietę, która go odmienia.
Pomaga w tym ich spotkaniu ktoś trzeci: pieseczek.
Zmiękcza go, rozpuszcza tę jego zbroję. Rozbraja go
swoją bezbronnością, tym, że jest od niego zależny,
że okazuje wdzięczność. Kobieta to zupełnie inna baj-
ka: jest niezależna, potrai fuknąć, oburzyć się jego
zachowaniem, ale też komplementować, zachwycić
się, jak świetnie wygląda. Jest tam też taka scena,
kiedy on w sposób bardzo niedelikatny mówi coś
o jej sukience. Ona wygarnia mu, że jest gburem,
i wychodzi. To jest nauka dla dziewczyn: wyrażajcie
swoje prawdziwe uczucia, nie pozostawajcie w miej-
scu, gdzie was obrażono, zraniono, bo będziecie tak
traktowane zawsze. Dzięki miłości ten nerwicowiec
uczy się normalnego stosunku do świata. Kiedy na
końcu idą razem, nie musi wreszcie uważać, żeby
nie nadepnąć na łączenia płyt chodnikowych. To
jest ilm o leczeniu przez miłość. I to już wykracza
poza komedie romantyczne.
Żeby zaistniała komedia romantyczna, trzeba stwo-
rzyć wiarygodne przeszkody dla miłości. Przeszkodą
na przykład może być niedojrzałość emocjonalna,
strach przed związkiem. Genialnie to pokazywały
„Cztery wesela i pogrzeb” Mike'a Newella. On – ulu-
bieniec kobiet, uciekający im sprzed ołtarza, ona też
kolekcjonerka mężczyzn, ale niegotowa do związania
się z kimś na poważnie. W końcu po wielu przygodach
i nieudanych, choć ponawianych próbach docierają
do siebie. I na końcu obiecują sobie w deszczu, że
się nigdy nie pobiorą. Mądrość tego filmu polega
na tym, że pokazuje, jak wielką trudnością jest sam
związek. Zwłaszcza w naszych czasach, kiedy nie
sankcjonuje go już święty sakrament.
To są bohaterowie naszych czasów. Kompletnie
bezradni. Ludzie, którzy nie potraią wyrażać uczuć.
Jako dzieci jesteśmy emocjonalnie niedochowani.
Dlatego później nie wiemy, jak się sobą posługiwać,
jak się mówi: dziękuję, przepraszam, kocham cię,
chcę, nie chcę.
Ale trzeba pamiętać, że komedie romantyczne do-
tyczą zakochania, a nie miłości. Komedie kończą się
połączeniem zakochanych bohaterów. Czyli w miej-
scu, gdzie powinno się zacząć to, co najciekawsze.
Ale, zauważ, o miłości robi się już nie komedie, ale
dramaty i tragedie.
Ja też bym chciała zobaczyć ilm o parze, która wy-
szła z zakochania, wyrastają przed nimi schody,
które bardzo często doprowadzają do rozwodów,
a oni zaczynają się dopiero uczyć siebie, zaczynają
rozumieć, co to jest miłość. Ale do takiego tematu
potrzeba by wielkiej klasy i dojrzałości twórczej. l
Helen Hunt i Jack Nicholson
w „Lepiej być nie może”
reż. James L. Brooks
Dzięki miłości nerwicowiec z „Lepiej być
nie może” uczy się normalnego stosunku
do świata. To jest film o leczeniu przez
miłość: coś więcej niż komedia romantyczna
78 poradnik psychologiczny sierpień 2007
890496126.002.png 890496126.003.png 890496126.004.png 890496126.005.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin