Idź do parku.doc

(57 KB) Pobierz

Idź do parku!

Jolanta Chyłkiewicz, Magdalena Frender-Majewska

23 kwietnia 2011

 

Zdrowych chroni przed chorobami, chorym pomaga wyzdrowieć. Co to za cudowny lek? Zwykły spacer wśród zieleni.

Kąpiele leśne – taką fantazyjną nazwę nadał spacerom Qing Li z Nippon Medical School w Tokio. Uczony robi wszystko, by zachęcić ludzi do wypadów na łono natury. A to dlatego, że przebywanie wśród zieleni nie tylko relaksuje i dotlenia, co wiadomo od dawna, lecz także zmniejsza ryzyko infekcji, usprawnia pracę układu krążenia, działa antydepresyjnie, a nawet tłumi ból.

Sam Qing Li wykazał, że kąpiele leśne wzmacniają układ odpornościowy. Dzięki temu organizm lepiej radzi sobie z sezonowymi infekcjami, a także jest w stanie pokonać wiele poważniejszych chorób, w tym nowotworów. Spacery stymulują bowiem produkcję specyficznych komórek odpornościowych, tzw. naturalnych zabójców (Natural Killer), które niszczą komórki mogące być zaczątkiem raka. Amatorzy chodzenia wśród drzew mają ich o 50 proc. więcej niż ci, którzy spacerują po mieście lub nie spacerują wcale.

Co istotne, poprawę odporności widać już po jednym dniu przebywania na łonie natury. Qing Li zebrał 12-osobową grupę ochotników i w słoneczną niedzielę wysłał ich do lasu na czterogodzinną wycieczkę. Kiedy następnego dnia rano zrobił im badania krwi, okazało się, że liczba naturalnych zabójców znacznie wzrosła i utrzymywała się jeszcze przez tydzień.

Ten niezwykły efekt wywołują lotne substancje, fitoncydy, którymi przesycone jest powietrze w parku i lesie. Związki te odpowiadają za odporność drzew i krzewów i chronią je przed chorobotwórczymi mikroorganizmami. Już w latach 50. XX wieku odkryto, że potrafią uśmiercić bakterie i wirusy (nawet prątki gruźlicy) dosłownie w kilka minut, czasem nawet sekund. Wdychane z leśnym powietrzem oczyszczają układ oddechowy z mikrobów i w ten sposób zapobiegają infekcjom. Teraz okazuje się, że mobilizują także organizm do naturalnej obrony.

Aby nawdychać się fitoncydów, najlepiej pojechać do lasów iglastych. Sosny, świerki czy jodły wydzielają bowiem więcej tych substancji niż drzewa liściaste. Jednak najwięcej fitoncydów wytwarza jałowiec. Hektar lasu z tym iglakiem latem produkuje aż 30 kilogramów tych lotnych substancji. Dla porównania taki sam obszar lasu sosnowego wytwarza w tym samym czasie 5 kilogramów tych związków, a las liściasty 3 kilogramy.

Najwięcej fitoncydów rośliny wydzielają wiosną. Dlatego właśnie o tej porze roku warto jak najczęściej spacerować po lesie czy parku. Już parę łyków powietrza przesyconego dużą ilością tych związków będzie działać na organizm wzmacniająco.

Kilka godzin takiego spaceru dodatkowo obniży puls i ciśnienie krwi – wykazał Yoshifumi Miyazaki z japońskiego Chiba University. To akurat nie wydaje się niczym zaskakującym – spacer to przecież ruch, a ten jest dla serca zawsze zdrowy. Z tą tylko różnicą, że jeśli będziemy chodzić między drzewami, odniesiemy zdecydowanie większe korzyści, niż gdy wybierzemy się na spacer po mieście. Uczony przypuszcza, że obecność zieleni zmniejsza ilość hormonów stresu, dzięki czemu serce zaczyna pracować spokojniej, a ciśnienie krwi się obniża.

Ruch wśród zieleni, a szczególnie praca w ogródku to sposób zapobiegania osteoporozie. Lepszy niż jogging, aerobik, pływanie czy taniec – wynika z badań dr Lori Turner z University of Arkansas. Przebadane przez nią 50-letnie panie, które spędzały wolny czas na pieleniu grządek czy koszeniu trawy, miały większą gęstość kości niż ich rówieśniczki uprawiające popularne sporty.

– Praca w ogródku najskuteczniej zapobiega osteoporozie, bo nie jest monotonna. Kobiety spędzają aktywnie wśród zieleni więcej czasu niż na basenie czy siłowni – uważa dr Turner. Ponadto pod wpływem słońca organizm produkuje więcej witaminy D, która pomaga przyswajać wzmacniający kości wapń.

Obojętnie jednak, gdzie się zaszyjemy – w parku, lesie czy ogrodzie – będzie to dobre dla naszej pamięci. Trzech psychologów: Marc G. Berman, John Jonides oraz Stephen Kaplan z University of Michigan, poddało ochotników testom sprawdzającym zdolność zapamiętywania dwukrotnie – przed spacerem i po nim. Wszyscy mieli lepsze wyniki po powrocie z parku. A to dlatego, że podczas ruchu mózg się dotlenia. Stąd poprawa pamięci.

Wystarczy jednak choćby przysiąść na ławce w zielonym miejscu albo oglądać piękne widoki na folderach, aby także poprawić pamięć i bystrość myślenia – wynika z badań Rogera Ulricha, psychologa z Texas A&M University.

Wykazał on, że kreatywność pracowników korporacji, którzy w sali konferencyjnej oglądali zdjęcia z gór czy znad morza, rosła o ok. 15 procent. Także dzieci uczące się w klasach z widokiem na trawnik czy drzewa miały lepsze stopnie niż uczniowie z klas, których okna wychodziły na ulicę. Wniosek z tego prosty – przynajmniej niektóre konferencje i lekcje powinny odbywać się w parku.

W naturze umysł jest bardziej wydajny, bo może harmonijniej pracować – tłumaczy autor badania. Z miasta dociera mnóstwo złożonych bodźców – szum ulicy, klaksony, głosy ludzi i warkot samochodów. Mózg traci dużo energii na to, by je uporządkować i zinterpretować. Na myślenie i zapamiętywanie przeznacza jej więc mniej. To może wyjaśniać, dlaczego kontakt z przyrodą ułatwia koncentrację i przyspiesza pracę mózgu. A także poprawia nastrój, co już jest przede wszystkim – jak twierdzą niektórzy uczeni – zasługą ujemnie naładowanych cząstek powietrza, które gromadzą wokół siebie rośliny.

Jony ujemne mają zwiększać poziom serotoniny w mózgu, stąd poprawa nastroju. Dr Michael Terman, psychiatra z Columbia University, wykazał nawet, że duża ilość tych jonów w otoczeniu jest równie skuteczna w leczeniu sezonowej depresji jak prozac, choć nie wszyscy naukowcy dają wiarę tym doniesieniom.

Wszyscy są za to zgodni, że do lasu, ogrodu czy parku warto wyruszyć nawet wtedy, gdy boli głowa, plecy czy zwichnięta kostka. Zieleń pomaga zwalczyć te dolegliwości – wskazują obserwacje Rogera Ulricha. Pacjenci na oddziałach chirurgicznych, którzy przez przypadek trafili do sal z widokiem na drzewa albo klomby z kwiatami, mniej cierpieli z powodu pooperacyjnego bólu (wymagali mniejszych dawek środków przeciwbólowych) i szybciej wracali do zdrowia niż ci, którzy przez okno oglądali mury szpitala. Nikt nie potrafi wyjaśnić tego fenomenu. Lekarze przypuszczają jedynie, że zieleń podnosi pacjentów na duchu i mobilizuje organizm do walki z bólem i chorobą. Wygląda więc na to, że jest lekiem na całe zło.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin