Cartland Barbara - Rzeka miłości.pdf

(420 KB) Pobierz
653879468 UNPDF
Barbara Cartland
Rzeka miłości
The River of Love
653879468.001.png 653879468.002.png
Od Autorki
Starożytny Egipt odwiedzało wielu Greków, ale to
Rzymianie rozpoczęli kolekcjonowanie egipskich
starożytności, a sfinksy i posągi faraonów zdobiły pałace
rzymskich cesarzy.
Europejskie zapotrzebowanie na antyki w początkach lat
trzydziestych XIX wieku zachęcało do rabowania grobowców.
W ten sposób zgromadzono ogromne kolekcje w British
Museum, Luwrze, Berlinie i in. Jednak Dolina Królów
wzbudzała niewielkie zainteresowanie aż do 1922 r., kiedy to
Howard Carter, prowadzący prace finansowane przez lorda
Caernarvona, odkrył grobowiec Tutenchamona.
Podczas pierwszego pobytu w Luksorze w latach
dwudziestych spotkałam Howarda Cartera przy grobowcu i
widziałam olśniewającą wystawę skarbów, które zeń
wydobyto.
Zauroczenie, jakiego doznałam podczas drugiej wizyty, w
trzydzieści z górą lat później, przekształciło się w swoiste
przeżycie duchowe, które usiłuję przedstawić w niniejszej
powieści.
R OZDZIAŁ 1
Rok 1892
Muszę ci coś powiedzieć.
Książę Darleston, który właśnie leniwie rozmyślał, że
powinien wrócić do własnej sypialni, wstał.
- O co chodzi? - zapytał.
- Edward Thetford poprosił mnie o rękę!
- Sądzę, że mądrze postąpiłabyś, przyjmując jego
oświadczyny, Myrtle - rzekł książę po chwili. - Jest nieco
pompatyczny, ale przy tym bogaty i dobroduszny.
Przez chwilę panowało milczenie.
- Przypuszczam, że ty nie ożenisz się ze mną? - zapytała z
wahaniem lady Garforth.
Książę uśmiechnął się.
- Nie pamiętam, kto to powiedział - Oscar Wilde czy
Lillie Langtry - że dobry kochanek jest złym mężem.
- Powiedział to książę Walii! - odparła Myrtle Garforth. -
I to naturalnie prawda, jeśli chodzi o niego.
- Ze mną byłoby podobnie.
- Jesteśmy tacy szczęśliwi - powiedziała Myrtle głosem,
w którym było słychać łzy - a ja cię kocham, Dasher, wiesz o
tym doskonale.
- Thetford będzie dobrym mężem. Czy on wie o nas?
- Jestem pewna, że się domyśla, ale nie wspomina o tym,
no i naturalnie nie stawia mi kłopotliwych pytań!
Książę roześmiał się.
- O ile go znam, zobaczy tylko tyle, ile będzie chciał
widzieć, a resztę zignoruje. Myrtle, wyjdź za niego. Owiniesz
go sobie wokół małego palca i dostaniesz brylanty Thetfordów
- bardzo piękne, o ile wiem.
Ponownie zapadła cisza.
- Och, Dasher! - wykrzyknęła nagle lady Garforth i
przytuliła twarz do jego ramienia.
Książę objął ją myśląc, że to naprawdę miła osóbka i że
bardzo ją lubi.
Ich związek, pełen namiętności, a równocześnie przyjaźni,
trwał od pięciu miesięcy. Książę nie mógł się jednak oprzeć
wrażeniu, że miłość Myrtle wiąże go z nią, a jeżeli bał się
czegokolwiek, to właśnie przywiązania.
Przydomek księcia - Dasher ( Dasher (ang.) - zuch, chwat,
„żywe srebro" (przyp. tłum.)) - był wyjątkowo trafny; zyskał
go już w dniu swych urodzin.
Ojciec Dashera, czwarty książę Darleston przyglądał się
właśnie, jak jego koń mija celownik na torze wyścigowym w
Epsom, wyprzedzając resztę stawki o całą długość, kiedy
zbliżył się jego majordomus, przedarłszy się przez gęsty tłum
przed Klubem Jeździeckim.
Przez chwilę trudno mu się było dostać do chlebodawcy,
który przyjmował od znajomych gratulacje z racji zwycięstwa.
- Znakomita robota!
- Wspaniałe zwycięstwo!
- Błękitna Wstęga Toru, nikt bardziej na nią nie zasłużył!
Książę wybierał się właśnie zobaczyć, jak ważą jego
dżokeja, kiedy dostrzegł obok siebie majordomusa.
- Proszę wybaczyć, Wasza Wysokość.
- O co chodzi, Hunter?
- Jej Wysokość powiła właśnie syna.
- Syna? - wykrzyknął książę, a jego podniesiony głos
zwrócił uwagę stojących w pobliżu. - Syn! Nareszcie! -
krzyczał dalej.
Najbliżsi przyjaciele podchwycili okrzyk wiedząc, że po
dochowaniu się czterech córek książę ponad wszystko pragnął
syna.
Potem roześmiał się, aż zatrzęsło się jego potężne ciało.
- Syn, i to trzy tygodnie przed terminem! - wykrzyknął. -
Zdaje mi się, że to też będzie niezły Dasher!
Od tej pory markiza Darleston nigdy nie nazywano
inaczej.
Zgodnie ze zwyczajem nadano mu na chrzcie imiona po
dziadku, rodzicach chrzestnych oraz ulubionym bracie matki,
ale on tak z imienia, jak i charakteru pozostał Dasherem.
Był wyjątkowo przystojny - kiedy opuszczał Eton
wydawało się, że niewiele kobiet potrafi się oprzeć jego
zniewalającemu uśmiechowi i twarzy o niewątpliwie
łobuzerskim wyrazie.
Łatwo było pojąć dlaczego.
Nie chodziło tylko o jego wygląd, pozycję społeczną i
ogromne bogactwa rodziny Darleston. Głównie liczyło się to,
że życie traktował jak podniecającą, zabawną przygodę.
- Z czego, u diabła, tak się cieszysz? - pytali go nieraz
przyjaciele, kiedy promieniał radością, której oni nie mieli w
nadmiarze.
A to oznaczało tylko, że dla Dashera nic nie trwa
wiecznie, a zwłaszcza kobiety.
Gdy był nieco starszy, pojawiały się w jego życiu w takiej
liczbie, że nawet najwytrawniejsze plotkarki straciły rachubę.
Dziwne i niezwykłe było w jego przygodach miłosnych to,
że kobiety, które kochał przelotnie, rzadko były rozżalone czy
choćby tylko obrażone, gdy się z nimi rozstawał.
Wiele z nich na pewno bolało serce, ale w jakiś
przedziwny sposób myślały o Dasherze z wdzięcznością,
ponieważ dał im szczęście, i gotowe były bronić go przed
krytyką ze strony wrogów.
Oczywiście, wiele osób, zwłaszcza mężczyzn, zazdrościło
mu, ale miał też dużo przyjaciół, zainteresowanych nim jako
człowiekiem, a także jego osiągnięciami - raczej w dziedzinie
sportu niż miłości.
Niewiele było takich dyscyplin sportu, w których Dasher
by się nie udzielał. Zgłaszał do wyścigów swoje konie,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin