Twain Mark - b. Przygody Hucka.pdf

(1630 KB) Pobierz
Ze zbiorów
Zygmunta Adamczyka
795001783.001.png
1
Mark Twain
Przygody Hucka
2
Copyright by Tower Press
Wydawnictwo „Tower Press ”
Gdańsk 2001
3
Dowiaduję się
o Mojżeszu, w sitowiu
Nie znacie mnie, chyba że czytaliście książkę pod tytułem Przygody Tomka Sawyera. Ale
mniejsza o to. Tę książkę napisał pan Mark Twain i przeważnie powiedział w niej prawdę.
Niektóre rzeczy zmyślił, ale na ogół przedstawił wszystko prawdziwie. Zresztą to nieważne, że
zmyślił. Nie widziałem w życiu człowieka – prócz jednej chyba ciotki Polly i wdowy, no i może
jeszcze Mary – który by nie skłamał przy jakiejś okazji. O ciotce Polly – to ta ciotka Tomka
Sawyera – i o Mary, i o wdowie Douglas czytaliście wszyscy w tej książce, która przeważnie jest
prawdziwa, tylko trochę w niej blagi, o czym już mówiłem.
Więc ta książka kończy się tak: Tomek i ja znaleźliśmy pieniądze, które rozbójnicy ukryli w
jaskini, i od razu staliśmy się bogaci. Otrzymaliśmy każdy po sześć tysięcy dolarów, w samym
złocie. Strasznie tego było dużo, kiedy się tak wszystko zsypało na kupę. A potem sędzia
Thatcher wziął te pieniądze i oddał je na procent, i mieliśmy z nich dochód po dolarze na głowę
co dzień przez okrągły rok – tak że człowiek naprawdę nie wiedział, co z tym robić. Wdowa
Douglas wzięła mnie na syna i powiedziała, że mnie ucywilizuje. Ale ciężko mi było tak żyć
dzień po dniu w jej domu, bo wdowa była we wszystkim niemożliwie porządna i systematyczna.
Kiedy już nie mogłem dłużej wytrzymać, uciekłem. Włożyłem stare ubranie, stary słomkowy
kapelusz i byłem znowu wolny i szczęśliwy! Ale Tomek Sawyer mnie wytropił i powiedział, że
chce założyć szajkę rozbójników i że mógłbym do niej przystąpić, jeżeli wrócę do wdowy i będę
się zachowywał przyzwoicie. Więc wróciłem.
Wdowa rozpłakała się na mój widok i powiedziała, że jestem biedna zbłąkana owieczka, i
rzucała jeszcze na mnie inne takie wyzwiska, tylko że wcale nie chciała mi nimi ubliżyć. Kazała
mi na powrót włożyć nowe ubranie i nic już nie mogłem na to poradzić, tylko się pociłem i
pociłem, i czułem się tak, jakby mnie ktoś związał sznurami. A potem wszystko znów było po
staremu. Wdowa dzwoniła na kolację i człowiek musiał na czas przychodzić do jadalni. A jak już
siadłem przy stole, nie mogłem od razu brać się do jedzenia, tylko musiałem czekać, aż wdowa
spuści głowę i coś tam pomruczy pod nosem na wiktuały, chociaż prawdę mówiąc, nie były
wcale takie złe. To jest złe może nie były, tylko że każdą potrawę gotowali w kuchni oddzielnie.
4
W kociołku z różnościami jest całkiem inaczej: wszystko się miesza, sos jakby przechodzi z
jednej potrawy w drugą i jedzenie robi się smaczniejsze.
Któregoś dnia po kolacji wdowa wzięła do ręki książkę i uczyła mnie o Mojżeszu ukrytym w
sitowiu, a ja okropnie nie chciałem się wszystkiego o nim dowiedzieć. Ale po chwili wdowa się
wygadała, że Mojżesz umarł dość dawno temu, więc całkiem przestałem się nim interesować, bo
nic a nic mnie nie obchodzą nieboszczycy.
Zaraz potem zachciało mi się palić, więc poprosiłem wdowę o pozwolenie. Ale gdzie tam! Nie
pozwoliła. Powiedziała, że to wstrętny nawyk i w dodatku bezbożny, więc powinienem postarać
się nie brać więcej fajki do ust. Tacy już są niektórzy ludzie. Wybrzydzają się na rzeczy, o
których nie mają żadnego pojęcia. Wdowa martwiła się o Mojżesza, który nie był jej ani swatem,
ani bratem i z którego nikt nie miał najmniejszego pożytku, bo jak już wam mówiłem, od dawna
już nie żył; a jednocześnie ostro mi przyganiała, że robię coś, co mi sprawia przyjemność.
Zresztą sama zażywała tabakę, tylko że naturalnie w tym nie było nic złego, bo to ona robiła.
Właśnie wtedy wprowadziła się do wdowy panna Watson, jej siostra, dość chuda stara panna
w okularach na nosie, i z miejsca zabrała się do mnie z elementarzem w ręce. Mordowała mnie
blisko godzinę, aż w końcu wdowa kazała jej przestać. Całe szczęście, bo nie wytrzymałbym tego
dłużej. Potem przez godzinę było śmiertelnie nudno, więc się wierciłem. Panna Watson mówiła:
„Nie kładź tam nóg, Huckleberry”, albo: „Nie kuł się tak w krześle, Huckleberry. Siedź
prosto!” i zaraz potem dodawała: „Nie ziewaj i nie przeciągaj się, Huckleberry! Czy ty nie
możesz zachowywać się porządnie?” Wreszcie opowiedziała mi wszystko o piekle, a ja jej na to,
że bardzo bym chciał się tam dostać. Wtedy ona wpadła w straszną złość, ale ja naprawdę nie
miałem nic złego na myśli. Chciałem tylko pójść sobie gdzieś; chciałem tylko jakiejś zmiany,
wszystko jedno jakiej. Panna Watson powiedziała, że to grzech mówić w taki sposób, że ona by
tak nie powiedziała za nic na świecie, że będzie żyła cnotliwie, bo chce pójść do nieba. Ponieważ
nie miałem najmniejszej ochoty chodzić tam, gdzie ona się wybierała, postanowiłem, że wcale
się o to nie będę starał. Ale jej tego nie powiedziałem, bo narobiłbym sobie tylko biedy i nic
dobrego by z tego nie wynikło.
A jak już raz zaczęła, rozgadała się na całego i opowiedziała mi dokładnie o niebie.
Powiedziała, że człowiek nie będzie tam miał nic do roboty, tylko od rana do nocy będzie się
przechadzał z harfą i śpiewał, i tak przez całą wieczność. Nie bardzo mi się to podobało. Ale
znowu nic nie powiedziałem. Spytałem ją tylko, czy myśli, że Tomek Sawyer pójdzie do nieba,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin