Rozdział 4.pdf

(83 KB) Pobierz
Rozdzial 4.popr
ROZDZIAŁ CZWARTY
Sheri bardzo ostrożnie wyjęła Sun-catcher 1 z zapakowanego przez Simona pudła. Duży artysta
stał nad nią, obserwując jak jastrząb jej każdy ruch. Upewniła się, że jest wystarczająco ostrożna z
najdelikatniejszą częścią.
Pracowała we Wallflowers od dwóch dni i jeszcze ani razu nie została sama choć na chwilę.
Jeżeli Becky i Emma nie były obecne, to jakiś inny członek Dumy „tylko zaglądał by zrobić jakieś
zakupy”. Jakby kobieta taka jak Marie Howard mogła robić zakupy w jednym sklepie przez trzy
godziny. Dzięki Ci Boże, za Belindę . W końcu nie udawała dlaczego tak naprawdę tam przebywa i
dwie kobiety szybko stały się przyjaciółkami. Może, jeśli Rudy odszedłby z jej życia, mogłaby
pomóc Belindzie w realizowaniu jej marzeń.
- Proszę, nie rozbij tego.
- Uważam – odpowiedziała, zaczynając się powoli wkurzać.
- Bez urazy, ale zajmuje ci to całą wieczność.
- Chciałbyś sam to zrobić?
- Nieee, wygląda na to, że dajesz radę.- zaczął poruszać się niespokojnie wokół delikatnych
mebli, jak zamknięty w klatce… no cóż, górski lew. - Becky w tym tygodniu oficjalnie się do mnie
przeprowadza.
-Wiem. Pomagam jej się pakować. - włożyła delikatnie Sun-catchera do białego pudełka z
nadrukowaną złotymi literami nazwą sklepu i jego logiem. - Powiedziała, że będę mogła się
wprowadzić pod koniec tygodnia. - co nastąpi szybko, biorąc pod uwagę fakt, że był wtorek.
- Więc zapoznała cię już ze wszystkim?
-Taaa, znam układ i wszystko inne.
- Świetnie. Nie dlatego, że będziesz tam mieszkać długo, jeśli Adrian będzie miał coś do
powiedzenia w tej kwestii.
-Simon?
-Taa?
-Opowiedz mi o Adrianie.- mogła ugryźć się w język, zanim te słowa wyślizgnęły się z jej ust,
ale ciekawość zżerała ją jak oszalała.
- Jest w tym samym wieku co ja, więc o rok młodszy od Maxa. Uczęszczał do lokalnej szkoły,
jego rodzice nadal tu mieszkają i są szczęśliwą parą od jakiś trzydziestu lat. On się takim urodził, nie
został stworzony. Ma siostrę i brata, oboje młodszych od siebie, oboje są nadal w collegu poza
miastem. Ma swój własny dom i samochód, współpracuje z Maxem i nigdy nie złamał prawa.
-Kobiety?
-Żadnej na poważnie.
-Tak zepsuty jak ty?
Simon warknął. - Nie byłem tym zepsutym.
-Nie, no oczywiście, że nie. Sypialnia każdej miała obrotowe drzwi.
-Pocałuj mnie w tyłek. –odgryzł się.
Sheri uśmiechnęła się. - Więc jest podrywaczem?
-Nie za bardzo. Nie umawiał się na poważnie, ale... Sheri? Powiedział mi, że jesteś jego
partnerką, co oznacza, że w ogóle się nie umawia.
-Myli się. - skłamała.
http://www.womansday.com/var/ezflow_site/storage/images/wd2/content/crafts/sun-catcher/7787-3-eng-
US/Sun-Catcher_full_article_vertical.jpg
1
-Więc kiedy się do ciebie zbliży, to potraktujesz go dobrze, ok? Jest jednym z moich najlepszych
przyjaciół.
-Walnę go w głowę pałką od baseballa, jeśli spróbuje - odpowiedziała spokojnie.
-Jest dobrym facetem i zadba o ciebie.
-Potrafię sama o siebie zadbać, dzięki bardzo.
-Jego mama cię pokocha.
-Nigdy mnie nie pozna.
-Jest w Dumie, już to zrobiła i daj wreszcie, do cholery, spokój.
-Nie wiem o czym mówisz - pociągnęła nosem, kończąc zawiązywać ładną, złotą kokardkę na
pudle.
Odsunęła dłonie od kokardki. Spojrzała w górę, w ciemne oczy Simona.
-Jesteście partnerami. Zaufaj mi, nie możesz temu zaprzeczyć. Walczyłem o uwagę Becky przez
sześć miesięcy… psiakrew, jeśli mam być szczery, to było to trochę dłużej i była to czysta agonia.
-Więc?
-Więc jeśli z tym walczysz, to zaczną się sny. Gorące, spocone sny. Takie, przez które jesteś
obolała. I to się pogarsza. Nie czujesz żadnego pociągu do nikogo innego, bo jeśli twoje ciało nie
będzie mogło mieć autentyku, to przyjmie sny. Nie możesz odrzucić swojego partnera.
Ściągnęła swoje ciemne okulary i próbowała nie mrużyć oczu w świetle. Pozwoliła im zamienić
się w czerwone. -Rudy go zabije. Jeśli go odrzucę, to go ochronię...
Gówno prawda .
Wzdrygnęła się; nie zwróciła uwagi na dźwięk dzwoneczeka, ogłaszający otwarcie się drzwi.
Założyła z powrotem na nos swoje okulary. - Witam, doktorze Giordano.
-Zadzwoń do Becky – powiedział Adrian do Simona.
-Po co?- zapytał Simon.
W odpowiedzi, Adrian przeskoczył przez szklany blat i przerzucił sobie Sheri przez ramię w
strażackim stylu. Zignorował jej pełen protestu pisk, złapał za smycz Jerry’ego. Jerry, zdrajca,
natychmiast się podporządkował, gdy Adrian wyszedł z nimi spokojnie z budynku.
-Na razie, Simon!
Simon wybuchnął śmiechem. -Na razie, ludziska.
-Postaw mnie - warknęła Sheri.
- Nie.
- Natychmiast mnie postaw, jełopie!
Oburzył się, jednocześnie uśmiechając. – Nie jesteś pierwszą osobą, która tak do mnie mówi.
Uspokoiła się, bezsensowna zazdrość spowodowała, że widziała na czerwono. – Kto?
- Simon i Max.
Rozluźniła się. - Och.
- Ugryziesz mnie, to cię skarcę. Tak dla twojej wiadomości.
Jego radosny ton głosu naprawdę zaczynał grać jej na nerwach. On, i jej pozycja do góry
nogami, zaczynały powodować u niej ból głowy. – Ty i która armia, kolego?
- Myślisz, że sam sobie z tobą nie poradzę, księżniczko?
Chrząknęła, gdy posadził ją w swoim samochodzie, dając jej głośnego całusa w czubek głowy.
Czuła się jak trzylatka. – Wiesz, jest kilka naprawdę dobrych leków dla osób w twoim stanie.
Rozważałeś może zażycie kilku?
- Nawet się nie waż wyjść z samochodu.
- Nawet o tym nie myślałam. Masz mojego psa.- wymamrotała i skrzyżowała ramiona na piersi
gdy zamknął drzwi ze śmiechem. Przynajmniej nie spadły jej okulary. Oczywiście, doktor Jełop nie
kwapił się, by zabrać jej kurtkę, także siedziała tam z zamarzającym tyłkiem w swojej czarnej bluzce
i spodniach. Palant.
Uśmiechnął się szeroko, otworzył drzwi od strony kierowcy i posadził Jerry’ego na tylnym
siedzeniu. Zdrajca usiadł radośnie, machając swoim ogonem, gdy Adrian go głaskał. Potem usiadł za
kierownicą i odpalił samochód.
- Gdzie jedziemy?
Mogła usłyszeć śmiech w jego głosie. – Do mnie.
- Nie.
- „Nie” co?
- Nie, nie jadę do ciebie.
- Oj, przepraszam.
- I dobrze. Zabierz mnie z powrotem.
- Nie.
- No to za co przepraszasz?
- Za to, że cię rozczaruję. Jedziesz do mnie.
- Doktorze Giordano... -zaczęła mówić.
Przysłonił jej usta ręką. – Mam na imię Adrian.
- Mph rr hmpf.
- Co? - zabrał swoją dłoń z jej ust.
- Dziękuję.
- Yy, nie ma za co.
- A teraz zabierz mnie z powrotem do sklepu - ponownie skrzyżowała ręce na piersi, spojrzała
wściekle na niego, desperacko starając się nie drżeć z zimna. Zauważył to jednak i włączył
ogrzewanie.
- Nie.
- Natychmiast.
- Nie.
- Ja nie żartuję!
- Nie.
Warknęła. Cholernie mocno warknęła na niego. – Adrian.
- Przepraszam, partnerko, nic z tego, przestań prosić – skręcił na podjazd. Gdy tylko, z
niewielkiej odległości, otworzył drzwi od garażu, wyszła z samochodu, gotowa do powrotu do
Wallflowers. Zdążyła zrobić jedynie około dziesięciu kroków, zanim ją złapał i przerzucił sobie przez
ramię.
Gdy warknęła na niego, poklepał ją uspokajająco po tyłku.
- Oj nie, nie waż się. Mam twojego psa, pamiętasz? – rozbawienie w jego głosie sprawiło, że jej
warknięcie pogłębiło się. Poczuła jak jej oczy zmieniają się w rozdrażnieniu w czerwone.
- Dzień dobry, doktorze Giordano.
- Dzień dobry, pani Anderson – poczuła jak zdjął rękę z jej tyłka, by komuś pomachać.
- Czy to nie nowy członek Dumy? – starsza pani spytała ciekawskim tonem.
- Owszem, i jest też moją partnerką. – Adrian odpowiedział szeptem z grzesznym humorem.
Sheri znowu warknęła.
- Ooo, to dobrze! Witaj w sąsiedztwie, młoda damo!
- Zostałam porwana – odpowiedziała spokojnie, przecież jedno z nich musiało być zdrowe
psychicznie.
- To miło, kochana. Miłego dnia.
Poczuła na swoim brzuchu,jak on trzęsie się ze śmiechu i uderzyła go w pośladek tak mocno,
jak tylko dała radę. Podwójny palant.
- Ała. - Klaps, jaki poczuła na swoim tyłku, zapiekł jak diabli. – Przestań.
- Postaw mnie!
- Pozwól mi tylko wypuścić psa… proszę bardzo. – powiedział, gdy Jerry wyskoczył z auta i
ustawił się przy jego boku. Zamknął nogą drzwi samochodu i zaniósł ją do garażu.
Patrzyła wściekle na swojego psa i rozważała przerobienie go na karmę dla kota. – Chcę wrócić.
- Przykro mi, skarbie. Nic z tego. Witaj w domu. – wymruczał, zamykając drzwi od garażu.
- Zostawiłeś na zewnątrz swoje auto. – zauważyła, trochę szczękając zębami z zimna.
- Ale moja partnerka jest w środku. – przesunął dłonią po jej pupie. – Hmm, stringi? Uwielbiam
stringi. – westchnął, zadowolony.
- Świnia – wymamrotała, wbrew sobie, rozbawiona.
- Masz z tym jakiś problem? Kwik, kwik!
Zdusiła, urażona, śmiech, gdy niósł ją do domu. Nie postawił jej, dopóki nie weszli do salonu.
Ujrzała ciemno-brązową, drewnianą podłogę, ściany w kolorze spalonej sjeny i beżowe meble z
poduszkami koloru czekolady i palonej sjeny. Stolik był wyrzeźbiony z ciemnego drewna, ale nie
mogła ujrzeć wyraźnie rzeźb. Wyglądało to tak bujnie, że zapragnęła przebiegnąć po tym palcami, i
zbadać to bardziej dokładnie. Byłaby w stanie to zobaczyć, gdyby tylko była bliżej, ale nie chciała by
myślał, że cokolwiek w jego domu ją interesowało. Jego meble były nowoczesne i wygodne.
Przekonała się o tym, gdy bezceremonialnie rzucił ją na kanapę. Tkanina pod koniuszkami jej palców
była tak miękka jak jedwab, co oznaczało, że była prawdopodobnie z mikrofibry. Prawie zamruczała,
przebiegając ręką, potem znów, zanim przypomniała sobie, że przecież jest wkurzona. Zdecydowała
się na kontratak.
- Nie jesteś moim partnerem.
- Owszem, jestem. Woda czy sok?
Otworzyła usta, by odpowiedzieć „sok , jednak potrząsnęła głową ze wstrętem. – Wychodzę,
teraz.
- Zrób jeden krok przez te drzwi wejściowe, a nie usiądziesz przez tydzień. – zawołał tym
samym radosnym tonem, którego użył, pytając ją o sok- Zadzwonię po policję i oskarżę cię o
porwanie mnie!
- Proszę bardzo. Szeryf jest jednym z nas i wnukiem pani Anderson.
- Ugh!
- Tak, kochanie.- podał jej sok z szerokim uśmiechem, zdusiła pragnienie by rzucić tą szklanką w
jego zadowoloną twarz.
Spróbowała czegoś innego. – Nie chcesz mieć partnerki. Powiedziałeś mi to.
- Prawda, tak ci powiedziałem.
- Ja też nie chcę.- warknęła.
- Taka szkoda, tak mi przykro. Utknęłaś ze mną.
Obnażyła swoje zęby, gdy usiadł obok niej, kołysząc w dużej dłoni puszkę z wodą sodową.
– Nie, jeśli najpierw cię zabiję.
Wyciągnął rękę i wyjął jej z dłoni szklankę z sokiem. –Wiesz...– powiedział, stawiając puszkę z
wodą sodową obok jej szklanki. –...jeszcze cię nie oznaczyłem.
Podskoczyła, gdy pochylił się ku niej. – Nawet o tym nie myśl!
Westchnął, rozpierając się z powrotem na poduszkach. – Jesteś moją partnerką. Ja jestem twoim
partnerem. Ugryzę cię, ty prawdopodobnie ugryziesz mnie...
- Ale nie tam, gdzie ty chcesz.
Spiorunował ją wzrokiem, tracąc w końcu część swojego niedawnego rozbawienia. – Czy to
dlatego, że powiedziałem, że nie chcę partnerki?
Przewróciła oczami. – Palant.
- Bo jeśli powiesz, że to dlatego, bo uchroni mnie to przed Parkerem, to naprawdę skopię ci
tyłek.
Pogroziła mu palcem. – Aż nad to drażniłeś dotykiem mój tyłek, ej! – rzucił się w jej kierunku i
chwycił ją, chwytając obiema rękami za jej pośladki i przyciągając ją bliżej do siebie. Naparł swoimi
ustami na jej, pozwalając by poczuła erekcję pod jego luźnymi spodniami. – O mój... – wydyszała.
Zdjął jej okulary, jego ciemne oczy zapłonęły złotem, gdy uchwycił jasną czerwień jej
spojrzenia. – Jesteś tak kurewsko piękna, wiesz o tym?
- Nie jestem – wymamrotała.
Uśmiechnął się powoli i zmysłowo. Patrzył na nią jakby była miską pełną kremu, którą chciałby
wylizać. – Och tak, jesteś.... – jedną ręką przytrzymywał ją przed sobą na kanapie, drugą odkładając
jej okulary, by po chwili, unieść ją i zacząć pieścić jej włosy. – Wiesz o czym pomyślałem, gdy
ujrzałem cię po raz pierwszy?
- O gównie?
Zaśmiał się z oburzeniem. – Nie. Pomyślałem, że wyglądasz jak Królewna Śnieżka.
- Królewna Śnieżka. Jak oryginalnie. – wyszydziła, próbując nie pozwolić sobie na rozproszenie
się przez jego bliskość ( i jego erekcję). Udałoby się jej, gdyby tak bardzo nie drżał jej głos.
- Chciałem rzucić cię na podłogę i pieprzyć, dopóki oboje byśmy nie zemdleli.
Jej kolana zadrżały.
- Potem chciałem cię oznaczyć i zabrać gdzieś daleko, by nikt cię już nigdy nie zobaczył, nie
zapragnął. Wiesz dlaczego?
- Feromony? – odpowiedziała słabo. Jej sutki stwardniały pod biustonoszem, jej oddech stał się
płytki.
Zaczął znowu pieścić jej tyłek. – Bo jesteś moja.
Zmarszczyła brwi. Gdyby nie jego przeklęty zapach, to skopałaby mu za to jaja. – Do nikogo nie
należę.
- Wszystko w porządku. Bo ja jestem twój. – szepnął, zanim zagarnął jej usta w pocałunku, przez
który prawie zsunęła się na podłogę. To nie było żadne delikatne nakłanianie, ani pierwszo-randkowy
pocałunek. To był wojownik, żądający praw do swojej kobiety, najeżdżający gwałtownie na jej usta,
bez litości, zmuszając jej wargi i zęby do rozchylenia się dla niego - z cała tą finezją wściekłości,
hormonalnego samca. A ona to kochała . Zacisnął dłoń na jej pośladku, w rozkosznym bólu, a drugą
zacisnął na jej włosach i przyciągał ku sobie, dopóki jej usta nie znalazły się dokładnie tam, gdzie
chciał.
Splądrował ją, przypisując ją sobie, nawet bez ugryzienia - a ona rozkoszowała się w tym. W
przeszłości kochankowie traktowali ją jakby była ze szkła, z delikatną troską, jak gdyby obawiali się,
że ją rozbiją. Lekceważyli jej siłę. Adrian nie tylko to uznał, rozkoszował się tym. Praktycznie wbiła
się w jego ciało, chowając obie dłonie w jego ciemnych, krótkich włosach i umieszczając jego usta
tam, gdzie pragnęła. Pomógł jej, tuląc obiema dłońmi jej tyłek, przyciągając ją mocniej do siebie.
Oplotła nogami jego talię i jęknęła, gdy kontynuowali ustny atak na siebie.
Kiedy się uniósł i ją ugryzł, oznacząc ją, doszła tak silnie, że ujrzała gwiazdy. Nie przejmował
się nawet tym, by odchylić kawałek jej bluzki. Ugryzł ją poprzez materiał, brutalność tego czynu
zwiększyła jej podniecenie, co wydawało jej się niemożliwe.
- Do łóżka, teraz. – wymruczał.
- Mhmm.
Zaśmiał się ochryple,słysząc jej słabą i wydyszaną odpowiedź, niosąc ją po schodach. Wszystko
było zamazane - paloną sjena z ciemnym drewnem - gdy ruszył z maksymalną prędkością, prawie
roztrzaskując ich o ścianę gdy skręcił do sypialni. - Nago. Nago będzie dobrze.
- Um. – odpowiedziała, gryząc zawzięcie jego szyję.
Zamarł na środku pokoju i zadrżał. Odchylił głowę w tył by dać jej lepszy dostęp, co łapczywie
przyjęła, oznaczając go w taki sam sposób w jaki on, oznaczył ją.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin