C. J. Cherryh Region w�a prze�o�y� Piotr W. Cholewa Piekary �l�skie 1991 Tytu� orygina�u Serpenfs Reach Copyright � by C. J. Cherry h, 1980 Copyright � for the Polish edition by Wydawnictwo Gandalf, Piekary �l. 1991 KSI�GA PIERWSZA Je�li gdziekolwiek na �wiecie mo�na by� dzieckiem w Rodzinie, to z pewno�ci� w Kethiuy na Cerdinie. Niewielu przybywa�o tu obcych, niewiele by�o bezpo�rednich zagro�e�. Posiad�o�� le�a�a w pobli�u miasta i Dawnego Hallu Alfy, lecz wzg�rza i zaj�cia mieszka�c�w pozwala�y na izolacj� od polityki Rodziny. By�y tam pola i jezioro, sad �wiecodrzew wyrastaj�cych niby pierzaste iglice mi�dzy czternastoma kopu�ami; wok� doliny wznosi�y si� kopce. Wszyscy majat kontaktuj�cy si� z Lud�mi robili to za po�rednictwem Kethiuy, oddzielaj�cego poszczeg�lne kopce i utrzymuj�cego pok�j dzi�ki specyficznemu talentowi Meth-maren�w, septu i Klanu Rodziny, kt�ry zarz�dza� t� ziemi�. Pola � te ludzkie i te majat � rozci�ga�y si� z jednej strony, z drugiej sta�y laboratoria, z boku magazyny, gdzie azi, klonowani ludzie, zbierali i dogl�dali bogactw pochodz�cych z handlu z kopcami, produkt�w pracy laboratori�w i komputer�w, b�d�cych g��wnym artyku�em wymiennym. Kethiuy by�o miastem, nie tylko Klanem; spokojne, samowystarczalne, niezmienne niemal w opinii swrych w�a�cicieli. Kontrin bowiem mierzyli swe �ycie raczej w' dekadach ni� w latach i rzadko spotykane dzieci zrodzone, by zast�pi� zmar�ych, nie mia�y �adnych w�tpliwo�ci, kim musz� si� sta� i jaki jest porz�dek �wiata. Raen bawi�a si�, odcinaj�c li�cie dziennoro�li kr�tkimi, celnymi wystrza�ami. Wia� wiatr, czyni�c zadanie trudniejszym, wi�c starannie mierzy�a cienkim jak ig�a promieniem. Mia�a pi�tna�cie lat, a odk�d sko�czy�a dwana�cie nosi�a u paska niedu�y miotacz. Kontrin byli potencjalnie nie�miertelni, lecz ona przysz�a' na �wiat wy��cznie dlatego, �e pewien bliski krewniak zgin�� przez w�asn� nieuwag�. Nie chcia�a, by jej nast�pca pojawi� si� zbyt szybko. By�a dobrym strzelcem; jedn� z niewielu jej zabaw by�o robienie zak�ad�w i teraz w�a�nie rozstrzyga� si� jeden z nich, z kt�rym� z dalszych kuzyn�w, dotycz�cy odleg�o�ci od celu. Strzelanie do celu, zak�ady, biegi w�r�d �ywop�ot�w na pola, by zobaczy� pracuj�cych azi, albo g��boki trans hipnostudi�w w Kethiuy, czy praca z komputerami w laboratoriach, dop�ki maszyny nie zacz�y jej umo�liwia� komunikacji z obcymi majat... takie sprawy wype�nia�y jej dni, niezmiennie do siebie podobne. Nie korzysta�a z rozrywek; na to mia�a jeszcze czas, gdy znudzi si� perspektywa nie�miertelno�ci i trzeba b�dzie rozrywek, by przyspieszy� przemijanie lat. Teraz mia�a si� uczy�, zdobywa� umiej�tno�ci pomocne w chronieniu tego d�ugiego �ycia. Wyszukane rozkosze doros�ych by�y jeszcze nie dla niej, cho� obserwowa�a je ju� z rosn�cym zainteresowaniem. Siedzia�a teraz na zboczu wzg�rza i szybkimi, celnymi strza�ami �cina�a li�cie z ko�ysanego wiatrem pn�cza. Zdecydowa�a, �e je�li zaraz p�jdzie do laboratorium i sp�dzi wymagany czas przy komputerze, sko�czy przed kolacj� i b�- Region W�a dzie mog�a wieczorem pop�ywa� po jeziorze. W dzie� by�o zbyt gor�co. Woda odbija�a rozpalone do bia�o�ci niebo i nie da�o si� nawet spojrze� na ni� bez wizjera. Noc� jednak wszystko, co w niej �y�o, unosi�o si� z dna, a �odzie jak �wietliki sun�y po czarnej powierzchni, �owi�c ryby, b�d�ce rzadkim przysmakiem na sto�ach Kethiuy. W innych dolinach �y�a zwierzyna, trzymano nawet stada, lecz w Kethiuy nie pozosta�o �adne �ywe stworzenie pr�cz ludzi. Nie mog�o. Raen a Sul hant Meth-maren by�a wysok�, chud� pi�tnastolatk�. Prawdopodobnie osi�gn�a ju� sw�j pe�ny wzrost. Mieszane pochodzenie, Illit i Meth-mare�, da�o jej d�ugie r�ce i nogi oraz w�sk� twarz. Na prawej d�oni nosi�a chitynowy, l�ni�cy wzorzec, �yj�cy w jej ciele: sw�j identyfikator, r�kojmi� wobec kopc�w, symbol rozpoznawczy wszystkich Kontrin. By� to znak dla majat, kt�rych oczy nie rozpoznawa�y rys�w twarzy. Bety nie by�y znaczone, azi mieli male�ki tatua�. Oznak� Kontrin by�y �ywe klejnoty, kt�re nosi�a i ona. P�d opad� wreszcie, przepalony na wylot. Wsun�a miotacz do 'kabury i wsta�a. Naci�gn�a na g�ow� kaptur solskafu � kombinezonu s�onecznego, i zanim wysz�a z cienia, ustawi�a wizjer tak, by ochrania� oczy. Czeka�a na ni� nauka, wi�c nie spieszy�a si� zbytnio. Posz�a okr�n� drog� skrajem lasu, gdzie by�o ch�odniej i nie tak stromo. Jej uwag� zwr�ci� natarczywy, jednostajny d�wi�k. Rozejrza�a si� i popatrzy�a w niebo. Przelatuj�ce t�dy helikoptery nie by�y niczym niezwyk�ym; jezioro Kethiuy stanowi�o widoczny z daleka drogowskaz dla wszystkich, kt�rzy sterowali r�cznie i kierowali si� do posiad�o�ci p�nocnych. Lecz te dwa by�y za nisko. Zbli�a�y si�. Go�cie. Ucieszy�a si�. Nie b�dzie musia�a dzi� siedzie� przy komputerze. Skr�ci�a z drogi do laboratorium i zbieg�a w d� przez kamienie i krzaki z dzieci�c� beztrosk� lawiruj�c po stromym zboczu, ucieszona przewidywan� zabaw� i odwo�aniem lekcji. Co� poruszy�o si� mi�dzy drzewami. Zatrzyma�a si� natychmiast i po�o�y�a d�o� na r�koje�ci miotacza. Nie ba�a si� zwierz�t, lecz ludzi i wszystkiego, co kry�o si� i czai�o. Majat. Zdumiona dostrzeg�a ciemn� posta� po�r�d li�ci, znieruchomia�� w pozycji obronnej i p�tora ra�� od niej wy�sz�. Fasetowe oczy migota�y przy najmniejszym ruchu g�owy. Chcia�a zawo�a� przekonana, �e to jaka� Robotnica zgubi�a drog� z laboratori�w � czasem zawodzi�y je oczy i oszo�omione chemikaliami traci�y orientacj�. Ale nie powinna zaj�� tak daleko... G�owa obr�ci�a si� w jej stron�. To nie by�a Robotnica. Teraz widzia�a wyra�nie masywne szcz�ki i pancerz. Nie mog�a dostrzec emblemat�w kopca, a ludzkie oczy nie rozr�nia�y kolor�w majat. Ten przykucn�� w�r�d plam �wiat�a przebijaj�cego si� przez li�cie. Wygl�da� jak lu�ny zestaw wystaj�cych staw�w i sk�rzastych ko�czyn - Wojownik, do kt�rego nie nale�a�o si� zbli�a�. Wojownicy pojawiali si� czasem, by popatrze� na Kethiuy, na to, co zdo�aj� dostrzec ich �lepe oczy, 8 C. J. Cherryh po czym oddalali si�, nie zdradzaj�c swych tajemnic. �a�owa�a, �e nie widzi jego emblemat�w; m�g� pochodzi� z ka�dego z czterech kopc�w, podczas gdy tylko �agodni niebiescy i zieloni kontaktowali si� z Kethiuy. Handel z czerwonymi i z�otymi odbywa� si� za po�rednictwem zielonych. Czerwony lub z�oty Wojownik by�by bardzo niebezpieczny. Zreszt� nie by� sam. Inni podnosili si� wolno: trzech, czterech. L�k �cisn�� jej �o��dek � irracjonalny l�k, przekonywa�a sama siebie. Jeszcze nigdy w historii Kethiuy majat nie skrzywdzili nikogo w granicach doliny. � Jeste�cie na ziemi Kethiuy � oznajmi�a unosz�c d�o�, kt�ra identyfikowa�a j� w ich oczach. � Wracajcie. Wracajcie. Majat patrzy� na ni� przez chwil�, po czym cofn�� si�. Nie mia� emblematu, dostrzeg�a ze zdumieniem. Obni�y� nieco pozycj� na znak zgody; przynajmniej mia�a nadziej�, �e to w�a�nie chcia� wyrazi�. Sta�a nieruchomo, czekaj�c na jak�kolwiek zmian�, atak. Serce bi�o jej mocno. W laboratoriach nigdy nie zostawa�a z nimi sama i teraz widok pot�nego Wojownika i jego towarzyszy, cofaj�cych si� na jej rozkaz, zdawa� si� zbyt fantastyczny. � W�adca kopca � sykn�� majat i niespodziewanie ruszy� z osza�amiaj�c� szybko�ci� przez krzaki. Inni pobiegli za nim. W�adca kopca. Gorycz przebija�a w r�wnym g�osie Wojownika. Przyjaciele kopca woleli m�wi� majat w laboratoriach, delikatnie dotykaj�c ludzi i chyl�c g�owy z pozorn� szczero�ci�. Huk silnik�w zapowiedzia� l�dowanie helikopter�w. Raen czeka�a rozgl�daj�c si� uwa�nie. Nigdy nie odwracaj si� do nich plecami � s�ysza�a to przez ca�e �ycie, nawet od ludzi, kt�rych kontakty z kopcami by�y najbli�sze. Majat poruszali si� zbyt szybko, a zwyk�e zadrapanie, nawet przez Robotnic�, by�o �miertelnie gro�ne. Cofn�a si�, uzna�a, �e mo�na ju� odwr�ci� si� bez ryzyka i pobiec dalej... lecz ca�y czas ogl�da�a si� przez rami�. �mig�owce sta�y ju� na ziemi. Strugi powietrza spod wirnik�w przygina�y �d�b�a trawy pod bram�, tu� przy brzegu jeziora. G�os dzwonu oznajmi� Klanowi, �e przybyli obcy. Raen raz jeszcze spojrza�a za siebie, by stwierdzi�, �e majat znikn�li na dobre, po czym lekkim truchtem pobieg�a w stron� helikopter�w. By�y czerwone w zielone pasy: kolory Klanu Thon, przyjaci� septu Sul Meth-maren�w. Silniki ucich�y i z wn�trza zacz�li wysiada� m�czy�ni i kobiety. Otworzono bramy i Meth-marenowie wyszli powita� go�ci, wi�kszo�� z nich bez solskaf�w � tak nieoczekiwana by�a ta wizyta i tak wielka rado�� z odwiedzin Thon�w. Pierwsi go�cie nosili p�aszcze Thon�w. Mi�dzy nimi wida� by�o biel i ��� Yalt�w, tak�e witanych serdecznie. Lecz po nich wyszli z helikopter�w ludzie w czerni otoczonej czerwieni� Hald�w i inni, w b��kicie Meth-maren�w, lecz z czarn� obw�dk� zamiast bia�ej septu Sul. Sept Ruil Meth-maren�w i Ha�do wie. Raen stan�a jak wryta. Pozostali tak�e. Powitanie przesta�o by� serdeczne. Gdyby nie ochrona przyjaznych barw Thon�w, �aden Ruil ani Ha�d nie odwa�y�by si� postawi� tu nogi. Region W�a 9 Po chwili jednak jej krewniacy odsun�li si� i pozwolili im wej��. Helikoptery wyplu�y jeszcze kilku Thon�w i Yalt�w, lecz nikt ich ju� nie wita�. I jeszcze kogo� � dwie dziesi�tki azi, w solskafach, z opuszczonymi wizjerami, anonimowych. Uzbrojeni azi. Raen patrzy�a na nich z niedowierzaniem, nerwowo przemykaj�c si� dooko�a l�dowiska. Ogl�daj�c si� co chwil� dotar�a do bramy. By�a oburzona do g��bi swego niewielkiego do�wiadczenia �yciowego. By�a z�a na Ruil, drug� odnog� Meth-maren�w. Ruil oznaczali k�opoty, a azi-stra�-nicy byli dowodem ich bezczelno�ci. By�a tego pewna. Thonowie nie potrzebowali ochrony. Z pozornym lekcewa�eniem przedefilowa�a przez bram�. Azi septu Sul zamkn�li j� dok�adnie, pozostawiaj�c azi przybysz�w na s�o�cu. Raen �yczy�a im udaru. Ponuro ruszy�a w stron� domu. Ca�y dzie� mia�a popsuty. Wci�� czu�a zdziwienie, widz�c czer� septu Ruil pomi�dzy bia�o obramowanymi p�aszczami Sul, a tym bardziej, widz�c czerwie� i czer� Hald�w; szokowa� fakt, �e wpuszczono ich do jadalni, gdzie odbywa�y si� narady Kla...
legi007