Sally Wentworth - Pasja i udręka.doc

(480 KB) Pobierz
SALLY WENTWORTH

Sally Wentworth

PASJA I UDRĘKA

Tłumaczyła Weronika Żółtowska

ROZŁDZIAŁ PIERWSZY

Niech to diabli, pomyślała ze złością Allie i głośno zawo­łała:

- Nie będzie mi potrzebny żaden tłumacz!

- Czyżbyś znała rosyjski?

- Żebyś wiedział! - oświadczyła z triumfem. - No... trochę - dodała niechętnie, widząc sceptyczne spojrzenie szefa.

- Co to znaczy „trochę”?

- Dość, by odrzucić nieprzystojną propozycję. Przełożony roześmiał się mimo woli. Allie naprawdę była

rozbrajająca.

- A zrozumiesz chociaż, że ktoś ci ją składa? - spytał.

- Nawet głuchoniemy pojąłby, o co chodzi.

- Oj, Allie, Allie. Jesteś i mądra, i zdolna, ale taka naiw­na... Nie zaryzykuję pozostawienia cię w Rosji bez opieki. Ktoś musi mieć na ciebie oko.

Allie zaklęła w duchu, słysząc te słowa. Wyjeżdżała do Rosji w sprawach służbowych, ale to, co naprawdę zamierza­ła tam zrobić, nie miało nic wspólnego z pracą zawodową. Anioł stróż depczący jej nieustannie po piętach bardzo by w tym momencie przeszkadzał.

Nie mogła jednak dopuścić, by szef nabrał jakichś podejrzeń i odwołał wyjazd. Musiała grać rolę posłusznej pod­władnej. Uśmiechnęła się czarująco.

- Dobrze, zostaw to mnie - powiedziała. - Znajdę kogoś odpowiedniego na miejscu.

- Nie ma takiej potrzeby - odparł z zadowoleniem prze­łożony. - Znam kogoś, kto mieszka teraz w Moskwie. To przyjaciel rodziny. Nazywa się Drake Marsden. Jego firma otwiera tam swoją filię. Dobrze zna język i udzieli ci wszel­kiej niezbędnej pomocy. Poproszę, żeby się z tobą spotkał tuż po twoim przyjeździe.

- Wspaniale! - zawołała z fałszywym entuzjazmem Allie, znowu wypowiadając w duchu soczyste przekleństwo. Postanowiła, że spławi intruza przy pierwszej nadarzającej się okazji.

Miała nadzieję, że okazja trafi się już na lotnisku w Mo­skwie. Co za sztuka zgubić się w ogromnym międzynarodo­wym tłumie, niepostrzeżenie wśliznąć do taksówki i już na starcie uwolnić się od niepożądanego opiekuna.

W hali przylotów rzeczywiście panował nieopisany roz­gardiasz. Allie z trudem przeciskała się przez skłębioną ludz­ką masę. Uznała, że tego sierpniowego dnia mieszkańcy całej kuli ziemskiej postanowili odwiedzić właśnie Moskwę. Sto­pniowo jednolity tłum zaczął się rozdzielać, tworząc długie kolejki pasażerów czekających na odprawę paszportową. Opieszali urzędnicy o twarzach naznaczonych nieopisanym cierpieniem przepuszczali przez bramkę tylko po jednej osobie.

Allie stała w ogonku ponad dwie godziny, uginając się pod ciężarem kosztownego sprzętu fotograficznego. Bała się postawić torbę na ziemi, bo mogliby ją zadeptać naciskający zewsząd inni pasażerowie. Potężny mężczyzna zdążył już niemal zmiażdżyć Allie stopę, zaś korpulentna kobieta, roz­pychając się twardymi jak z żelaza łokciami, próbowała we­pchnąć się przed nią w kolejkę. Uznała widać, że takie chucherko jak Allie nie będzie stanowić żadnej przeszkody, kie­dy jednak napotkała płonące spojrzenie rozgniewanych nie­bieskich oczu, poniechała tego zamiaru.

Jedyną pociechę w tym wszystkim stanowił fakt, że Drake Marsden z pewnością zrezygnuje z czekania na nią i wróci do domu, zanim ona opuści dworzec lotniczy. Po załatwieniu formalności paszportowych musiała stanąć w następnej ko­lejce, by wymienić trochę funtów na ruble, potem odebrać z taśmy walizkę i poczekać w jeszcze jednym ogonku na odprawę celną. Dopiero po ponad trzech godzinach od mo­mentu wylądowania zmęczona, zgrzana i spragniona znalaz­ła się w końcu w hali głównej lotniska.

Nawet nie zaprzątała sobie głowy rozglądaniem się za jakimś zbolałym mężczyzną w średnim wieku, który trzy­małby tabliczkę z wypisanym jej imieniem i nazwiskiem, tyl­ko ruszyła prosto ku drzwiom, by zachłysnąć się zbawczym świeżym powietrzem i złapać taksówkę.

Taksówek nie brakowało, lecz wszystkie wyglądały jak stare, nie budzące zaufania gruchoty. Mimo to Allie nie miała wyboru. Zanim jednak zdążyła przywołać którąś z nich, do krawężnika wolno podjechał nowiuteńki, olbrzymi, lśniący

srebrnoszary mercedes. Samochód zatrzymał się i wysiadł z niego jakiś młody, wysoki, szczupły mężczyzna o gęstej, ciemnej czuprynie. Nieźli są ci Rosjanie, pomyślała miło zaskoczona Allie, zerkając na nieznajomego, i stanęła na pal­cach, by ponad dachem mercedesa pomachać w stronę posto­ju taksówek.

- Czy mam przyjemność z panną Hayden? - usłyszała nagle.

Zdziwiona, zamrugała powiekami i spojrzała pytającemu w oczy. Kierowca mercedesa ubrany w nieskazitelny ciemny garnitur patrzył na nią wyczekująco. W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć, ale szybko doszła do wniosku, że to nie może być kolega jej szefa. Bob przecież dobiegał sześćdzie­siątki.

- Tak, to ja - przyznała ostrożnie.

- Nazywam się Drake Marsden - przedstawił się mężczy­zna, wyciągając rękę. - Witam w Rosji.

Allie powoli podała mu dłoń, którą on lekko potrząsnął. Niech to diabli wezmą, pomyślała. Jednak mnie odnalazł.

Drake Marsden otworzył drzwi po stronie pasażera, po­mógł Allie wsiąść, starannie umieścił w bagażniku jej waliz­kę oraz torbę ze sprzętem fotograficznym, ignorując dobie­gające zewsząd dźwięki klaksonów, które naciskali zniecier­pliwieni taksówkarze, usiadł za kierownicą i po chwili jechali już ulicami Moskwy.

- Jak pan mnie rozpoznał? - spytała Allie, z mieszanymi uczuciami obserwując męski profil swojego towarzysza.

- Otrzymałem bardzo dokładny opis - odparł.

' Ciekawe, czy Bob nazwał mnie drobną, seksowną blondynką, pomyślała z ironią. Znając go, mogła się tego spodzie­wać. Sama nie wiedziała wcześniej, jak wygląda jej poten­cjalny opiekun. Nie miała zamiaru korzystać z jego pomocy, więc wcale jej to nie interesowało. Teraz pożałowała, że nie została uprzedzona, iż Drake Marsden jest zarówno młodym i przystojnym, jak i, sądząc po eleganckim ubraniu, złotym zegarku oraz marce samochodu, zamożnym człowiekiem. Zdążyłaby lepiej przygotować się do spotkania.

- Byłam pewna, że pan zrezygnował z czekania, skoro na lotnisku powstał taki zator - zauważyła.

- Jaki zator?

- Przecież tkwiłam w ogonku ponad trzy godziny! -jęk­nęła. - Myślałam, że urzędnicy ogłosili strajk włoski. Drake popatrzył na nią z rozbawieniem.

- Tutaj to normalne. Dlatego wcale się nie spieszyłem. Wyruszyłem na lotnisko długo po tym, jak pani samolot wylądował. Nikt pani nie uprzedził, czego należy się spodzie­wać?

- Nie.

- No jasne, to całkiem w stylu Boba! - Roześmiał się głośno.

- Czy on jest pana bliskim przyjacielem? - spytała ze zdziwieniem.

- Nie, ale dobrze zna moich rodziców. Łączy ich wspólna pasja: wyścigi konne.

Syn znajomych. To wyjaśniałoby różnicę wieku, po­myślała Allie. Jej zdaniem Drake musiał być tuż po trzydziestce, o całe pokolenie młodszy niż jej szef. Nie spytał dotąd, dokąd ma ją zawieźć, postanowiła więc sama go o to zagadnąć.

- Jak rozumiem, jedziemy w jakieś określone miejsce?

- Tak, do pani hotelu.

- Jeszcze nie zdecydowałam, gdzie zamieszkam - za­uważyła.

- Wiem, dlatego zarezerwowałem pani pokój w „Kempinskim”. To najelegantszy hotel w Moskwie. Mieści się w starym, zabytkowym budynku, który w ostatnich latach został odnowiony i zmodernizowany. Blisko stamtąd do Pla­cu Czerwonego i Kremla.

- Chciałam zatrzymać się w „Ukrainie” - powiedziała rozzłoszczona Allie.

Poczuła jeszcze większą złość, kiedy Drake popatrzył na nią z mieszaniną rozbawienia i politowania.

- Proszę mi wierzyć, że ten hotel nie przypadłby pani do gustu. Niegdyś korzystali z niego urzędnicy z krajów komu­nistycznych. Standard nadal jest tam, mówiąc oględnie, bar­dzo średni.

- Być może sama wolałabym to stwierdzić - odparła.

- Rozumiem, jest pani zagorzałą feministką - zauważył z lekką kpiną w głosie.

Allie natychmiast zesztywniała. Nie znosiła, kiedy mężczyźni traktowali ją protekcjonalnie. W pierwszym od­ruchu chciała wygarnąć Drake'owi, co o nim sądzi, ale po chwili uznała, że nie warto zawracać sobie tym głowy, skoro i tak zamierzała pozbyć się jego towarzystwa najszybciej, jak

to będzie możliwe. Teraz była tego stuprocentowo pewna.

Przeklęty szowinista! Pewnie nawet uważa, że miejsce małej

kobietki jest w kuchni!

Popatrzyła na niego nieprzychylnie spod oka. Szkoda tyl­ko, że drań wygląda tak atrakcyjnie. Mimo to nie wchodziło w rachubę, żeby bliżej się nim zainteresowała. Zbyt wielu mężczyzn jego pokroju zdążyła poznać w przeszłości i wie­działa, że każda próba zwalczenia ich poglądów jest wale­niem głową o ścianę. Władczy stosunek do kobiet musieli mieć zakodowany w genach. Z biegiem czasu nauczyła się, w razie potrzeby, zachowywać podobnie jak oni. Tym razem też sobie poradzi. Wykorzysta Drake'a Marsdena, a kiedy nadarzy się okazja, pozbędzie się go i wyruszy, by spełnić swoją tajną misję.

Uśmiechnęła się nieznacznie do swoich myśli i zaczęła wy­glądać przez okno. Ciekawiła ją stolica kraju, o którym tyle czytała. Po ulicach sunął sznur samochodów, przeważnie ład, zatruwających powietrze tonami duszących spalin. Allie cieszy­ła się, że mogą jechać z zamkniętymi oknami. Mercedes miał klimatyzację i w jego wnętrzu panował przyjemny chłód. Widać było jednak, że ludzie na ulicy omdlewają z gorąca. Słońce prażyło niemiłosiernie.

- Sądziłam, że tu będzie zimno - odezwała się, zdejmując żakiet - tymczasem jest o wiele cieplej niż w Anglii.

- Akurat przyszła fala upałów, co w Moskwie jest raczej rzadkością. W Rosji krąży nawet powiedzenie: „Przez dzie­więć miesięcy w roku czekamy na lato, by potem przeżywać trzy miesiące rozczarowania”. Zatem ma pani szczęście.

Drake prowadził samochód jak zawodowiec, doskonale radząc sobie na zatłoczonych jezdniach.

- Od jak dawna pan tu przebywa? - zagadnęła Allie, żeby podtrzymać konwersację.

- Od około sześciu miesięcy.

- Bob wspomniał mi, że zna pan rosyjski.

- Studiowałem ten język jako jeden z przedmiotów na uniwersytecie.

Ale trafił mi się jajogłowy, pomyślała.

- Ja nie skończyłam żadnych studiów - oznajmiła pro­wokacyjnym tonem.

- Zatem musi być pani doskonała w swoim zawodzie, skoro otrzymała pani tak odpowiedzialne zadanie - zauważył Drake.

Pochlebstwo i protekcjonalność w jednym zdaniu! Allie z przyjemnością przytarłaby mu rogów. Gdyby przyjechała tu tylko służbowo, zrobiłaby to dla czystej satysfakcji. Jednak miała na głowie o wiele ważniejsze sprawy niż ujarzmienie jakiegoś męskiego szowinisty.

Jechali teraz szeroką arterią, przy której stały okazałe gmachy. Allie westchnęła z podziwu na widok złocistej ko­puły cerkiewnej, potem jej oczom ukazały się następne, lśnią­ce przepięknie na tle błękitnego nieba.

- To jeszcze nic w porównaniu z Wasylem - powiedział Drake.

- Jakim Wasylem? - zdziwiła się.

- Cerkwią Błogosławionego Wasyla na placu Czerwo­nym.

Przejechali przez most na rzece Moskwie i Allie aż zapiała z zachwytu, widząc ogromną budowlę z wieżyczkami z ko­lorowej cegły, uwieńczonymi kopułami różnej wielkości.

- Wygląda jak pałac z bajki! - zawołała. - Nie miałam pojęcia, że te kopuły są tak wzorzyste i barwne. Ich budow­niczowie musieli kochać kolory.

Po kilku minutach dojechali do hotelu. Drake zaparkował samochód przed wejściem, potem pomógł Allie dopełnić for­malności meldunkowych i dopilnował, by jej bagaż zaniesio­no do pokoju. Okazał się bardzo wygodny; z jego okien widać było wzorzyste kopuły cerkwi Wasyla.

Drake zerknął na zegarek.

- Sądzę, że teraz będzie pani chciała się rozpakować, ja zaś muszę załatwić kilka spraw. Zabierze mi to około trzy­dziestu minut. Potem spotkamy się na dole. Czy potrzebuje pani czegoś? - spytał.

- Oddałabym życie za drinka.

- Zatem do zobaczenia w barze.

Nawet nie trudził się pytać jej o zgodę. Z góry założył, że to on ma obowiązki, a ona musi dostosować się do jego rozkładu zajęć. W spontanicznym akcie buntu Allie otworzy­ła lodówkę umieszczoną pod toaletką i nalała do szklanki wody sodowej, po czym przechyliła głowę do tyłu, by sma­kować zimny płyn chłodzący jej spragnione gardło. Kiedy wypiła pierwszy łyk, westchnęła głośno i wolno przesunęła koniuszkiem języka po wyschniętych wargach. Zerknęła na Drake'a. Zauważyła, że przygląda jej się uważnie. Uśmiech­nęła się lekko.

- Podobno miał pan jakieś sprawy do załatwienia - przy­pomniała mu od niechcenia.

Drake zamrugał powiekami jak człowiek wyrwany ze snu i pokiwał głową.

- Do zobaczenia - powiedział i szybko wyszedł z pokoju. Chociaż budynek, w którym mieścił się hotel, był stary, o czym w pokoju świadczyły chociażby wysokie stropy zwieńczone ozdobnymi gzymsami, część sanitarna na szczęś­cie była bardzo nowoczesna. Allie weszła do łazienki, roze­brała się i stanęła pod strumieniem wody, żeby trochę się uspokoić. Potem w samej bieliźnie wędrowała po pokoju, rozpakowując walizkę. W szafie znajdował się sejf, w któ­rym umieściła wartościowe rzeczy oraz niewielki, ale bardzo ważny stary notatnik. Następnie przystanęła przed sięgają­cym podłogi lustrem, zrobiła świeży makijaż i wyszczotkowała krótkie jasne włosy, aż zaczęły lśnić jak jedwab. Po namyśle włożyła obcisłą bluzeczkę bez rękawów oraz krótką dżinsową spódnicę. Przez kilka minut przyglądała się kryty­cznym wzrokiem swojemu odbiciu, zastanawiając się, jak szybko Drake straci dla niej głowę. Zauważyła, że jest nią zainteresowany. Mały romans mógłby być nawet zabawny, przemknęło jej przez myśl.

Jednak nie wolno do tego dopuścić, uznała szybko. Gdyby sytuacja wymknęła się spod kontroli i Drake zaczął trakto­wać ją poważnie, miałaby kłopot, żeby pozbyć się go, gdy nadejdzie pora. Spojrzała na zegarek. Drake już od prawie dwudziestu minut musiał na nią czekać. Opuściła pokój i szybkim krokiem ruszyła do baru.

Drake nie wyglądał na człowieka rozdrażnionego długim czekaniem. Oparty o blat rozmawiał płynnie po rosyjsku z jakimś mężczyzną. Na jej widok wstał ze stołka i obejrzał ją uważnie, może nieco zbyt długo zatrzymując wzrok na zgrabnych nogach.

- Witam. Czego się pani napije?

- No cóż, skoro jestem w Rosji, to chyba wódki.

- Z tonikiem?

- Bardzo proszę.

Złożył zamówienie u barmana i spostrzegł, że jego kolega przygląda się Allie z nie ukrywanym zainteresowaniem.

- Państwo pozwolą, że ich sobie przedstawię - powiedział sucho. - Siergiej Morozow, panna Aleksandra Hayden.

- Allie. - Uśmiechnęła się przyjaźnie i wyciągnęła rękę. Poczuła mocny uścisk potężnej dłoni mężczyzny prawie

tego samego wzrostu co Drake, jednak o grubiej ciosanych rysach twarzy, które pasowały do rumianej cery i jasnoblond włosów.

- Witam w moim kraju - powiedział.

Obaj mężczyźni zdecydowanie przewyższali Allie wzro­stem, więc, by zniwelować tę różnicę, szybko wspięła się na barowy stołek. Przez chwilę panowie w milczeniu przyglą­dali się jej nogom, potem Siergiej odezwał się nienaganną angielszczyzną:

- Przyjechała pani do Moskwy na wakacje?

Allie odruchowo zerknęła na Drake'a. Szybko doszła jed­nak do wniosku, że nie ma powodu, by kłamać.

- Jestem tutaj służbowo. Muszę przygotować materiał na temat pisanek Fabergégo dla pewnej firmy kompute­rowej.

- W Zbrojowni na Kremlu znajdzie pani wszystko, co potrzeba.

- Siergiej może pani wiele pomóc - wtrącił się Drake. - Ma wolny wstęp na Kreml.

- Doprawdy? - Allie wykazała stosowny entuzjazm, zwracając się do Rosjanina.

Mężczyzna z zadowoleniem pokiwał głową.

- Pracuję tam - wyjaśnił.

- Och! Co pan tam robi?

- Jestem architektem, urzędnikiem wydziału, który sprawuje nadzór nad rządowymi gmachami.

- Wysokim urzędnikiem - uzupełnił Drake. Siergiej uśmiechnął się, lecz nie zaprzeczył.

- Kreml jest najważniejszym z rządowych budynków, więc szczególnie muszę mieć na niego oko - wyjaśnił.

- Co za wspaniała praca! - zawołała Allie głosem pełnym podziwu zmieszanego z szacunkiem. Z powodzeniem grała rolę słodkiej idiotki, jednak przemknęło jej przez myśl, czy przypadkiem trochę aby nie przesadziła.

Najwyraźniej nie. Siergiej przyjął jej reakcję za dobrą monetę.

- Z największą przyjemnością oprowadzę panią po mu­zeum - oznajmił wylewnie.

- To miło z pańskiej strony. Jestem umówiona z profeso­rem Martosem.

- Znam profesora. Porozmawiam z nim i poproszę, żeby udzielił pani wszelkiej niezbędnej pomocy.

- Bardzo pan uprzejmy. Jestem naprawdę wdzięczna. Przeczuwam, że czekają mnie tutaj wspaniałe chwile.

Uśmiechnęła się słodko do Rosjanina. Siergiej stał się w tym momencie jeszcze bardziej wylewny. Zaczął opowiadać o wspaniałościach, które koniecznie musi zobaczyć w Moskwie. Po następnej półgodzinie i kolejnych drinkach zafundowa­nych przez Drake'a przypomniał sobie, że ma jakieś sprawy do załatwienia i musi już iść. Przedtem jednak pochylił się nisko ku dłoni Allie. W pierwszej chwili pomyślała, że ją pocałuje, ale poprzestał na mocnym, znaczącym uścisku. Przez cały czas z zachwytem wpatrywał się w jej oczy.

Po odejściu Siergieja Drake odczekał pięć minut, po czym stanowczym tonem polecił Allie, by dokończyła drinka.

- Wychod...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin