Moon Elizabeth - Czyny Paksenarrion 02 - Podzielona wierność.pdf

(1705 KB) Pobierz
177849760 UNPDF
Elizabeth Moon
Podzielona Wierność
(Divided Allegiance)
Czyny Paksenarrion 2
Tłumaczenie Jerzy Marcinkowski
177849760.007.png 177849760.008.png
Rozdział pierwszy
Aare tytuł ten nie był używany.
– Jestem zdziwiony, że zgodzili się na to książę Fall i inni
wielmoże – powiedział.
– Taka była cena jego pomocy – stwierdził Vossik. Wszyscy
sierżanci zebrali się wokół jednego ogniska. – Słyszałem, jak
gadali o tym w kohortach Fallo. Obrócił się przeciwko Siniavie,
gdy jego roszczenia poparły Andressat, Fallo, Cilwan i –
oczywiście – nasz Książę.
– Ale dlaczego?
– To dziwna historia – powiedział Vossik, najwyraźniej paląc
się, żeby ją opowiedzieć.
– No dalej, Voss, nie każ się prosić – burknął Stammel.
– Cóż, ja to tylko słyszałem. Nie wiem, czy ci żołnierze Fallo
mówią prawdę i czyją w ogóle znają. Wygląda na to, że Alured
był kiedyś piratem na Immerhofcie...
– Wiemy o tym...
– Tak, ale taki właśnie był początek. Zdobył inny okręt i już
miał wyrzucić za burtę wszystkich jego pasażerów, jak to jest
w zwyczaju piratów...
– Do wody? – spytała Paks.
Ktoś wybuchnął śmiechem. Vossik obrócił się do niej.
– Piraci nie chcą mieć bałaganu na pokładzie, więc
wyrzucają jeńców za burtę.
– Ale czy ci nie dopłyną lub nie dobrną do brzegu? –
zdziwiła się Natzlin.
– Nie. Do brzegu jest za daleko, a woda zbyt głęboka.
– Potrafię przepłynąć spory dystans... – zaczęła Barra.
Paks uśmiechnęła się do siebie. Barranya zawsze uważała,
że umie więcej od innych.
– Nie tak daleko. Na flaki Tira, Barro, nigdy nie widziałaś
morza. Kiedy kogoś wyrzucają za burtę, statek może znajdować
się dzień marszu od brzegu. – Vossik wziął długi łyk naparu
i kontynuował opowieść. – Nieważne. Jeden z pasażerów zaczął
się wydzierać, że jest magiem i że Alured powinien zostać
księciem, w czym on chętnie mu dopomoże.
– Powiedziałbym, że Alured nie wsłuchiwał się zbytnio we
wrzaski jeńców – zauważył Stammel. – Nie wygląda na takiego.
Kiedy już poddali się wszyscy żołnierze Siniavy, wojownicy
Kieri Phelana założyli, że wracają do Valdaire, a może nawet na
północ. Część zaczęła nawet planować, jak wykorzystają
przypadającą im część łupu. Inni wyczekiwali okazji do
odpoczynku i wyleczenia ran. Zamiast tego parę dni później
maszerowali na południe wzdłuż Immeru w towarzystwie ludzi
Alureda, Halverica i kilku kohort armii księcia Fall. Ci ostatni
wyglądali świeżo jak nowe malowidło – prawie nie brali udziału
w walkach, z wyjątkiem odpędzenia Siniavy od Fallo.
– Nie rozumiem tego – mruknął po drodze Keri do Paks. –
Myślałem, że już po wszystkim. Słodki Kocur nie żyje. Co
znowu?
Pokręciła głową.
– Może Książę zawarł nowy kontrakt, sporo przecież wydał
na tę kampanię.
– Kontrakt! Na kości Tira, sam powrót do Valdaire zabierze
nam resztę sezonu. Po co nam kontrakt?
Typowa naiwność pierwszoroczniaka. Paks uśmiechnęła się
do niego.
– Pieniądze – oznajmiła. – A może zapomniałeś już
o żołdzie?
Seli mrugnął do Paks jak weteran do weterana i wtrącił:
– Widziałeś kiedyś morze?
– Nie... a czemu? – Keri spojrzał na niego zadziornie, z nosa
skapywał mu pot.
– Cóż, to wystarczający powód, by udać się na południe. Ja
widziałem – zrobi na tobie wrażenie.
– Jak wygląda? – spytała Paks, widząc, że mina Keriego się
nie zmienia.
– Nie sądzę, żeby ktokolwiek potrafił to opowiedzieć. Musisz
sama zobaczyć.
Wkrótce dowiedzieli się od kapitanów, że Alured przybrał
tytuł księcia Immeru. Paks ani młodszym żołnierzom niewiele to
mówiło, lecz Stammel wiedział, iż od upadku starego królestwa
177849760.009.png 177849760.010.png
– Zgadza się – przytaknął Vossik. – Wydaje się jednak, że
usłyszał kiedyś od ojca, iż pochodzi z dobrego rodu, czy coś
takiego. Wysłuchał więc czarownika, który powiedział mu, że
jest dziedzicem ogromnego królestwa marnującym czas na
rozbijanie się po morzu.
– Uwierzył w to? – parsknął Haben, zaczerpując naparu
kuflem. – Słyszałem, że piraci są zabobonni, ale...
– No cóż, tamten człowiek wspomniał o dowodzie. Twierdził,
iż widział w starym Aare potwierdzające to zwoje. Zaoferował
się, że zabierze tam Alureda i udowodni jego prawa do
królestwa.
– Do Aare? Tej kupy piachu?
– Skąd wiesz, Devlinie? Nie byłeś tam.
– Nie, ale słyszałem. Zostały tam jedynie rozsiane wśród
piasków ruiny. Tak mówią pieśni. – Zanucił zwrotkę Piękne były
wieże.
Vossik wzruszył ramionami.
– Alured nie zapytał ciebie. Czarownik oznajmił mu, iż
widział dowód jego pochodzenia.
– Widzi mi się – zaczął Erial – że takie szukanie przodków
to jedynie dodatkowe kłopoty. Co to za różnica? Nasz Książę
zdobył sobie tytuł bez grzebania się w setkach ojców i ojców
ojców.
– Albo matek – mruknęła Barra. Nikt nie podjął tematu.
– Wiesz co, tutaj, w Aarenis, ludzie są inni – stwierdził
Stammel. – Przypomnij sobie Andressat.
– I tego nadętego puchacza – dorzuciła Barra. Paks zaczęła
rozumieć, co miał na myśli Vik, mówiąc o uszczypliwości
Barranyi.
– Nie mów tak, Barro. To dobry wojownik i godny swego
tytułu hrabia. Większość ludzi utraciłaby Andressat na rzecz
Siniavy wiele lat temu. Jest dumny ze swych przodków, to
prawda, lecz oni mogą być dumni z niego.
– Opowiadaj dalej o Aluredzie, Voss – ponaglił go Stammel.
– Co było potem?
– Cóż, już wcześniej wierzył w swe szlachetne pochodzenie,
pożeglował więc z owym magiem do starego Aare. A potem –
pamiętajcie, że usłyszałem to od żołnierzy Fallo i nie twierdzę,
że tak naprawdę było czarownik pokazał mu dowód:
starożytny zwój, opisujący małżeństwa i koligacje, wskazujący
niezbicie, że był w prostej linii potomkiem księcia Immeru,
którego w potrzebie wezwano z powrotem do Aare.
– Ależ Vossik, każdy mag umiałby coś takiego sfałszować!
– Erial rozejrzał się dokoła, a kilku słuchaczy pokiwało
głowami.
– Nie powiedziałem, że ja w to uwierzyłem, Erialu. Lecz
Alured i owszem. Powiedzmy, że pasowało to do jego pragnień.
Jeśli Aare było cokolwiek warte, to tylko tronu Aare. Co musiało
oznaczać ziemie Immeru.
– I dlatego porzucił morze i osiadł w lasach, by zostać
lądowym rozbójnikiem? Co to miało wspólnego z byciem
księciem, baronem czy kimkolwiek? – prychnął pogardliwie
Erial.
– Jeszcze raz powtarzam: to tylko plotki. Wygląda na to, że
najpierw zawinął do portów Immeru, próbując zawiązać
sojusz...
– Przecież był piratem! – zawołała Paks z naciskiem.
– Tak, wiem o tym. Może nie myślał zbyt jasno. Potem
wynajął gromadę lokalnych zabijaków, odział ich w dawne
barwy Immeru i rozpoczął pertraktacje z księciem Fallo.
– Ha! Wyszedł z tego cało?
– Nie był na tyle głupi, by narazić się na niebezpieczeństwo
– rozmawiali na granicy Fallo. Książę zareagował zgodnie
z waszymi oczekiwaniami, lecz nie obchodziło go zanadto, co
działo się w lasach na południu, jak długo nie dotyczyło to go
osobiście. A jego poddani twierdzą, iż jest bardzo
dalekowzrocznym władcą, który nie czyni sobie niepotrzebnie
wrogów.
– A co z Siniavą? – Dla Paks to było najważniejsze: po
której stronie od samego początku był Alured?
– Cóż, początkowo jedno mieli wspólne: stara szlachta nie
uznawała ich roszczeń. Siniava obiecał Aluredowi księstwo,
jeżeli przerwie żeglugę na Immerze i będzie chronił ruchy wojsk
Kocura po okolicy. Alured zgodził się na współpracę. Dlatego
177849760.001.png 177849760.002.png
właśnie nikt nie mógł wytropić Siniavy po Rotengre.
– Tak, ale... – zaczęła Paks, lecz Vossik zdecydowanie jej
przerwał.
– Ale dwie kwestie: Andressat i mądrość naszego Księcia.
Andressat okazał Aluredowi uprzejmość, obiecując poparcie
jego roszczeń w razie, gdyby wsparł je także książę Fall. Toteż
Alured nie zaatakował Andressatu, gdy zażądał tego Siniava.
Wszak uznawał się za księcia i pozostawał ponad poleceniami
hrabiego. Jeśli zaś chodzi o naszego Księcia – pamiętacie
kuglarzy, których spotkaliśmy w Kodaly? – Stammel przytaknął.
– Alured zaprzyjaźnił się z nimi, gdy osiadł w lasach, stanęli
więc po jego stronie. Nasz Książę wiele lat temu, jeszcze na
północy, zawarł z nimi własny pakt. Stąd wiedział, czego Alured
pragnie. Orientował się także w dążeniach Fallo: związania się
poprzez małżeństwo z północnym królestwem. Pamiętał także
o gotowym do ożenku dziecku Sofiego Ganarriona...
– Ale Sofi nie jest królem... – odezwał się ktoś z ciemności.
Jeszcze nie. Pamiętajcie, co zawsze mówił. A mając
poparcie Fallo... – Głos Vossika ucichł. Kilku słuchaczy okazało
się wystarczająco bystrych.
– Bogowie! Chcesz powiedzieć...
– Nasz Książę i Halveric zdołali jakoś przekonać księcia Fall,
że pomoc Alureda w tej kampanii jest tyle warta. Dlatego też
książę Fall zgodził się poprzeć roszczenia Alureda, a wtedy
zbójca przeszedł na naszą stronę i umożliwił przejście przez las
nam, a nie Siniavie.
Paks zadrżała. Nigdy nie myślała o posunięciach poza polem
bitwy.
– Czy Alured naprawdę jest księciem Immeru?
Vossik wzruszył ramionami.
– Ma tytuł. Ma władzę. Czego jeszcze trzeba?
– Ale jeśli tak naprawdę nie jest... mam na myśli krew...
– Nie wiem, czemu miałoby to mieć znaczenie. Jest szansa,
że okaże się lepszy jako książę niż pirat – będzie musiał rządzić,
rozwijać handel, położyć kres rabunkom...
– Zrobi to? – Haben rozejrzał się po pozostałych, nim podjął
wątek: – Osobiście nie powiedziałbym, że pirat i rozbójnik może
zostać dobrym władcą. A skoro już o tym mowa, to jaka jest
różnica pomiędzy grabieżą a podatkami?
– Nie jest głupi, Habenie – Vossik wyglądał na przejętego. –
Będzie musiało być lepiej niż za Siniavy...
– O to mi chodzi. Siniava twierdził, że ma prawo władać tym
rejonem, ale w Cha i Sibili wszyscy widzieliśmy, co to oznaczało.
Nie uciął handlu, jak uczynił to Alured, lecz czy ktoś z nas
chciałby mieć takiego władcę? Pamiętam twarze w tamtych
miastach.
– Ale walczył z Siniavą...
– Tak – pod koniec. Za sowitą nagrodę. Nie mówię, że jest
na wskroś zły, Vossiku, nie wiem tego. Niemniej, jak dotąd,
szedł tam, gdzie leżało złoto. Jak będzie rządził? Człowiek
uważający się za szlachetnie urodzonego, oszukany co do
swoich praw – co uczyni, kiedy dotrzemy do portów Immeru?
* * *
Dowiedzieli się w Immerdzanie, gdzie Immer rozszerzał się
raptownie w zatokę dłuższą niż szerszą. Nie trzeba było
szturmować portu. Nigdy nie został ufortyfikowany od strony
lądu, poza niskim murem z najprostszą bramą. Armia wkroczyła
do portu, nie napotykając najmniejszego oporu. Wąskie, brudne
uliczki śmierdziały rzeczami, których Paks nigdy wcześniej nie
wąchała. Ujrzała zatokę, wzburzoną i ciemną od błotnistych wód
Immeru. Brzeg zapchany był pomostami i nabrzeżami na na
wpół zbutwiałych palach, ze szkieletami łodzi, zatopionymi
łodziami, unoszącymi się na wodzie łodziami, nowymi łodziami,
drzewcami masztów, strzępami żagli oraz sieciami zwisającymi
z każdej dostępnej tyczki i dekorującymi domy. Zobaczyła małe,
nagie dzieci, wychudzone jak kozy, nurkujące i pływające wokół
łodzi. Większość z nich zaplatała włosy w pojedynczy warkocz
przewiązany jaskrawymi tasiemkami.
Dalej rozciągała się zatoka, rozległa i niemal pusta
w gorącym, popołudniowym słońcu. Jej powierzchnię znaczyły
błękitne i zielone pasma. Paks nigdy czegoś takiego nie
widziała. Kilka łodzi żeglowało z wiatrem, pchanych wielkimi,
177849760.003.png 177849760.004.png
trójkątnymi żaglami, wygiętymi niczym skrzydła. Przyglądała
się im zafascynowana. Jedna z nich zmieniła hals, ciemna
kreska kadłuba skróciła się, a po chwili znów wydłużyła.
W oddali widać było wzniesienia za zatoką, a na południu woda
przybierała inny odcień zieleni, by przejść do głębokiego błękitu
w miejscu, gdzie Immer mieszał się z morzem.
Dokoła żołnierzy Księcia zebrał się hałaśliwy tłum paplający
w piskliwym, irytującym języku. Dzieciaki uganiały się tam
i z powrotem, niektóre nadal mokre i połyskujące wodą, inne
umorusane. Przy łodziach skupili się bosonodzy mężczyźni,
w krótkich spodniach, z zaplecionymi w pojedynczy warkocz
włosami, a w drzwiach i oknach tłoczyły się kobiety
w kolorowych, kusych sukienkach i pończochach w paski. Jeden
z kapitanów Alureda zawołał coś w lokalnym narzeczu
i natychmiast zapadła cisza. Paks usłyszała chlupoczącą wokół
pali pomostu wodę. Zadygotała, zastanawiając się, czy morze
ma duszę. Może jest głodne?
Kapitan Alureda odczytał trzymany w rękach zwój. Paks
poszukała wzrokiem Arcolina i przyjrzała się jego minie,
z pewnością wiedział, co się dzieje. Niestety, z wyrazu twarzy
oficera nie potrafiła nic odczytać. Kapitan skończył czytać,
zwrócił się do Księcia, zasalutował mu, wskoczył na konia
i odjechał. Zebrani milczeli. Gdy znikł za rogiem, przez tłum
przeszedł głuchy pomruk. Ktoś krzyknął chrapliwie. Paks
obejrzała się i zobaczyła dwóch młodzieńców odciągających do
tyłu siwobrodego starca. Stojący koło nich mężczyzna zawołał
w łamanym wspólnym:
– Kto z was mówi z nami?
– Ja – odpowiedział mu spokojny jak zawsze głos Księcia.
– Wy... jesteście piratami?
– Nie. Co masz na myśli?
– Tamten... człowiek... mówi, że jest teraz naszym
księciem... to pirat. Jesteście jego ludźmi – jesteście piratami.
– Nie – pokręcił głową Książę. Paks zauważyła, że Arcolin
daje im dłonią sekretny znak, kapitanowie przekazali gest
sierżantom. Nie to, żeby potrzebowali ostrzeżenia – i tak
wszyscy byli czujni. – Jesteśmy jego sojusznikami, a nie
podwładnymi. Walczył z nami w górze rzeki... z Siniavą.
– Tym ścierwem! – Mężczyzna splunął. – Kim wobec tego
jesteś, że walczysz z Siniavą, a przyjaźnisz się z piratami?
– Jestem Książę Phelan z Tsaia.
– Tsaia? To za Krasnoludzkimi Górami, daleko na północy!
Co robicie tutaj? – W głosie pobrzmiewała złość i zakłopotanie,
mierzył wzrokiem żołnierzy.
– Mam kompanię najemniczą walczącą w Aarenis. Siniava...
– umilkł – walczyliśmy z Siniavą – podjął. – Zginął. Alured
otrzymał księstwo Immeru, a ponieważ przedtem pomógł nam,
teraz ja pomagam jemu.
– Nie jest księciem! – wrzasnął mężczyzna. – Nie znam cię
– może coś słyszałem, ale cię nie znam. Lecz Alured – to zwykły
pirat i piratem pozostanie. Siniava był zły – Barrandowea
świadkiem – ale Alured! Zabił mego wuja na wodach zatoki – on
i jego parszywy okręt!
– To bez znaczenia – odparł Książę. – Jest teraz księciem
Immeru, a ja jestem tutaj, by utrzymać porządek do czasu
pojawienia się jego oficerów.
Rozmówca splunął ponownie i odwrócił się. Książę nie
przemawiał więcej do tłumu, tylko rozstawił kohorty na
nabrzeżu i zorganizował patrole pilnujące prowadzących doń
uliczek. Pierwszego dnia panował spokój. Paks uznała, że ma
szczęście, iż wyznaczono ją do pilnowania nabrzeża. Mogła
przyglądać się kołyszącym się na falach łodziom i wdychać
wiejącą od morza lekką bryzę. Nad wodą szybowały dziwne
szarobiałe ptaki z czarno upierzonymi głowami i dużymi,
czerwonymi dziobami, co chwila nurkując i na powrót wzbijając
się ponad fale.
Następnego dnia rozpoczęły się egzekucje. Paks usłyszała
dobiegające z drugiej strony miasta krzyki, zanim jednak
zdążyła się nimi przejąć, kapitanowie wyjaśnili im, co się dzieje.
– Książęta – Fall i Immeru – przeprowadzają egzekucje
szpiegów Siniavy. – Twarz Arcolina miała nieprzenikniony wyraz.
– Jesteśmy tu po to, by utrzymać porządek, choć nie
przewidujemy żadnych rozruchów. – Tak właśnie było, w ich
dzielnicy do niczego nie doszło. Mężczyźni i kobiety zajmowali
177849760.005.png 177849760.006.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin