Bernaś F. J. M. - Zamach na Hitlera.pdf

(514 KB) Pobierz
Zamach na Hitlera
Bernaś F. J. M.
Zamach
na
Hitlera
1. Tak się zaczęło
Data: 27 stycznia 1932 roku.
Miejsce: Düsseldorf, sala klubu przemysłowców.
Konferencja jest tajna. Salę wypełniają rozparci wygodnie w fotelach wielcy magnaci przemysłu,
prezesi potężnych koncernów, wpływowi akcjonariusze wielkich stalowni, kopalni węgla, zakładów budowy
maszyn, „królowie armat” – właściciele fabryk zbrojeniowych, finansiści. Jednym słowem – czołówka wielkiej
burżuazji niemieckiej. A wśród nich przywódcy partii narodowosocjalistycznej – NSDAP
(Nationalsozialistische Deutsche Arbeiter-Partei).
Na mównicy człowiek w brunatnej koszuli – Hitler. Na czoło spada mu kosmyk czarnych włosów.
Mówi głośno, zapala się, wygraża pięściami. Rzuca gromy na demokrację, nazywa ją „panowaniem głupców”.
Tylko dyktatura wielkiego kapitału w gospodarce i życiu politycznym może dać Niemcom panowanie nad
Światem! Klasę robotniczą należy pozbawić wszelkich praw politycznych!
- Podjęliśmy nieodwołalną decyzję wykorzenienia marksizmu w Niemczech! – tym stwierdzeniem
zakończył Hitler wynurzenia na temat polityki wewnętrznej swej partii, wywołując na sali istną burzę oklasków.
Z kolei przeszedł do omówienia polityki zagranicznej. I tu program NSDAP był dla jego słuchaczy nie
mniej atrakcyjny. Mówca snuł plany ujarzmienia innych narodów i zmuszenia ich do niewolniczej pracy.
Deklarował, że podejmie bezwzględną walkę o zdobycie „przestrzeni życiowej” dla narodu niemieckiego,
przypominając zebranym stare wilhelmowskie „miejsce pod słońcem”.
Była jednak sprawa, która widocznie psuła zebranym tak umiejętnie rozbudzoną przez przywódcę
NSDAP radość: kto i w jaki sposób potrafi tego wszystkiego dokonać? Kto ruszy na podbój Europy? Czy
wystarczy te 100 tysięcy żołnierzy Reichswehry – od podpisania traktatu wersalskiego Niemcy nie mogły mieć
więcej wojska – czy może zdołają uczynić to szturmówki S.A. (Sturmabteilungen) , złożone z ulicznych
zabijaków czy wręcz zdeklarowanych opryszków? Siły te są zdolne co najwyżej do zdławienia oporu własnych
nie uzbrojonych robotników. A w razie starcia z armią francuską czy radziecką?
Ale Hitler to zręczny demagog. On wie, czego chce. Wie także, co chcą usłyszeć jego słuchacze. Mówi
więc, że trzeba odbudować niemiecką machinę wojenną. Wbrew traktatowi wersalskiemu należy powołać
8 milionową armię, rozbudować przemysł ciężki, zwłaszcza zbrojeniowy. A teraz mocny akcent przemówienia
Hitlera: największy wróg Niemiec to „międzynarodowy bolszewizm”! Trzeba go zniszczyć za wszelką cenę!
I znów burza oklasków.
W Niemczech po przegranej I wojnie światowej i upadku cesarstwa ogłoszono republikę, a rządy
pochwyciły, po zdławieniu rewolucji, partie prawicowe i katolickie centrum. Ale kraj znajdował się w niezwykle
trudnej sytuacji: zniszczenia wojenne, wysokie odszkodowania, okupacja aliancka w Zagłębiu Saary,
ograniczenia w ciężkim przemyśle nałożone traktatem wersalskim, ogromny ubytek ludzi w wieku
pracowniczym – z tym wszystkim Republika Weimarska nie umiała sobie poradzić. Dlatego każdy dzień
przynosi z wzrost wpływów lewicy występującej w obronie praw setek tysięcy ludzi pozbawionych pracy i
dachu nad głową, pozbawionych środków do życia.
W wielu rejonach Niemiec robotnicy i bezrobotni, komuniści, bezpartyjni i socjaldemokraci organizują
komitety jednolitego frontu w obronie praw klasy robotniczej. W takich miastach, jak Berlin, Bernau czy
Chemnitz, dochodzi do rozmów pomiędzy tamtejszym kierownictwem partii komunistycznej (KPN) a
socjalistycznej (SPD) w celu uzgodnienia wspólnej akcji. Przez całe Niemcy przepływa olbrzymia fala strajków
i demonstracji. Nawet okręgi wiejskie w Oldenburgu, Prusach Wschodnich, Brandenburgii i Meklemburgii
przyłączają się do akcji.
Ukryta za plecami policji i stutysięcznej Reichswery prawica niemiecka przestawała czuć się
bezpieczna. Pośpiesznie rozglądano się za jakąś skuteczniejszą zaporą, która osłoniłaby ich przed gniewem ludu.
I wówczas to wzrok zagrożonych przemysłowców padł na wodza NSDAP, Adolfa Hitlera. Program jego –
demagogiczny i nierealny – jakże jednak atrakcyjny jest dla zgłodniałych mas! A poza tym jedynie partia
hitlerowska opiera się skutecznie naporowi lewicy, przyciągając znaczną część mieszczaństwa, a nawet część
zdezorientowanej klasy robotniczej, szczególnie jej zdeklasowanych i zdemoralizowanych kryzysem odłamów.
Ale z czasem nawet NSDAP nie wytrzymuje konfrontacji z programem działania lewicy. Coraz
częstsze kontakty z magnatami niemieckiego przemysłu i sfer junkierskich kompromitują socjalistyczny
rzekomo program partii hitlerowskiej: wielu dotychczasowych członków i sympatyków opuszcza szeregi
NSDAP. Wyrazem tych tendencji jest choćby spadek głosów oddanych do Reichstagu. O ile jeszcze w wyborach
przeprowadzonych 31 lipca 1932 r. NSDAP zdobyła 13,8 miliona głosów i 230 mandatów, to już 6 listopad a
traci aż 2 miliony głosów i 34 mandaty.
Jednakże lewicy niemieckiej brak wciąż jedności. Przywódcy SPD i związków zawodowych odrzucali
wszelkie propozycje KPN dotyczące wspólnej walki, bałamucąc swych członków rzekomą koniecznością
ograniczenia działalności do ram konstytucyjnych. W takiej sytuacji przyszła kolej na Hitlera. Jego
kilkusettysięczne bojówki S.A. można było rzucić w każdej chwili przeciwko robotnikom. W zamyśle
potentatów przemysłowych miał on być kimś w rodzaju najemnego kondotiera. A przecież był to ten sam Hitler,
któremu odmówiono władzy w 1923 r., spędzając jego oddziały z ulic Monachium ogniem karabinów
maszynowych!
Następnego dnia po zebraniu w Düsseldorfie Hitler i jego najbliżsi współpracownicy zjawili się w
zamku wielkiego kapitalisty niemieckiego Fritza Thyssena w Landsbergu. W zacisznym gabinecie odbyła się
wielogodzinna narada. Obok Hitlera, Röhma i Göringa wzięli w niej udział właściciele potężnego trustu
stalowego: Thyssen, Voegler i Poensgen. Tu nie tracono już czasu. Główny temat rozmów to problem
utworzenia nowego rządu niemieckiego.
Nie było to jednak ani proste, ani łatwe do realizacji. W obozie prawicy niemieckiej wciąż ścierały się
poglądy co do programu działania na przyszłość. Co prawda wszystkie odłamy burżuazji i junkierstwa były
zgodne co do tego, że ster władzy państwowej oddać należy w ręce ludzi z NSDAP. Ale jednocześnie tu i
ówdzie rozlegały się głosy, by równy udział w nowym rządzie Rzeszy zapewniono również tradycyjnym partiom
niemieckiej prawicy, np. Niemieckiej Partii Narodowej czy paramilitarnej organizacji „Stahlhelm”.
Hitler nie chciał o tym słyszeć. Wyruszył teraz do Krefeldu, gdzie przemawiał do tamtejszych
przemysłowców, a następnie do Hamburga, by przedstawić swój program w elitarnym „National Clubie”.
Chociaż więc ostatecznego porozumienia jeszcze tym razem nie osiągnięto, pierwszy krok został
zrobiony. A i na dalsze nie trzeba już było długo czekać. W obliczu groźby narodzin jednolitego frontu klasy
robotniczej, który mógł przekreślić nieodwołalnie wszelkie knowania niemieckiego imperializmu, kierownicze
koła prawicy przestają się wahać. W dniach 4 – 7 stycznia 1933 r. potentaci wielkiego przemysłu spotykają się
ponownie z przywódcami NSDAP.
W tajnej naradzie biorą udział tacy znani milionerzy niemieccy jak: Kirdorff, Thyssen, Voegler,
koloński bankier Schroeder, przedstawiciel junkierstwa i militarystów, mąż zaufania potentatów ciężkiego
przemysłu w Zagłębiu Saary Papen oraz przywódca Niemieckiej Partii Narodowej – Hugenberg. O ile
dotychczas występowały znaczne różnice w poglądach na przyszłość, to obecnie obie strony są zgodne: trzeba
działać. Odtąd z safesów bankierskich płyną pieniądze do kas NSDAP, a jej przywódcy dwoją się i troją, by
upewnić przemysłowców i kapitalistów, iż z chwilą gdy Hitler uzyska władzę, wszelkie swobody demokratyczne
zostaną zawieszone, a naród niemiecki będzie miał przed sobą tylko jedną możliwość: poddać się woli Führera.
W dniu 30 stycznia 1933 r. prezydent Rzeszy Paul von Hindenburg powołał przywódcę NSDAP Adolfa
Hitlera na urząd kanclerza Rzeszy. Na łamach prasy niemieckiej ukazał się jakżeż wymowna, niemalże
„rodzinna”, fotografia członków nowego rządu niemieckiego! Za plecami siedzących w fotelach: Hitlera,
Göringa i Papena stoją zgodnie w jednym szeregu starzy wodzireje prawicy niemieckiej: Seldte, Görecke,
Schwerin-Krosigk, marszałek Blomberg, piastujący tekę ministra Reichswehry, oraz hitlerowiec Frick.
Tak ziścił się ostatecznie sen Hitlera o władzy. Lecz spełnienie nie było współmierne do marzeń.
Utworzony przez Hitlera tzw. rząd narodowy, w którym obok hitlerowców zasiedli i przedstawiciele
Niemieckiej Partii Narodowej, nie zaspokoił aspiracji brunatnego kanclerza. Nie miał on bowiem zamiaru dzielić
władzy z nikim, a tym bardziej tolerować jakiejś kontroli swych poczynań. Postanowił więc pozbyć się
wszelkich konkurentów, nie wyłączając prawicy, a więc i tych, którym zawdzięczał swój wczorajszy sukces.
Strasząc komunizmem, Hitler zaczyna szukać dogodnego pretekstu, który by mu pozwolił wprowadzić
już całkiem jawną, niczym nie skrępowaną dyktaturę. Wie doskonale, iż terror pozwoli mu rozprawić się po
kolei ze wszystkimi przeciwnikami, tymi z lewicy i tymi z prawicy – jedni zginą, a drudzy podporządkują się ze
strachu.
Tak zrodziła się jedna z największych w historii prowokacji politycznych. 27 lutego 1933 r. hitlerowcy
podpalili gmach Reichstagu i oskarżyli o to komunistów. Przez całe Niemcy przetoczyła się fala krwawego
terroru.
Teraz pośpiesznie, chcąc usankcjonować swe poczynania, rząd Hitlera skłania prezydenta Rzeszy,
Hindenburga, do uchwalenia w trybie doraźnym, na mocy 48 artykułu konstytucji weimarskiej, dekretu O
ochronie narodu i państwa niemieckiego. Dekret wprowadzał w całym kraju stan wyjątkowy, znosi wolność
prasy, wolność swobodnego wyrażania przekonań, tajemnicę korespondencji, nietykalność mieszkań, a co
więcej – umożliwiał aresztowanie każdego obywatela bez nakazu sądowego. Za jednym zamachem likwidował
więc wszystkie demokratyczne artykuły konstytucji weimarskiej i wszystkie swobody demokratyczne, jakie
osiągnął naród niemiecki w toku wieloletniej walki klasowej.
Hitlerowcy zamykają teraz redakcje wszystkich gazet i wydawnictw komunistycznych i
socjaldemokratycznych. W północnych i wschodnich dzielnicach robotniczego Berlina rozpoczynają się
regularne „polowania” na ludzi. Setki i tysiące brunatnych szturmowców i współdziałających z nimi policjantów
otaczało zwartym pierścieniem posterunków bloki mieszkalne. Jedni czuwali z karabinami w rękach w bramach
otoczonych domów, inni obserwowali dachy, by przeszkodzić swym ofiarom w ucieczce, jeszcze inni,
wymyślając i złorzecząc, wdzierali się do mieszkań i wyciągali przeciwników brunatnego reżimu na ulice, gdzie
czekały już na nich ciężarówki. Wszelki opór czy próba ucieczki kończyły się jednakowo. Wśród głuchych
wystrzałów tu i ówdzie waliły się z łoskotem na bruk ciała pierwszych ofiar hitleryzmu.
W prasie pojawia się coraz więcej nekrologów. „Umierają” przeważnie ludzie młodzi. A na ulicach, w
bramach, pod murami coraz więcej ludzi z rękami podniesionymi do góry, obstawionych przez uzbrojonych SA-
manów, w oczekiwaniu na drogę z której najczęściej nie ma już powrotu.
Jednocześnie hitlerowskie szturmówki wraz z policją likwidują lokale partyjne KPN i SPD, siedziby
postępowych organizacji, aresztują działaczy komunistycznych i socjaldemokratycznych. Zajęta została
wówczas berlińska siedziba KPN – Dom im. Karola Libknechta. Siłą usunięci zostali ze swych stanowisk
urzędujący legalnie socjaldemokratyczni burmistrzowie. Pałkami rozpędzono socjaldemokratyczne rady
miejskie. W przepełnionych więzieniach zabrakło miejsca. Otwarto podwoje pierwszych obozów
koncentracyjnych.
W takiej to scenerii odbyły się 5 marca 1933 r. nowe wybory do Reichstagu, przynosząc spodziewany
sukces NSDAP: 288 mandatów. Co prawda komuniści mimo tak brutalnego terroru zdobyli jeszcze 81, a
socjaldemokraci nawet 120 mandatów. Ale komuniści nie zajęli już swych miejsc na ławach poselskich.
Natychmiast po wyborach zostali aresztowani i osadzeni w obozach koncentracyjnych. Socjaldemokraci
natomiast głosowali przeciwko udzieleniu Hitlerowi specjalnych pełnomocnictw. 22 czerwca 1933 r. nastąpiło
rozwiązanie SPD, a jej deputowani podzielili los komunistów. Po udzieleniu Hitlerowi nadzwyczajnych
pełnomocnictw wybrany 5 marca 1933 r. Reichstag już się nie zbierał, a nowy, czysto już hitlerowski, wybrany
został w dniu 12 listopada 1933 r.
- Wybory wyznaczone na 5 marca 1933 – powiedział Göring w imieniu swego führera – będą ostatnimi
wyborami w ciągu najbliższych dziesięciu, a przypuszczalnie nawet stu lat!
Ale nie dodał, że i one nie będą już miały nic wspólnego z demokracją.
Na widowni politycznej został pozornie sam brunatny kanclerz. Jednakże Hitler wiedział, że na pełny
triumf jeszcze za wcześnie. Istniała bowiem wówczas w Niemczech siła, która mogła – gdyby tylko oczywiście
chciała – zmienić kierunek rozwoju wydarzeń. Tą siłą była armia niemiecka, owa stutysięczna Reichswehra i jej
sztab generalny.
Początkowo wzajemne stosunki pomiędzy sięgającym po władzę ruchem hitlerowskim a Reichswehrą,
stanowiącą w latach republiki weimarskiej przysłowiowe pastwo w państwie, nie układały się idyllicznie.
Arystokratyczny rdzeń niemieckiego korpusu oficerskiego odnosił się z widoczną pogardą i lekceważeniem do
ruchu parweniuszy. W samej zaś NSDAP także działały siły – na czele których stał szef sztabu bojówek S.A.
Ernst Röhm, a przez jakiś czas i Joseph Goebbels – przeciwne kompromisowej ugodzie z arystokratycznym
korpusem oficerskim. Hitler jednak zdawał sobie sprawę, iż podobnie jak nie może obejść się bez poparcia
wielkiego kapitału, tak też nie obejdzie się bez pomocy armii, a zwłaszcza jej generalicji.
Stąd taż wbrew oficjalnemu programowi NSDAP stara się od początku nawiązać jak najbliższe i jak
najprzyjaźniejsze stosunki z Reichswehrą i jej naczelnym dowództwem. Liczył, iż jego program przewidujący
anulowanie ograniczeń militarnych nałożonych na Niemcy przez traktat wersalski, jak też program odbudowy
potęgi wojskowej Rzeszy jest zbyt bliski sercu niemieckiej generalicji, by prędzej czy później nie opowiedziała
się ona za każdym, kto pocznie go realizować.
Hitler zaczął więc pozyskiwać sobie sojuszników w armii, a zwłaszcza w jej sztabie generalnym. Długo
ich zresztą szukać nie musiał. Jeszcze bowiem w Monachium w listopadzie 1923 r., kiedy to podjął swą
pierwszą, nieudaną próbę zamachu stanu, wystąpili wraz z nim generałowie: Erich Ludendorff – jedna z
czołowych postaci militaryzmu pruskiego z I wojny światowej – oraz Otto von Lossow.
Nasuwa się pytanie: skąd takie kontakty? Tajemnicę wyjaśnia późniejszy wódz SA Röhm, a ówczesny
kapitan Reichswehry. On to w Monachium pierwszy poparł Hitlera. Röhm rozważył szybko, ile w sojuszu z
takim człowiekiem może zdobyć ktoś zdecydowany na wszystko, a przy tym mający w swym ręku argument
siły. Siłę taką stworzył w postaci bojówek SA. Jego dziełem były też pierwsze poważne kontakty Hitlera, nowi
zwolennicy i dotacje z funduszu specjalnego Reichswehry.
Punktem wyjściowym militarnego programu Hitlera stał się powołany do życia w 1919 r. tzw.
Truppenamt, spełniający rolę rozwiązanego na mocy traktatu wersalskiego niemieckiego sztabu generalnego.
Według programu NSDAP, wyłożonego tak otwarcie i bez osłonek w Mein Kampf , Truppenamt sta się
prawdziwą kuźnią odbudowy militaryzmu niemieckiego.
Pierwszym szefem Truppenamtu został generał Hans von Seeckt. Dzięki niemu urząd ten nie ustępował
w niczym rozwiązanemu na żądanie zwycięzców dawnemu sztabowi generalnemu. Co więcej, podejmował
coraz to nowe wysiłki – przeważnie skuteczne – zmierzające do obejścia najbardziej dla militaryzmu
niemieckiego bolesnych klauzul i postanowień traktatu wersalskiego.
Wychodząc z założenia, że ograniczenie narzucone armii niemieckiej traktatem wersalskim –
100 tysięcy – nie będą obowiązywały wiecznie, Seeckt zrobił wszystko, co było w jego mocy, by ta stutysięczna
Reichswehra w każdej chwili mogła się przekształcić w zawodową kadrę podoficerską i oficerską
wielomilionowej armii. Jednocześnie szkoleni w ramach tegoż Truppenamtu wyżsi oficerowie sztabowi mogli w
każdej chwili stanąć na czele tej armii.
Innym, nie mniej ważnym, polem nie zawsze jawnej działalności generała Seeckta jako szefa
Truppenamtu było stopniowe uruchamianie zakazanej Niemcom oficjalnie przez traktat wersalski produkcji
zbrojeniowej oraz opracowywanie planów przyszłych wojen z sąsiadami Niemiec, a więc i z Polską.
Początkowo jednak sprawy nie rozwijały się po myśli przywódcy NSDAP. Generałowie spoglądali na
niego z góry. Cóż bowiem reprezentował Hitlera w rozumieniu ludzi z Truppenamtu? Przecież nie on, lecz oni
sprawowali faktyczną władzę w Republice Weimarskiej. Oto dowody: w 1925 r. prezydentem Rzeszy został
sztandarowy przedstawiciel kół junkiersko-wojskowych marszałek Hindenburg. Co więcej, przedstawiciele
armii niejednokrotnie obejmowali poważne stanowiska w rządzie, nie wyłączając urzędu kanclerza (Kurt von
Schleicher), a już z reguły kierowali Reichswehrą.
Ostatecznie jednak znaleźli się ludzie, których pomoc otworzyć miała Hitlerowi drogę do generałów.
Jednym z nich był Werner Eduard Fritz von Blomberg – szef Truppenamtu w latach 1927-1929. Jego kontakt z
ruchem hitlerowskim datował się od czasu, gdy jako dowódca okręgu wojskowego Prusy Wschodnie dostał się
w Królewcu pod wpływy zagorzałych już wówczas sympatyków Hitlera. Byli to: szef sztabu Walter von
Reichenau oraz przełożony wojskowej służby kapelańskiej kościoła luterańskiego Ludwik Müller.
Za ich pośrednictwem Blomberg nawiązał kontakt z Hitlerem i doręczył generałom jego specjalny
czteropunktowy memoriał z propozycjami pod adresem armii. Dokument ten, w którym mówiło się o
konieczności zniszczenia marksizmu oraz pełnego i jak najszybszego uzbrojenia Niemiec, wywarł wielkie
wrażenie na Blombergu. Od tej chwili stał się gorącym zwolennikiem zbliżenia między NSDAP a armią.
Gdy jednak Blomberg zaczął otwarcie głosić, że władzę państwową należy oddać Hitlerowi i jego partii
(a było to na długo przed 30 stycznia 1933 r.), kierownicze koła Reichswehry, wykorzystując fakt, że uległ
wypadkowi w czasie przejażdżki konnej, postanowiły usunąć go na jakiś czas z dowództwa armii.
Ta wymuszona przez generałów skupionych wokół kanclerza Schleichera i naczelnego dowódcy
Reichswehry Kurta von Hammersteina-Equorda dymisja Blomberga, wbrew intencjom jej autorów, oddała
delikwentowi przysługę, o jakiej w innym wypadku byłoby mu nawet trudno marzyć. Umożliwiła mu bowiem
nominację na szefa niemieckiej delegacji rządowej na konferencję rozbrojeniową w Genewie, co z kolei
przyniosło mu osobistą przychylność samego Hindenburga.
W otoczeniu Hindenburga Blomberg znalazł sprzymierzeńców. Na rzecz Hitlera działali bowiem syn i
adiutant zwycięzcy spod Tannenberga – Oskar Hindenburg – oraz Papen. Mieli oni przemożny wpływ na
starzejącego się prezydenta.
Kiedy w 1932 r. w Niemczech zaczęły się chwiać podwaliny starego ładu, Blomberg okazał się
jedynym poważnym kandydatem na ministra Reichswehry w nowym rządzie, kandydatem widzianym w taj roli
nie tylko przez Hindenburga, ale i przez Hitlera. Co prawda Schleicher i Hammerstein-Equord zamierzali go
nawet aresztować, ale ostatecznie wszystko skończyło się na kilku zakulisowych spotkaniach.
W łonie Reichswehry bowiem zaczęła się coraz wyraźniej rysować rozbieżność poglądów. Już w
1931 r. generał Seeckt, przeprowadziwszy szereg rozmów z Hitlerem, uznał jego plany za jedyny czynnik
sprzyjający remilitaryzacji Niemiec, a poglądy te podzielili przywódcy „Stahlhelmu” Seldte i Düsterberg.
Jednakże Schleicher sprzeciwił się stanowczo możliwości opanowania armii przez Hitlera. Spowodowało to
ponowne ochłodzenie stosunków między Reichswehrą a NSDAP.
I wówczas nadszedł pamiętny dzień 30 stycznia 1933 r., dzień objęcia urzędu kanclerza Rzeszy przez
Hitlera. Na kilka godzin przed oficjalnym zaprzysiężeniem nowego gabinetu Hitler poprosił do siebie
Blomberga i zaproponował mu stanowisko ministra Reichswehry. Krok ten związał z nim generała silniej niż
inne względy. Dlatego też, gdy Hitler raz jeszcze wyłożył mu główne założenia swego programu, Blomberg
przyjął je bez zastrzeżeń.
Hitler zresztą nic nie ukrywał. W zamian za przychylny stosunek armii do planów NSDAP obiecał taką
politykę, która w szybkim czasie pozwoli Rzeszy złamać narzucone jej przez traktat wersalski ograniczenia
wojskowe oraz przystąpić do zakrojonej na wielką skalę produkcji zbrojeniowej i rozbudowy sił zbrojnych.
Jednocześnie oficjalnie powtórzono generałom zapewnienie Hitlera, iż nowy kanclerz nie zamierza
przekształcać SA w siłę konkurencyjną wobec regularnej armii oraz że będzie w dalszym ciągu dbał o
utrzymanie starych tradycji junkierskich generalicji niemieckiej.
W takiej sytuacji generał Hamerstein-Equord – jeszcze tak niedawno przeciwstawiający się zamiarom
Hitlera – zaprasza go na wielki bankiet, w którym biorą udział wszyscy dowódcy okręgów wojskowych w
Rzeszy. Tam brunatny kanclerz wygłosił ponad dwugodzinne przemówienie. Zaapelował w nim do zebranych na
sali generałów i admirałów, by zabrali się jak najenergiczniej do szkolenia armii i wzmacniania jej siły. Gdy
nadejdzie właściwy dzień, Reichswehra powinna się przekształcić w wielomilionową armię uzbrojoną w
najnowocześniejszy sprzęt bojowy. Apel tan zmienił szybko nastrój na sali. Dotychczasową rezerwę zastąpiło
niezwykłe ożywienie. Przecież na te właśnie słowa od dawna czekali niemieccy generałowie, a żaden z
poprzednich kanclerzy nie odważył się ich tak otwarcie wypowiedzieć!
Za słowami szybko poszły czyny. Truppenamt dostał rozkaz podniesienia pokojowego stanu
Reichswehry do 21 dywizji, a zakłady Kruppa otrzymały nowe zamówienia, których treść ukryto pod skromną
nazwą „ciągników dla rolnictwa”. Że te ciągniki okazały się pierwszymi czołgami – to już inna sprawa. Ponadto
Zgłoś jeśli naruszono regulamin