271
1
Malownicza wioska Trellick w Somersetshire była zazwyczaj cicha i
Spokojna. Lecz nie tego dnia. Po południu niemal wszyscy okoliczni
Mieszkańcy ściągnęli na błonia, by sie zabawić.
Pośrodku stał słup ozdobiony wstawkami, które furkotały na wietrze.
Od razu widać było, co to za okazja. Obchodzono święto wiosny.
Wieczorem młodzieńcy beda tańczyli wokół słupa ze swymi wybrankami,
Jak to robili z wielkim zapałem każdego roku?
Tymczasem na błoniach trwały wyścigi i konkursy. Wokoło rozbito
Płócienne kramy. Na widok smakołyków ślinka sama ciekła do ust.
Kolorowe świecidełka przyciągały wzrok. W niektórych miejscach
Zapraszano do udziału w grach wymagających zręczności, siły lub
Szczęścia.
Pogoda wyjątkowo dopisała - niebo było bezchmurne, słonce mocno
Przygrzewało. Kobiety i dziewczęta pozbyły się sie szali i pelerynek, które
Włożyły rano. Kilku me%czyzn i większość chłopców rozebrało sie do
Samych koszul po jednej z bardziej forsownych konkurencji. Z kościoła
Wyniesiono stoły i krzesła. Ustawiono je na trawiastym placyku, %by przy
Herbacie i ciastkach obserwować zabawę. Ci, którzy przedkładali piwo nad
herbate, te% mieli okazje raczyc sie nim na swie%ym powietrzu, przed
gospoda Pod Niedzwiedziem.
Czesc podró%nych, przeje%d%ajacych akurat przez wioske,
zatrzymywała sie na dłu%ej badz krócej, %eby przygladac sie zabawom.
Niektórzy nawet brali w nich udział, zanim udali sie w dalsza droge.
Własnie jeden nieznajomy zbli%ał sie wolno od strony głównego
traktu, kiedy Viola Thomhill uniosła wzrok, nalewajac herbate pannom
Meriwether. Nie dostrzegłaby go nad głowami tłumu, gdyby nie siedział
na koniu Patrzyła na niego krótka, chwile.
Był niewatpliwie d%entelmenem, a do tego modnie ubranym.
Ciemnoniebieski strój dojazdy konnej le%ał na nim jak ulał. Spod surduta
wystawał biały wykrochmalony gors koszuli. Czarne skórzane spodnie
przylegały do długich nóg niczym druga skóra. Długie buty z pewnoscia,
wykonał najlepszy szewc. Ale nie tyle strój, ile sam me%czyzna zwrócił
uwage Vioii i wzbudził jej zachwyt Był młody, szczupły i przystojny.
Przesunał cylinder na tył głowy, kiedy na niego patrzyła, i usmiechnał sie.
- Nie powinna nam pani usługiwac, panno Thomhill -odezwała sie
Prudence Merrywether. W jej głosie mo%na było dosłyszec lekkie
skrepowanie. - To my powinnysmy zadbac o pani wygode. Od rana jest
pani na nogach.
Viola usmiechneła sie promiennie.
- Ale% ja wspaniale sie bawie - powiedziała. - Doprawdy niebiosa.:
nam sprzyjaja. Pogoda jest wprost wymarzona!
Kiedy znów spojrzała na trakt, nieznajomy zniknał. Nie pojechał
jednak swoja droga. Chłopak z gospody odprowadzał jego konia do stajni.
- Panienko Violu - rozległ sie za nia znajomy głos. Odwróciła sie i
usmiechneła do małej pulchnej kobiety, która dotkneła jej ramienia.-
Mo%na rozpoczynac wyscigi w workach. Potrzebna jest pani, %eby dac
sygnał do startu, a potem wreczyc nagrody. Ja zastapie panienke w
nalewaniu herbaty.
- Dziekuje, Hanno. - Viola oddała imbryk i pospieszyła na błonia,
gdzie grupka dzieci wciagała jut worki na nogi. Pomogła tym, którym
sprawiało to wieksze trudnosci, a potem dopilnowała, %eby wszystkie
staneły mniej wiecej równo na linii startu. Dorosli tłoczyli sie z czterech
stron pola, by obserwowac wyscig i aplauzem wspomagac uczestników.
Viola wyszła z domu wczesnym rankiem. W muslinowej sukni, szalu i
słomkowej budce wygladała jak dama. Włosy miała starannie zaplecione i
upiete w korone. Ale ju% wiele godzin temu zrezygnowała z szala,
kapelusza i rekawiczek. A włosy, które uparcie wysuwały sie ze spinek, w
koncu spłyneły jej na plecy długim warkoczem. Była zarumieniona i
szczesliwa. Nie pamietała, kiedy tak dobrze sie bawiła, chocia% biegała
cały ranek tu i tam.
- Gotowi – krzykneła.-Start!
Polowa uczestników przewróciła sie zaraz na samym poczatku bo
nogi zaplatały im sie w workach. Dzieci starały sie wstac, ich wysiłkom
towarzyszyły salwy dobrodusznego smiechu i okrzyki zachety ze strony
rodziców i sasiadów. Po niedługim czasie jedno dziecko pokonało błonia,
skaczac jak konik polny. Dotarło do linii mety. zanim jego niefortunni
rywale zdołali sie podniesc z ziemi.
Rozesmiana Viola nagle zorientowała sie, %e patrzy prosto w oczy
ciemnowłosego przystojnego me%czyzny. Nieznajomy stał na linii mety.
Kiedy sie smiał, był jeszcze bardziej pociagajacy. Nim sie odwróciła!
otwarcie zmierzył ja wzrokiem od stóp do głów, jednakowo% z pewnym
zaskoczeniem stwierdziła, ze nie czuje sie dotknieta jego obcesowoscia.
Zachowanie me%czyzny rozbawiło ja, mo%e nawet wywołało lekkie
podniecenie. Pospieszyła, by wreczyc nagrode zwyciezcy.
Zaraz potem udała sie do gospody, by wraz z wielebnym Prewittem i
panem Thomasem Claypole'em ocenic wyroby, przygotowane na konkurs
pieczenia ciast,
- Jedzenie słodkosci wzmaga pragnienie - oswiadczył wikary, klepiac
sie po brzuchu, ponad pół godziny pózniej, kiedy spróbowali wszystkich
delicji i ogłosili werdykt - A jesli sie nie myle, przez cały dzien ani na
chwilke pani nie spoczeła, panno Thornhill. Prosze teraz pójsc na placyk
przed kosciołem i znalezc sobie stolik w cieniu. Moja mał%onka albo inna
ochotniczka podadza pani herbate. Pan Claypole z przyjemnoscia bedzie
pani towarzyszył, nieprawda%?
Viola swietnie by sie obyła bez towarzystwa pana Claypole'a.
Proponował jej mał%enstwo przynajmniej z tuzin razy w ciagu ostatniego
roku. Uwa%ał zatem, %e ma do niej prawo i wolno mu z nia bez
skrepowania rozmawiac na ró%ne tematy. Pan Thomas Claypole był
wzorowym obywatelem, rozwa%nym zarzadca swojego majatku,
kochajacym synem; ogólnie rzec mo%na, człowiekiem statecznym. Ale
nudnym, %eby nie powiedziec irytujacym.
- Prosze mi wybaczyc, panno Thornhill - zaczał, jak tylko usiedli przy
stole w cieniu wielkiego debu i Hanna nalała im herbaty. - Ufam, %e nie
poczuje sie pani ura%ona tym, co powiem, bo beda to słowa oddanego
przyjaciela. Po prawdzie uwa%am sie za kogos wiecej ni% pani przyjaciela
- A zatem, co sie panu nie podoba w tym idealnym dniu? - spytała,
poło%ywszy łokiec na stole i podparłszy brode na dłoni.
- To %e z takim zapałem przystapiła pani do organizowania festynu i
nie szczedziła pani trudu, by wszystko sie odbyło jak nale%y, rzeczywiscie
jest godne najwy%szego podziwu – zaczał.
Wzrok i uwage Viol i znów przykuł nieznajomy. Tym razem popijał
piwo przed gospoda.
- Swoja postawa zdobyła sobie pani moje niekłamane uznanie -
ciagnał pan Claypole. - Jednak jestem troche zaniepokojony, widzac, ze
dzisiaj prawie sie pani nie ró%ni wygladem od wiejskiej dziewki.
- Och. czy%by? - rozesmiała sie Viola, - Có% za zachwycajace słowa.
Ale to nie miał byc komplement prawda?
- Jest pani bez kapelusza i ma rozpuszczone włosy— wytknał jej bez
skrupułów, - A do tego wpieła pani w nie stokrotki.
Na smierc o nich zapomniała. Któres z dzieci podarowało jej kwiaty,
zerwane nad rzeka tego ranka. Wsuneła je we włosy nad lewym uchem.
Lekko dotkneła kwiatków. Tak, wcia% tam tkwiły.
- Wydaje mi sie. %e to pani słomkowa budka le%y na ostatniej ławce w
kosciele - kontynuował pan Claypole.
- Ach- A wiec tam ja zostawiłam.
- Powinna pani chronic cere przed szkodliwymi promieniami słonca -
powiedział z delikatna przygana.
- W istocie -zgodziła sie. Dopiła herbate i wstała. - Prosze mi
wybaczyc, ale widze, %e w koncu pojawiła sie wró%ka. Musze isc i
sprawdzic. czy ma wszystko, czego potrzebuje.
Pan Claypole nie zorientowałby sie jednak, %e jego obecnosc nie jest
miłe widziana, nawet gdyby wyra%ono to w sposób jak najbardziej
dosadny. Dlatego te% wstał, ukłonił sie i podał jej ramie. Viola tylko
westchneła w duchu i zrezygnowana ujeła go pod reke.
Prawde mówiac, wró%ka ju% sama sobie poradziła. Viola zauwa%yła,
%e przystojny jezdziec skierował sie do jarmarcznej budy, wczesnym
popołudniem obleganej przez młodych me%czyzn, bo mo%na tam było
rzucac do celu. Kiedy Viola i pan Claypole podeszli bli%ej, nieznajomy
akurat rozmawiał z Jakiem Tulliverem, miejscowym kowalem.
- Ju% miałem zamykac, bo zabrakło nam nagród. — Jake podniósł
głos. %eby Viola go usłyszała. - Ale ten d%entelmen koniecznie chce
spróbowac szczescia.
- Có_ w takim razie mo%emy jedynie %ywic nadzieje, %e nie wygra,
prawda? -odparła wesoło.
Nieznajomy odwrócił sie, by na nia. spojrzec. Był wysoki,
przewy%szał ja prawie o głowe. Niemal czarne oczy nadawały jego twarzy
wyglad troche niebezpieczny. Violi mocniej zabiło serce.
- Och. na pewno wygram, prosze pani - odparł z niezmaconym
spokojem i pewnoscia siebie, graniczaca z arogancja,
- Có%, nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego - powiedziała. - Wygrali
prawie wszyscy bez wyjatku. Stad ten %enujacy brak nagród. Obawiam sie,
%e lichtarze ustawiono zbyt blisko. Musimy to zapamietac na przyszłosc,
panie Tulliver.
- Prosze je odsunac dwa razy dalej - polecił nieznajomy. - I tak
wygram.
Uniosła brwi, słyszac te przechwałke, i spojrzała na stare mosie%ne
lichtarze, przyniesione z koscielnej zakrystii:
- Taki pan pewny? - spytała. - W takim razie prosze to udowodnic. Po
pieciu rzutach cztery z pieciu lichtarzy musza sie przewrócic. Jesli pan
tego dokona, zwrócimy pieniadze. Tylko tyle mo%emy zrobic. Rozumie
pan, cały dochód z dzisiejszej imprezy przeznaczony jest na cele
dobroczynne, wiec wolałabym nie proponowac nagrody pienie%nej.
- Zapłace dwa razy wiecej, ni% wynosi zwykła stawka- powiedział
nieznajomy z zuchwałym usmiechem, który dodał mu chłopiecego uroku.-
I trafie do wszystkich pieciu lichtarzy z dwa razy wiekszej odległosci ni%
teraz. Ale obstaje przy nagrodzie, prosze pani.
- W takim razie mniemam, %e mo%emy zaproponowac panu kurka z
wie%y koscielnej, nie lekajac sie, %e dom Bo%y zostanie ogołocony ze swej
ozdoby—odparła. - To niewykonalne.
- Myli sie pani, co gotów jestem udowodnic - zapewnił.—Jesli
nagroda beda stokrotki, które ma pani we włosach.
Viola dotkneła kwiatków i rozesmiała sie głosno.
- Rzeczywiscie cenna nagroda - powiedziała. - Zgoda, drogi panie.
Pan Clay pole chrzaknał.
- Pozwole sobie zauwa%yc, %e takie zakłady sa wysoce niestosowne
podczas Imprezy, która jest kiermaszem parafialnym - oswiadczył.
Nieznajomy spojrzał w oczy Violi i usmiechnał sie lekko.
- W takim razie postarajmy sie, %eby kosciół du%o zyskał na tym
zakładzie - powiedział. - Wpłace dwadziescia funtów na fundusz koscielny
bez wzgledu na wynik. Jesli wygram, dostane od pani stokrotki. Prosze
odsunac lichtarze - polecił Jake'owi Tulliverowi, kładac na kontuarze kilka
banknotów.
- Panno Thomhill- syknał Claypole prosto do ucha Viou. ujawszy ja
pod łokiec.- To nie przystoi. Zwraca pani na siebie uwage.
Rozejrzała sie. Rzeczywiscie, ludzie zaczeli odchodzic od stolika
wró%ki. To zaintrygowało innych i kolejni ciekawscy juz spieszyli przez
błonia w kierunku budy, gdzie rzucano do celu. Nieznajomy zdjał surdut i
podwijał rekawy koszuli. Jake odsuwał lichtarze.
- Ten d%entelmen przekazał dwadziescia funtów na nasza akcje
filantropijna - wesoło wykrzykneła Viola do gestniejacego tłumu gapiów.
Jesli przewróci wszystkie piec lichtarzy piecioma rzutami kula, wygra...
moje stokrotki.
Pokazała je reka, a potem rozesmiała sie razem z obecnymi. Ale
nieznajomy nie przyłaczył sie do tego wybuchu wesołosci. Ze skupieniem
obracał kule w dłoniach. Przymru%onymi oczami patrzył na lichtarze.
Teraz wydawały sie bardzo daleko. W %adnym wypadku nie mógł wygrac.
Watpiła, czy uda mu sie przewrócic chocia% jeden.
Trafił w pierwszy lichtarz, zanim oceniła szanse. Obserwatorzy
nagrodzili rzut goracymi brawami.
Jake podał nieznajomemu kule, a on skoncentrował sie jak
poprzednio. Tłum zgromadzonych ucichł.
Drugi lichtarz zachwiał sie i przez moment wszyscy przypuszczali, ze
ustoi. ale potem przewrócił sie z brzekiem.
Viola ucieszyła sie w duchu, %e nieznajomy przynajmniej nie okryje
sie hanba, przegrywajac sromotnie. W samej koszuli wygladał jeszcze
bardziej zachwycajaco. Był... nadzwyczaj meski. Goraco pragneła, %eby
wygrał zakład. Ale podjał sie rzeczy niemal niemo%liwej.
Znów chwila koncentracji.
Trzeci lichtarz upadł.
Czwarty nie.
Tłum jeknał. Viola nie rozumiała, dlaczego sprawiło jej to taki głeboki
zawód.
- Zdaje sie, %e zatrzymam swoje kwiaty - powiedziała.
- Prosze nie cieszyc sie za wczesnie - odparł z usmiechem. Wyciagnał
reke po kule. - Zało%ylismy sie, %e przewróce piec lichtarzy piecioma
rzutami, prawda? Czy to oznacza, %e za ka%dym razem musze trafic w
jeden lichtarz?
- Nie. - Rozesmiała sie, kiedy zrozumiała, co miał na mysli. — Ale
został panu tylko jeden rzut, a wcia% stoja dwa lichtarze,
- Czemu bojazliwi jestescie, ludzie małej wiary? - mruknał,
puszczajac oko i Viola poczuła miłe łaskotanie w okolicy serca.
Potem znów sie skoncentrował, a tłum zamilkł, zdumiony, %e
nieznany jeszcze nie uwa%ał sie za przegranego. Viola słyszała bicie
własnego serca.
Oczy zrobiły jej sie wielkie z niedowierzania, a obecni zaczeli
wiwatowac jak opetani, kiedy kula trafiła jeden lichtarz, upadła, odbiła sie
i przewróciła piaty lichtarz.
D%entelmen ukłonił sie zgromadzonym, potem usmiechnał do Violi która
biła brawo, rozradowana. Stwierdziła, %e była to najbardziej emocjonujaca
chwila w ciagu całego dnia.
- Obawiam sie, %e ten bukiecik podlega konfiskacie, prosze pani.-
Me%czyzna wskazał stokrotki. - Zabieram go sobie.
Stała bez ruchu, kiedy delikatnie wysunał kwiatki z jej włosów. Ani na
chwile nie odrywał od niej ciemnych, rozesmianych oczu-teraz przekonała
sie, %e sa ciemnobrazowe. Twarz miał ogorzała od słonca. Biło od niego
ciepło i pi%mowy zapach wody kolonskiej. Uniósł stokrotki do ust, ukłonił
sie szarmancko i wsunał łody%ki kwiatów w butonierke.
- Kwiaty od damy na moim sercu - mruknał. - Czegó% wiecej
mógłbym pragnac?
Nie miała jednak okazji odpowiedziec na takie jawne zaloty.
Przeszkodził jej donosny głos wielebnego Prewitta.
- Brawo, sir! - Wikary wystapił z tłumu i z wyciagnieta reka podszedł
do zwyciezcy.—Panski czyn zasługuje na najwieksza pochwałe, jesli moge
sobie pozwolic na wyra%enie swojego zdania. Zapraszam na placyk przed
kosciołem. Moja mał%onka poczestuje pana fili%anka herbaty. Ja opowiem,
na co zamierzamy przeznaczyc uzyskane dzisiaj fundusze, które dzieki
panskiej hojnosci powiekszyły sie o niebagatelna kwote.
Nieznajomy usmiechnał sie do Violi i z lekkim ociaganiem odszedł z
wikarym.
- Ogromnie mi ul%yło, panno Thornhill -przemówił Claypole. Znów
ujał Viole pod łokiec, kiedy tłum zaczał sie rozchodzic, %eby wziac udział
w innych atrakcjach. - Wielebnemu Prewittowi udało sie zatuszowac
wulgarnosc tej sceny, z pania w roli głównej. Ten zakład był wielce
niestosowny. A teraz mo%e...
Nie pozwoliła mu dokonczyc.
- Zdaje sie, %e panska matka od dziesieciu minut bezskutecznie stara
sie pana przywołac do siebie - przerwała mu Viola.
- Dlaczego dopiero teraz mi pani o tym mówi? - Spojrzał w kierunku
koscioła i odszedł pospiesznie. Nawet sie nie obejrzał za siebie. Viola
zerkneła na Hanne, stojaca w pobli%u, uniosła brwi i rozesmiała sie na
głos.
- Ale% on przystojny - Hanna pokiwała głowa, - A% strach. I bardzo
niebezpieczny, jesli ktos by chciał znac moje zdanie. Najwyrazniej nie
mówiła o Claypole'u.
- Hanno, to tylko nieznajomy, bawiacy przejazdem-odparła Viola -
Dwadziescia funtów... to bardzo hojny datek, prawda? Powinnismy byc
wdzieczni, %e przerwał swoja podró% akurat w Trellick. A teraz chce, chce
%eby mi powró%ono.
Wszystkie wró%ki sa takie same. pomyslała, kiedy jakis czas pózniej
wsiała od stolika z kryształowa kula. Dlaczego nie staraja sie byc choc
troche oryginalne? Ta była Cyganka, która ponoc niezwykle trafnie
przepowiadała przyszłosc.
- Strze% sie wysokiego przystojnego bruneta - powiedziała. - Mo%e cie
zniszczyc... jesli wczesniej nie uda ci sie go usidlic.
Rzeczywiscie, wysoki, ciemnowłosy i przystojny! Viola usmiechneła
sie do dziecka, które sie zatrzymało, %eby pokazac nowa zabawke. Có% za
%ałosny frazes.
A potem znów dostrzegła nieznajomego. Zmierzał przez placyk w
kierunku stajni. Ach, a wiec odje%d%a. Udaje sie w dalsza droge, póki
jeszcze widno.
Wysoki., ciemnowłosy, przystojny nieznajomy. Usmiechneła sie
lekko.
Słonce stało ju% nisko na niebie. Od strony gospody dosłyszała
grajków. strojacych instrumenty. Dwóch me%czyzn sprawdzało wsta%ki
wokół słupa, czy nie sa splatane. Obserwowała ich ze smutkiem.
Wieczorne tance zawsze stanowiły radosne, %ywiołowe apogeum
obchodów swieta wiosny. Ale jej nie wolno było w nich brac udziału.
Osoby szlachetnie urodzone uwa%ały, %e takie harce nie przystoja ludziom
z wy%szych sfer. Dama mo%e przygladac sie tancom, ale nie wolno jej w
nich uczestniczyc.
Zreszta niewa%ne. Bedzie obserwowała zabawe i cieszyła sie nia tak,
jak w zeszłym roku, kiedy po raz pierwszy obchodziła swieto wiosny w
Trellick. A na razie czekano na nia na plebanii z obiadem.
Kiedy Viola opusciła plebanie, zapadł ju% zmierzch. Na błoniach
rozpalono ogniska, by młodzi mogli tanczyc przy ich blasku. Skrzypkowie
grali a młodzie% wirowała wokół umajonego słupa w wesołym szybkim
tancu. Viola podziekowała wielebnemu Prewittowi za zaproszenie, by
towarzyszyc jemu i jego mał%once podczas przechadzki po błoniach.
Zamiast tego udała sie na pusty Placyk przed kosciołem, by samotnie
rozkoszowac sie widokiem tanczacych.
Było zdumiewajaco ciepło, jak na wiosenny wieczór. Zarzuciła szal na
ramiona, choc mogłaby sie bez niego obejsc. Jej budka prawdopodobnie
nadal le%ała na ostatniej ławce w kosciele. Hanna, pokojówka Violi a
kiedys piastunka, przed obiadem szczotkowała jej włosy i zwiazała na
karku wsta%ka. Taka fryzura była wygodniejsza, Claypole niewatpliwie nie
omieszkałby wyrazic swojego zgorszenia, gdyby ja zobaczył. Ale na
szczescie o zmierzchu wrócił z matka i siostra do domu.
Skrzypce umilkły. Tancerze rozproszyli sie na błoniach, by odsapnac i
poszukac nowych partnerów do tanca. Viola uniosła głowe. Ksie%yc był
prawie w pełni. Niebo błyszczało tysiacem gwiazd. Głeboko zaczerpneła
w płuca czyste wiejskie powietrze. Zamkneła oczy i zmówiła w duchu
...
irinam