Pasja wg. bł. Anny Katarzyny Emmerich.doc

(118 KB) Pobierz

GORZKA MĘKA I ŚMIERĆ PANA NASZEGO
JEZUSA CHRYSTUSA

http://jankowice.rybnik.pl/images/chrystus.jpg

WEDŁUG WIDZEŃ BŁOGOSŁAWIONEJ
ANNY KATARZYNY EMMERICH

CZĘŚĆ I

CZĘŚĆ II     CZĘŚĆ III

OSTATNIE TYGODNIE PRZED MĘKĄ. NAUKI JEZUSA W ŚWIĄTYNI

Powróciwszy do Betanii, udał się Jezus zaraz nazajutrz do świątyni w celu nauczania. Część drogi towarzyszyła Mu Najświętsza Matka Jego. Jezus przygotował ją na Swą bolesną mękę, mówiąc, że zbliża się czas, w którym spełni się na Niej przepowiednia Symeona, opiewająca, iż duszę Jej miecz przeniknie, albowiem bez miłosierdzia Go zdradzą, pojmą, znieważą i skażą na śmierć jak złoczyńcę, a Ona musi na to patrzeć. Długo o tym mówił Jezus, a Maryja była bardzo zasmucona. Jezus bawił w domu Marii Marka, matki Jana Marka, który może ćwierć godziny oddalony był od świątyni, jakby na przedmieściu. Następnego dnia, skoro Żydzi opuścili świątynię, nauczał Jezus w niej publicznie i bardzo surowo. W Jerozolimie znajdowali się w tym czasie wszyscy Apostołowie, przychodzili jednak do świątyni osobno, częściami i z różnych stron. Jezus nauczał w okrągłej sali, w której przemawiał był w 12 roku życia Swego. Były tu przyrządzone siedzenia i stopnie dla słuchających, których zeszło się teraz bardzo wiele. Ściślej mówiąc, już teraz właściwie rozpoczęła się męka Jezusowa; cierpi bowiem wewnątrz katusze gorzkiego smutku z powodu przewrotności ludzi. Tego i następnego dnia zatrzymał się Jezus w domu przed bramą betlejemską, do którego wstąpiła była Maryja, niosąc Go jako Dziecię do świątyni, do ofiarowania. W domu tym było kilka komnat, a czuwał nad nim dozorca. Gdy Jezus szedł do świątyni, towarzyszył Mu tylko Piotr, Jakób Starszy i Jan; inni szli każdy z osobna. Apostołowie i uczniowie przebywali gospodą w Betanii u Łazarza. Jednego z następnych dni miał Jezus w świątyni od rana aż do południa naukę, na której byli i Faryzeusze obecni; potem wrócił do Betanii, i tu mówił znów z Swą Matką o bolesnej Swej męce. Rozmawiali stojąc w podwórzu domu, w otwartej altanie. Nikodem, Józef z Arymatei, synowie Symeona i inni tajemni uczniowie nie okazują się jawnie na naukach Jezusa w świątyni; jeśli niema Faryzeuszów, to słuchają, ile możności w ukryciu, z dala. W naukach Swych mówił Jezus tymi dniami znowu w porównaniach o zdziczałej roli, z którą ostrożnie trzeba się obchodzić, by z chwastem nie wyrwać pszenicy, lecz obojgu należy pozwolić rozrastać się aż do czasu żniwa, przy czym tak trafnie Faryzeuszom powiedział prawdę, że mimo oburzenia czuli wewnętrzne zadowolenie. Przy jednej z następnych nauk, pod wpływem rozgoryczenia zamknęli dostęp do sali naukowej, by nie puścić większej liczby słuchaczów. Tego dnia nauczał Jezus aż do późnej nocy, bez żywszych ruchów, spokojnie i pojedynczo, zwracając się raz w tę, raz w drugą stronę. Między innymi wspominał, że przyszedł gwoli trzech rodzajów ludzi, przyszedł wskazał ku trzem bokom świątyni, na trzy strony świata, - w tym - mówił - jest wszystko zawarte. Jeszcze w drodze do świątyni rzekł był do idących z Nim Apostołów, aby Go, gdy się z nimi rozstanie, szukali w południu. Piotr, wiedziony właściwą sobie ciekawością, zapytał, co to znaczy "w południu?" Jezus rzekł na to: "W południu jest słońce nad nami, i niema cienia; rano i wieczór jest cień obok światła, o północy zaś jest ciemna noc. Szukajcie Mnie w południu, a znajdziecie Mnie i w sobie, jeśli tylko niema cienia." Znaczenie tych słów mogło się odnosić i do stron świata; nie umiem tego jednak dokładniej powiedzieć. Żydzi stają się już coraz więcej oporni. Zamknęli oni nawet kratę w koło mównicy, jako też i mównicę; gdy jednak Jezus przyszedł z uczniami znów do sali, ujął tylko kratę, a ta otworzyła się, również i mównica otwarła się za dotknięciem ręki Jego. Przypominam sobie, że było tam wielu uczniów Jana Chrzciciela i tajemnych zwolenników Jezusa. Naukę rozpoczął Jezus od Jana, i pytał, co myślą o Janie a co o Nim, aby jawnie się z tym oświadczyli; lecz oni lękali się to wypowiedzieć. Do tego nawiązał przypowieść o pewnym ojcu i dwóch synach, którzy mieli rolę zaorać i wyplewić. Jeden syn przystał, ale nie uczynił; drugi mówił, że nie zrobi tego, ale potem począł żałować i przecież to zrobił. Jezus nauczał o tym długo. Później po uroczystym wjeździe do Jerozolimy nauczał Jezus jeszcze raz o tej przypowieści. Następnego dnia, w drodze do świątyni, dokąd naprzód poszli byli uczniowie, by otworzyć salę naukową, błagał Jezusa jakiś ślepy o uzdrowienie; Jezus jednak przeszedł mimo niego. Uczniowie byli z tego niezadowoleni, w nauce tedy powiedział Jezus, dlaczego go nie uzdrowił, mówiąc, iż człowiek ten dotknięty jest większą ślepotą duszy niż oczu. Nauczał bardzo surowo, dodając, że wielu jest tu obecnych, którzy weń nie wierzą i tylko dla widzenia cudów za Nim biegają; ot zaś w rozstrzygającej chwili opuszczą Go. Podobni są oni do owych, którzy chodzili za Nim, bo ich karmił ziemskim pokarmem, a potem się rozproszyli. Widziałam, że podczas tej mowy wielu powychodziło i mało co nad sto zostało około Pana. Widziałam także, że Jezus, wracając do Betanii nad tym płakał. Nazajutrz poszedł Jezus z Betanii dopiero pod wieczór do świątyni. Towarzyszyło Mu sześciu Apostołów, idąc z tyłu za Nim. Jezus sam uprzątał stołki z drogi i ustawiał je w sali, czemu uczniowie bardzo się dziwili. Wyjaśnił to w nauce, nadmieniając, że niebawem ich opuści. Następnego szabatu nauczał Jezus w świątyni od rana do wieczora, i to częścią wobec Apostołów i uczniów w osobnym miejscu, przepowiadając im ogólnie wiele przyszłych rzeczy, częścią zaś w sali naukowej, gdzie mogli Go słuchać także postrzegający Faryzeusze i inni Żydzi; tylko około południa uczynił krótki przystanek. W dalszym ciągu mówił Jezus o cnotach wypaczonych, tak np. o miłości, w której kryje się sobkostwo i chciwość, i w ogóle jak nieznacznie do wszystkiego zło się wkrada. Wspominał i o tym, iż wielu jest, którzy spodziewają się po Nim ziemskiego królestwa, urzędu i znaczenia, i to nie ponosząc żadnego cierpienia, podobnie jak nawet pobożna matka synów Zebedeuszowych żądała od Niego wyszczególnienia swych synów. Mówił też, by nie gromadzić martwych skarbów, a także o skąpstwie; czułam, że tym zmierza do Judasza. Dalej mówił o umartwianiu, poście, modlitwie i obłudzie, której wielu przy tych dobrych uczynkach się dopuszczą, a także o gniewie Faryzeuszów na uczniów, gdy rok temu zrywali kłosy. Powtarzał niektóre poprzednie nauki i w ogóle wyjaśniał wiele z całego Swego zawodu. Mówił także o Swej nieobecności, i chwalił ich zachowanie się podówczas, wspominał o Swych towarzyszach, uznając ich milkliwość, powolność i pokój obopólny, w jakim z nimi przebywał - a mówił bardzo rzewnie. Następnie zeszedł na bliskie spełnienie posłannictwa, na Swą mękę i rychły jej koniec, lecz przed nią jeszcze uroczyście odbędzie wjazd do Jerozolimy. Napomknął, jak bez miłosierdzia będą się z Nim obchodzić, a jednak musi cierpieć, nieskończenie cierpieć, by zadość uczynić. Mówił dalej o Swej Najświętszej Matce, ile i jak wraz z Nim cierpieć będzie. Wykazywał bezdenne zepsucie i winę ludzi, i że bez Jego męki nikt nie może być usprawiedliwiony. Przy słowach o zadosyćuczynieniu przez mękę, zaczęli Żydzi burzyć się i szydzić. Niektórzy wyszli z świątyni i zaczęli rozmowy z nastawioną zgrają, Jezus jednak, zwracając się do Swoich, rzekł, by się tym nie trwożyli, bowiem czas Jego jeszcze nie nadszedł, a i to, co Go teraz spotyka, należy do męki Jego. W nauce tej wspominał Jezus o domu, w którym był wieczernik i w którym się zgromadzali, a gdzie później Duch św. na nich zstąpił, nie określając jednak domu tego bliżej. Mówił, że stanowić będą jedno zgromadzenie, że otrzymają umocnienie i pokrzepienie, i że na wieki z nimi pozostanie. Była także mowa o Jego tajemnych uczniach, o synach Symeona i innych. Tłumaczył przed jawnymi uczniami ich ukrywanie się, mówiąc, że jest ono pożyteczne, gdyż mają, oni inne powołanie. Byli tam również niektórzy z Nazaretu, z ciekawości przybyli do świątyni, aby Go posłuchać, przeto powiedział im Pan, że nie powodują nimi poważne pobudki. Gdy Apostołowie i uczniowie zostali sami przy Jezusie, poruszył Jezus wiele rzeczy, które po Jego odejściu do Ojca nastąpić miały. Do Piotra rzekł, że wiele będzie musiał wycierpieć, ale niech się nie obawia, lecz wiernie i wytrwale przewodniczy gminie, która cudownie się będzie wzmagać. Trzy lata ma pozostać z Janem i Jakóbem Młodszym w Jerozolimie przy kościele. Mówił o uczniu, który pierwszy krew swą za Niego przeleje, nie wymieniając jednak imienia Szczepan. Także o nawróceniu prześladowcy wspominał, mianowicie, że więcej uczyni, niż wielu innych, również nie podając imienia Paweł. Obecni nie mogli tego wszystkiego jakoś dobrze pojąć. Przepowiadał też Jezus prześladowania, które czekają Łazarza i św. niewiasty, i mówił Apostołom, dokąd mają się udać w pierwszym półroczu po Jego śmierci. Piotr, Jan i Jakób Młodszy mieli zostać w Jeruzalem, Andrzej zaś i Zacheusz mieli się udać do Galaad, Filip i Bartłomiej do Gessur, na granicy syryjskiej. Widziałam przy tym, jak ci czterej Apostołowie około Jerycha zdążali przez Jordan, a potem ku północy, i jak Filip w mieście Gessur uzdrowił pewną niewiastę, gdzie z początku bardzo go kochano a potem prześladowano. Niedaleko od Gessur było miejsce rodzinne Bartłomieja, który pochodził od jednego z królów tego miasta, spokrewnionego z Dawidem. Ci czterej Apostołowie nie pozostali razem, lecz pracowali w różnych miejscowościach w okolicy. Galaad, dokąd poszedł Andrzej i Zacheusz, było niedaleko od Pella, gdzie Judasz w młodości był wychowany. Jakób Starszy i inny jeszcze z uczniów w mieli udać się w pogańskie obszary, w górę na północ od Kafarnaum; Tomasz zaś i Mateusz naprzód do Efezu, dla przygotowania tamtejszej okolicy, w której kiedyś Najśw. Panna i wielu wiernych mieszkać będą. Dziwiło ich to bardzo, że Maryja tam ma zamieszkać. Tadeusz i Szymon mają naprzód iść do Samarii. Nie bardzo im to przypadało do smaku, byliby bowiem woleli iść raczej do miast całkiem pogańskich. Jezus zapowiadał im także, że wszyscy jeszcze dwa razy zejdą się w Jerozolimie, zanim pójdą w dalekie pogańskie kraje głosić ewangelię. Wspominał o mężu, który pomiędzy Samarią a Jerychem, podobnie jak On działać będzie cuda, lecz mocą szatana. Mąż ten będzie chciał się nawrócić, i mają go przyjąć, gdyż i szatan musi się przyczynić do chwały Jego. Rozumiał tu Szymona, czarnoksiężnika. Wśród tej nauki pytali Go uczniowie z zaufaniem, jako mistrza swego, o niektóre szczegóły, których nie rozumieli, a On wyjaśniał im, o ile było potrzeba. Wszystko to odbywało się z wielką prostotą. W 3 lata po ukrzyżowaniu rzeczywiście zeszli się w Jerozolimie wszyscy Apostołowie; Piotr i Jan opuścili potem miasto, a Maryja udała się z Janem do Efezu. Tymczasem w Jerozolimie wybuchło prześladowanie przeciw Łazarzowi, Marcie i Magdalenie, która to aż dotąd pokutując, zamieszkiwała ową grotę na puszczy, do której Elżbieta schroniła była Jana w czasie rzezi młodzianków. Zaraz na początku swego zawodu nagromadzili Apostołowie wszystko, co dla ogółu wiernych Kościoła potrzebne było. W połowie tego czasu, przez który Maryja jeszcze żyła po wniebowstąpieniu Jezusa, mniej więcej w 6 roku po wniebowstąpieniu, zeszli się Apostołowie jeszcze raz w Jerozolimie, ułożyli Skład Apostolski, uporządkowali wszystko, pozbyli i roz-dali całe swe mienie i podzielili obszar Kościoła na diecezje, poczym rozeszli się w dalekie kraje pogan. Przy zaśnięciu Maryi zeszli się wszyscy po raz ostatni a poŹtem rozproszyli się w dalsze strony, gdzie pracowali aż do śmierci. Gdy po tej nauce wychodził Jezus ze świątyni, czatowali już nań u wyjścia i na drodze rozgoryczeni Faryzeusze i chcieli Go ukamienować, lecz Jezus uszedł im, udając się do Betanii, i przez 3 dni nie przychodził do świątyni. Chciał przy tym Apostołom i uczniom zostawić czas do zastanowienia się w spokoju nad tym, co słyszeli. Przychodzili też do Niego, by im niejedno lepiej wyjaśnił. Jezus kazał im wszystko spisać, co mówił o przyszłości. Widziałam, że uczynił to Natanael, oblubieniec z Kany, bardzo biegły w sztuce pisania. Dziwiło mnie to, że nie Jan, lecz jeden z uczniów zapiski te czynił. Wspomniany Natanael nie miał wtedy jeszcze drugiego imienia; otrzymał je dopiero przy chrzcie. W tych dniach przybyło do Betanii do Łazarza trzech młodych mężów z chaldejskiego miasta Sikdor. Łazarz umieścił ich w gospodzie uczniów. Byli to młodzieńcy słusznego wzrostu, smukli, z uprzejmym obejściem, zwinni, budowy o wiele szlachetniejszej od Żydów. Jezus mówił z nimi tylko kilka słów i odesłał ich do setnika z Kafarnaum, by ich pouczył o nawróceniu; był on bowiem niegdyś poganinem jak i oni. Widziałam ich też u setnika, który opowiadał im o uzdrowieniu sługi swego, dodając, że ze wstydu z powodu bożyszcz w swym domu, jako też dlatego, że właśnie wtedy przypadała pogańska noc postna, prosił Jezusa, Syna Bożego, by nie wchodził do jego pogańskiego domu. Na pięć tygodni przed żydowską Wielkanocą mieli poganie swoje zapusty, w których dopuszczali się największych zdrożności. Setnik Korneliusz oddał po swym nawróceniu wszystkie spiżowe bożyszcza na naczynia do świątyni i na jałmużny. Z Kafarnaum powrócili owi trzej Chaldejczycy do Betanii, a stąd do Sikdor, gdzie zebrali innych nawróconych i wraz z nimi udali się ze swymi skarbami do króla Mensora. Jezus zwykł był dotychczas chodzić do świątyni tylko z trzema towarzyszami, odtąd jednak brał ze Sobą całą drużynę Apostołów i uczniów. Na widok Jezusa ustępowali Faryzeusze od Jego mównicy do bocznych sal i tylko z poza węgłów Go wypatrywali, zwłaszcza gdy zaczął nauczać i przepowiadać uczniom Swą mękę. W obrębie murów jednego z dziedzińców, na naczelnym miejscu tu i przy wejściu do świątyni miało siedmiu do ośmiu przekupniów swoje stoły, gdzie sprzedawali artykuły spożywcze i jakiś czerwony napój w małych flaszkach. Byli to jakby markietani, nie wiem tylko, czy zbyt wielką odznaczali się pobożnością, a Faryzeusze co chwila chyłkiem skradali się do nich. Przenocowawszy w Jerozolimie, szedł Jezus z rana ze Swą drużyną do świątyni, a przechodząc właśnie obok hali tych przekupniów, nakazał im, aby natychmiast wynieśli się ze swym kramem. Gdy jednakowoż się ociągali, zabrał się Jezus osobiście do nich, uprzątnął ich towar i kazał go wynieść. Gdy wchodził do świątyni, była mównica zajęta przez innych, lecz na Jego widok cofnęli się tak szybko, jakby jaką tajemniczą silą przez Niego byli wypędzeni. Następnego szabatu, gdy Żydzi ukończyli obchód dnia, nauczał Jezus znów w świątyni aż do późnej nocy. W nauce tej kilkakrotnie napomykał, że uda się do pogan, co zapewne oznaczało, że poganie dobrym i chętnym umysłem przyjmą Jego naukę. Na dowód tego powołał się na trzech Chaldejczyków, którzy przed niedawnym czasem zdała przybyli dla słuchania Jego nauki. Wszak ci nie widzieli Jezusa, gdy był w Sikdor, słyszeli tylko o naukach Jego, a przecież tak byli poruszeni tym, co słyszeli, że przybyli do Betami, aby osobiście i więcej się pouczyć. Nazajutrz kazał Jezus zamknąć trzy krużganki sali naukowej, by sam tylko z Apostołami i uczniami mógł pozostać i nauczać. W nauce tej powtórzył poprzednie Swe nauki o prawdziwym poście, a poście Faryzeuszów, przeciwstawiając Swój post na puszczy. Przytaczał także wiele szczegółów ze Swego zawodu, omawiając dokładnie, w jakim celu i w jaki sposób powołał Apostołów, przy czym brał ich po dwóch i stawiał przed Sobą. Z Judaszem mówił bardzo mało. Od Apostołów zwrócił się do uczniów i mówił także o ich powołaniu. Wszyscy - jak zauważyłam - byli bardzo smutni. Męka Jezusa widocznie zdaje się być bliską. Ostatnia nauka, którą miał Jezus w świątyni przed Niedzielą Palmową, trwała cztery godziny. Cała świątynia była pełna ludzi, a kto tylko chciał, mógł słuchać; wiele niewiast słuchało w osobnej, zakratowanej sali. Jezus wyjaśniał znów wiele szczegółów z poprzednich Swych nauk i czynów. Między innymi mówił także o uzdrowieniu człowieka przy sadzawce Betesda, tłumacząc, dlaczego właśnie w tym czasie go uzdrowił; dalej mówił o wskrzeszeniu syna wdowy z Naim i córki Jaira, dlaczego syn wdowy zaraz za Nim poszedł, córka zaś Jaira nie. Następnie przeszedł na najbliższą przyszłość, mianowicie, że będzie przez Swoich opuszczony. Wprzód jednak z okazałością i jakby w tryumfie wejdzie do świątyni, przy czym sławić Go będą usta niemowląt, które nigdy nie mówiły. Wielu odłamywać będzie gałązki i przed Nim rzucać, inni słać będą przed Nim swe szaty. Wyjaśniał im to w ten sposób, że ci, którzy sypią przed Niego gałązki, nie dają Mu swego i nie dotrzymują Mu wierności; ci zaś, którzy szaty zdejmują i ścielą je na drogę, wyzuwają się ze swych rzeczy i wiernie przy Nim wytrwają. Nie mówił też, że wjeżdżać będzie na ośle; niektórzy przeto sądzili, że wjazd odbywać będzie w blasku i przepychu z końmi i wielbłądami. Wśród tej mowy powstał wielki szmer pomiędzy ludźmi. "Piętnaście dni", o których Jezus był wspominał, nie brali także literalnie, lecz rozumieli przez nie dłuższy okres czasu; dlatego ponownie mówił Jezus wyraźnie: "Trzy razy po pięć dni." Nauka ta wywołała wielkie zaniepokojenie między Doktorami w Piśmie i Faryzeuszami. Zaraz też w domu Kajfasza odbyli zgromadzenie i wydali zakaz, przyjmowania gdziekolwiek Jezusa i uczniów. Nadto nastawili u bramy czaty; Jezus tymczasem ukrywał się w Betanii u Łazarza.

UROCZYSTY WJAZD JEZUSA DO JEROZOLIMY

Jak już wspomnieliśmy, przebywał Jezus w ukryciu w domu Łazarza z Piotrem, Janem, Jakubem i Łazarzem, Najświętsza Panna zaś z sześciu świętymi niewiastami, w tych samych komnatach podziemnych, w których także i Łazarz się był ukrywał, będąc prześladowanym. Komnaty te leżały pod tylną częścią domu, zaopatrzone należycie w posłania i siedzenia. Jezus znajdował się z trzema Apostołami i Łazarzem we wielkiej sali, oświetlonej lampami, wspartej na kolumnie, święte niewiasty zaś w trójkątnym, okratowanym oddziale. Inni Apostołowie i uczniowie byli częścią w Betanii w gospodzie, w której zwykle się zatrzymywali, częścią po innych miejscach. Jezus oznajmił Apostołom, że dzień jutrzejszy jest dniem Jego wjazdu do Jerozolimy, a wezwawszy wszystkich innych Apostołów, długo z nimi rozmawiał, poczym ci bardzo posmutnieli. Dla zdrajcy Judasza był Jezus uprzejmym i dał mu zlecenie wezwania także i uczniów. Zlecenia takie Judasz chętnie przyjmował, rad bowiem za coś uchodził, aby mieć znaczenie. Następnie opowiedział Jezus świętym niewiastom i Łazarzowi długą przypowieść i zaraz ją wykładał. Naukę rozpoczął od Raju, od upadku Adama i Ewy, i od obietnicy Zbawiciela; mówił o rozszerzeniu się zła i o małej ilości wiernych robotników w ogrójcu Bożym. Do tego nawiązał przypowieść o królu, który miał wspaniały ogród, i przyszła do niego znakomita niewiasta, mówiąc, że pewien pobożny człowiek ma warzywny ogród, tuż przylegający do ogrodu króla. "Ponieważ człowiek ten - mówiła - opuścić ma kraj, przeto odkup od niego ogród, i zasadź w nim swoje warzywa." Król chciał jednak zasadzić czosnek i inne cuchnące ziela w tym ogrodzie, który poczciwy ów człowiek czcił jako jaką świętość, sadząc w nim tylko najszlachetniejsze korzenie. Król wezwał do siebie biednego człowieka; ten jednak ani nie chciał się nigdzie wybrać, ani ogrodu odstąpić - przeciwnie uprawiał go i nadal skrzętnie i sam go potrzebował. Zaczęto więc go prześladować, chcąc go nawet ukamienować we własnym jego ogrodzie, tak, że znękany popadł w chorobę. W końcu jednak zginął on król z całym swym przepychem, a ogród pobożnego człowieka i on sam i całe jego mieŹnie wzrastało i pomnażało się. Widziałam, jak to błogosławieństwo, podobne drzewu, szerzyło się daleko i rozdzielało po całej ziemi. Całą, tę przypowieść, w chwili gdy ją Jezus opowiadał, widziałam w obrazach, jakby rzeczywiście się odbywającą; pomyślny stan ogrodu przedstawiał mi się jako bujny wzrost i wzmaganie się warzyw, to znów jako obfite zasilenie wodą przez rozlewające się strumienie, jako wytryskające źródła światła, wreszcie jako przechodzące wokoło i deszczem i rosą zwilżające chmury. Błogosławieństwo rozwijało się i szerzyło na wszystkie strony aż do najdalszych krańców. W nauce Swej wykładał Jezus przypowieść tę o Raju, o pierwszym grzechu, o odkupieniu, o królestwie tego świata i założonej w nim winnicy Pańskiej, na którą uderza książę tego świata; w tejże winnicy książę tego świata znieważa Syna Bożego, któremu Ojciec winnicę oddał. Przypowieść ta okazywała także, że jako grzech i śmierć poczęły się w ogrodzie, tak i męka, zadośćuczynienie i zwycięstwo nad śmiercią, odniesione przez Tego, który przyjął na Siebie grzechy świata - również w ogrodzie się dokonają. Po tej nauce była bardzo krótka uczta: następnie rozmawiał jeszcze Jezus z uczniami, którzy po zapadłym zmroku zebrali się w bocznych przybudowaniach. Nazajutrz rano wysłał Jezus Eremenzeara i Sylę na boczną drogę, prowadzącą przez ogrodzone ogrody i łany na Betfage do Jerozolimy, aby przysposobili przejście przez otwory płotów i parkanów. Powiedział im, że przy gospodzie przed Betfagą, kędy wiodła droga, znajdą na pastwisku oślicę z oślęciem, którą mają przywiązać do płotu, a gdyby ich kto zapytał o przyczynę, niech powiedzą, że Pan tak chce. Drogę mają uprzątnąć aż do świątyni, a potem powrócić. Otrzymawszy to zlecenie, wybrali się obaj uczniowie w drogę, otwierali płoty i usuwali z drogi wszystkie przeszkody. Przy wielkiej gospodzie, obok której pasły się wspomniane osły, było podwórze i studnia. Osły były własnością przejezdnych, którzy w podróży do świątyni tu je zostawili. Uczniowie przywiązali oślicę, źrebię zaś zostawili wolne; następnie poszli dalej aż do świątyni, uprzątając wszelaką zawadę. Przekupnie artykułów spożywczych, których Jezus niedawno był wygnał, pozajmowali znów swe miejsca po kątach murów. Obaj uczniowie przystąpili do nich i wezwali ich, by się stąd wynieśli, ponieważ niebawem Pan odbywać będzie wjazd. Po załatwieniu wszystkiego powrócili gościńcem od drugiej strony góry Oliwnej, prosto do Betfage. Jezus tymczasem porozsyłał także pewną część starszych uczniów zwykłą drogą przed Sobą do Jerozolimy, aby uwiadomili, każdy z osobna, o Jego wjeździe Marię Marka, Weronikę, Nikodema, synów Symeona itp. przyjaciół. Wreszcie wybrał się Sam z wszystkimi Apostołami i resztą uczniów do Betfage. Za Nim, w pewnym oddaleniu, poszły święte niewiasty pod przewodnictwem Najśw. Panny. Gdy cały orszak przybył do jednego domu przy drodze, otoczonego ogrodem, dziedzińcem i portykami, zatrzymał się Jezus dobrą chwilę i wysłał dwóch uczniów z kobiercami i płaszczami, które wzięli ze sobą z Betfage, aby przystroili oślicę i powiedzieli, że Pan jej potrzebuje. Następnie zaczął przemawiać do wielkiej, cisnącej się rzeszy, w otwartej hali, wspartej na gładkich kolumnach; niewiasty święte także się przysłuchiwały. Jezus stał na podwyższeniu, uczniowie i reszta ludzi w obrębie dziedzińca. Cała hala była zdobna w liście i wieńce, ściany były nimi zupełnie okryte, a ze stropu zwisała delikatna, misterna zieleń. Jezus mówił o przezorności i używaniu rozumu; uczniowie bowiem pytali Go, dlaczego obrał tę boczną drogę. Na to odrzekł, że dlatego, by uniknąć niepotrzebnego niebezpieczeństwa; należy bowiem i samemu strzec się i starać, a nie zostawiać wszystkiego przypadkowi, dlatego też już zawczasu kazał tam przywiązać oślicę. Jezus sam ułożył porządek całego pochodu. Apostołom kazał iść przed Sobą parami, oznajmiając im przy tym, że już od teraz i po Jego śmierci muszą być wszędzie przedstawicielami Kościoła. Piotr szedł pierwszy, a za nim ci, którzy później najwięcej mieli zasłużyć się około rozszerzenia Ewangelii. Na ostatku najbliżej Jezusa szli Jan i Jakób Młodszy; wszyscy nieśli w rękach palmowe gałązki. Gdy dwaj uczniowie, czekający koło Betfage, ujrzeli zbliżający się orszak, wyszli naprzeciw na drogę, prowadząc za sobą oślicę i oślątko. Oślica okryta była derkami, zwieszającymi się aż do ziemi, z pod przykrycia widać było tylko głowę i ogon zwierzęcia. Właściwie nie wiem, która była oślica, a które oślątko, bo oba zwierzęta były jednakowej wielkości. Teraz dopiero przywdział Jezus wspaniałą suknię świąteczną z białej wełny z powłoką, którą dotychczas jeden z uczniów niósł za Nim; następnie przepasał ją szerokim pasem, na którym wypisane były litery. Z szyi zwieszała się szeroka stuła sięgająca kolan; oba jej końce wyhaftowane brązowymi nićmi, podobne były do dwóch tarczek. Uczniowie pomogli Jezusowi wsiąść na poprzeczne siodło oślicy. Eliud i Sylas szli po obu bokach Jezusa, Eremenzear zaś zaraz za Nim; dalej szli najnowsi uczniowie, częścią pozyskani w ostatniej podróży, częścią w ostatnim czasie przyjęci. Cały orszak znowu się uporządkował, niewiasty stanęły także parami i przyłączyły się do pochodu. Najświętsza Panna, która zwykle usuwała się i zawsze była ostatnią, teraz stanęła na ich czele. Wśród śpiewów wyruszył orszak w dalszą drogę. Ludzie w Betfage, którzy już przedtem skupili się około dwóch czekających uczniów, teraz gromadnie przyłączyli się do pochodu. Jezus powtórnie przypomniał uczniom, by uważali, kto będzie rzucał Mu pod nogi szaty, kto łamał gałązki, a kto uczyni i jedno i drugie; ci ostatni - mówił oddadzą Mi cześć później przez poświęcenie siebie samych i bogactw tego świata dla Mnie. Idąc z Betanii do Jerozolimy, miało się Betfage po prawej ręce, więcej od strony Betlejem; obie drogi rozdzielała góra Oliwna. Betfage leżało w dole na gruncie wilgotnym, prawie jakby na moczarze. Była to uboga wioska, składająca się z szeregu chałup, stojących po obu stronach drogi. Dom, przy którym stalą oślica, stał w bok od drogi, na pięknej łące od strony Jerozolimy. Z tej strony droga się wznosiła, a potem z drugiej strony góry opadała w dolinę, ciągnąca się między górą Oliwną a wzgórzami Jerozolimy. Jezus był między Betfage a Betanią; obaj uczniowie czekali za wsią i tu wyprowadzili oślicę na drogę. Eremenzear i Sylas polecili rano kramarzom w Jerozolimie i innym tamtejszym mieszkańcom, by uprzątnęli świątynię, bo Pan przybędzie. Wzięli się oni więc rączo do spełnienia tego polecenia, a także zaczęli gorliwie przystrajać drogę. Powyrywali kamienie w bruku, powsadzali natychmiast drzewa, powiązali je u góry w łuki i poobwieszali różnymi żółtymi owocami, jakoby wielkimi jabłkami. Uczniowie wysłani przez Jezusa do Jerozolimy, mnóstwo obcych, którzy zjechali do miasta na święta (wszystkie drogi roiły się od podróżnych), dalej ci Żydzi, którzy słyszeli ostatnią mowę Jezusa, wszystko zaczęło się tłoczyć do tej części miasta, którędy Jezus miał przechodzić. Między obcymi dosyć było takich, którzy słyszeli już o wskrzeszeniu Łazarza i pragnęli bardzo ujrzeć sprawcę tego cudu, Jezusa. Wtem rozeszła się wieść, że Jezus już się zbliża, więc wszyscy tłumnie ruszyli Panu naprzeciw. Góra Oliwna niższa jest od wzgórza, na którym stoi świątynia. Górę przerzyna głęboki wąwóz i tędy wiedzie droga z Betfage do Jerozolimy. Między stromymi ścianami wąwozu widać w dali leżącą naprzeciw świątynię jerozolimską. Droga cała z Betfage do Jerozolimy jest bardzo miła; po obu stronach rosną drzewa i wszędzie napotyka się piękne ogrody. Wśród rozgłośnych śpiewów zbliżył się orszak, z Apostołami i uczniami, na czele, do miasta; zaraz też wyszły naprzeciw z poza murów zbite tłumy ludu. Równocześnie jednak pojawiła się garstka starych kapłanów w poważnych strojach kościelnych i ci zatrzymali pierwsze szeregi Apostołów, którzy zmieszani nieco, umilkli, a wtedy kapłani wezwali Jezusa do zdania sprawy, co ma znaczyć ten pochód i dlaczego nie umie utrzymać Swych ludzi w karbach i im tych krzyków nie zakaże? Jezus zaś odrzekł: "Gdyby ci milczeli, to kamienie przydrożne zaczęłyby wznosić okrzyki radosne." Otrzymawszy taką odpowiedź, cofnęli się kapłani z powrotem do miasta. Arcykapłani odbyli tymczasem naradę, kazali zwołać wszystkich mężów i krewnych tych niewiast, które wyszły z dziećmi na spotkanie Jezusa, i kazali ich zamknąć w obszernym dziedzińcu, poczym wysłali szpiegów na przesłuchy. Pochód tryumfalny zbliżał się już do miasta. Wielu z tłumu łamało gałęzie drzew, ścieląc nimi drogę, inni zrzucali wierzchnie suknie i rozścielali pod nogi Jezusowi; niektórzy w zapale obnażyli się do prawie pasa, a krzyki i śpiewy radosne rozlegały się dokoła. Dzieci gwałtownie wypadły ze szkół, łącząc swe dziecinne głosy z radosnymi okrzykami tłumów. Droga zasłana była grubo gałązkami, szatami i kobiercami, tworząc niejako jednostajny osobliwy, pulchny dywan, po którym posuwał się orszak pod łuki z zieleni, wystawione między murami. Weronika, idąca z dwojgiem dzieci, rzuciła na drogę swą zasłonę, a także jednemu z dzieci zdjęła jakąś część ubrania. Potem tak ona jak i inne niewiasty przyłączyły się do orszaku św. niewiast, zamykających pochód. Było ich około siedemnaście. Wśród ogólnej radości Jezus gorzko zapłakał; Apostołowie także się rozpłakali, gdy im powiedział, że wielu z tych, którzy teraz tak się radują, wnet z równym zapałem wyszydzą Go, a jeden nawet Go zdradzi. Płakał Jezus, spoglądając na miasto, bo równocześnie czytał w przyszłości, że wkrótce nie zostanie ani śladu z miasta i ze świątyni. Orszak przeszedł już bramę miasta i skierował się ku świątyni, a uniesienie i zapał tłumów wzrastały z każdą chwilą. Zewsząd przyprowadzano i znoszono chorych wszelkiego rodzaju, więc Jezus przystawał często, zsiadał i uzdrawiał wszystkich bez wyjątku. Natłok robił się coraz większy tak, że tylko noga za nogą można się było posuwać; na przebycie półgodzinnej drogi od bramy do świątyni potrzebował teraz Jezus około trzech godzin. Hałas i wrzawa nie ustawały; także nieprzyjaciele Jezusa, wmieszani w tłum, wznosili wraz z innymi okrzyki. Im bliżej świątyni, tym piękniej przystrojona była droga. Po obu stronach były opłoty, a za nimi małe ogródki, zasadzone drzewkami; pasły się tu i hasały jakieś małe zwierzątka o długich szyjach, dalej koziołki i owce z wieńcami na szyi. Tutaj to zwykle, a głównie w czasie wielkanocnym, wystawiano na sprzedaż wybrane już czyste zwierzątka ofiarne. Żydzi tymczasem kazali pozamykać wszystkie domy i bramę miejską, w ten sposób tę część miasta od reszty zupełnie odosobniając. Gdy Jezus zsiadł przed świątynią z oślicy, chcieli uczniowie zaraz ją odprowadzić, lecz zastali już bramę zamkniętą i musieli czekać aż do wieczora. Święte niewiasty były także w świątyni, napełnionej szczelnie tłumem. Ludzie będący w świątyni musieli przez cały dzień obejść się bez posiłku, bo wszystko było pozamykane. Osobliwie Magdalenę martwiło to, że Jezus nie może się niczym posilić. Nad wieczorem, gdy otworzono bramę, wróciły święte niewiasty do Betanii, a za niemi nieco później poszedł Jezus z Apostołami. Magdalena, stroskana, że ani Jezus ani Apostołowie przez cały dzień nic nie jedli, zakrzątnęła się zaraz sama około przyrządzenia wieczerzy. Zmierzchało się już, gdy Jezus wszedł na podwórze domu Łazarza. Magdalena wyniosła wody w miednicy, umyła Mu nogi i otarła je chustą, przewieszoną przez plecy, poczym wprowadziła Go do domu. Wieczerzy właściwej nie było, podano tylko przekąskę. Podczas posiłku zbliżyła się znów Magdalena do Jezusa i wylała Mu na głowę wonny olejek. Judasz, przechodząc potem koło niej, zaczął szemrać na taki zbytek, lecz Magdalena odrzekła mu: "Nigdy i niczym nie potrafię dość wywdzięczyć się Panu za to, co uczynił dla mnie i dla brata mego." Posiliwszy się, poszedł Jezus do gospody Szymona trędowatego, gdzie już zebrało się sporo uczniów, i przez chwilę tam nauczał. Stąd poszedł przed miasto do gospody uczniów, tu znów nauczał jakiś czas, poczym powrócił do domu Szymona. Na drodze do świątyni leżały jeszcze tu i ówdzie sterty gałęzi i wieńców z wczorajszej uroczystości. We frontowych przedsionkach świątyni zebrało się znowu sporo kupczących. Niektórzy przyszli ze skrzyniami na plecach, a rozłożywszy je, układali na podpórkach, utworzonych z żerdek razem złączonych. Na jednym stole leżały kupy fenigów, powiązanych rozmaicie za pomocą łańcuszków, haczyków, lub rzemyków. W ten sposób utworzone były różne figury koloru żółtego, białego, brązowego, lub kilku barwne. Zdaje mi się, że były to fenigi do wieszania. Dalej stały jedne na drugich kupy koszów z ptactwem, w innym znów przedsionku sprzedawano cielęta i inne bydło ofiarne. Przyszedłszy do świątyni, kazał Jezus wszystkim kupczącym ustąpić się; gdy zaś zwlekali z wypełnieniem rozkazu, skręcił w kilkoro pas, rozpędził ich i wygnał ze świątyni. Podczas gdy Jezus nauczał, przysłali jacyś znakomici Grecy posłańca z gospody do Filipa z zapytaniem, kiedy będą mogli pomówić z Panem, bo nie chcą teraz w natłoku się przeciskać. Filip oznajmił to Andrzejowi, a ten Jezusowi. Jezus obiecał pomówić z nimi, gdy będzie powracał do Betami, i w tym celu kazał im stawić się na drodze między bramą a domem Jana Marka. Tymczasem zaś nauczał dalej, a smutek wciąż trapił serce Jego. Raz przerwał na chwilę naukę i złożywszy ręce, wzniósł oczy w niebo, a wtem promień jakoby ze świetlistej chmury spłynął na Niego i dał się słyszeć grzmot. Zgromadzeni ze strachem spojrzeli w górę, w tłumie zaczęły się szepty. Jezus ciągnął dalej, ale zjawisko powtórzyło się jeszcze kilka razy. Po nauce zeszedł Jezus z mównicy i wmieszawszy się w grono uczniów, wyszedł z świątyni. Gdy Jezus miał nauczać, okrywali Go zwykle uczniowie w świąteczny biały płaszcz, który zawsze nosili ze sobą; gdy zaś schodził z mównicy, zaraz płaszcz zdejmowali, więc Jezus nie różniąc się ubiorem od innych, mógł łatwiej usunąć się z oczu tłumów. W koło mównicy były dla słuchaczów trzy rzędy schodów z poręczami - stopniowo coraz wyższych. Poręcze, jak mi się zdaje, lane z metalu, przyozdobione były rzeźbami. Główki, czy też gałki przy poręczach były brązowe. Płaskorzeźb nie było żadnych w świątyni; za to gęsto widniały różne sztukaterie, przedstawiające winne latorośle, grona, zwierzęta ofiarne i figury jakby dzieci w powijakach na kształt tej, jaką widziałam wyszytą u Maryi. Dzień jeszcze był jasny, gdy Jezus zbliżył się z towarzyszami do domu Jana Marka. Tu podeszli ku Niemu Grecy, a Jezus rozmawiał z nimi parę minut; były z nimi i niewiasty, ale te stały z tyłu. Wszyscy nawrócili się, a na Zielone Świątki jedni z pierwszych przyłączyli się do uczniów i przyjęli chrzest.

OSTATNIE NAUKI JEZUSA W ŚWIĄTYNI

Raniutko poszedł Jezus z uczniami do Jerozolimy. Przeprawiwszy się naprzeciw świątyni przez potok Cedron, zwrócił się popod mury miejskie na południe i wszedł do miasta małą furtką; u stóp góry Syjon przeszedł murowany most, rzucony nad głęboką przepaścią; pod świątynią także widać było jaskinie. Przeszedłszy następnie długi, sklepiony chodnik, oświetlony nieco z góry, dostał się od południa na dziedziniec niewiast; tu zwróciwszy się na wschód, przeszedł przez drzwi, w których stawiano zhańbione niewiasty i przez przysionek ofiarny przybył na miejsce nauczania. Idąc nazajutrz z Apostołami do Jerozolimy, łaknął Jezus; lecz czułam, że nie posiłku łaknął, tylko nawrócenia się Żydów i dokonania posłannictwa Swego. Pragnął przebyć czekające Go męki, a że znał dobrze ich wielkość i ciężar, więc trwożył się w sercu. Po drodze przechodził koło drzewa figowego; spojrzał na nie, a nie widząc żadnych owoców, tylko same liście, przeklął je, by uschło i nigdy już owoców nie rodziło, poczym wskazawszy na nie, rzekł: "Tak stanie się tym wszystkim, którzy nie zechcą Mnie uznać." Zrozumiałam, że drzewo figowe było wyobrażeniem starego Zakonu, a winna macica nowego. Faryzeusze podczas nauki Jezusa nieraz kazali zamykać wszystkie wejścia, ale drzwi wymienione wyżej pozostawiali otworem, mówiąc: "Drzwi grzeszników niech zawsze stoją dla nich otworem." Nauka dzisiejsza Jezusa zawierała przedziwne głębokie myśli. Mówił o połączeniu i rozdzieleniu, używając przy tym jako porównania ognia i wody, które się gaszą i nawzajem sobie sprzeciwiają. Jeśli woda nie przezwycięży ognia, to płomień wybucha przez to tym gwałtowniej i z większą dzikością. Mówił dalej o prześladowaniu i męczeństwie, podając jako porównanie, że woda jest męczarnią ognia. Przez ogień rozumiał tych uczniów, którzy pozostaną Mu wierni, przez wodę zaś miał na myśli tych, którzy odpadną od Niego w głębokość grzechu. Inny znów przykład przytoczył im, jak to woda, zmieszana z mlekiem, łączy się z nim w ścisłą, niepodzielną całość, napomykając przy tym, jak pożywne jest mleko i jak łagodny ma smak. Miał tu znów na myśli Swą własną łączność z uczniami. Wreszcie, gdy uczniowie zagadnęli Go, czy przyjaciele i małżonkowie odnajdą się po śmierci, zaczął mówić o spójności małżeńskiej. "Dwojaka jest mówił - łączność w małżeństwie. Najpierw łączność ciała i krwi, którą rozrywa śmierć, i tacy małżonkowie nie odnajdą się na drugim świecie. Lecz powinien istnieć między małżonkami także węzeł duchowy, bo ten łączy ich nierozerwalnie i w tym i w przyszłym życiu. Niech więc o to się nie trwożą, czy odnajdą się tam z osobna, czy razem. Jeśli to było małżeństwo ducha, to odnajdą się potem w jednym ciele." Wspomniał przy tym Jezus o Oblubieńcu, dla którego Kościół jest Oblubienicą ciała i ducha. Pouczał ich, by nie lękali się męczarń ciała, bo straszniejsze są męczarnie duszy.Apostołowie i uczniowie nie wszystko rozumieli z tej nauki, więc Jezus kazał im to, czego nie rozumiej, zaraz zapisywać. Widziałam też, iż Jan, Jakób Młodszy i jeszcze jeden wyjęli małe zwoje z kieszeni na piersiach, rozłożyli je na deseczkach, opartych z przodu o poręcz, i od czasu do czasu notowali sobie ważniejsze rzeczy. Do pisania używali farby schowanej w naczyniu, podobnym do rogu. Czynili to tylko z początku nauki.W dalszej nauce wspomniał Jezus o połączeniu się z nimi w ostatniej wieczerzy, której to łączności nic rozerwać nie zdoła. Zalecał także Apostołom obowiązek doskonałego umartwienia się, a to w ten sposób, że zapytywał ich kolejno: "Czy będziecie mogli spełnić to i owo zarazem?" Była też mowa o ofierze, która musi być złożoną, a ostatecznym wynikiem był znowu obowiązek umartwienia się zupełnego. Jako przykład przytoczył im Abrahama i innych Patriarchów, którzy przed każdą ofiarą tak długo się umartwiali i oczyszczali. Mówiąc o chrzcie i innych Sakramentach, tak pouczał Jezus Apostołów: "Ześlę wam wkrótce Ducha świętego, który przez chrzest uczyni wszystkich dziećmi odkupienia,. Po Mojej śmierci ochrzcijcie przy sadzawce Betesda wszystkich, którzy przyjdą z żądaniem chrztu. Gdyby za dużo ochotników stawiło się naraz, to wkładajcie im kolejno, dwom naraz, ręce na ramiona i ochrzcijcie ich, polewając strumieniem wody z pompy lub sikawki. Jak dotychczas Anioł, tak teraz Duch święty zstąpi na ochrzczonych, gdy tylko przeleje się Krew Moja. Stanie się tak, choćbyście nawet wy nie otrzymali jeszcze Ducha Świętego" Piotr, ustanowiony przez samego Jezusa jako pierwszy między Apostołami, zapytał się Go teraz, jako taki, czy zawsze mają tak postępować, czy też wpierw badać i pouczać ludzi. "Tak jest - odrzekł Jezus - bo ludzie znużeni są już czekaniem w święto i usychają z pragnienia. Zresztą, gdy zstąpi na was Duch święty, wtenczas zawsze będziecie wiedzieli, jak postąpić." Szczegółowo rozmawiał Jezus z Piotrem o pokucie i rozgrzeszeniu. Wszystkim zaś mówił o końcu świata i o znakach, które go poprzedzą. Wspomniał przy tym, że jeden człowiek z natchnienia Ducha świętego będzie miał o tym widzenie. Miał tu na myśli objawienia św. Jana, a nawet podobnie jak on opisywał te znaki. Mówił, jako zjawi się naznaczony na czole i że źródło żywej wody, która spłynie z góry Kalwarii, będzie przy końcu świata zupełnie jakby zatrute; a wszystka woda nie zepsuta zbierze się w dolinie Jozafata. Zdaje mi się, że powiedział Jezus także tak: Woda wszystka musi się znowu stać wodą chrztu. Faryzeusze nie byli obecni w czasie całej tej nauki. Wieczorem poszedł Jezus do Betanii do Łazarza. Cały następny dzień nauczał Jezus znowu bez przeszkody w świątyni. Mówił o prawdzie i o spełnieniu się nauki. "Chcę mówił wypełnić teraz wszystko. Nie dosyć jest wierzyć, trzeba także wiarę wypełniać. Wy wszyscy, a nawet Faryzeusze, nie możecie mi zarzucić, żem nauczał coś niesłusznie przeciw Zakonowi. Teraz chcę tę prawdę, której nauczałem, dopełnić przez odejście do Ojca. Zanim jednak odejdę, pozostawię wam wszystko, co mam. Majątku i złota nie mam; ale pozostawię wam w spuściźnie Moją moc i siłę, chcę aż po koniec dni zawiązać łączność z wami, ściślejszą jeszcze niż dotychczasowa. Chcę was wszystkich razem złączyć w członki jednego ciała." - Piotr, słysząc, ile to jeszcze rzeczy ma Jezus spełnić, powziął nadzieję, że nie opuści ich tak prędko, i rzekł nawet: "Panie, jeśli to wszystko zechcesz spełnić, to musisz pozostać z nami do końca świata!" Dalej omawiał Jezus z Apostołami istotę i skuteczność Wieczerzy Pańskiej, jednak imienia tego nie wymienił ani razu. Rzekł im także, że ostatnią tę Wielkanoc obchodzić będzie z nimi, a na pytanie Piotra, gdzie będzie pożywał z nimi paschę, odrzekł, że oznajmi to w swoim czasie i dodał jeszcze raz wyraźnie, że potem już odejdzie do Ojca Swego. Na to Piotr zapytał znowu, czy weźmie tam ze Sobą Swą Matkę, tak przez nich wszystkich czczoną i miłowaną? Jezus odpowiedział mu, że Matka Jego pozostanie jeszcze z nimi pewien czas. Wymienił nawet liczbę lat, ale pamiętam tylko jedną cyfrę 5, zdaje mi się, że 15. Mówiąc o mocy i skuteczności Wieczerzy Pańskiej, wspomniał Jezus o Noem, który upił się winem, i znowu, jak naród i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin