Timothy B. Benford - Ardeńskie taśmy.pdf

(1452 KB) Pobierz
T
IMOTHY
B. B
ENFORD
A
RDEŃSKIE TAŚMY
(
PRZEKŁAD
: W
OJCIECH
U
SAKIEWICZ
)
Wydawnictwo: Publishing Services 1991
Tytuł oryginału: The Ardenes Tapes
Prolog
Watykan, luty 1943
-
In Nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sanctus. Amen.
Robiąc u stóp ołtarza tradycyjny znak krzyża na czole, sercu i od
ramienia do ramienia, monsignore Klaus Koenig zaczął celebrować
mszę w kaplicy Przenajświętszego Sakramentu.
-
Introibo ad altare Dei
- zaintonował po przerwie.
-
Ad Deum qui laetieficat, juventutem meam
- zabrzmiała w
śpiewnym unisono obowiązkowa, rutynowa odpowiedź dwóch
klęczących ministrantów.
Cała trójka przystąpiła do zwyczajowego dialogu liturgicznego.
Monsignore Koenig podniósł tymczasem wzrok i zatrzymał go na
Trójcy
Pietro da Cortony. Był to rytuał, któremu nie potrafił się oprzeć.
Chociaż
Trójca
bez wątpienia nie należała do najbardziej znanych
ani najpiękniejszych obrazów w licznych zbiorach Watykanu, to
znajdowała się wśród dzieł darzonych przez monsignore Koeniga
szczególną sympatią. Była już na tym ołtarzu, kiedy wkrótce po
wyświęceniu w Niemczech, mniej niż przed dziesięcioma laty, po raz
pierwszy odprawiał mszę w Rzymie. Kaplica zaś zaliczała się do
niewielu w bazylice św. Piotra, gdzie msze celebrowano przez cały
dzień, jedna po drugiej.
Na zakończenie modlitw wstępnych ministranci podnieśli się i
uklękli obok kapłana. Ten wstał, wszedł po trzech stopniach, po czym
zbliżył się nieco do ozdobnego ołtarza.
Położył dłonie na kamiennej powierzchni, schylił się i pocałował
ukrytą w ołtarzu relikwię. Płynnym ruchem wyprostował się i z
rozłożonymi ramionami odwrócił się do wiernych, wzywając ich do
udziału w modlitwie.
-
Oremus.
Jego wzrok przyciągnęła natychmiast zacieniona postać stojąca z
dala od pozostałych, klęczących bliżej ołtarza. Widział, że jest to
mężczyzna, ale nikt ze starszych ludzi regularnie uczestniczących w
codziennej mszy Jak zwykle, wśród może dziesięciu osób, które
przyszły na szóstą rano, zdecydowaną większość stanowiły kobiety.
Monsignore Koenig zapisał w pamięci, żeby w odpowiedniej
chwili włączyć do stałych tekstów mszalnych modlitwę dziękczynną
za tę nową duszę. Miał sie, pomodlić również za to, by coraz więcej
ludzi znajdowało pociechę w Kościele by nie tylko ta, lecz także
wszystkie msze odprawiane codziennie w Watykanie odbywały się z
udziałem tłumu wiernych. Ofiara trwała i monsignore przed komunią
nie myślał już o nieznanej postaci.
Kapłan zdjął srebrny klucz z łańcuszka na szyi i otworzył
drzwiczki brązowego tabernakulum, w którym znajdował się
Najświętszy Sakrament. Po blisko stu latach ciągłego użytkowania
klucz wytarł się i był prawie gładki. „Nawet taki prosty przedmiot
niesie z sobą bogatą tradycję, i tak jest w Watykanie niemal ze
wszystkim”, pomyślał kapłan.
Przyklęknął, a następnie wyjął z tabernakulum jedno z dwu
złotych, inkrustowanych diamentami cyboriów. W tych ozdobnych
naczyniach liturgicznych, które laicy często biorą za kielichy,
przechowuje się komunikanty. Monsignore Koenig zdjął przykrywkę,
chcąc sprawdzić, czy jest w środku dostatecznie dużo
konsekrowanych hostii, i uznał, że wystarczy.
Pięknie wykuta żelazna bramka, która oddziela wiernych od
prezbiterium w kaplicy Przenajświętszego Sakramentu, została
zaprojektowana przez Francesco Borrominiego (1599-1667). Jest to
funkcjonalne dzieło sztuki, gdyż jednocześnie służy jako balustradka,
przy której klękają ludzie, z pobożnie złożonymi rękami i otwartymi
ustami czekający na przyjęcie ciała Chrystusa.
Zbliżając się do balustradki przed udzielaniem Najświętszego
Sakramentu, monsignore Koenig spodziewał się zobaczyć dobrze
znane twarze dwóch kobiet, matki i córki, które, niezmiennie całe w
czerni, zawsze przyjmowały komunię jako pierwsze. Zamiast nich
ujrzał najpierw mężczyznę, widzianego przedtem z oddali. Matka z
córką zostały bezceremonialnie zepchnięte na drugie i trzecie miejsce.
Na ich twarzach malowało się jawne niezadowolenie.
Kapłan pomyślał, że w mężczyźnie jest coś dziwnego. Jego czysta
narzutka, wykrochmalona biała koszula i świeżo wyglądający krawat
uderzająco nie pasowały do strojów pozostałych ludzi w świątyni.
Jasnobrązowe, porządnie uczesane włosy były niedawno strzyżone.
Na tym człowieku w żaden sposób nie odcisnęło się piętno, znaczące
wszystkich żyjących w ciężkich wojennych warunkach. Ksiądz
stwierdził, że jest to cudzoziemiec, prawdopodobnie dyplomata.
Nawet klęcząc przy balustradce, mężczyzna wydawał się wysoki.
Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu i atletyczną budowę. Według
oceny monsignore Koeniga musiał zbliżać się do czterdziestki.
Ksiądz bez wahania stanął przed mężczyzną, wypowiadając
zwykłe słowa poprzedzające położenie hostii na języku:
-
Corpus Domini nostri Jesu Christi custodial animam tuam in vitam
aeternam. Amen.
W chwili, gdy udzielał mężczyźnie Najświętszego Sakramentu,
dreszcz wstrząsnął całym jego ciałem. Monsignore spojrzał w oczy
mężczyzny i poczuł się, jakby patrzył w zimną, bezkresną otchłań.
Nie wiedząc dlaczego, powtórzył w myśli słowa liturgii w ojczystym
języku. Miał świadomość, że przez cały czas udzielania komunii
mężczyzna nie odrywa od niego wzroku. Nawet kiedy skończył i
powrócił do ołtarza, a wierni, którzy przyjęli Chrystusa znaleźli się z
powrotem na swoich miejscach, ksiądz czuł, jak zimne, puste oczy
śledzą każdy jego ruch. Jakoś zwalczył gwałtowne pragnienie, by
odwrócić się i jeszcze raz spojrzeć na mężczyznę. Przez pozostałe do
końca kilka minut monsignore Koenig odprawiał mszę rozproszony,
przeczuwając, że zbliża się coś złego, bardzo złego.
Kiedy udzielał końcowego błogosławieństwa i znowu odwrócił się
twarzą do wiernych, nie potrafił opanować pragnienia. Natychmiast
wbił wzrok w miejsce, gdzie ujrzał mężczyznę po raz pierwszy.
Nie było go jednak ani tam, ani gdziekolwiek indziej w kaplicy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin