Flanagan John_Zwiadowcy_05_Czarnoksieznik z polnocy.rtf

(37748 KB) Pobierz
Flanagan John_Zwiadowcy_05_Czarnoksieznik z polnocy

http://www.nexto.pl/oimg?p=34446&t=11



Dla Lyn Smith,

za lata wspierania i zachęty.



 

 

 

Wiedział, że na północy wczesne zimowe wichury gnają przed sobą deszcz i pchają morskie fale, by rozbijały się o brzeg, śląc wysoko w powietrze białe kłęby wodnej mgiełki.

Tutaj, w południowowschodnim zakątku królestwa, jedynymi oznakami nadciągającej zimy były łagodne obłoczki pary, unoszące się nad nozdrzami jego dwóch wierzchowców. Niebo było kryształowo niebieskie, prawie idealnie bezchmurne, a słońce ogrzewało ramiona. Pewnie mógłby przysnąć w siodle, pozostawiając Wyrwijowi swobodny wybór drogi, ale lata spędzone na ćwiczeniach oraz zaprawianiu ciała i umysłu w surowej, bezwzględnej dyscyplinie nigdy nie pozwoliłyby mu tak sobie pobłażać.

Will uważnie przeszukiwał wzrokiem otoczenie; najpierw od lewej do prawej, później od prawej do lewej, tuż obok i daleko na horyzoncie. Niewtajemniczony obserwator nigdy by nie zauważył tego bezustannego ruchu oczu, bo głowa Willa pozostawała cały czas nieruchoma. To także brało się z ćwiczeń: widzieć, nie będąc widzianym, i dostrzegać, nie zostając dostrzeżonym. Will zdawał sobie sprawę, że ten akurat rejon królestwa jest stosunkowo bezpieczny. Właśnie dlatego otrzymał przydział do lenna Seacliff. Żaden świeżo upieczony, dopiero co mianowany zwiadowca nie zostałby skierowany do któregoś z punktów zapalnych królestwa. Will uśmiechnął się pod nosem, rozważając w myślach plusy i minusy obecnej sytuacji. Perspektywa objęcia pierwszego samodzielnego posterunku onieśmielała, nawet bez zamartwiania się o możliwe najazdy czy rebelie. Będzie zadowolony, jeżeli upora się ze wszystkim tu, w tej spokojnej prowincji.

Uśmiech zgasł na wargach Willa, gdy jego bystry wzrok wyłowił niezbyt daleko z przodu coś, co skrywały wysokie trawy pobocza drogi.

Postawa zwiadowcy niczym nie zdradzała, że cokolwiek zauważył. Ani nie zesztywniał w siodle, ani nie uniósł się w strzemionach, żeby przyjrzeć się dokładniej, choć tak właśnie postąpiłaby większość ludzi. Wręcz przeciwnie, zdawało się, że jeszcze bardziej niedbale przygarbił się w siodle na pozór zupełnie obojętny. Lecz jego oczy, skryte w głębokim cieniu pod kapturem peleryny, wyostrzyły uwagę. Coś się poruszyło, był tego pewien. W wysokiej trawie dostrzegł strzępki czerni oraz bieli kolorów zupełnie nie na miejscu wśród szarzejących zieleni lata i rudych brązów nadchodzącej jesieni.

Nie tylko on wyczuł, że coś jest nie tak. Wyrwij zastrzygł uszami, zarzucił łbem, potrząsnął grzywą, wydal stłumione rżenie. Will nie tylko je usłyszał, ale i poczuł w baryłkowatej piersi konia.

Widzę mruknął cichutko, dając znać, że sygnał został zauważony.

Uspokojony głosem Willa, Wyrwij uciszył się,...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin