11 megre-wc582adimir-anastazja-2.txt

(18 KB) Pobierz
DZWONIĄCY MIECZ BARDA
Anastazjo, mówiąc o święcie, niezwykle dziwnie budowałaś zdania. Słowa wymawiałaś tak, że odniosłem wrażenie, jakby każda litera miała swój wydźwięk...
Starałam się bardzo szczegółowo zobrazować harmonogram święta.
To po co te słowa? Jaki jest ich sens?
Za każdym słowem stworzyłam mnóstwo zdarzeń i dodałam radosne obrazy. Tym sposobem wszystkie przemienią się w rzeczywistość. Przecież myśl i słowo są głównymi instrumentami Wielkiego Stwórcy. Te in­
strumenty były wielkim darem od Stwórcy; ze wszystkich żyjących organizmów jedynie człowiek został obda­rzony nimi przez Boga.
Dlaczego w takim razie nie wszystko, co ludzie mówią, się spełnia?
Kiedy między duszą a słowem zrywa się więź, kiedy Dusza jest pusta, a obraz mętny, wtedy bezsensow­ne słowa są jak chaotyczny dźwięk. Nic ze sobą nie niosą!
Fantastyka jakaś. Dziwię się, że ty we wszystko wierzysz, jak naiwne dziecko.
Jaka fantastyka, Władimirze? Przecież mnóstwo przykładów można znaleźć w waszym życiu, a konkret­nie w twoim, gdy słowo nabiera wielkiej mocy, mając za sobą odpowiednio ukształtowany obraz.
Podaj przykład, który będę mógł zrozumieć.
Przykład? Proszę. Aktor na scenie mówi coś do widzów, mówi słowa słyszane przez ludzi setki razy. Ale tylko jednego będą słuchać, wstrzymując oddech; innego w ogóle nie będą odbierać. Te same wyrazy, lecz wielka różnica. Jak myślisz, dlaczego tak jest?
Wiadomo! To są aktorzy. Długo studiują, jedni dobrze, inni tak sobie. Na próbach zapamiętują tekst, żeby go odpowiednio odegrać.
Na studiach uczą ich wchodzenia w obraz, w to, co stoi za słowem, uczą rozumienia sensu. Jeżeli akto­rowi uda się tylko dla dziesięciu procent wyrazów stworzyć obrazy, które do tego momentu są niewidoczne, to już widzowie będą go słuchali uważnie. Gdy dla połowy wypowiadanych słów ktoś potrafi dobrać obrazy, okre­ślacie takiego aktora geniuszem. Ponieważ jego Dusza z Duszą widzów w bezpośredniej konwersacji. Będą płakać lub się śmiać, gdy odczują Duszą wszystko to, co chciał przekazać im aktor. Właśnie to jest instrumen­tem Wielkiego Stwórcy!
A ty, kiedy o czymś mówisz, dla ilu słów jesteś zdolna stworzyć obrazy? Dla dziesięciu czy dla pięćdzie­sięciu procent?
Dla wszystkich. Pradziadek mnie tego nauczył.
Wszystkich? Ależ! Dla wszystkich wyrazów?
Pradziadek powiedział mi również o możliwości umieszczenia obrazu za wszystkimi literami. Nauczyłam się tego.
Dlaczego za literami? Litery nie niosą sensu.
Niosą! Za każdą literą w sanskrycie stoją zdania i wyrazy, też stworzone z liter; dalej więcej słów - tym sposobem w każdej literze jest ukryty bezkres obrazów Wszechświata.
Nie do wiary. Przecież my zwyczajnie bezsensownie mielemy językiem.
Tak, często bez zastanowienia wypowiada się nawet te słowa, które przetrwały przez tysiąclecia, przeni­kając czas i przestrzeń. Obrazy stojące za nimi, zapomniane przez ludzi, stale żywe i aktualne, usiłują dostać się do naszych Dusz. Ochraniająje i walczą o nie.
Jakie to słowa? Czy chociaż jedno z nich znam?
Znasz, ale tylko brzmienie, ponieważ sens został już zapomniany przez ludzi.
Anastazja opuściła powieki i przez jakiś czas milczała. Potem cicho, prawie szeptem poprosiła:
Wymów, Władimirze, słowo "BARD".
Bard - powiedziałem.
Otrząsnęła się jakby z bólu i powiedziała:
O, jak obojętnie i zwyczajnie wymówiłeś to wielkie słowo! Z zapomnieniem i pustką dmuchnąłeś w tlący drżącym płomieniem ogień. Płomyczek przekazany przez stulecia i być może adresowany do ciebie albo ko­goś z żyjących dzisiaj przez dalekich przodków. Wykreślenie ze źródeł pamięci jest spustoszeniem dzisiej­szych dni.
-	Dlaczego nie podobała ci się moja wymowa? O czym powinienem pamiętać w związku z tym słowem? Anastazja milczała. Potem cichym, zmysłowo brzmiącym głosem zaczęła wypowiadać frazy płynące jakby
z wieczności:
Na długo przed nadejściem Jezusa Chrystusa na Ziemi żyli ludzie, nasi prarodzice, nazywani Celtami. Swoich mądrych nauczycieli nazywali Druidami. Przed wiedzą o materialnym i duchowym świecie, głoszoną przez Druidów, skłaniały się liczne narody zasiedlające wtedy Ziemię. W obecności Druida celtyccy wojownicy nigdy nie wyciągali broni. Żeby otrzymać tytuł pierwszego stopnia Druidów, należało przez dwadzieścia lat in­dywidualnie uczyć się u Wielkiego Duchowego Opiekuna: Mnicha Druida. Od momentu otrzymania święcenia nazywał się BARDEM. Od tego czasu miał moralne prawo iść między ludzi i śpiewać, wcielać w ludzi światło i prawdę swoją pieśnią, formułując słowami obrazy uzdrawiające Duszę.
Pewnego dnia na Celtów napadli rzymscy legioniści. Ostatnia bitwa rozegrała się nad rzeką. Rzymianie za­
uważyli, że wśród celtyckich wojowników chodzą kobiety z rozpuszczonymi włosami. Rzymscy przy­wódcy wiedzieli, że aby w obecności tych kobiet pokonać Celtów, należy na jednego żołnierza mieć sześciu Rzymian. Ani doświadczeni rzymscy przywódcy, ani dzisiejsi badacze, historycy nie mogą wytłumaczyć, co było tego powodem. Cała tajemnica tkwiła w tych nieuzbrojonych kobietach z rozpuszczonymi włosami.
Rzymianie wystawili wojsko dziewięciokrotnie większe od celtyckiego. Przyciśnięta do rzeki ginęła ostatnia walcząca rodzina Celtów. Stali półokręgiem, a za ich plecami młoda kobieta karmiła piersią maleńką dziew­czynkę i jednocześnie śpiewała. Śpiewała jasną, spokojną pieśń, żeby w duszy dziewczynki nie zagościły strach i smutek, żeby towarzyszyły jej jasne i czyste obrazy. Gdy dziewczynka odrywała się od matczynej piersi i patrzyła na matkę, kobieta przerywała pieśń i, patrząc jej w oczy, za każdym razem pieszczotliwie na­zywała dziewczynkę "BARDA".
Już nie istniał obronny półokrąg. Przed rzymskimi legionistami, na ścieżce prowadzącej do młodej matki, stał z mieczem w ręce młody, okrwawiony BARD. Odwrócił się do kobiety, spojrzeli na siebie z uśmiechem.
Zraniony Bard wstrzymywał Rzymian, dopóki kobieta nie zeszła na brzeg rzeki. Włożyła maleńką dziew­czynkę do łodzi i odepchnęła ją od brzegu. Ostatnim wysiłkiem woli Bard rzucił miecz pod nogi młodej kobiety.
Podniosła miecz i przez cztery godziny nieustannie walczyła z legionistami, nie dopuszczając ich do rzeki. Zmęczeni napastnicy zmieniali się na tej ścieżce. Rzymscy przywódcy, milcząc, zdziwieni obserwowali i nie mogli pojąć, dlaczego doświadczeni i silni żołnierze nie dają rady nawet drasnąć ciała kobiety?
Po czterogodzinnej walce spaliła się. W końcu jej płuca wyschły z odwodnienia. Nie dostała nawet łyczka wody, a z jej pięknych, popękanych ust parowała krew. Powoli osuwając się na kolana, zaczęła upadać, ale zdążyła jeszcze posłać słaby uśmiech w stronę podchwyconej biegiem rzeki łodzi z dziewczynką - przyszłą piosenkarką Bardą i uratowanym przez nią słowem i jego obrazem przeniesionym przez tysiąclecia dla żyją­cych dzisiaj.
Sens istnienia człowieka polega nie tylko na istnieniu ciała. Niewymiernie większe i bardziej wartościowe są niewidoczne zmysły, dążenia, odczucia, które częściowo odbijają się w materialnym ciele jak w lustrze.
Dziewczynka Barda ocalała, stała się kobietą i matką. Żyła na Ziemi i śpiewała. Jej pieśni obdarzały ludzi jasnymi emocjami, podobnymi do Promienia uzdrawiającego, pomagały rozpędzić pochmurność Duszy. Licz­ne życiowe przeciwności i straty usiłowały zgasić źródło tego promyczka. Niewidoczne ciemne siły starały się przedostać do niego, ale nie mogły pokonać jedynej przeszkody - stojących na ścieżce.
Istota człowieka - to nie ciało. Zranione, krwawiące ciało Barda posłało w wieczność uśmiech światła jego Duszy, odbijającej światło niewidocznej oku istoty ludzkiej. Spalały się płuca młodej matki trzymającej miecz, wyparowywała krew wychodząca z popękanych ust, które pochwyciły jasny uśmiech Barda... Chociaż tym ra­zem proszę, uwierz mi, Władimirze, zrozum. Usłysz dzwon niewidocznego miecza Barda, odbijającego nacisk wszystkiego, co złośliwe i ciemne na ścieżce prowadzącej do Dusz jego potomków.
Proszę, wymów jeszcze raz słowo "bard".
Chyba nie mogę. . . Jeszcze nie uda mi się go wymówić w odpowiednim znaczeniu, bezbłędnie. Potem obowiązkowo je powiem.
Dziękuję ci, że go nie wypowiedziałeś, Władimirze.
Powiedz, przecież możesz wiedzieć, kto z żyjących dzisiaj jest w prostej linii potomkiem tej młodej matki, karmiącej dziecko, młodej panny - piosenkarki Bardy czy walczącego na ścieżce Barda? Kto mógł zapomnieć o czymś takim, czyj jest ten ród? - Zastanów się, dlaczego właśnie w tobie zrodziło się to pytanie?
Chcę spojrzeć w oczy tym, którzy nie pamiętają takich rzeczy. Nie znającym swojego rodowodu, aż tak nieuczuciowym.
Może chcesz się przekonać, że nie jesteś tym, który nie pamięta?
Z jakiej racji... Zrozumiałem, Anastazjo, nie odpowiadaj. Niech każdy pomyśli sam.
Dobrze - powiedziała i, patrząc na mnie wnikliwie, zamilkła.
Też jakiś czas milczałem, będąc pod wrażeniem namalowanego obrazu, potem zapytałem:
Dlaczego właśnie to słowo powiedziałaś dla przykładu?
Żeby pokazać, jak obrazy stojące za nim w realnym świecie niedługo przemienią się w rzeczywistość. Ty­siące strun gitar wibrują teraz pod palcami dzisiejszych bardów. Kiedy wymarzyłam wszystko tam, w tajdze, oni jako pierwsi to odczuli, ich Dusze... Wpierw w jednej zapalił się falujący płomień i drgnęła cieniutka struna gitary, potem podchwyciły to i odezwały się dusze następnych. Niedługo wielu ich usłyszy. Oni, Bardowie, po­mogą zobaczyć nową zorzę, zorzę pobudzenia Dusz ludzkich. Ty usłyszysz ich pieśni, nowe pieśni powstają­cej zorzy.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin