Gabriela Zapolska - Na pierwszy bal.pdf

(81 KB) Pobierz
Na pierwszy bal
Gabriela Zapolska
Boże! — więc jadę na pierwszy bal...
Nie wiem, czy zdążą z tą suknią. Ma być biała, gazowa. Miałam ochotę, ażeiby wystąpić w
kolorze vest nil , ale mama mówi, że — jak świat światem — panienka, idąca na pierwszy bal, musi
być biało ubrana. Będę więc biała — cała splisowana od góry do dołu, stanik także splisowany, na
ramionach motyle splisowane — z tyłu długa szarfa biała, splisowana. Wyprosiłam sobie tylko
konwalie z długimi zielonymi liśćmi. Tak lubię zielony kolor. To bardzo modernę... Chciałabym
być długa, cienka, wąska — secession — ruda, z uszami zakrytymi, a jak na złość jestem niska,
drobna, mam ciemne włosy i te szkaradne rumieńce, których się pozbyć nie mogę. — Piję od kilku
dni ocet, jem kwaśne pomarańcze, cytryny, ale to nic nie pomaga. Skoro nadchodzi godzina lekcji
Julka i wiem, że... on... ma przyjść — to jestem cała czerwona, jak... nie wiem co i aż twarz do
szyby przykładam, żeby trochę ochłonąć. Dużo mi to pomaga! Całą godzinę, a czasem dwie,
podczas... jego lekcji z Julkiem, jestem taka czerwona. Mama to widzi — teraz nie wolno mi
siedzieć w pokoju, kiedy Julek ma lekcję. Ale na wieczorku u państwa Trawińskich... on... mi
mówił, że będzie na balu u pani Mołonieckiej, to jest — może będzie, bo na razie nie ma jeszcze
zaproszenia... Wczoraj modliłam się gorąco, żeby dostał to zaproszenie.
Chciałabym, żeby mnie widział, jak będę ładnie ubrana. Będziemy tańczyć... ciągle. Na
takim dużym balu to mama chyba nie dopatrzy. Ach Boże! jaka ja będę szczęśliwa, szczęśliwa. Tak
się cieszę na ten bal. Do tej pory kręciłam się tylko na jakichś tam herbatkach tańcujących,
pączkach, byle czym, ale — to bal! bal!...
Nie widziałam... go... od kilku dni, ale on dotrzyma słowa, zaproszenie dostanie i na balu
będzie. Boże! dzwonią. To fryzjer. Mają mnie uczesać o trzeciej, bo później fryzjer zamówiony. —
Suknia niegotowa — pantofle za duże, zlatują mi z nóg, zmienić je trzeba... Co to będzie! co to
będzie!... Drżę cała ze strachu i szczęścia. Boże! jakiś ty dobry, żeś mi tej chwili dożyć pozwolił!
Jeszcze mam chwilę czasu. Mamcia kładzie rękawiczki, a gdy mamcia kładzie rękawiczki,
to długo potrwa. Dopisuję więc w dzienniczku te słowa: „Jestem bardzo, bardzo nieszczęśliwa!...“
Piszę stojąc, bo nie wolno mi usiąść i będę w karecie podobno stojąco jechała. I tak splisowanie
niedobrze się trzyma. Boże! ten bal! ten ohydny bal! Wolałabym, żeby mnie do piwnicy powlekli i
zamknęli.. Suknia się nie udała. Sterczy dokoła jak krynolina, żadnej linii, o secesji marzyć nie ma
co! Konwalie są, ale czysto białe, bo mamcia liście powyjmowała. Okazało się, że jestem chuda, jak
półtora nieszczęścia, że mam żółtą szyję. Tak mi było przykro, bo mamcia aż ręce załamała, kiedy
się ubrałam i zawołała ciocię, Melkę, Julka i tatę. Wszyscy się zeszli — kiwali nade mną głowami,
a Julek zaczął skakać i krzyczeć: „Nina ma solniczki!“ — Już zaczęłam płakać, aż ciocia zlitowała
się nade mną i przyniosła szeroką białą wstążkę. Zawiązali mi ją na szyję, opięli konwaliami i
podobno nawet — ładnie wyglądam. Ja tam nie wiem! Co mnie to. obchodzi! Jestem taka ściśnięta i
zesznurowana, że o mało nie zemdleję. Mamcia mówiła, że gdy szła na pierwszy bal to miała 42
centymetry w pasie i chciała koniecznie, żebym ja miała choć 45 centymetrów. Ale to było
niepodo- bieństwem, choć wzywali z kuchni Walentową — bo jest bardzo silna — i ta mnie przez
ręcznik ściskała w pasie, a ciocia i mamcia każda za jedno sznurowadło — ciągnęła. Julek tak się z
tego cieszył, że aż upuścił chleb z powidłami na dywan, a mnie oczy po prostu na wierzch wyłaziły.
— Ale to mniejsza. Ja byłabym i to przeniosła. Ja byłabym już i taka ściśnięta pojechała na ten bal i
nic nie mówiła, że mi fryzjer włosy popalił, a szpilki tak powtykał, że mnie kłują, i że te konwalie
także mi. szyję drapią, i że ta wstążka mnie dusi — to wszystko nic, ale... on nie będzie! ja... jego
nie zobaczę! Boże! Boże!... Dlaczego mnie tak ukarałeś? Przecież ja się tak modliłam... Nie wolno
mi nawet płakać, bo mamcia pozna. Jeszcze... mu lekcję wymówią. Ja słyszałam rozmowę mamci i
cioci. Kiedy mnie już usznurowały, mówi do mnie mamcia: „Proszę Niny, żeby ciągle siedziała
koło mnie i uważała, czy poprawiam kolczyki!“ Odpowiedziałam: „Dobrze, proszę mamci“— ale
zrobiło mi się zimno, bo już tak jest między nami umówione, że, gdy mamcia poruszy kolczyk, to
mam stanowczo odmówić tancerzowi, proszącemu mnie do tańca, nawet wirowego. O innych
panów mi nie chodziło! ale o... niego! o... niego, bo ja wiedziałam, że mamcia będzie ciągle się
trzymać za kolczyk, ile razy on przyjdzie. Ale już zrezygnowałam. Powiedziałam sobie: „niech
tam! tańczyć z... nim nie będę, ale go zobaczę — on będzie stał niedaleko, będziemy cały wieczór
blisko siebie". Nagle — słyszę, jak ciocia szepce do mamci: „...znów może z nim tylko będzie
tańczyć, uważaj! taki student to kompromituje... odstręcza ludzi poważnych...“ A mamcia na to do
cioci, także szeptem: „Nie bój się... postarałam się o to — nie zaprosili go!...“ Patrzyłam wtedy w
lustro i zobaczyłam się nagle strasznie bladą. Zamknęłam oczy i tak już zostałam przez chwilę.
Czułam, jak przez sen, że mamcia i ciocia wpinają mi kwiaty w stanik, układają włosy i coś
mówią... Potem — wyszły. Ja stoję tak ciągle na miejscu i łzy mnie dławią, bo co mi po tym balu,
skoro... jego tam nie będzie!... jego tam nie będzie!...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin