Kochan Krwawy - Publicystyka Antysocjalistycznego Mazowsza.pdf

(94 KB) Pobierz
Publicystyka Antysocjalistycznego Mazowsza
Publicystyka Antysocjalistycznego Mazowsza
Po stalinowcu Mieczysławie Widaju emeryturę straci Władysław Kochan
Krwawy szef Informacji pod sąd! - TADEUSZ M. PŁUŻAŃSKI Wysłane
czwartek, 6, kwietnia 2006 przez Krzysztof Pawlak
samo dotyczy płk. Władysława Kochana, zastępcy szefa Głównego
Zarządu Informacji - najokrutniejszej instytucji stalinowskiego systemu
bezprawia: kontrwywiadu wojskowego, czyli wojskowej bezpieki. Ten nobliwy,
starszy pan też od lat żyje sobie spokojnie w Warszawie. W latach 50. stosował
brutalne represje, m.in. wobec generałów WP.
O tym wysokim funkcjonariuszu Informacji przez kilkanaście lat wolnej Polski nie było
żadnych informacji. Nie wiadomo nawet, co się z nim działo po 1960 roku. Dwa lata temu
nieoczekiwanie "ożył" i pojawił się w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Mimo zaawansowanego wieku nie był na tyle naiwny, aby przyjść tam dobrowolnie. Na
salę sądową został doprowadzony przez policję. Wcześniej kilka razy nie stawił się na
wezwanie. W domu córka Kochana twierdziła, że nie wie, gdzie jest ojciec i kiedy wróci.
NIE ZNA SPRAWY
Władysław Kochan nie został doprowadzony na swój proces, choć nie ma żadnych
wątpliwości, że za swoje zbrodnie powinien być sądzony. Zeznawał w charakterze
świadka na rozprawie przeciwko podwładnemu - śledczemu Informacji Henrykowi
Olejniczakowi. Panowie znali się długo - Kochan był szefem Olejniczaka w poznańskim
oddziale Informacji, a potem w warszawskiej centrali. Na procesie, jak się można było
spodziewać, o oskarżonym nie powiedział złego słowa. Olejniczak był sądzony za
znęcanie się w śledztwie nad bohaterem II wojny światowej, zastępcą gen. Maczka, płk.
Franciszkiem Skibińskim. W odnalezionej przez IPN notatce, która stała się podstawą
aktu oskarżenia, śledczy pisał o przesłuchaniach Skibińskiego: "stosowałem metodę
bezwzględnego przygniatania jego psychiki, potem tłumaczyłem mu możliwość powrotu
do normalnego życia", "pogłębia się jego załamanie psychiczne", "jest już kompletnie
rozłożony", "wyraził zamiar samobójstwa", "żąda śmierci".
Teraz w sądzie Kochan twierdził, że sprawy płk. Skibińskiego nie zna (choć była jedną z
ważniejszych!), a w ogóle żadnych konkretnych spraw nie pamięta. Oświadczył jedynie,
o czym wszyscy zainteresowani wiedzą, że w sprawie tzw. spisku w wojsku (o to właśnie
został oskarżony płk Skibiński), czyli rozpoczętej przez Informację Wojskową w 1949 r.
czystki w wojsku, wymierzonej w oficerów przedwrześniowych, znęcano się nad
osadzonymi, stosując przede wszystkim konwejer (kilku "oficerów" śledczych
przesłuchiwało non stop - przez wiele dni i nocy jednego człowieka). Kochan zapomniał
1
 
10383712.001.png
dodać, że sam, z sadystycznym zamiłowaniem, stosował takie metody. W stosunku do
płk. Mariana Utnika Kochan prowadził śledztwo przez całą dobę, pozwalając mu jedynie
pospać między godz. 3.00 a 5.00 i zjeść trzy posiłki. Po 63 dniach takich męczarni Utnik
przyznał się, że był szpiegiem.
W sądzie Kochan zapomniał również, że był nie tylko jednym z najokrutniejszych, ale
również najwyżej postawionych funkcjonariuszy Informacji, która - według cały czas
niepełnych szacunków - w latach 1944 - 1957 r. aresztowała i torturowała 17 tys. ludzi.
Historycy są zgodni, że ta wojskowa bezpieka była jeszcze bardziej bezwzględna niż
znana z okrucieństwa "cywilna" bezpieka, czyli Ministerstwo Bezpieczeństwa
Publicznego.
Po procesie i skazaniu Olejniczaka na rok więzienia o Kochanie znów słuch zaginął.
Jego nikt nie zamierzał (i nie zamierza) sądzić.
WPRAWIONY W CELOWANIU
Z PISTOLETU
Władysław Kochan urodził się w 1917 r. w Dębicy, gdzie ukończył gimnazjum. W latach
1937-39 studiował chemię na Politechnice Lwowskiej. Podczas wojny pracował jako
robotnik i pomocnik buchaltera. Do wojska wstąpił ochotniczo w grudniu 1944 r. W tym
samym roku został członkiem partii. Do maja 1947 r. był zastępcą szefa Informacji
Marynarki Wojennej, później - do lipca 1948 r. szefem Informacji w Poznaniu. Szczyt
jego kariery przypada na lata 1948 - 1954, kiedy pełnił funkcję szefa Oddziału Śledczego
GZI (pełna nazwa: Główny Zarząd Informacji - GZI WP), a w końcu został zastępcą szefa
całej Informacji Wojskowej. W czerwcu 1950 r. mianowany na stopień pułkownika.
Szefami Kochana byli Sowieci - płk Dymitr Wozniesieński (zięć Karola Świerczewskiego)
i płk Antoni Skulbaszewski (wcześniej "polski" krwawy Naczelny Prokurator Wojskowy).
Budowana na wzór i pod dyktando Moskwy Informacja Wojskowa była po prostu
odpowiednikiem wojskowych sowieckich służb specjalnych i funkcjonariusze tych służb
nią kierowali.
Jesienią 1954 r. Kochan został przeniesiony do rezerwy. Dwa lata później, na fali
"odwilży", powstała tzw. komisja Mazura "dla zbadania odpowiedzialności b.
pracowników Głównego Zarządu Informacji, Naczelnej Prokuratury Wojskowej i
Najwyższego Sądu Wojskowego". Czytamy w nim, że Kochan "ponosi odpowiedzialność
za następujące czyny i zaniedbania:
- przyczynianie się do masowych bezpodstawnych aresztów bez »sankcji« lub
wnioskowanie »sankcji« bez przedstawiania prokuratorowi jakichkolwiek dowodów,
- stosowanie za pośrednictwem podległego mu aparatu śledczego i osobiście do roku
1948 włącznie całego kompleksu przestępczych metod śledztwa, przy czym bicie było
regułą, od 1948 r. zaś przejście na zasadę »konwejera« w połączeniu z pozbawieniem
badanych snu, stójkami, osadzeniem w karcerze po kostki z wodą, pozbawieniem
jakiejkolwiek opieki lekarskiej (np. Kochan zabronił leczyć Cichonia) oraz szeregiem
innych wymyślnych udręczeń, a poza tym stosowanie wymuszenia wobec osób
preparowanych do konfrontacji,
2
- powoływanie się na rzekome pisemne pozwolenie prezydenta PRL na bicie (wobec
gen. Tatara, przy czym wprawiał się w celowaniu z pistoletu, grożąc zastrzeleniem),
- rozbudowanie sieci agentów »celnych«, sugerujących i inspirujących fałszywe zeznania
w celi,
- przyczynianie się do skazania ogromnej liczby niewinnych osób na najsurowsze kary
więzienia i na kary śmierci (...), np. Kochan w 46 sprawach »spisku wojskowego«),
- sztuczne dzielenie spraw celem łatwiejszego oskarżania i skazywania w
spreparowanych sprawach,
- przetrzymywanie skazanych na karę śmierci latami w areszcie Informacji li tylko celem
dalszego wymuszania zeznań (np. gen. Kuropieski, ppłk Sokołowskiego, mjr.
Kurkiewicza i innych)".
Ponadto, Kochan bił więźniów - sam, albo razem z podwładnymi, gumową pałką.
Rozkazywał budzić ich w nocy i wykonywać różne prace oraz zmniejszać niepokornym
racje żywnościowe.
MÓWIĆ PRAWDĘ
Władysław Kochan był jednym z nielicznych funkcjonariuszy GZI, którzy - na podstawie
raportu komisji Mazura - za łamanie "socjalistycznej praworządności" - stanęli przed
sądem. Odpowiadał m.in. za wspomnianą w raporcie sprawę "spisku w wojsku". Był
jednym z głównych oprawców we wspominanej sprawie TUN (od nazwisk generałów -
Tatara, Utnika i Nowickiego), którzy po powrocie z Zachodu do Polski zostali oskarżeni o
szpiegostwo na rzecz Wielkiej Brytanii. Cała trójka uniknęła kary śmierci, ale w tzw.
procesach odpryskowych (na ogół przeprowadzanych w siedzibie GZI przy ul. Oczki w
Warszawie) wydano ich ponad 20.
Jeden z rzekomych spiskowców, gen. Józef Kuropieska wspominał swój pobyt w
więzieniu: "Najbardziej jednak wstrząsającym dla mnie przeżyciem stała się konfrontacja
z płk. dypl. Bronisławem Maszlanką. (...) Widok tego okaleczonego, bez jednego płuca,
człowieka w pokoju płk. Kochana jakby mnie ściął z nóg. Patrząc na niego, pomyślałem:
»Oto twoje dzieło«. (...) Smród celi dawał mi się coraz więcej we znaki. W pewnej chwili,
nawet nieoczekiwanie dla siebie, począłem bębnić w drzwi. Natychmiast je uchylono,
jakby na to tylko ktoś czekał. Poprosiłem o rozmowę z płk. Kochanem. Po jakichś 3
minutach zostałem do niego doprowadzony. (...) Po wejściu do jasnego, pełnego słońca
gabinetu spytałem:
- Szefuniu, co robić?
Kochan odpowiedział:
- Mówić prawdę.
Takie powiedzenie w czasie śledztwa zawsze mnie oburzało, ale tego dnia przyjąłem je z
pogodnym uśmiechem. Odpowiedziałem mu, że widzę, iż będę musiał mówić o
Spychalskim - choć oczywiście będzie to również nieprawdą".
Historyk Jerzy Poksiński w książce "TUN" napisał: "Śledztwo wobec gen. Mossora było
wyjątkowo brutalne. Kierował nim oczywiście płk Skulbaszewski, a pomagał mu płk
Kochan. (...) Zamknięto go w nie ogrzewanej celi, gdzie przebywał prawie przez dwie
3
zimy, bo aż do połowy grudnia 1953 r. Przesłuchiwano go po 20 godzin na dobę. Śledczy
nie przyjmowali do wiadomości, że oskarżonego boli brzuch, ma silne bóle kręgosłupa i
inne dolegliwości. Szczególnie uciążliwe było dla niego siedzenie na odwróconym stołku.
Wył z bólu. Pomimo tak ciężkiego reżimu śledczego odmówił wszelkich zeznań na temat
rzekomej konspiracji i szpiegostwa. Dopiero w sierpniu 1954 r. przewieziono go do
więzienia mokotowskiego, a potem do Wronek. Tam doznał pierwszego zawału serca".
Sędzia kpt. Edward Wiącek w 1956 r. zeznawał: "W kwietniu 1954 r. przy jednej ze
spraw, która miała iść do sądu, oświadczyłem płkowi Kochanowi - kierownikowi śledztwa
w GZI, że wy stosujecie w sprawach przymus (nie wiedziałem wtedy jeszcze o tych
formach przymusu, o których wiem teraz). Było to w sprawie Wojtowicza. Wtedy Kochan
oświadczył mi: »Pilnujcie swego sumienia partyjnego« i wyjął dwa zeszyty płka
Skulbaszewskiego, w których znajdowały się notatki z odprawy, jaka odbyła się u tow.
Bieruta. Zacytował mi on szereg tych uwag, z których wynikało, że tow. Bierut polecał
zdrowo naciskać na aresztowanych szpiegów. Wiem również o tym, że jeszcze w 1953 r.
w szkole kontrwywiadu uczono stosowania konwejera". Kpt. Wiącek nie był lepszy - też
"naciskał" na szpiegów i spiskowców.
"WIERCHUSZKI" NIE RUSZAMY
Jednym z takich procesów odpryskowych od sprawy TUN była właśnie sprawa płk.
Skibińskiego (miał szczęście, bo został ułaskawiony; zmarł w 1991 r. w stopniu
generała), a za znęcanie się nad nim został teraz skazany śledczy Olejniczak. Nazwisko
tego ostatniego też zresztą znalazło się w raporcie komisji Mazura. Wtedy, po 1956 r.,
mimo zarzutów, Olejniczak nie poniósł żadnej odpowiedzialności karnej. Komisja uznała
jedynie, że należy go zwolnić dyscyplinarnie z wojska i obniżyć stopień do porucznika
rezerwy. Potem uczył teorii walki klasowej przyszłych funkcjonariuszy, jako wykładowca
szkoły oficerów Informacji. Nie był tępym narzędziem zbrodni, ale wyrachowanym
oprawcą - jako jeden z nielicznych śledczych mógł się pochwalić studiami wyższymi (w
1952 r. ukończył Uniwersytet Poznański). Po 1957 r. pełnił wysokie funkcje w
Ministerstwie Komunikacji i Ministerstwie Sprawiedliwości. W 1964 r. rozpoczął pracę w
Prokuraturze Generalnej i przez 26 lat (do 1989 r.) kierował komórką ds. ułaskawień.
Dochrapał się stopnia pułkownika. Od 1 stycznia 1998 r. w związku z przejściem w stan
spoczynku dostawał wysoką emeryturę prokuratorską (kilka tys. zł). Jako jednemu z
pierwszych stalinowców została mu jednak odebrana.
Inaczej Władysław Kochan. Został skazany (w 1959 r.) na pięć lat więzienia, za kratkami
spędził jednak niespełna rok, po czym zdegradowano go. W 1956 r. przed prokuratorem
Kochan zeznawał: "Proszę o zaprotokołowanie, że metody przymusu w śledztwie były
stosowane od początku istnienia organów Informacji i w tym duchu byli uczeni i
wychowywani oficerowie śledczy. Oficerowie, którzy nie mogli, czy nie chcieli stosować
tych metod, byli napiętnowani, a niekiedy odsuwani od śledztwa jako ludzie ulegający
wpływom wroga".
W wolnej Polsce jest odwrotnie. Podwładnego Olejniczaka osądzono, przełożony
Kochan chodzi wolny po Warszawie. Taka jest właśnie polityka III (IV?) RP. Przed
4
sądem nie postawiono żadnego wysokiego funkcjonariusza byłej Informacji, skazano
tylko kilku - łącznie z Olejniczakiem - "oficerów" śledczych. Czyli: "wierchuszki" nie
ruszamy, a jeśli w ogóle kogoś karzemy, to jedynie (i symbolicznie) najniższych rangą
wykonawców.
CZAS NA
SPRAWIEDLIWOŚĆ
Tak więc kolegów Kochana też nie spotkała żadna kara (ani w latach 50., ani teraz). Po
1957 r. płynnie przeszli do następczyni Informacji - Wojskowej Służby Wewnętrznej
(WSW). Chyba największą karierę zrobił wieloletni, bliski współpracownik gen. Wojciecha
Jaruzelskiego - gen. Czesław Kiszczak, związany z Informacją od końca 1945 r. Z
ujawnionych niedawno materiałów STASI znajdujących się z Instytucie Gaucka w
Berlinie wynika, że to właśnie Kiszczak kilka lat później, w 1952 r., zwerbował
Jaruzelskiego na agenta IW. Funkcjonariuszem Informacji Wojskowej był również Marian
Cimoszewicz, ojciec Włodzimierza. Po 1989 r. nikogo z WSW (w przeciwieństwie do SB)
nie zweryfikowano.
Nazwisko Kiszczaka znalazło się teraz - obok Kochana - na liście wojskowych, którym
Ministerstwo Obrony Narodowej odbierze wysokie emerytury za popełnione zbrodnie
komunistyczne. Polskie prawo zabrania natomiast, aby pozbawiać tych szczególnych
świadczeń rodziny zmarłych "oficerów" śledczych, sędziów i prokuratorów.
Emerytury można zatem (częściowo i nie wszystkim) odebrać, ale sądzić - w żadnym
razie. A może jednak? Powód - zbrodnie komunistyczne - jest przecież ten sam. Dotyczy
to Władysława Kochana, Mieczysława Widaja i wielu innych, do dziś żyjących
funkcjonariuszy komunistycznego systemu bezprawia.
SAMOBÓJSTWO PŁK. DZIDA
Jerzy Poksiński opisał śledztwo w sprawie innego ze "spiskowców" - płk. Stanisława
Dzida: "popełnił samobójstwo w celi 23 lipca 1954 r. o godz. 8.30. Akcja reanimacyjna
prowadzona z udziałem lekarza nie dała rezultatu. Dzida przebywał w areszcie GZI WP
od 5 grudnia 1952 r. Kilka dni po aresztowaniu, po »konwejerze«, złożył protokolarne
zeznanie, w którym przyznał się do rzekomej działalności szpiegowskiej w Moskwie
prowadzonej wraz z ppłk. Gerhardem i mjr. Żurawskim. 15 lipca 1954 r., podczas
jednego z przesłuchań, mających na celu wyjaśnienie wątpliwych momentów i
sprzeczności w jego zeznaniach, płk Dzida oświadczył, że szpiegiem nie był i że
dotychczasowe jego zeznania nie są prawdziwe. Mówiąc to - płakał. Silnie wzburzony,
zaklinał, że jest niewinny. Wspominał, iż nosił się z zamiarem samobójstwa,
doprowadzony do tego kłamstwami podawanymi w śledztwie. Jednak wieczorem zgłosił
się do oficera śledczego i odwołał wszystko to, co powiedział rano, oświadczając przy
tym, że jest szpiegiem francuskim. Przez kilka następnych dni gen. Zarakowski, ppłk
Humer i płk Frenkiel usiłowali podczas przesłuchań ustalić stan faktyczny. Psychiczny
stan aresztowanego oficera musiał budzić poważne wątpliwości, skoro 20 lipca płk dr
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin