Fiedler Arkady - Gorąca wieś Ambinanitelo.pdf
(
933 KB
)
Pobierz
Arkady Fiedler - Gor¹ca wieœ Ambinanitelo
Arkady Fiedler
AMBINANITELO – GOR
ġ
CA WIE
ĺ
PRZEDMOWA
Jak wynika z niniejszej ksi
ĢŇ
ki, podró
Ň
y moja na Madagaskarze obfitowała
w liczne i gł
ħ
bokie wzruszenia osobiste: całym sercem pokochałem dalek
Ģ
wysp
ħ
,
jej ludno
Ļę
, krajobrazy i zwierz
ħ
ta do tego stopnia,
Ň
e troski, nadzieje i pragnienia
Howasów czy Betsimisaraków stały si
ħ
poniek
Ģ
d tak
Ň
e moimi troskami i
nadziejami.
Jak bole
Ļ
nie musiałem odczu
ę
tragiczne wydarzenia roku 1947, kiedy w
kilku tygodniach szale
ı
cy kolonialni zabili blisko 90 000 Malgaszów, których
jedyn
Ģ
zbrodni
Ģ
było to,
Ň
e pragn
ħ
li w drodze zupełnie legalnej uzyska
ę
pewn
Ģ
autonomi
ħ
w ramach Wspólnoty Francuskiej.
Ale działo si
ħ
to na kilka lat przed Dien Bien Ph.it, kl
ħ
sk
Ģ
, która wielu
Francuzom dopiero otworzyła oczy i sumienia i pouczyła ich,
Ň
e ju
Ň
min
ħ
ły czasy
topienia w krwi wolno
Ļ
ciowych d
ĢŇ
e
ı
kolonialnych ludów.
Tote
Ň
w 1958 roku doznałem nowego wzruszenia, tym razem wielce
radosnego, na wie
Ļę
o proklamowaniu Republiki Malgaskiej z malgaskim rz
Ģ
dem
na czele, a w dwa lata pó
Ņ
niej o uzyskaniu zupełnej niezale
Ň
no
Ļ
ci w ramach
Wspólnoty Francuskiej. Wyobraziłem sobie szalon
Ģ
rado
Ļę
mych przyjaciół na
Madagaskarze i razem z nimi si
ħ
cieszyłem, chocia
Ň
oddalony o tysi
Ģ
ce
kilometrów.
Rzecz znamienna,
Ň
e dopiero teraz ksi
ĢŇ
ka niniejsza staje si
ħ
prawdziwie
aktualna, a ostatnie wypadki nadaj
Ģ
jej historyczn
Ģ
poniek
Ģ
d warto
Ļę
. Pomimo
Ň
e
jest to ksi
ĢŇ
ka przede wszystkim o madagaskarskiej przyrodzie, o prostych
ludziach, o miłych dziewczynach, o dziwnych zwierz
ħ
tach, o sielance snutej w
uroczej wsi w gł
ħ
bi Madagaskaru, to przecie
Ň
chc
Ģ
c odda
ę
wierny obraz
nastrojów, ksi
ĢŇ
ka jednocze
Ļ
nie dotyka nurtów społeczno-politycznych w
Ļ
ród
Malgaszów.
Jak słusznie, jak uczciwie to czyni, teraz dobitnie wykazały przełomowe
zdarzenia polityczne ostatnich lat. Dla wła
Ļ
ciwszego zrozumienia tła tych
wydarze
ı
ksi
ĢŇ
ka staje si
ħ
niezb
ħ
dnym kluczem.
ARKADY FIEDLER
1. Wybrze
Ň
em Madagaskaru
M
aroantsetra le
Ň
y na -wschodnim brzegu północnej cz
ħĻ
ci Madagaskaru,
w gł
ħ
bi rozległej zatoki Antongil, w tym samym miejscu, w którym Maurycy
Beniowski wyl
Ģ
dował w 1774 roku i zakładaj
Ģ
c swe Louisbourg marzył o
stworzeniu wielkiego pa
ı
stwa Malgaszów, mieszka
ı
ców wyspy, pod swoim
berłem.
Dzi
Ļ
mo
Ň
e równie trudno jak wtedy dosta
ę
si
ħ
do Maroantsetry.
ņ
adna bita
droga nie prowadzi do portowej mie
Ļ
ciny, zamkni
ħ
tej od strony l
Ģ
du gmatwanin
Ģ
gór i g
ħ
st
Ģ
puszcz
Ģ
tropikaln
Ģ
. S
Ģ
tylko dwa sposoby dotarcia do Maroantsetry: od
portu Tamatawy pieszo albo na noszach – filanzanie kiepsk
Ģ
drog
Ģ
wzdłu
Ň
pla
Ň
y
morskiej
ʧ
lub morzem na francuskim stateczku przybrze
Ň
nym, odbywaj
Ģ
cym
rejs co miesi
Ģ
c.
Wybrali
Ļ
my ten drugi
Ļ
rodek. W upalny poranek pewnego dnia
styczniowego weszli
Ļ
my na statek, a w godzin
ħ
pó
Ņ
niej odbili
Ļ
my od mola
tamatawskiego. Dopiero znacznie pó
Ņ
niej u
Ļ
wiadomili
Ļ
my sobie, czym był
wyjazd z Tamatawy: wej
Ļ
ciem w inny
Ļ
wiat. Jak
Ň
e inny! Za nami pozostała cała
zapalczywa ruchliwo
Ļę
kolonii francuskiej, gor
Ģ
czkowy taniec około złotego
cielca, za nami pozostały rojne nabrze
Ň
a Tamatawy i luksusowe dzielnice
europejskiej Tananariwy, koleje i poci
Ģ
gi Michelin, hotele, francuskie wina i
francuscy administratorzy.
Po wyj
Ļ
ciu statku z Tamatawy urwał si
ħ
gwar kolonialny. Wraz z
nastaniem ciszy
Ļ
wiat zdr
ħ
twiał w jakim
Ļ
ba
Ļ
niowym u
Ļ
pieniu. Tropikalna
senno
Ļę
ogarn
ħ
ła wszystko: ludzi, statek, niebo. Ocean Indyjski był jak jezioro,
wyj
Ģ
tkowo spokojny. Od
Ň
aru unosiła si
ħ
w powietrzu biała para, która zdawała
si
ħ
przenika
ę
nawet do mózgu ludzkiego i tłumi
ę
wszelk
Ģ
my
Ļ
l. W tym
Ļ
wiecie
wszystko si
ħ
zamazywało, zdarzenia i zjawiska zatracały cechy rzeczywisto
Ļ
ci.
Z towarzyszem podró
Ň
y z Polski, Bogdanem Kreczmerem, stałem oparty o
por
ħ
cz statku. Na pół drzemi
Ģ
c patrzyli
Ļ
my na zamglone w oddali góry
wschodniego wybrze
Ň
a.
—
Nadejdzie sztorm tej nocy
ʧ
kto
Ļ
obcy, stoj
Ģ
cy za moimi plecami,
odezwał si
ħ
do nas po francusku.
—
Mo
Ň
e nadejdzie
ʧ
odpowiedziałem półg
ħ
bkiem nie ruszaj
Ģ
c si
ħ
z
miejsca.
—
Panowie równie
Ň
do Maroantsetry?
—
Tak.
—
Z administracji kolonialnej?
—
Nie.
—
Handel?
—
Nie.
—
Eksploatacja?
—
Tak.
—
- Czego? Drzewa?
—
Nie. Robaków.
Tamten wzi
Ģ
ł to za niewła
Ļ
ciwy
Ň
art i usłyszałem jego ciche sarkni
ħ
cie.
Obejrzałem si
ħ
. Stał za nami olbrzymi Hindus o wspaniałej, czarnej brodzie,
ubrany w biały, jedwabny garnitur. Człowiek za
Ň
ywny i wida
ę
zamo
Ň
ny. Typowy
wschodni władca z sensacyjnych filmów.
—
Robaków?
ʧ
spytał niedowierzaj
Ģ
co z wymówk
Ģ
w głosie i błyskiem
niech
ħ
ci w czarnych jak jego broda oczach.
—
Zbieramy owady dla muzeum. Jeste
Ļ
my przyrodnikami
ʧ
wyja
Ļ
niłem
uprzejmiej.
—
Panowie nie Francuzi?
—
Nie.
—
Niemcy?
—
Nie, Polacy.
—
Ach, Polacy!
ʧ
powtórzył Hindus z takim wyrazem twarzy, jak gdyby
wiadomo
Ļę
wprawiła go w radosne zdumienie.
ʧ
I zbieracie owady? Czy to
popłaca? I dlatego jedziecie na ten koniec
Ļ
wiata? Mo
Ň
e jeszcze gł
ħ
boko w
puszcz
ħ
?
—
Gł
ħ
boko, nie gł
ħ
boko. W zapleczu Maroantsetry jest taka wioska nad
rzek
Ģ
Antanambalana, nazywa si
ħ
Ambinanitelo.
—
Bien, znam j
Ģ
doskonale. Mam w tej wsi swoj
Ģ
fili
ħ
, skład tkanin.
Jestem Amod, kupiec z Maroantsetry.
—
A ja s
Ģ
dziłem,
Ň
e pan jest... agentem policyjnym, bo taki ciekawy.
—
Nie, dzi
ħ
kuj
ħ
!
ʧ
wstrz
Ģ
sn
Ģ
ł si
ħ
Hindus.
Moja zło
Ļ
liwa uwaga wywołała jego uciech
ħ
, lecz nie poskromiła
ciekawo
Ļ
ci.
—
Ambinanitelo to wielka wie
Ļ
, owszem, i pełno tam ładnych dziewczyn-
ramatu, to prawda, ale po co, do licha, leziecie akurat do tej zapadłej dziury?
—
Spodziewam si
ħ
znale
Ņę
tam dwie rzeczy: rzadkie owady i
Ļ
lady po
Beniowskim.
—
Beniowskim? Kto to? Jaki
Ļ
zaginiony rodak?
—
Tak, co
Ļ
w tym rodzaju.
Hindus otarł twarz jedwabn
Ģ
chustk
Ģ
i westchn
Ģ
ł:
—
W nocy b
ħ
dzie chyba burza...
Wyczerpał si
ħ
; ju
Ň
odeszła go ch
ħ
tka do rozmowy, nas tak
Ň
e. Oddalaj
Ģ
c si
ħ
rzekł:
—
ņ
egnam panów. Spotkamy si
ħ
przy obiedzie.
Nie spotkamy si
ħ
. On jechał na statku pierwsz
Ģ
klas
Ģ
, my drug
Ģ
.
Pod wieczór dobili
Ļ
my do przystani w Foulpointe. W drugiej połowie
XVIII wieku panował tu król Hiawi, sojusznik Beniowskiego. Dzi
Ļ
rz
Ģ
dzili tu
biali plantatorzy kawy. W ci
Ģ
gu godzinnego postoju w porcie setki worków
cennego ziarna ładowano na nasz statek. Przenosili je z l
Ģ
du na plecach półnadzy
Malgasze. Tragarze nale
Ň
eli do szczepu Betsimisaraków, zamieszkuj
Ģ
cego
wi
ħ
ksz
Ģ
cz
ħĻę
wschodniego wybrze
Ň
a wyspy. Zgi
ħ
ci, zlani potem,
Ļ
pieszyli do
statku.
Hindus Amod i t
ħ
gi Francuz Tinaire, hurtownik drzewa w Maroantsetrze,
równie
Ň
pasa
Ň
er pierwszej klasy, zeszli tak samo jak my ze statku i przechadzali
si
ħ
po przystani, by zaczerpn
Ģę
powietrza. Zwróciłem si
ħ
do nich, nie bez szczypty
ironii, z pro
Ļ
b
Ģ
o wytłumaczenie nam dziwnej sprzeczno
Ļ
ci: dlaczego robotnicy
portowi, uchodz
Ģ
cy w oczach kolonistów za sko
ı
czonych pró
Ň
niaków, tak
dzielnie pracuj
Ģ
.
—
Sprzeczno
Ļ
ci?
ʧ
podchwycił Tinaire.
ʧ
Nie ma tu
Ň
adnych
sprzeczno
Ļ
ci! Rzetelnie panów informowano. Ci hultaje
ʧ
Tinaire wykrzywił
twarz w stron
ħ
tragarzy na znak pogardy
ʧ
ci hultaje to najgnu
Ļ
niejsze tałałajstwo
pod sło
ı
cem. Lenistwo tych nicponi przechodzi ludzkie poj
ħ
cie...
—
I dlatego tak si
ħ
Ļ
piesz
Ģ
z workami?
ʧ
wtr
Ģ
ciłem.
—
A
Ň
e tak si
ħ
Ļ
piesz
Ģ
z workami
ʧ
ci
Ģ
gn
Ģ
ł kupiec nie zra
Ň
ony
ʧ
to
całkiem inna rzecz. To skutki genialnego poci
Ģ
gni
ħ
cia ekonomicznego naszej
administracji kolonialnej. Czy wiecie, panowie, co to podatek pogłówny? To
cudotwórcza magia, to nowoczesne zakl
ħ
cie tak silne,
Ň
e zmusiło do pracy nawet
tych zakutych nierobów. Na naszej wielkiej wyspie panowały dawniej ró
Ň
norakie
formy niewolnictwa, ale w wynikach swych pozostawiały wiele do
Ň
yczenia, po
prostu mało dawały zysku. W roku 1895 oczywi
Ļ
cie znie
Ļ
li
Ļ
my ostatnie
Ļ
lady tego
partactwa, natomiast zaprowadzili
Ļ
my podatek pogłówny, o niebo doskonalszy i
dla władzy korzystniejszy ni
Ň
wszystkie zbankrutowane systemy dawnej pracy.
--- Zestawia to pan do
Ļę
odwa
Ň
nie i z jakim
Ļ
szczególnym entuzjazmem!
--- Czy
Ň
mo
Ň
na inaczej? Spójrzcie na tych młodych Rakotów, Tsarów,
Rasafów, Siddiców i jak im tam! Łaz
ħ
gi, głodomory, lenie, którym przez całe
Ň
ycie nie przyszłoby do głowy j
Ģę
si
ħ
po
Ň
ytecznej pracy. Ale musz
Ģ
! Musz
Ģ
, bo na
Madagaskarze ka
Ň
dy bez wyj
Ģ
tku Malgasz powy
Ň
ej osiemnastu lat musi płaci
ę
sowity podatek pogłówny. Nic nie pomo
Ň
e,
Ň
e przewa
Ň
na cz
ħĻę
tubylców nie
posiada nic prócz łachmanów, które nosi na sobie, i
Ň
e z chronicznej n
ħ
dzy nie
dojada. Ka
Ň
dy z tych włóczykijów musi płaci
ę
co rok t
ħ
danin
ħ
.
—
Ile ona wynosi?
—
Równa si
ħ
mniej wi
ħ
cej miesi
ħ
cznej pensji ni
Ň
szego urz
ħ
dnika
administracyjnego.
Ze zdziwienia
Ļ
wisn
Ģ
łem przez z
ħ
by:
—
Ale
Ň
to niedorzeczno
Ļę
! Je
Ļ
li kto
Ļ
całkiem goły i biedny, to z czego ma
płaci
ę
podatki? Przecie
Ň
z pustego nikt nie naleje.
—
Nic podobnego! Na Madagaskarze musi nala
ę
!
ʧ
za
Ļ
miał si
ħ
Tinaire
zgry
Ņ
liwie.
ʧ
Władze kolonialne wskazuj
Ģ
Malgaszowi wła
Ļ
ciw
Ģ
drog
ħ
: id
Ņ
do
białego kolonisty na plantacje lub do kopalni, przyjmij jego warunki płacy i
zapracuj sobie potrzebne na podatek pieni
Ģ
dze!
—
I Malgasz idzie? Nie uchyla si
ħ
?
—
Niechby spróbował! Je
Ļ
li nie ui
Ļ
ci podatku pogłownego ci
ħŇ
ko zapłaci
za sw
Ģ
krn
Ģ
brno
Ļę
. Prawo kolonii skazuje go na rok lub wi
ħ
cej wi
ħ
zienia, w
którym przest
ħ
pca wykonuje przymusow
Ģ
robot
ħ
bez zapłaty. Błogosławione
skutki tej m
Ģ
drej organizacji widzicie panowie sami nawet w takim Foulpointe:
tragarze z pospiechem nosz
Ģ
na statek worki kawy, by zrobi
ę
na podatek.
--- To z tego bł
ħ
dnego koła Malgasze nie maj
Ģ
ucieczki?
--- Nie maj
Ģ
, na szcz
ħĻ
cie! Otó
Ň
to: nie maj
Ģ
! Gdyby mieli, kolonia
musiałaby zbankrutowa
ę
. Bez wpływów z podatku pogłównego nie mogłaby
istnie
ę
. Podatek pogłówny stanowi najwa
Ň
niejszy dochód w bud
Ň
ecie
administracji kolonii, inne wpływy s
Ģ
znikome w porównaniu z nim, nie
wył
Ģ
czaj
Ģ
c podatków, które my, kupcy, tu płacimy, chocia
Ň
odczuwamy je
dotkliwie.
—
To prawda!
ʧ
potwierdził Hindus Amod.
ʧ
Lecz kolega zapomina,
Ň
e
podatek pogłówny ma jeszcze jedn
Ģ
dobr
Ģ
stron
ħ
: zmusza tubylców do pracy u
kolonistów. Bez tej pracy biali plantatorzy i wła
Ļ
ciciele kopal
ı
zeszliby na psy, a
razem z nimi i my, kupcy.
—
Malgasze
ʧ
podkre
Ļ
lił Tinaire z godno
Ļ
ci
Ģ
ʧ
musz
Ģ
przej
Ļę
t
ħ
tward
Ģ
szkoł
ħ
pracy, zanim zdolni b
ħ
d
Ģ
do przyj
ħ
cia naszej cywilizacji.
—
Tward
Ģ
szkoł
ħ
pracy
ʧ
stwierdziłem
ʧ
to znaczy,
Ň
e maj
Ģ
pracowa
ę
nic w zamian nie dostaj
Ģ
c?
Tinaire zrobił gwałtowny ruch niezadowolenia:
—
Nic nie dostaj
Ģ
c? Czy podatki nie obracaj
Ģ
si
ħ
przede wszystkim na
dobro samych Malgaszów? Przecie
Ň
ich stopa
Ň
yciowa podnosi si
ħ
równomiernie
z ogólnym rozwojem kolonii! Przecie
Ň
ich dobrobytowi słu
ŇĢ
koleje, autostrady i
autobusy, dla nich buduje si
ħ
liczne szkoły, dla nich powstaje coraz g
ħ
stsza sie
ę
Assistance Medicale
ʧ
Opieki Zdrowia! Nie sposób wyliczy
ę
wszystkich
korzy
Ļ
ci tubylców.
I Tinaire, bogaty hurtownik z Maroantsetry i zagorzały entuzjasta
Madagaskaru, z dum
Ģ
Ļ
ledził krz
Ģ
taj
Ģ
cych si
ħ
tragarzy na przystani w Foulpointe.
W
Ļ
ród tych tragarzy był Rakoto. Zło
Ň
ył przed chwil
Ģ
worek kawy w luku
statku i teraz p
ħ
dził na l
Ģ
d po nowy ładunek. Rakoto miał dziewi
ħ
tna
Ļ
cie lat, min
ħ
wesołego urwisa, lubił po
Ň
artowa
ę
. Zatrzymali
Ļ
my go:
—
Hej, Rakoto! Stój! Masz papierosa!
Rakoto posłusznie przystan
Ģ
ł, ucieszył si
ħ
z pocz
ħ
stunku. Zatkn
Ģ
ł papierosa
za uchem.
—
Czy jechałe
Ļ
ju
Ň
kiedy autobusem?
Nie, Rakoto nie jechał jeszcze autobusem.
—
A byłe
Ļ
w hotelu „Fumaroli”?
Plik z chomika:
depmod1969
Inne pliki z tego folderu:
Zuzanna Celmer - Jak być dorosłym (1996).rar
(9522 KB)
03 Tryumf Pana Kleksa - Jan Brzechwa.pdf
(785 KB)
03 Tryumf Pana Kleksa - Jan Brzechwa.pdf
(785 KB)
03 Tryumf Pana Kleksa - Jan Brzechwa.pdf
(785 KB)
Jan Brzechwa - Akademia Pana Kleksa.pdf
(623 KB)
Inne foldery tego chomika:
Pliki dostępne do 08.07.2024
AGENT 007
AUDIO-BOOKI
AUDIO-BOOKI DLA DZIECI
AUDIOBOOKI DLA MŁODZIEŻY
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin