Borges Jorge Luis - Kość niezgody.doc

(36 KB) Pobierz
Ze zbiorów - Biblioteki Sieciowej

 

Ze zbiorów - Biblioteki Sieciowej

 

Numer katalogowy - 00158

Autor - Jorge Louis Borges

Tytuł - Kość niezgody

Tłumaczenie - Zofia Chądzyńska

Opracowanie - Krzysztof Sucherek

 

Mówią, co jest mało prawdopodobne, że historię tę opowiadał Eduardo, młodszy z braci Nelsonów, podczas velorio starszego, Christiana, który zmarł śmiercią naturalną w tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym którymś roku, w prowincji Moron.

Prawdą jest, że między jednym a drugim kubkiem mate zasłyszał ją ktoś w długą, zagubioną noc i opowiedział Santiagowi Dabove, który z kolei opowiedział ją mnie. W wiele lat potem powtórzono mi ją w Turdera, gdzie się wydarzyła. Ta druga wersja, trochę dokładniejsza, zasadniczo potwierdzała opowieść Santiaga, ze zwykłymi w takich razach odmianami i przekręceniami. Spisuję ją teraz, co moim zdaniem zamyka w sobie krótkie i tragiczne odbicie losów dawnych mieszkańców pogranicza. Postaram się zrobić to sumiennie, jakkolwiek już teraz przewiduję, że ulegnę pokusie podkreślenia lub dorzucenia jakiegoś szczegółu.

W Turdera ich nazwisko wymawiano Nilsen. Proboszcz powiedział mi, że jego poprzednik nie bez zdziwienia wspomniał, iż zobaczył kiedyś w ich domu stary zniszczony egzemplarz Biblii w czarnej okładce, drukowany gotyckimi czcionkami. Na ostatnich stronicach zauważył podopisywane ręką nazwiska i daty. Była to jedyna książka w tym domu. Przypadkowa kronika Nilsenów, zagubiona, tak jak wszystko będzie kiedyś zagubione. Dom, który już nie istnieje, prowadził na dwa patia, jedno wybrukowane, a drugie z ubitej ziemi. zresztą niewiele osób ich odwiedzało. Nilsenowie strzegli swojej samotności. W zapuszczonych pokojach sypiali na wyrkach, ich luksusem był koń, sztylet o krótkiej rękojeści, zadawanie szyku przy sobocie i pijatyki w oberży.

Wiem, że byli wysocy, że mieli rudawe czupryny; Dania lub Irlandia których nigdy nie słyszeli, płynęły w krwi tych Kreolów. Okolica bała się "rudzielców", pewna mieli na sumieniu niejedną śmierć. Kiedyś ramię w ramię walczyli z policją, mówiono, że młodszy wdał się w bójkę z Juanem Iberrą, w której nie poszło mu źle, co, według tych, którzy znali się na rzeczy, mówiło samo za siebie. Imali się różnych zajęć; pasterstwa, ćwiartowania bydła, kradzieży, a nieraz i gry. Mieli opinię skąpców, chyba że alkohol lub karty zmieniały ich nagle w rozrzutników. Nie wiadomo była, ani kto ich rodził, ani skąd przybyli. Mieli na własność wóz i parę wołów. Wyglądem nie przypominali gatunku, od którego wzięła swą nazwę Costa Brava. To, i coś, a czym nie wiemy, pomaga zrozumieć, czemu byli ze sobą tak związani. Poróżnić się z jednym - znaczyło zrobić sobie dwóch wrogów.

Nilsenowie byli postrzeleni, ale ich miłosne przygody jak dotąd ograniczały się do macania dziewczyn po zaguanach lub domach publicznych. Toteż bardzo się dziwowano, że Christian wziął do damu Julianę Burgos. Co prawda zyskiwał tym sposobem służącą, ale było faktem, że obsypywał ją tanimi błyskotkami i prowadzał ze sobą na zabawy. Na te biedne zabawy w conventillo gdzie quebrada i corte były zabronione i jeszcze wciąż tańczono przy pełnym świetle. Juliana miała ciemną skórę, oczy w kształcie migdałów; wystarczyło spojrzeć na nią, aby zaczynała się uśmiechać. Na tle ubogiej dzielnicy, pełnej kobiet zniszczonych przez pracę i brak pielęgnacji, robiła wyjątkowo korzystne wrażenie.

Z początku Eduardo towarzyszył im. Ale potem, już nie wiem w jakich sprawach, pojechał do Arrecifes i wrócił z dziewczyną, którą gdzieś po drodze przygadał i którą po kilku dniach wyrzucił. Zrobił się szorstki, zaczął samotnie pić i z nikim się nie widywał. Był zakochany w kobiecie Christiana. Okolica, która spostrzegła to wcześniej niżeli on sam, ze złośliwą satysfakcją obserwowała utajoną rywalizację braci.

Pewnego wieczoru, wracając dość późna z szynku, Eduardo zobaczył, że koń brata uwiązany jest do płotu. Wystrojony Christian czekał na niego na patio, kobieta krążyła tam i na powrót z kubkiem mate w ręku.

- Jadę na zabawę do Fariasów. Zostawiam ci Julianę. Korzystaj z niej, jeżeli będziesz miał ochotę.

W głosie było coś rozkazującego, ale była i czułość. Eduardo popatrzył, na niego długą chwilę: nie wiedział, jak się zachować. Christian wstał, pożegnał się z bratem, nie pożegnał się z Julianą, która była rzeczą, wsiadł na konia i bez pośpiechu, truchtem, odjechał.

Od tej nocy dzielili ją między siebie. Nikt nie pozna szczegółów tej, ponurej spółki, obrażającej uczucia całego sąsiedztwa. Jakoś to szło przez parę tygodni, nie mogło jednak trwać. Bracia nie wymawiali imienia Juliany, nawet gdy trzeba było ją zawołać, ale szukali i znajdowali powody do sprzeczek. Spierali się o sprzedaż skór - w gruncie rzeczy chodziło o co innego. Christian nieraz podnosił głos. Eduardo milczał. Sami nie wiedząc o tym pilnowali się wzajemnie. Na głuchej prowincji ludzie nie przyznają się innym, nie przyznają się nawet sobie, że stosunek kobiety może być czymś więcej niż pożądaniem i zaspokojeniem go, ale obaj kochali Julianę. To ich w jakiś sposób upokarzała. Pewnego popołudnia, na placu Lomas, Eduardo spotkał Juana Iberrę, który powinszował mu ślicznotki, jaką sobie sprokurował. Wtedy to Eduardo porwał się na niego; nikt w jego obecności nie poważy się kpić sobie z Christiana.

Kobieta obsługiwała obydwóch z uległością zwierzątka, ale nie była w stanie ukryć, że woli młodszego, tego, który wprawdzie nie odrzucił spółki, ale także nie zaproponował jej sam.

Pewnego dnia kazali Julianie wystawić na pierwsze patio dwa krzesła i odejść, bo mają ze sobą do pomówienia. Spodziewając się, że rozmowa potrwa długo, położyła się, ale bardzo szybko zbudzili ją, mówiąc, że ma zapakować do torby wszystko, co posiada wraz ze szklanym różańcem i krzyżykiem, który miała po matce. Nic jej nie tłumacząc, wsadzili ją na wóz i ruszyli w milczącą, uciążliwą podróż. Padało. Droga była ciężka i dopiero koło trzeciej nad ranem dojechali do Moron. Tam zaproponowali ją właścicielce domu publicznego, po czym - dobili interesu; Christian wziął pieniądze i podzielił się nimi z bratem

W Turdera Nilsenowie, do tej pory zgubieni w bezdrożach (będących już nawykiem) tej przerażającej miłości, postanowili nawiązać do dawnego życia mężczyzn wśród mężczyzn. Wrócili do kart, do walk kogutów, do przypadkowych rozrywek. Może nieraz wydawała im się, że są wyzwoleni, ale każdemu z nich zdarzały się niewytłumaczalne lub trudno wytłumaczalne wyjazdy. Na krótko przed końcem roku młodszy powiedział, że ma coś do załatwienia w Buenos Aires; Christian pojechał do Moron. Przed wiadomym domem rozpoznał deresza Eduarda. Wewnątrz tamten czekał swojej kolejki. Podobno Christian zwrócił się do niego:

- Jak tak dalej pójdzie, zajeździmy konie; już lepiej mieć ją pod ręką. Pomówił z patronką, wyjął z pasa jakieś monety i zabrali ją ze sobą. Juliana jechała z Christianem. Eduardo dał ostrogę koniowi, aby na nich nie patrzeć.

Wrócili do układu poprzednio opisanego; nikczemne rozwiązanie zawiodło także. Obaj ulegli pokusie oszukiwania się. Zawisł nad nimi cień Kaina, ale uczucie wiążące Nilsenów było tak silne - kto wie, jakie obowiązki, jakie wyrzeczenia przeżyli wspólnie - że woleli wyładować się na innych: na jakimś nieznajomym, na psach, na Julianie, która stała się kością niezgody. Marzec kończył się, lecz upały nie ustawały. Pewnej niedzieli (w niedzielę ludzie rozchodzą się wcześniej) wróciwszy z szynku, Eduardo ujrzał, że Christian zaprzęga woły. Christian zwrócił się do niego.

- Chodź no. Trzeba zawieźć skóry do Parda; już je załadowałem. Skorzystajmy z chłodu.

O ile się nie mylę, garbarnia Parda leżała trochę bardziej na południe. Pojechali drogą, wydeptaną przez bydło, potem zjechali w bok. Nocą pola wydawały się nie mieć kresu.

Przejechali obok ścierniska; Christian rzucił papierosa, którego palił, i powiedział niespiesznie:

- Do roboty, bracie. Potem już wyręczą nas sępy. Dziś ją zabiłem. Niech tu zastanie ze wszystkim, co miała. Nie będzie więcej bruździła między nami.

Rzucili się sobie w ramiona niemal ze łzami. Teraz łączył ich jeszcze jeden węzeł: kobieta złożona w smutnej ofierze i obowiązek wykreślenia jej z pamięci.

 

K O N I E C

 

3

 

...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin