Hunter Jillian - Dzikuska.pdf

(1430 KB) Pobierz
JILLIAN HUNTER
Przełożyły
Teresa Komłosz i Bożena Kucharuk
946753331.001.png
1
Pogórze Szkockie
1723
Po raz pierwszy w życiu Duncan MacElgin został zaskoczony
i rozebrany przez kobietę - w akcie wrogości.
Jeszcze przed chwilą wsłuchiwał się w cienkie zawodzenia dud
i krwiożercze okrzyki wojenne MacElginów, dobiegające od
wzgórz, a teraz leżał na plecach, ze spodniami ściągniętymi aż
do kostek.
Zmiana sytuacji była tak nagła, tak nieoczekiwana, że zdrętwiał
na całym ciele.
Co prawda przeczuwał, że jego powrotowi mogą towarzyszyć
różne niecodzienne wydarzenia. Nie dziwiłyby go więc jarzębi­
nowe krzyże w pośpiechu przybite do drzwi mijanych domostw
ani psy na wzgórzach, donośnym szczekaniem ostrzegające, że
zbliża się obcy. Nie zaskoczyłby go widok dzieci i staruszek,
w popłochu uciekających na jego widok, z całej siły przycis­
kających do piersi egzemplarze Biblii. Jednakże nie przewidział,
że może zostać ściągnięty z konia i rozebrany do naga przez
niepokornych górali, którzy zgodnie z prawem celtyckim winni
byli mu szacunek, nie mówiąc już o gotowości do poświęcenia
dlań swojego nędznego żywota.
Poza wszystkim nigdy nie przyszłoby mu do głowy, że zasadzkę
zorganizuje dziewczyna, wydająca dyspozycje niczym oszalały
JILLIAN HUNTER
francuski marszałek polny na linii frontu. Piekielnik potrafił
wyzwolić w swoich ludziach niezwykłą energię. Patrząc teraz na
drobną, zakapturzoną postać siedzącą na końskim grzbiecie,
poprzysiągł sobie, że policzy się z nią, gdy tylko skończy się
walka.
A potem jakieś półgłówki próbowały wysmarować go błotnistą
mazią i oblepić pierzem. Doprawdy, trudno byłoby wymyślić coś
bardziej upokarzającego! Kurze pióra i cuchnący szlam! Kopnął
jednego z napastników w podbrzusze, strząsnął z ramion i prze­
wrócił drugiego, po czym zerwał się na nogi, by ocenić rozmiar
szkód. Cuchnąca, lepka ciecz spływała mu po ramionach prosto
w skórzane rękawice. W okolicy łokci sterczały kurze pióra.
Wyraz niekłamanej pogardy dla siebie samego zachmurzył
wyrazistą twarz. Nagi, upokorzony, zmuszony do walki o prze­
trwanie... jak mógł się łudzić, że cokolwiek się tu zmieniło? .
Jakiś karzeł z długą rudą brodą poprzetykaną siwizną, toczący
się śmiesznie na koślawych nogach, wrzucił buty Duncana do
jeziora, ku uciesze niedomytych członków klanu, zajmujących
strategiczne miejsca na urwistej skale nad przełęczą. Rechotowi
mężczyzn wtórował dźwięczny kobiecy śmiech.
Duncan rozsierdził się nie na żarty, nie panował już nad sobą;
został odarty z dumy i godności tak samo jak z ubrania. Buty
zostały wykonane z drogiej rosyjskiej skóry, inne części jego
garderoby nadejdą dopiero za kilka dni, a ta szalona kobieta
uważa, że to świetny dowcip. Nie zważając na swą nagość,
przeskoczył zaporę z głazów i odepchnął dwóch górali, którzy
rzucili się w jego stronę. Zrobił to bez większego wysiłku, jak
olbrzym rozprawiający się z komarami.
- Kto - zaryczał w ciszę, jaka zapadła po tym pokazie
brutalnej męskiej siły - kto jest odpowiedzialny za tę zniewagę?!
Zdecydowany ton potężnego głosu, jakim zazwyczaj posługiwał
się jedynie na polach bitewnych, najwyraźniej wywarł duże
wrażenie na napastnikach. Tak przemawiali jedynie ci, którzy od
pokoleń rodzili się do sprawowania władzy. Siedmiu górali na
koniach gapiło się nań teraz z pełnym podziwu zainteresowaniem,
lecz i z przerażeniem. Dwaj mężczyźni, leżący u jego stóp,
6
DZIKUSKA
przezornie odczołgali się na pewną odległość, zamierzając jak
najszybciej wdrapać się na bezpieczne miejsce na skale.
Dzika, zwierzęca wprost furia przepełniała Duncana, czyniąc
go niewrażliwym na pieszczotliwe podmuchy łagodnego czerw­
cowego wiatru. Zapomniał o tym, że stoi całkiem nagi (jeśli nie
liczyć czarnych skórzanych rękawic) przed tą żałosną zbieraniną
ludzi z jego klanu. A więc to tak. Z satysfakcją zaczerpnął tchu.
To nareszcie ich otrzeźwiło. To właśnie Duncan umiał robić
najlepiej: wydawać rozkazy. Budzić przerażenie.
- Lachlanie MacElgin! - krzyknął do krępego mężczyzny,
który tkwił na skale jak zmęczony myszołów. - Czy masz
jakiekolwiek pojęcie, na kogo przed chwilą napadliście?
Mężczyzna o imieniu Lachlan przełknął z trudem, a otaczający
go towarzysze na koniach zaczęli wymieniać uwagi gorączkowym
szeptem.
- Skąd mnie znasz? - zapytał Lachlan, kiedy już był w stanie
wydobyć głos ze ściśniętego gardła. - Kim w takim razie jesteś?
- Kim jestem? - powtórzył Duncan z mściwym uśmieszkiem
na ustach. Chwyciwszy za dawno nie myty kark jednego
z mężczyzn, próbującego chyłkiem przemknąć się w kierunku
skały, potrząsnął nim jak zającem.
- A ty. Owen, jak myślisz, kim jestem?
Przerażony Owen nerwowo zamrugał bezrzęsymi powiekami.
- K-królem Anglii? - wyjąkał, po czym ukazał wystające zęby
w przypochlebnym uśmiechu, licząc na to, że jeżeli przypadkiem
okazałoby się, że zgadł, wkradnie się w łaski tak znamienitej
osoby.
- Królem Anglii? - Głucho dudniący śmiech Duncana niejed­
nego przyprawił o ciarki. - Czy doprawdy wyglądam jak poczciwy
król Anglii?
- Nie wiem - odezwał się nieśmiało Owen, zezując na
Duncana. - To możliwe, tak, to możliwe. Macie taką twarz, że
możecie być królem.
Duncan uśmiechnął się nieznacznie i uwolnił mężczyznę,
którego długie do ramion, kruczoczarne włosy splątywał wiatr.
- Czy chcesz mi przez to powiedzieć, że Jego Królewska
7
JULIAN HUNTER
Mość miał przejeżdżać tędy dziś po południu, a wy, cymbały,
czekaliście tutaj, żeby go schwytać w zasadzkę?
- Nie chcieliśmy chwytać króla w zasadzkę - wyznał szczerze
Owen, nieco uspokojony, jako że nic nie wskazywało na to, by
nagi olbrzym zamierzał go zabić. - To ty wymieniłeś jego imię.
Z wyrazem niesmaku na ogorzałej twarzy Duncan zerwał
wyblakłą chustę z ramion Owena i próbował się nią opasać.
Chociaż znoszony tartan nie został skrojony na jego potężną
miarę - z równym powodzeniem mógłby próbować się zakryć
listkiem figowym -jednakże musiał jakoś przysłonić przynajmniej
najważniejsze części ciała. Duncan nie widział jeszcze twarzy
dziewczyny, ale miotając się dookoła niczym nagi Herkules, cały
czas był świadom obecności tej przeklętej smarkuli. Ktoś inny na
jego miejscu spaliłby się ze wstydu.
Wyrwał swoją szablę z rąk mężczyzny, który niedawno mu ją
zabrał i trzymał niezdarnie, opierając o szyję srokatego kuca.
- Nie macie nawet najmniejszego pojęcia, kim jestem? - doma­
gał się odpowiedzi od swej skamieniałej z przejęcia publiczności.
- Księciem Piekieł? - zapytał ktoś, pół żartem, pół serio.
- A gdyby imało się okazać, że istotnie jestem diabłem
- powiedział Duncan, złowróżbnie ściszając głos - to jaka,
waszym zdaniem, kara spotkałaby was za napadnięcie mnie?
Mężczyźni w obdartych spodniach, okryci szorstkimi wełniany­
mi chustami, poruszyli się niespokojnie na swoich kucach.
Pośpiesznie wymieniano nerwowe szepty. Na widok pałającego
wzroku Duncana, postraszeni perspektywą wieczystych mąk
w ogniu piekielnym, napastnicy zaczęli wycofywać się w stronę
przełęczy. Wszyscy mieszkańcy Pogórza Szkockiego wiedzieli, że
Książę Piekieł - lub Stary Hornie, jak go tu czasami nazywano
- często przybierał postać nagiego młodzieńca, a fakt, że to oni sami
go rozebrali, skłonni byli uznać za jeszcze jeden szatański żart.
Duncan wbił szablę w ziemię koło swych stóp i przemówił
opanowanym, chłodnym tonem:
- Jakoś nie mogę się doczekać odpowiedzi. Skoro nie macie
pojęcia, kim jestem, może mi powiecie, co za idiota wpadł na
pomysł zaatakowania przybysza, który nikogo nie prowokował?
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin