Św. M. M. Kolbe CZY BÓG ISTNIEJE cz 2.doc

(76 KB) Pobierz
CZY BÓG ISTNIEJE

CZY BÓG ISTNIEJE?

Minęliśmy Przemyśl, a pociąg mknął szybko, unosząc nas w stronę Krakowa. Przy oknie po obu stronach siedzieli młodzi ludzie. Jeden z nich artysta-malarz portrecista i, jak się okazało z rozmowy, izraelita. Rozmawialiśmy o celu człowieka i doszliśmy do twierdzenia, że upodobnienie się do Boga, czyli chwała Boża zewnętrzna jest właśnie tym celem i stanowi

jedynie całkowite szczęście stworzenia. Na jednej ze stacyj wszedł między innymi do naszego przedziału jakiś inteligentny mężczyzna i usiadł naprzeciwko mnie; zaraz też przyłączył się on do naszego kółka.

– A czy my możemy wiedzieć, że Pan Bóg istnieje? – zagadnął.

– I owszem.

– W to chyba może ktoś wierzyć tylko; nikt bowiem nie potrafi udowodnić, że Pan Bóg istnieje.

– Proszę pana, a ja panu to jasno udowodnię.

– Mnie pod tym względem już nikt nie przekona.

– Chyba, że Pan z góry odrzucił wszelkie rozumowanie.

– Wcale nie.

– Chciałabym i ja usłyszeć jasny na to dowód – wtrąciła siedząca obok pani.

– Przepraszam panów, rzekłem, zwracając się ku siedzącym przy oknie, że powrócę do zagadnienia, o którym już mówiliśmy, by uczynić zadość życzeniom tych, którzy później wsiedli.

– Prosimy bardzo.

– Najpierw jednak przepraszam, jakie pan posiada wykształcenie?

– Uniwersyteckie, studiowałem prawo.

– A filozofię może także?

– Tego już nie; co zresztą ma filozofia do wiary?

– Wiara musi być rozumną i tego właśnie dokonuje filozofia, zwłaszcza w zagadnieniu, czy Pan Bóg istnieje, – a teraz muszę wiedzieć w czym się wszyscy zgadzamy, bo od tego zacząć mi wypadnie, inaczej – budowalibyśmy na niepewnym fundamencie. Więc zacznijmy:

– Czy pan istnieje?

– Tak, ale ja jestem tylko częścią ziemi.

– Proszę pana, później pomówimy o tym, czym my jesteśmy, a teraz tylko pytam, czy pan istnieje?

– Tak jest.

– A pani?

– I ja to przyznaję.

– A może kto z państwa sądzi inaczej?

Wszyscy przytakują.

– Więc nasze istnienie jest pewne.

– Tego bym nie powiedział.

– A dlaczego?

– Bo my nic w ogóle na pewno wiedzieć nie możemy; co jedni twierdzą, to przeczą inni.

– Więc pan nie jest pewny, czy pan istnieje?

– Ja jestem tylko cząstką materii we wszechświecie.

– Nie chodzi mi o to – powtarzam – czym pan jest, lecz czy pan w ogóle istnieje, tj. czy pan jest czymś, czy też niczym.

– Oczywiście, niczym nie jestem.

– Na pewno?

– Na pewno!

– A ma pan zegarek?

– Mam – odpowiedział, sięgając do kieszeni.

– Jest on pański?

– Mój.

– A na pewno?

– Bez wątpienia.

– Przepraszam, ale gdyby pan o tym wątpił, poprosiłbym o niego i schował do kieszeni. (Obecni w śmiech). – Fałszywym więc jest pańskie założenie, że niczego z pewnością wiedzieć nie możemy, bo przecież pan uważa własne istnienie jako pewnik i bynajmniej nie ma ochoty wątpić, że ten zegarek należy do pana. – A ja, czy istnieję?

– Tak.

– A ta pani, tamten pan i w ogóle wszyscy tu obecni?

– Także.

– I na pewno?

– Na pewno.

– Dlaczego pan to twierdzi?

– Bo... oczy moje jasno mi o tym mówią.

– A te pola, łąki, przesuwające się przed oknami wagonu, świat cały i gwiazdy nad naszymi głowami – czy istnieją?

– Także; w ogóle przyznaję już, że to, co widzimy, istnieć musi; ale przecież Pana Boga nie widzimy.

– Proszę pana, czy parowóz idzie na przodzie?

– Oczywiście.

– Na pewno?

– Na pewno.

– A czy pan go widzi?

– Nie, lecz gdyby było inaczej, nasz wagon nie posuwałby się naprzód.

– A więc pan już przyznaje, że nie tylko możemy poznać jakąś rzecz przez bezpośrednie widzenie, ale także ze skutku rozumem przejść do poznania względnej przyczyny – prawda?

– Tak jest.

– Cóżby pan pomyślał o człowieku, któryby panu dowodził o swym zegarku: "Ten metal z okładki sam przypadkiem oderwał się z kopalni, sam dziwnym trafem przetopił się, przeczyścił i uformował wedle obecnego kształtu. Napis także przypadkiem na nim się wyrył. Szkiełko również przypadkiem się przetopiło i wyszlifowało. Także kółka same się zrobiły. I

inne części składowe tego zegarka zupełnie przypadkiem się utworzyły; a następnie zespoliły się w obecnym porządku i tak bez myśli ludzkiej, ani też ręki, przypadkowo całkiem, wskazuje on godziny". Gdyby ten człowiek zupełnie na serio tak twierdził, co by pan o nim powiedział?

– Że cierpi chyba na zboczenie umysłu.

– Otóż w przyrodzie mamy organizmy bez porównania misterniej zbudowane. Zapewne podziwiał pan, studiując anatomię, budowę choćby takiego oka ludzkiego. Ile to różnych części, jak one delikatne i jak wspaniale służą do widzenia! Cała przyroda składa się z milionów i miliardów organizmów, które żyją, rozwijają się i rozmnażają. Czy więc można twierdzić, że te cuda przyrody to przypadek? Mógłby kto powiedzieć: "Nie dzieje się to bez przyczyny". – Prawda, ale te przyczyny mają jeszcze swoje przyczyny, a te także swoje przyczyny. Czy jednak w tej serii przyczyn, choćby nawet pchniętej w nieskończoność, musimy przyjąć pierwszą przyczynę? Przyczyny bowiem inne nie dają od siebie żadnych doskonałości, ale tylko podają to, co same otrzymały, a nam chodzi o twórcę doskonałości.

– Musi być jakaś pierwsza przyczyna... i... t. j. – Bóg.

– Oczywiście.

Na twarzy owego pana odbijał się pewien rodzaj zdziwienia, że sam dotąd do takiego wyniku

nie doszedł, być może, że nigdy przedtem nie rozmyślał nad tą sprawą.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin