Cyprian Kamil Norwid - Milczenie.pdf

(204 KB) Pobierz
(proza Norwid.pdf)
MILCZENIE
CZÊÆ WSTÊPNA
I
Czy pi¹cego mo¿na przebudziæ grzecznie ?... Podobno, ¿e nie: gdyby albowiem budzi³o siê go
upadkiem na twarz najl¿ejszego listka ró¿y , jeszcze by³oby to tylko bardzo wykwintnie albo po-
etycko pomylanym, lecz nie by³oby grzecznie, bo, koñcem koñców, trzeba pi¹cemu przerwaæ
snowania myli jego - i to przerwaæ doranie, nie powoli, lecz nagle, przenosz¹c go jednym ru-
chem w rzeczywistoæ i w oczywistoæ inn¹. Nie mo¿na przeto z oczywistoci jednej przerzucaæ
nikogo w drug¹ sposobem grzecznym , i pewne brutalstwo nieroz³¹cznym zdawa siê byæ od robo-
ty takowej. St¹d to g³ównie i pierwszorzêdnie pochodzi ta odpychliwoæ, jak¹ na samym wstêpie
spotyka u ogó³u ka¿dy nowy pomys³ lub wynalazek, o ile jest pocz¹tkuj¹cym lub posi³kuj¹cym
nowe ko³o rzeczywistoci i oczywistoci, budziæ albowiem grzecznie w ¿aden sposób nie daje siê.
Owszem, wiêkszoæ ogromna spó³czesnych, a¿eby stanowczo uprzedziæ wydarzenia i spoczy-
nek utrwaliæ, stara³a siê i bardzo pilnie stara uzasadniæ i rozpowszechniæ przekonanie, i¿ nic
nowego pomylanym i okazanym nie mo¿e byæ i ¿e wszelka umys³owa w tym kierunku po-
dejmowana praca przez to samo jest p³onnym zachodem.
A co (nale¿y ostrzec) ¿e siê mo¿e na pozór udowodniaæ z tej przyczyny, ¿e wszystkoæ rze-
czy i spraw wiata tego bêd¹c w jedn¹ harmoniê obejmowan¹, ³atwo jest odwrotnie w tej¿e
harmonijnej jednoci dopatrzeæ wszystkiego zacz¹tków, jakoby przeto ju¿ nic nowego byæ nie
mog³o! Jest w tym jednak b³¹d ogromny, to jest: ¿e absurdum bierze siê za nowe ... tylko al-
bowiem absurdum le¿y poza ogólnym pr¹dem harmonii bytu wszystko ogarniaj¹cej.
I wielokrotnie, i do syta nas³uchany w tym wzglêdzie cudzych zw¹tpieñ, by³em raz u¿ytym
w delegacji do jednego istotnie zas³u¿onego cz³owieka, któremu koledzy ofiarowali byli do-
brze zas³u¿ony medal. Rzecz tê cenn¹ oddawa³em w rêce udarowanemu i nie spodziewa³em
siê by³ bynajmniej ¿adnych patetycznych utrudnieñ w tym poselstwie, osoba albowiem i praw-
dziwie zas³u¿on¹ by³a, i szczerej prostoty pe³n¹.
Atoli skoro uznawany i oceniony, przyj¹wszy swój medal, pocz¹³ starannie go obzieraæ, do-
strzeg³em nagle na jego licach przeb³ysk podobny do umiechu, pomiêszanego z wielce g³ê-
bokim wra¿eniem - to za by³o tak dziwnie wyraziste, i¿ d³ugo jeszcze potem nasuwa³a mi
sama wyobrania ten psychologiczny obraz. A¿ we wiele czasu po delegacji, znalaz³szy siê
raz bardzo poufnie z mê¿em, o którym tu siê mówi, podnios³em umylnie okolicznoæ i za-
pyta³em o przyczynê szczególnego wra¿enia...
- Rzecz jest niezmiernie prosta! - odpowiedzia³ - po pierwszy raz w ¿yciu zobaczy³em czo³o,
usta i nos w³asny w profilu. . . I gdyby nie wasz medal, mo¿e, jak bardzo wielka liczba ludzi,
po³o¿y³bym siê w grób, nigdy pierwej w³asnego nosa mniej jednostronnie nie widziawszy. Ja,
który przecie¿ ze wszech stron piramidy ogl¹da³em!... Otó¿ myl mi przysz³a by³a, ¿e zaiste
musz¹ byæ jeszcze rzeczy nowe do okazania ludzkoci, je¿eli, mówiê, w³asny jej nos mo¿na
zwiastowaæ!
- Szkoda wielka - rzek³em - ¿e tego w³anie nie raczy³e nam by³ powiedzieæ - -
- Kiedy... jako... sam przyznaj, i¿ takich rzeczy siê nie mówi...
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
38
*
S¹¿ zatem g³êbiny i stopnie szczeroci ducha i oczywistoci, które siê jakoby spó³-milcze-
niem ogó³u uznawa, ale którym jawnoæ spó³czesna odmawia wyg³osu, co okres, co wiek
takowych to z-milknieñ nieuchronnie dla rozwoju swojej pe³noci potrzebuj¹c? Za ca³ego
okresu heroicznego greckiej filozofii, to jest a¿ do Artystotelesa (lecz nie pouczaj¹c tego
mêdrca), nikt nie pojmowa³by takowej jawnoci-wzglêdnej , zakrelone z góry szranki maj¹-
cej, ani ona komu wystarcza³aby! Nieledwie ¿e na ulicy zapytaæ by³o przecie mo¿na, co jest
dusza? jak i ile niemiertelna? co ¿ycie i ¿ywot? na co i dla czego filozofia?... Zapytywany
z nie mniejsz¹ odpowiada³ prostot¹ : Tyle a tyle wiem, lub nie wiem; co do filozofii, ta - za
cel ma uczyniæ cz³owieka moralnie szczêliwym ! *
Staro¿ytni nie znali wcale pewnego rodzaju umiechu, który dopiero mymy wynaleli, a któ-
ry te¿ wynalazek zapewne nam przynosi niema³y zaszczyt. To jest: oni nie znali umiechu
zatêch³ego umys³u i zupe³nie zw¹tpia³ego serca, z jakim odpowiadaj¹ dzi mêdrkowie na za-
pytania ludzi naiwnych, wie¿ych i coraz rzadszych! Zacny Diogenes przeczuwa³ zbli¿anie
siê tej epoki wtórej, skoro w ksiêgozbiorze Akademii widz¹c zapracowanych starców, pyta³,
kto by to byli ? Ci, co prawdy szukaj¹ - odrzeczono. - Ach! a kiedy¿ oni bêd¹ mieli czas
j¹ praktykowaæ ?!... Te wielkie s³owa jego i inne brzmi¹ce ¿ywo, jakby wczora rzeczonymi
by³y, nie spotka³y by³y na razie naszego spó³czesnego umiechu i ostrze¿enia, i¿ takich rze-
czy siê nie mówi ..., ¿e do takich g³êbin wielkiego zadania bytowego nie zstêpuje siê, ¿e
wiedza (mianowicie od Arystotelejskiego podzia³u na umiejêtnoci-specjalne) ma zadanie
inne... a jakie zadanie ??... tego siê tak¿e nie mówi!
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
S³owem - ¿e m¹droæ oczekiwaæ spokojnie winna na uzupe³nienie wiedzy przez pojedyñcze
rozwiniêcie umiejêtnoci wszystkich, i ¿e wtedy czas przyjdzie praktykowania prawdy! To
jest bardzo piêkne, tylko, z jednej strony, nie zaspokaja wcale, i owszem, prawie potwierdza
Diogenesa zarzut, z drugiej - jestemy w stanie zrobiæ tê ma³¹ uwagê, ¿e podzia³ na specjalne
umiejêtnoci zaskoczonym bywa i mo¿e byæ przez pojawienie siê ca³ych nowych umiejêtno-
ci, których pr¹d i kierunek od naszego umylnego systematorstwa nie zale¿y.
Rzecz szczególna! ze wszystkich mêdrców staro¿ytnych jedynego Diogenesa powiedzenia
wybrzmiewaj¹ nam do dzi jako utwory spó³czesne. Moglibymy go nazwaæ Hamletem-filo-
zofii , gdyby na myl tê¿ sam¹ nie wpada³ by³ Plato, nazywaj¹c go Ob³¹kanym-Sokrate-
sem ! Wszelako omyli³by siê bardzo, kto by Diogenesa poczytywa³ jedynie za improwizato-
ra dorywczego i za bezkierunkowy jaki humor. On nie jest dot¹d jeszcze obejrzanym w ca³o-
ci umys³u swojego. Zw³aszcza i¿ sam powiada: Ja, przesadzaj¹c we wszystkim i pe³ni¹c
nazbyt - czyniê to ku temu, a¿eby ci, co przyjd¹ po mnie, nie potrzebowali pe³niæ nazbyt,
lecz - w sam¹ miarê ... Filozof, który to i z tak¹ wyra¿a trzewoci¹, nie jest samym tylko
genialnym humoryst¹.
Lecz planetarna wartoæ wielkiej Diogenesowej gwiazdy mniej by³a i mniej jeszcze bywa
ocenion¹ od jej b³yskotliwych têcz dowcipu. Na mêdrcu tym zamyka siê ta filozofia, któr¹ ja
heroiczn¹ nazywam. Wedle tego¿ uwa¿ania mojego, filozofia ta nie zaczyna siê wcale od
Talesa, lecz od Ajschylosa dramatycznych przedstawieñ, gdzie wyk³ada³o siê posady m¹dro-
ci tradycyjnej i wypowiada³o siê idee postaciami , za zamyka siê i koñczy nie mniej drama-
tycznie, jak j¹ Ajschylos pocz¹tkowa³, to jest zamyka siê Dialogami-Platoñskimi , tak i¿ to,
co sztuka nieledwie techniczna w Sofoklesie ceni i podziwia, nie nale¿y bynajmniej do filo-
39
zoficznego pochodu i rozwoju myli greckiej, lecz dla dziejów sztuki zostawa. Gdy tymcza-
sem Platoñski Dialog ludzi zwyk³ych, ludzi na ulicach Aten spotykanych, a poszukuj¹cych
nieznanego Boga, prawdy i cnoty ród doczesnych i arcypotocznych bytu warunków, jest
w prostej linii ostateczn¹ jakoby rzeczywistoci¹ onych dialogów olimpijskich Ajschylow-
skich, gdzie sprawy i myli ludzkiej jeszcze nie ma, lecz gdzie wiête i m¹dre fala cz³owie-
kiem dla idei pogardzi³y.
Pogl¹d ten, osobistym moim bêd¹c, mo¿e nie znaleæ us³usznienia, ale on usuwa na swoje
miejsce pojêcia szkó³ , które sprawiedliwymi byæ nie mog¹ wzglêdem czasów, w których jesz-
cze szkó³ nie by³o i w których to, co póniej jedn¹ ze szkó³ zowie siê, by³o raczej powszechn¹
ogólnoci¹. Szko³y wiadcz¹ wiêcej o miejscu ni¿ o ci¹gu rzeczy, a niekiedy s¹ tylko nomi-
nalne.**
Tak¿e i dost¹piona z pochodem czasów doskona³oæ specjalna (np. tragedia Sofoklejska) nie
godzi siê, a¿eby przeto wstecznie upodrzêdniaæ mia³a objaw pierwotny, bo ten pierwotny
objaw, lubo zacz¹tkowy, mia³ tak¿e swoj¹ doskona³oæ, bêd¹c wyznaniem publicznym wiary
i wiedzy swego czasu.
Czy przez przybli¿enie ( a peu prés ), jak pierwotni czynili, czy (jak po-Artystotelejscy) przez
system otrzymuje siê i udziela s³uszniej wiat³o i dobro?...
Oto jest pytanie etycznie, kardynalne i wprost podejmuj¹ce zacny ów Diogenesa utysk wzglê-
dem akademickich pracowników, skoro, widz¹c ich prawdy szukaj¹cych ( quaerere verum ),
s³usznie wo³a³: Kiedy¿, oni czas bêd¹ mieli, a¿eby znalezion¹ praktykowaæ ?!
Zaiste, jak nieb¹d i czujnie, i spó³pracowicie oczekuje cz³owiek na owe, których dost¹piæ
mamy, doskona³oci, zarêczone nam postêpem, ulepszeniami potwierdzane i janiej¹ce coraz
nowym, coraz pe³niejszym (lubo zawsze niewystarczaj¹cym) systematem, jednakowo¿ ten¿e
sam cz³owiek i spó³czenie zajmuje przecie¿ tak¿e ¿ywe miejsce w codziennej dramie docze-
snoci; a na jej powo³ania odpowiadaæ i dopisywaæ onym jest obowi¹zany. Mia³¿eby on prze-
to jedn¹ wiedzê podrzêdn¹ i zdawkow¹ na codzienne takie wypadki? - drug¹ za w zapocz¹t-
kowanych pracach ludzkoci i jej spodziewaniu domnieman¹? Jedn¹ tymczasowo pos³ugu-
j¹c¹ , drug¹ obiecan¹ ... St¹d obiedwie niezupe³nie trwale mu w³aciwe, obiedwie warunko-
we.
ród takich to wiedz i tak siê znajduj¹c postawionym, uwa¿a cz³owieczeñstwo za dobre u¿y-
waæ czêstotliwie, zamiast odpowiedzi, nie wypowiedzianych odw³ok zdania, przemilczeñ
i nie-do-g³êbieñ w¹tpliwych.
Atoli takowe w³anie ¿e umylnie czy przemylnie nie wypowiedziane odw³oki zdania,
przemilczenia i niedog³êbienia s¹ przecie¿ utajon¹ myl¹, wiêc s¹ tylko koniecznie niedo-
powiedzianym ci¹giem rzeczy! ...
Czy system posi³kuje w czymkolwiek prawdê? czy sprawdza j¹ albo jej wiadczy?... on, któ-
ry zarówno rzeczom fa³szywym, jak niefa³szywym mo¿e s³u¿yæ!... gdzie i po co wci¹¿ nowe
i zastêpuj¹ce dawne systemata prowadz¹, przewalaj¹c uprzedzicieli swoich?... Czy nareszcie
system, sam w sobie uwa¿any, kszta³ci siê tak¿e i postêpuje?... Mylê, ¿e nie! - albowiem
system siê buduj¹c na pojêciu zupe³noci, ca³oci i harmonii , takowym brakowaæ nic nie
mo¿e; móg³by tylko na szerz postêpowaæ, coraz wiêksz¹ obejmuj¹c wszystkoæ nastêpstw,
pojawisk i szczegó³ów. I by³oby nareszcie do wnioskowania, ¿e ostatecznym dost¹pieniem
doskona³oci systematu musia³oby byæ jego porównanie z systematem wiata naszego. W tym
wszystkim wszelako nic nam prostotliwie nie powiedziano dot¹d, i dlatego z w¹tpliwoci¹
40
wyra¿am siê. Wiem, ¿e czemu nieb¹d system s³u¿y, zawsze on niewiêksz¹ ani mniejsz¹
cz¹stkê prawdy obejma, to jest, ¿e buduj¹c siê na pojêciu ca³oci, zupe³noci i harmonii,
ju¿ci ¿e wyra¿aæ musi ideê symetrii, miary i promiennoci ... oto wszystko!...
Za co do dzia³ania przez przybli¿enie ( approximative ), te wydawa mi siê byæ najw³aciwiej
donios³ym atrybutem ducha ludzkiego. Nie wiem, zaprawdê, czyli jest jaka forma dzia³alno-
ci umys³owej odpowiedniejsza po³o¿eniu naszemu, jak przybli¿enie ! Jestemy w ka¿dym
zmyle i rozmyle naszym otoczeni kryszta³em przezroczystym, ale u-ob³êdniaj¹cym pogl¹dy
nasze. Podobno ¿e cokolwiek b¹d czynimy, zagaja siê albo uzupe³nia przez przybli¿enie .
Jestemy sami poniek¹d nie inaczej istniej¹cymi na wiruj¹cym Planecie szybciej od uderzeñ
pulsu... A przeto mo¿na by nawet rzec, i¿ dzia³anie przez przybli¿enie nie jest dla nas przy-
padkiem, lecz podbitym sobie warunkiem.* * * St¹d to, obejmuj¹c one - i jednocz¹c -dwa
wielkie klejnoty umys³owe, czyli: rozwagê umiejêtnoci i nierozwagê instynktu przyrodzo-
nego , jest zupe³nie cz³owieczym . Tote¿ my, tak rzecz pojmuj¹cy, nie odpowiadamy przemil-
czeniami na pytania ¿ywotne - bynajmniej...
*
Po kilkunastoletnim pobycie w jednej z najwietniejszych stolic Europy, kolega mój, gdy
miejsce mia³ opuszczaæ i skoro ju¿ wszystko do podró¿y przygotowanym by³o, rzek³ by³ do
mnie : Oto bêdê mia³ teraz nieco swobodnego zupe³nie czasu, zechciej przeto o stosownej
godzinie czekaæ miê jutro w ma³ym parku przed budynkiem g³ównej Biblioteki - a ja bêdê
siê stara³ nadbiegn¹æ z jednej Czytelni ( cabinet de lecture ) gdzie mam jeszcze z kim spo-
tkaæ siê i na papiery potrzebne okiem rzuciæ - po czym zajdziemy te¿ zobaczyæ Bibliotekê...
inaczej przecie wyjechaæ nie godzi³oby siê! ...
W s³owach tych, zupe³nie naturalnych, có¿ us³ysza³ ka¿dy obecny i wszelki spó³czesny? a co
us³ysza³by milcz¹cy przez lat parê Pitagorejczyk?... W tych¿e samych, mówiê, wyrazach, któ-
re wszelako wystarcza cokolwieczek odmiennym wyg³osiæ nastrojem, a¿eby siê piorunuj¹c¹
stawszy satyr¹, ca³y przedstawi³y obraz b³êdu i nieszczêcia g³êbokiego naszej wiedzy i za ni¹
id¹cej cywilizacji?
Tote¿ prostym i logicznym nastêpstwem sta³o siê, ¿e kolega mój nie dopisa³ i spóni³ siê. Ocze-
kiwa³em go spokojnie w przyjemnym cieniu bukszpanów, patrz¹c na maleñkie dziecko z³oto-
w³ose, bawi¹ce siê kamyczkami z piasku wygrzebywanymi ze starannoci¹ nieprzerwan¹...
Skoro za oczekiwany wreszcie nadbieg³, ju¿ zaledwo wystarczy³o nam czasu na obejcie
woko³o gmachu Biblioteki i na architektoniczne uznanie jego zalet. Otó¿! - mówi³o siê - sko-
ro spójrzymy na te, szerokie urozszerzaj¹ce siê jeszcze bardziej masy pe³nego muru, a spoj-
rzymy ze stanowiska staro¿ytnych literatur, czyli, ¿e tak rzekê, kilku ksi¹g sanskryckich i zen-
dylskich, kilkudziesiêciu greckich i rzymskich, i hebrajskiej jednej i jedynej ... zaiste, ¿e sama
siê myl, beznak³onnie ku temu, zapytuje, je¿eli nie: na czym skoñczyæ ma ta nasza literacka
p³odnoæ ? - to : na czym ona zatrzyma siê i w co siê odrodzi?
Bêdzie¿ potrzeba, a¿eby byæ jako tako z gruba oczytanym, tyle pierw oczu steraæ, ile ich za-
niepodziewa w ksiêgach swoich mandaryn chiñski, do ostatecznego egzaminu przygotowuj¹-
cy siê?!
Dzi - gdy je¿eli gdzie na przyk³ad dziewiêæset periodycznych pism wychodzi, to one¿ dzie-
wiêæset dzienników daje tyle¿ romansów i powieci we feuilletonach, a przeto samych ju¿
romansów dziewiêæset na rok, co j jakby trzy na dzieñ, spotyka siê... i to jeszcze w jednym
tylko kraju Europy, i w jednej ze stolic!
41
Dopowiedzieæ co rychlej przynale¿y, ¿e to zawsze jeden tylko romans, ów ostatni, ów intere-
suj¹cy romans obchodziæ winien , ów, co obchodzi wszystkich, i ¿e to zawsze jedna tylko
broszura, owa ostatnia, owa, która to zainteresowa³a wszystkich, ta jest tylko obowi¹zuj¹c¹.
I ¿e nawet nie czytaæ mo¿na innych, a jednak byæ cz³owiekiem...* * * *
Tymczasem niefortunnie rzucone i wdeptane w miecie osobistoci, moralnie zaniedbane,
przy bladej wieczce z trudem zakupionej, czytywaæ bêd¹ na dorywczo wpad³ych im w rêce
drukach to, co przypadek sam im nastrêczy³ i w oczy cisn¹³ przy zbytkowaniu i rozpucie
umys³owej szczêliwszych miertelników. I udarty jaki kawa³ek papieru drukowanego wie-
ciæ bêdzie tym chciwym rozwiniêcia umys³owego oczom i sercom.
Atoli jak, wed³ug chiñskiej karygodnoci, wybiera kat z podanego mu kosza pe³nego no¿ów ten
lub ów nó¿ trafem w jego rêkê wpadaj¹cy, a nosz¹cy na sobie napis: ucho , nos , oko , serce ... i we-
dle takowego to napisu zakrwawia go na cz³onkach skazanego : tak nieszczêliwy ów a chêtny
ukszta³cenia umys³, tu³aj¹c siê za bezcelnie i bezszczerze postawion¹ prac¹ umys³ow¹, natrafiaæ
musi i natrafia na pojawy wiêcej daleko zakrwawieñ i ran nili pojêæ mu przynosz¹ce !
W ca³oci zatem naszej umys³owej rzeczy jest co zfa³szowanego, co zak³amanego powierz-
chownie i nie znosz¹cego szczerych, prostych zapytañ, jak to zwyk³o siê zdarzaæ w fa³szy-
wych po³o¿eniach! ¯e albowiem wiedza dla u¿ytku jakowego bie¿¹cego uprawiona, zawsze,
koñcem koñców, musi ostatecznie, nawet przez otrzymane swe rzeczywiste owoce, s³u¿yæ
wiedzy dla wiedzy , to jest tylko doskona³ej architektoniki rzeczy umys³owych wyp³ywem -
lecz cz³owiek, w tym nic sam nie postanowiwszy, bywa tylko jakoby arcyinteresuj¹c¹
igraszk¹, ciekawoci bezgranicznej!... Ciekawoci, która, je¿eli wycofanemu z interesów i do-
statnio postawionemu w rzeczywistoci, a przyjaznemu wiedzy umys³owi mo¿e robiæ przy-
jemnoæ umys³ow¹ (zw³aszcza gdy innych przyjemnoci ten¿e ju¿ nie u¿ywa), to niekoniecz-
nie dawa siê (mówiê) sama ona bezdenna-ciekawoæ stawiæ rodz¹cej siê, rosn¹cej i postêpu-
j¹cej wci¹¿ Ludzkoci. jako jedyny umys³owego bytu interes.
Cz³owiek chce wiedzieæ: gdzie? i po co pracuje myl¹? ... choæby tylko dlatego, ¿e bez tej
wiadomoci nieca³a jego energia w dzie³o zagaja siê. By³oby to zapewne czym jak bardzo
niegrzeczn¹-rzecz¹ , gdyby kto do spó³czesnego mêdrca s³owa te wystosowa³:
Racz powiedzieæ, Mê¿u! czy cz³owiek mo¿e wszystko wiedzieæ ?
Czy on oczekiwaæ na; a¿ wypojedyñczone umnictwaa dokwitami swoimi ostatecznymi
stworz¹ wieniec i koronê wiat³a ? A tymczasem, czyli nale¿y, a¿eby codzienne jego ¿ycie
wiadczy³a zasta³ym na³ogom lub przes¹dom i pos³ugiwa³o przyjêtym hierarchicznie pychom?
- Mê¿u! rzeknij...* * * * *
Para-baza takowa zaiste ¿e by³aby rodzajem niegrzecznoci , i to tym wyraniejszej; ¿e na
samym wstêpie (niniejszej czêci pierwszej Milczenia naszego) dostatecznie siê udowodni³o;
jak dalece jest niepodobieñstwem pi¹cego grzecznie przebudziæ.
42
Zgłoś jeśli naruszono regulamin