White James - Szpital kosmiczny 08 - Lekarz Dnia Sądu.pdf

(699 KB) Pobierz
384936420 UNPDF
JAMES WHITE
LEKARZ DNIA SĄDU
ÓSMY TOM CYKLU
(Przełożył: Radosław Kot )
Rebis
2005
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Zebrali się w czasowo nie używanym pomieszczeniu na osiemdziesiątym siódmym
poziomie Szpitala. Wcześniej było ono wykorzystywane przy różnych okazjach jako oddział
obserwacyjny dla ptakowatych Nallajimów LSVO oraz sala operacyjna dla Melfian, ostatnimi
czasy zaś przemieszkiwali tu napływający wartkim strumieniem do Szpitala chlorodyszni
Illensańczycy. Ostra woń ich atmosfery zdawała się jeszcze parować z kątów. Po raz pierwszy
jednak, i zapewne jedyny, zorganizowano tu salę sądową. Lioren liczył w duchu na to, że wyrok
mającego się rozpocząć procesu doprowadzi do skrócenia, a nie wydłużenia życia...
Trzech wysokich oficerów Korpusu zasiadło na miejscach twarzami do publiczności,
którą przywiodło tu współczucie, wrogość albo zwykła ciekawość. Najstarszy rangą Ziemianin
pierwszy zabrał głos.
- Jestem przewodniczącym tego specjalnie powołanego składu sędziowskiego -
powiedział, otwierając proces. - Nazywam się Dermod, jestem komandorem floty - dodał na
użytek rejestratora, po czym rozejrzał się po sali. - Sędziami pomocniczymi są: pułkownik
Skempton, Ziemianin będący pracownikiem tego szpitala, oraz podpułkownik Dragh-Nin,
Nidiańczyk z Departamentu Prawa Obcych Korpusu Kontroli. Zebraliśmy się w celu rozpatrzenia
sprawy chirurga, kapitana Liorena, Tarlanina o klasyfikacji fizjologicznej BRLH, który odwołał
się od wyroku cywilnego sądu Federacji zajmującego się jego przypadkiem w pierwszej instancji.
Zgodnie z prawem, jako czynny oficer, ma prawo stanąć wówczas przed Trybunałem Korpusu
Kontroli. Zarzuty wobec niego obejmują zaniedbanie obowiązków zawodowych prowadzące do
śmierci wielkiej, chociaż nieustalonej dokładnie liczby pacjentów, którzy znajdowali się pod jego
opieką.
Pułkownik przerwał na chwilę, jakby chciał jeszcze bardziej przyciągnąć uwagę
zebranych. Omiótł salę wzrokiem, omijając jednak oskarżonego. Pomieszczenie pełne było
rozmaitych siedzisk, legowisk i innych urządzeń mających służyć istotom o różnych typach
fizjologicznych. Wiele z nich znało Liorena, jak Thornnastor, Tralthańczyk i naczelny
Diagnostyk wydziału patologii, nidiański starszy wykładowca Cresk-Sar, jak i niedawno
mianowany na szefa wydziału chirurgii Ziemianin, diagnostyk Conway. Na pewno będą gotowi
bronić Liorena. Czy w ogóle znajdzie się ktoś skłonny oskarżyć go, potępić i skazać?
- Jak zwykle w podobnych sprawach, pierwszy wystąpi obrońca, on też będzie miał
ostatnie słowo - powiedział Dermod. - Potem skład sędziowski uda się na naradę i po osiągnięciu
jednomyślności ogłosi wyrok. Jako obrońca w tym procesie występuje Ziemianin, major O’Mara,
szef wydziału psychologii obcych tego szpitala od samego początku jego funkcjonowania. Jego
asystentką będzie Cha Thrat, pracownica tego samego wydziału. Roli oskarżonego podjął się sam
podsądny. Majorze O’Mara, może pan zaczynać.
Gdy Dermod mówił, O’Mara, istota o dwojgu nieco cofniętych w głąb czaszki oczach
okrytych skórzanymi błonami, z rzędami siwych włosów nad oczodołami, przyglądał się
Liorenowi. W końcu wstał, ale ekran telepromptera stojącego przed nim pozostał ciemny.
Widocznie oficer postanowił przemawiać bez notatek.
- Nie rozumiem, dlaczego chirurg, kapitan Lioren, znajduje się na tej sali - odezwał się
tonem kogoś, kto nie przywykł do bycia uprzejmym. - Nie pojmuję, dlaczego został oskarżony, a
właściwie sam się oskarżył, w sprawie, która została już jednoznacznie rozstrzygnięta przez sąd
cywilny jego gatunku. Z całym szacunkiem, ale ponowne oskarżanie nie jest konieczne, my zaś
powinniśmy zajmować się teraz naszymi codziennymi obowiązkami. Obecny proces uważam za
zbyteczny.
- W trakcie poprzedniej sprawy przed sądem cywilnym mój nadzwyczaj biegły w swym
rzemiośle obrońca okazał się nierzetelny, wzbudzając daleko idące współczucie i sympatię
wobec mojej osoby, ja zaś chcę jedynie sprawiedliwości. Mam nadzieję, że tym razem...
- Nie okażę się tak biegły? - dokończył za niego O’Mara.
- Jestem pewien, że wypełni pan swój obowiązek bez zarzutu - odparł Lioren
podniesionym głosem, wiedząc, że automatyczny translator pozbawi jego słowa emocjonalnego
zabarwienia. - Jednak dlaczego w ogóle podjął się pan mojej obrony? Z pańską reputacją i
wiedzą na temat psychologii obcych gatunków... oczekiwałbym raczej, że pozostając wierny
zasadom swojej profesji, będzie pan skłonny zrozumieć mnie i wesprzeć, nie zaś...
- Ależ ja jestem po pańskiej stronie, u licha... - zaczął O’Mara, ale został uciszony
znaczącym chrząknięciem przewodniczącego składu sędziowskiego.
- Chciałbym, aby wszyscy zapamiętali, iż osoby występujące przed sądem winny zwracać
się zawsze do przewodniczącego, nie do siebie nawzajem - powiedział spokojnie Dermod. -
Kapitanie Lioren, będzie pan miał sposobność nieskrępowanego przedstawienia swojego
stanowiska po wystąpieniu pańskiego obrońcy. Biegły czy nie, winien teraz wypełnić swój
obowiązek. Proszę kontynuować, majorze.
Lioren jednym okiem spojrzał na sędziów, drugim na siedzący za jego plecami milczący
tłum, a trzecie wbił w O’Marę, który zaczął opisywać przebieg szkolenia i kariery oskarżonego.
Nadal nie sięgając do notatek, wymienił jego ważniejsze zawodowe osiągnięcia z okresu pracy w
Szpitalu Kosmicznym Sektora Dwunastego. Używał przy tym słów i określeń, po które nie sięgał
nigdy wcześniej i które bardziej pasowałyby do przemowy nad doczesnymi szczątkami
powszechnie szanowanej osobistości. Niestety, Lioren nie cieszył się obecnie szacunkiem, a na
dodatek nadal był wśród żywych.
Jako naczelny psycholog szpitala O’Mara troszczył się przede wszystkim o sprawne
współdziałanie całego personelu - tak medycznego, jak i technicznego, który liczył obecnie
ponad dziesięć tysięcy istot różnych gatunków. Ze względów formalnych nosił stopień majora
Korpusu Kontroli, zbrojnego ramienia Federacji, która to instytucja zajmowała się również
zaopatrzeniem i utrzymaniem Szpitala. Zażegnywanie potencjalnych i istniejących konfliktów w
tak zróżnicowanej i olbrzymiej grupie było zadaniem nader trudnym i odpowiedzialnym, trudno
więc byłoby dokładnie określić zakres obowiązków O’Mary. Podobnie trudno byłoby
zdefiniować granice jego władzy.
Mimo to niekiedy dochodziło do konfliktów. Wspólny wysiłek całego personelu i nadzór
nad potencjalnymi ogniskami zapalnymi nie mógł wszystkiemu zapobiec, zwłaszcza jeśli
przyczyną nieporozumień były takie wady, jak ignorancja i niezrozumienie odmiennych kultur
albo uwarunkowanych biologicznie zachowań. Najgorsze przypadki wiązały się ze skrytymi
neurozami znajdującymi wyraz w ksenofobii, które nieleczone, negatywnie wpływały na
wypełnianie obowiązków zawodowych czy równowagę psychiczną jednostki, czasem zaś na
jedno i drugie.
Na przykład tralthański lekarz żywiący skryty lęk przed małymi drapieżnikami, które
były niegdyś plagą na jego planecie, mógłby okazać się niezdolny do udzielenia pomocy
Kreglinninowi - istocie, która mimo że inteligentna, zewnętrznie przypominała dawnego
adwersarza. Podobne tarcia mogłyby powstać, gdyby to chory Tralthańczyk miał się znaleźć pod
opieką kreglinnińskiego lekarza albo musiał z nim współpracować. Odpowiedzialność za
wykrywanie i rozwiązywanie podobnych problemów, zanim wynikną z nich kłopoty, spoczywała
właśnie na barkach naczelnego psychologa. W razie gdyby wszystkie środki zawiodły, miał
prawo usunąć ze Szpitala osobę sprawiającą problemy.
Lioren pamiętał czasy, gdy naczelny psycholog, nieustannie wypatrujący śladów
nieprawidłowości, konfliktów czy braku tolerancji, budził w nim ogromny lęk. Lioren nie ufał
mu i go nie cierpiał.
Teraz jednak O’Mara zachowywał się zupełnie inaczej, w sposób, przed którym zawsze
ostrzegał innych. Broniąc kogoś, kto popełnił ciężką i przerażającą zbrodnię przeciwko całej
populacji planetarnej, bezprecedensową w historii Federacji, zaprzeczał wszystkiemu, co dotąd
głosił i co zawsze znajdowało odbicie w jego praktyce zawodowej.
Lioren wpatrywał się przez chwilę w głowę istoty.
Porastały ją włosy, obecnie jaśniejsze niż kiedyś, gdy po raz pierwszy spotkał O’Marę.
Zastanowił się, czy może to podeszły wiek sprawił, że psycholog zapadł na jedną z tych chorób,
przed którymi zawsze starał się uchronić innych. Niemniej przemawiał całkiem spójnie i chyba z
przekonaniem.
- Nikt nigdy nie sugerował, aby Lioren został awansowany powyżej właściwego mu
progu kompetencji - stwierdził naczelny psycholog. - W swoim czasie otrzymał Błękitną
Pelerynę, najwyższy stopień profesjonalnego uznania, jaki spotyka się wśród Tarlan. Jeśli wysoki
sąd sobie tego zażyczy, mogę przedstawić ze szczegółami ocenę jego umiejętności jako lekarza i
chirurga innych gatunków, opartą na obserwacji jego pracy w szpitalu. Posiadamy też oceny
sporządzone przez członków Korpusu, którzy mieli z nim kontakt już po tym, gdy został
zasłużenie awansowany i opuścił Szpital. Niemniej cały ten materiał da się streścić w tym, co już
powiedziałem, i potwierdza jego profesjonalizm. Odnosi się to również do postępowania, którego
dotyczy oskarżenie. Sądzę zatem, że jedyną winą, której wysoki sąd dopatrzy się u oskarżonego,
są nadzwyczaj wysokie wymagania zawodowe wobec własnej osoby. One to, po owym
incydencie na Cromsagu, spowodowały u niego silniejsze, niżby można oczekiwać, poczucie
winy. Jego zbrodnia polegała na tym, że wymagał od siebie zbyt wiele...
- Jednak akurat to nie jest żadną zbrodnią! - wtrąciła się Cha Thrat, asystentka O’Mary, i
nagle wstała. - Na Sommaradvie praktyka zawodowa lekarzy podlega bardzo ścisłym regulacjom,
rozumiem więc odczucia oskarżonego i w pewien sposób mu współczuję. Jednak nonsensem jest
sugestia, aby podobne podejście było niewłaściwe, a tym bardziej trudno uznać je za zbrodnię.
- Historia wielu społeczeństw Federacji obfituje w przykłady fanatycznie dążących do
dobra przywódców politycznych albo religijnych, którzy twierdzili coś wręcz przeciwnego -
powiedział psycholog, czerwieniąc się i tłumiąc złość wywołaną niesubordynacją podwładnej. -
Zgłoś jeśli naruszono regulamin