Jacek Gierczak Pastwisko Losu Rozdzia� I - Lody z bakaliami Wiosenne popo�udnie - s�o�ce roz�wietla osiedle przy ulicy Hallera. Sielankowy nastr�j. Rodziny wracaj� z niedzielnej mszy, wraz ze swymi pociechami. Niewysoki, szczup�y m�czyzna, kurczowo �ciska r�czk� swego ma�ego synka. Niebiesko-bia�a czapeczka, spoczywaj�ca na jego okr�glutkiej g��wce zakrywa jego zielonkawe oczka. Spokojnie spaceruj�, a min�wszy niedaleko znajduj�c� lodziarnie w dziecku rozbrzmiewa wewn�trzny b�l: zaczyna krzycze� a na policzkach pojawiaj� si� �ezki. - Synku, co si� sta�o? - zapyta� zaskoczony ojciec. - Loda, tato... chc� loda - odpowiedzia�o niepewnie dziecko, podskakuj�c rozgoryczone. - Dobrze. - odpar� bez d�u�szego namys�u tato. Weszli do lodziarni, zat�oczonej w�wczas. - Zaraz kupi� ci to co chcesz. Nie min�� kwadrans a m�czyzna sta� ju� przy ladzie. Dziecko siedzia�o pos�usznie przy bia�ym stoliku, wtopione w szerokie, utrzymane w tej samej barwie, wykonane z grubego plastyku krzes�o. Tato podszed� to swego synka, przykucn�� przy nim, wyci�gn�� z kieszeni chusteczk� i wytar� rozlane r�wnolegle, delikatne �zy. - Prosz�, masz, taki jak lubisz. Dziecko nawet nie podzi�kowa�o, ojciec wprawdzie tego nie wymaga�. Ch�opczyk chwyci� podarunek dosy� niezgrabnie i wsta� powoli z krzes�a. Przed wyj�ciem jeszcze, ojciec poprawi� mu jego czerwony szalik, kt�ry nie dok�adnie okrywa� szyj� malca. - Tylko jed� powoli, dobrze? - Dobrze tatusiu. Wyszli z pomieszczenia i przeszli na drug� stron� ulicy. Ch�opiec liza� loda powoli, tak jak ojciec prosi�, a roztopione partie smako�yku skapywa�y na jego czerwon� kurteczk�. Tato uwa�nie go obserwowa� i zauwa�ywszy incydent, zatrzyma� si�, wyj�� chusteczk� i przykucn�� aby by� na jego wysoko�ci. - Oj, poczekaj, ochlapa�e� si� - stwierdzi� ojciec kr�tko. - Przepraszam... - szepn�o dziecko. - To nic, tylko jed� ostro�nie. Ruszyli prosto do domu. Mijali ulice, pe�ne u�miechni�tych twarzy rodziny wraca�y do dom�w za zapakowanymi ciastami aby po �wi�tecznym obiedzie spo�y� smaczny deser. Dziecko mija�o twarze, wszystko by�o prawdziwie spokojne. - Tato, spa�... - Dobrze, wr�cimy do domku to si� po�o�ysz. Ch�opczyk szed� cierpliwie, jednak nie poznawa� otaczaj�cych go blok�w. Wydawa�o mu si� �e szed� t�dy pierwszy. Dozna� uciechy gdy ujrza� trzepi�c� dywan mam�. - Mama! - krzykn�� g�o�no, tatu� spojrza� na jego twarz. Nie kry� rado�ci. Mama dobrze us�ysza�a i spojrza�a na lew� stron� od trzepaka. Dochodzi�a 13:00 wi�c zgodnie z czasem zjawili si� nieopodal domu. Rodzice przywitali si� ca�usem. Ojciec chwyci� za dywan i zani�s� go do mieszkania. Mama zbli�y�a si� do synka. Dziecko patrzy�o spokojnie i na widok u�miechni�tej twarzy mamy odwzajemni�o zadowolenie. Dziecko okaza�o swe bielutkie mleczaki a podbr�dek jak i wargi okryte by�y resztkami loda. - Chod�, p�jdziemy si� umy� - powiedzia�a mama i chwyci�a ch�opca za r�k� - Spa�... - wysapa�o, zm�czone spacerem dziecko. - Dobrze, zaraz si� po�o�ymy... Udali si� do mieszkania. Postaraj si� zrozumie� m� trosk�, o tw� pami��. Ciesz� si�, �e nareszcie unios�e� ten ci�ki worek, pe�en marmurowych p�yt. Uda�o ci si�. A ja ju� na zawsze z�o�y�em tobie jedyn� obietnic�. Zawodzi�em twe oczekiwania, ty nie pozostawa�e� mi d�u�ny. Dzi� chcesz odej��, jak tch�rz, cz�owiek kt�ry wci�� my�li, �e zna rozwi�zanie. Rozdzia� II - godamn this voice inside your head Szyja to najpi�kniejszy punkt kobiecego cia�a. G�adka, d�uga, nadaje uroku ka�dej istocie poczucie zadowolenia. Dok�adny, miarowy puls, krew delikatnie przep�ywaj�ca przez �y�y t�tnicze. Poddana pieszczot� napr�a si�, zyskuje nowy kszta�t, okazuje jaka jest zadowolona. Czuje. Nie pragnie wydosta� si� z u�cisku przyjemno�ci, chc� (��da) aby trwa�o to mo�liwie jak najd�u�ej. Spogl�da w lustro i wydaje jej si� �e jest doskona�a - mocne, kr�cone, �licznie u�o�one w�osy, d�ugie nogi i pi�kna twarz - jest obiektem po��dania ka�dego m�czyzny. Nigdy nie my�la�a �e zostanie spostrze�ona. W szkole ignorowana, zakochana w swoim ch�opaku i b�d�ca przyjaci�k� jego kolegi dziewczyna, pogr��ona by�a w w�asnym �wiecie, do kt�rego nikt nie mia� dost�pu. Droga by�a kr�ta, pe�na najr�niejszych rozstai, niebezpieczna i d�uga. By�a artystk� i walczy�a ze swymi zjawami nocnymi - upiorami i demonami w cz�owieczych postaciach. Na my�l (widok) o nich strasznie blad�a, �aden makija� nie by� w stanie ukry� tego, co tak naprawd� czu�a. Poobgryzane ze strachu paznokcie, do krwi rozdrapane koniuszki palc�w. Pocz�tkowo nad wszystkim panowa�a, ukrywa�a sw�j b�l. Prawa Murphy'ego nigdy nie zawodz� - j� te� to poch�on�o. Cierpienie narasta�o. Spogl�daj�c na to wszystko z perspektywy czasu, wydaje mi si� �e to nie mog�o trwa� ani chwili d�u�ej - wszak samob�jstwo to tch�rzostwo a lito�� stanowi oznak� s�abo�ci. Wybra�a to drugie - cho� nigdy nie pomy�la�bym �e jest a� tak s�aba. Wielu rzeczy nie wiedzia�em - nie chc� wiedzie�. Chc� odpocz��, zasn��. Nie potrafi� teraz my�le� o niczym innym. Pami�tam jak siedzieli�my kiedy� w hu�tawce - pragn�li�my jeszcze raz poczu� lata m�odo�ci. Unosi� si� i opada�, jak ptaki. Zmusi�a mnie abym j� zabi�, ju� teraz musia�em to z siebie wydusi�. Poszli�my do parku, usiedli�my wygodnie na �awce, zapalili�my papierosa i zacz�li�my zwyczajnie rozmawia�. W pewnym momencie wyci�gn�a no�yczki. By�y �liczne, tak pi�kne �e a� si� pop�aka�em z rado�ci. Czyste, �adnie b�yszcza�y w promieniach popo�udniowego s�o�ca. Powiedzia�a: "Chcesz zazna� czego� nowego? Zabij mnie, to proste, tylko jedno proste pchni�cie. Minimalnie bolesne ukucie i mnie ju� nie b�dzie. A ty wreszcie zrozumiesz �e to przyjemne". To by�y jej ostatnie s�owa. Wcale mi si� to nie podoba�o. Nie wiem co mn� wtedy kierowa�o - dzia�a�em pod wp�ywem impulsu. To trwa�o chwil�, w momencie gdy j� zabi�em, poczu�em dr�enie w d�oniach, dok�adnie tak jakby co� chcia�o si� ze mnie wydosta�. Dusza? Mo�e po prostu nerwy. Wtedy tak nie my�la�em. Przysz�o mi to do g�owy dopiero wtedy kiedy znalaz�em si� Tu. Zawsze uwa�a�em, �e cz�owiek zaczyna wszystko rozumie� w momencie kiedy sam podejmie decyzj� o tym �e ju� spe�ni� sw� rol� - jest gotowy na odej�cie. Ona ju� dawno uwa�a�a si� za osob� o doszcz�tnie wyeksploatowanych mo�liwo�ciach - mia�a 22 lata. Nie potrzeba �y� 60 lat w okrutnych m�czarniach b�lu, zm�czenia i depresji. Ka�dy sam sobie wyznacza czas. Zaczynam sobie wszystko przypomina�. Do m�zgu nap�ywaj� informacje o tym co robi�em przed laty. Pozwolili mi wreszcie wejrze� gdzie� g��biej. Siedz�c i nerwowo chodz�c po pomieszczeniu nie czuj� up�ywu czasu. Dlaczego mia�bym czu�? Przecie� ju� nie �yj�, nie mog� z nikim porozmawia�, niczego dotkn��. Nie widz�, lecz s�ysz�. S�ysz� huk, szum wody, wrzaski ludzi, czuje p�omienie ognia. Wszystko legnie w gruzach, a ja nikomu nie mog� powiedzie�, co czuj�. Z drugiej strony, nikt nie chcia�by s�ucha� g�upot nieudacznika, maj�cego na karku zaledwie 25 lat. Dawniej tylko dwie osoby chcia�y s�ucha�. A jeszcze dawniej trzy. Zawsze wydawa�o mi si�, �e nikt nie jest w stanie mnie zrozumie�, �e stoj� na najwy�szym piedestale. Teraz gdy nie pozostaje mi nic innego jak wspomina�, wiem �e by�em g�upcem. Nie poznaj� siebie, gdy mam przed sob� czarno-bia�e obrazy wspomnie� z dzieci�stwa. G�upkowaty urwis, emanuj�cy g�upot�, operuj�cy wulgaryzmami i chamskimi gestami. Wstydz� si�, lecz ciesz� si� jednocze�nie, �e nie upad�em jeszcze ni�ej. Nigdy nie zastanawia�em si� nad istot� tego miejsca. To miejsce - gdzie ja jestem? To pytanie kt�re zawsze wi��� z my�l� na temat tej "pustki" - bo tak nazywam to miejsce. To pomieszczenie jest przerw� - mi�dzy w�dr�wk�. Tu dusza (zawsze my�la�em �e jestem ca�kowicie wypalony) odpoczywa, ma wystarczaj�co du�o czasu, by kontemplowa�. Przetasowywa� mas� informacji, wyrzuca�, skleja� ze sob� i zmienia� wedle swych marze�. S�o�ce. Chcia�bym jeszcze cho� raz dozna� tego przyjemnego stanu bycia ogrzanym. Wszak tu nie by�o ani zimno jak w niebie, ani te� gor�co niczym w piekle. Kiedy zaczynam my�le� o tym jak si� tu dosta�em, nasuwa mi si� na my�l uczucie, jakbym nie by� tu sam - tysi�ce oczu patrzy�o na mnie z religijnym skupieniem. Kompletna dekoncentracja wyzwala we mnie wra�enie zagubienia. Ka�da chwila nape�nia mnie przekonaniem, �e kiedy� otrzymam nowe mo�liwo�ci. Teraz jednak, musz� poczeka� na swoj� kolej. Czas jest mi dzi� nies�ychanie obcy. Mo�e to do�� dziwne, ale pustka to jedna wielka p�tla czasowa - cho� czas jest tu nieokre�lony. Co jaki� czas zaczynam si� denerwowa�, �e nigdy nie uda mi si� st�d wydosta�, zaczynam czu� opadaj�ce me �zy, kt�re gdzie� tam (daleko w dole) uderzaj� o powierzchni� nast�pnego �wiata, w kt�rym przyjdzie mi zmaga� si�. Jestem wojownikiem, jednak rycerzem bez honoru - splamionego �a�o�ci�. Do tego ma kr�puj�ca brzydota i coraz g��biej ukrywaj�ca si� w moim ego nie�mia�o��. Czy to spowoduje �e pozostan� tu na wieki? Nie! To musz� by� jakie� brednie. Tak by� nie mo�e! To po prostu nie mo�e by� prawda... Pami�tam t� chwil� w kt�rej wszystko wyda�o mi si� jasne. Szed�em przez wysokie pola zb�, w d�oni dzier�y�em kos�. Czy ju� wtedy, uda�em si� na zas�u�on� wojn� ze samym sob�? Czy to by� ten odpowiedni (decyduj�cy) moment? Id�c powoli widzia�em swe odbicie niczym w lustrze. Pulsuj�ca pojedynczo��, g��d zastoju, dezorientacja wzrokowa. Gruby pastuch zatrzyma� si� przede mn� i gestem da� znak abym podszed� bli�ej. Zbuntowany, zapatrzony we w�asne �ycie (egoista?) stan��em przed otch�ani� i przestraszy�em si�. Wyrzuci�em z d�oni sw� bro� i pogna�em z powrotem tam, sk�d przyszed�em. Dosta�em szans�, zmieni� swe �ycie, pe�ne monotonii. By�em zbyt s�aby. Nie by�em gotowy. Gruby nawet nie odwr�ci� si� za mn�, tylko wyplu� z ust �d�b�o trawy i zapali� jointa. Ju� nic co ludzkie nie jest mi obce. Ka�da sekunda nape�ni�a mnie przekonanie...
Zabr7