Jacek Gierczak Eden S�dzia, licz�c punkty karne, powtarza my�l, s�dzi �e wygrywa lecz spe�nienie, le�y daleko za nim, poza morzem wiecznej czerwieni. Susza przed burz�... PRZEGRANY - CIERPLIWY "S� rzeczy, na kt�re nigdy nie b�dziemy mie� wp�ywu." Dzie� nie zawsze bywa od pocz�tku dobry. Wprawdzie na pocz�tku nie czu�em jakiejkolwiek potrzeby dzielenia si� z innymi opowie�ci� o mym �yciu, tote� niedawno postanowi�em i� kto� wreszcie musi zna� mnie lepiej, ni� ja sam siebie. Nie jest to pr�ba zab�y�ni�cia, wiem �e wielu z was uwa�a mnie z sko�czonego idiot�, przelewaj�cego na papier swe bzdurne wywody i spogl�daj�cego z przymru�eniem oka na wszelkie aspekty �ycia politycznego. Szczerze powiedziawszy... chcia�bym wszystko zacz�� od pocz�tku. Nazywam si� Calvin Dick - aktualnie mam bardzo du�y problem. Ostatnimi czasy nic konkretnego nie przychodzi mi do g�owy. No, mo�e za wyj�tkiem pop�du wypicia kolejnej flaszki tego nieudacznika - Johnny'ego Walker'a. Nigdy nie przepada�em za trunkami, szczeg�lnie za whisky, jednak straci�em motywacje - to spowodowa�o, �e pokocha�em to, na co kiedy� nie mog�em spojrze� przez d�u�sz� chwil�. Pami�tam siebie, jako zabieganego, zdeterminowanego m�odzie�ca, kt�ry ry� teksty jad�c redakcyjn� wind�, aby zd��y� z materia�em na kolegium. Dzi�, dobra passa przemin�a - najciekawsze jest, �e ch�ci wci�� pozostaj� nienaruszone, s� tak samo silne. Zamiast wci�� my�le� o przysz�o�ci - rodzinie, przytulnym domie i �wi�tym spokoju, powr�ci�em do przesz�o�ci - mimowolnie cofn��em si�. Nie cierpi� opowiada� o przesz�o�ci, nie by�a specjalnie ciekawa - mgli�cie kojarz� mi si� konkretne zdarzenia z wybranych dzieci�cych lat. Moje nazwisko zawsze by�o obiektem �miechu w�r�d koleg�w ze szkolnych �awek. To spowodowa�o, �e szybko sta�em si� zamkni�tym w sobie samotnikiem. Ca�e dnie sp�dza�em w piwnicy, (gdy� warunki by�y naprawd� koszmarne) czytaj�c r�ne ksi��ki - m�j pusty umys� poch�ania� wszelkie informacje w tak szybkim tempie, �e w kr�tki czasie wszystko zacz�o mi si� miesza�. W wieku czternastu lat wyrobi�em sobie pierwsz� opini� odo�nie sensu wszech�wiata - fascynowa�em si� w�wczas fizyk�, mymi ulubie�cami stali si� Clarke i Lem. Rzadko z kimkolwiek rozmawia�em, wiele obserwowa�em - zachowania ludzi, ich nawyki, analizowa�em ludzkie charaktery. To wszystko i wiele innych rzeczy pozwala�o mi poznawa� �wiat i postrzega� go na sw�j spos�b. Interpretowa�em ka�de fakty, nawet ten najbardziej b�ahe - z biegiem czasu, doszed�em do wniosku i� me m�odzie�cze wyobra�enie o egzystencji w �wiecie zupe�nie mija si� z prawd�. Rozumia�em �ycie jako pasmo nieustanych zmian - do�wiadczaj�c wielu rzeczy, zrozumia�em �e w �yciu, cz�owiek przechodzi tylko jedn�, ogromn� metamorfoz� - w momencie kiedy u�wiadamia sobie, �e umrze - to popycha do dzia�ania. Ta my�l, wcale nie ponadczasowa, nauczy�a mnie cierpliwo�ci. Dotar�o do mnie, �e �ycie nie kr�ci si� wok� mnie - i� to wcale nie ja jestem najistotniejszy. Poczu�em, �e jestem cz�stk� czego� wielkiego - by� jednocze�nie �wiadom, i� je�li wy�ami� si� z tego obwodu, wielu ucierpi. Lapidarnie - nie lubi� ludzi... Jak wi�c �atwo mo�na wywnioskowa� - nie by�em przyzwyczajony do pora�ek. Cho� nigdy matka ani ojciec nie podtrzymywali mnie na duchu, kocha�em ich ca�ym sercem. Nie by�em z�y na to i� kompletnie nie obchodzi�o ich co porabiam ca�ymi dniami w piwnicy - czy przypadkiem nie narkotyzuj� si� b�d� nie pal� papieros�w. Ojciec by� na bezrobociu, ca�ymi dniami przesiadywa� na swym fotelu i gapi� si� w pozbawiony jakiejkolwiek ciekawostek telewizor - do tego rozprowadza� po ca�ym domu sm�rd swych tanich cygar, cz�sto r�wnie� zdarza�o mu si� podnie�� r�k� na matk� - zw�aszcza wtedy, gdy wraca� nad ranem z nocnego klubu. Zawsze by� tak pijany, �e kompletnie odbiera�o mu to rozum - nie baczy� na konsekwencje, tworzy� k��tnie pod �a�o�nie b�ahym pretekstem. Ja tylko obserwowa�em to zaa uchylonych drzwi mego pokoju i p�aka�em. Nigdy nie stan��em w obronie matki - i tego zapewne ju� nigdy sobie nie wybacz�. Zmar� gdy mia�em siedemna�cie - dzie� przed mymi urodzinami, z pewno�ci� nie z tego powodu i� nigdy nie otrzyma�em od niego �adnego prezentu. Matka odesz�a na "tamten �wiat" w par� lat p�niej, zd��y�a jednak przeczyta� m�j pierwszy artyku�. Mia�em wtedy niespe�na 23 lat i mieszka�em w akademiku. Tam w�a�nie odkry�em swoje powo�anie - dziennikarstwo. Czytaj�c artyku�y z lokalnej gazety �mia�em si� z �a�osnych wypocin ludzi, boj�cych si� ukaza� prawd�, pisz�cych brednie. Wtedy r�wnie� postanowi�em na dobre zaj�� si� pisaniem aby w spos�b rzetelny informowa� ludzi o faktach. To sta�o si� mym celem. Szybko przekona�em �e mam "�y�k�", wygra�em bowiem konkurs na najlepszy artyku� - nagrod� by�o otrzymanie w�asnej kolumny na �amach gazety - do niej wi�c, pisywa�em regularnie przez dwa lata. Sta�a praca w gazecie pozwala�a mi na zakup r�nych rzeczy (wcze�niej starcza�o mi tylko na zap�acenie czynszu i wy�ywienie) o kt�rych wczesniej, mog�em jedynie �ni�. Rozwija�em tak�e swe hobby - do dzi� posiadam bogat� kolekcj� bluesa - najpi�kniejszej muzyki na �wiecie. Niestety, nadszed� moment, w kt�rym wszystko si� zawali�o. Dozna�em bloku pisarskiego - pocz�tkowo, by�em przekonany �e jest to jedynie faza przej�ciowa, nieodzowna w pracy ka�dego dziennikarza. Szef, poznawszy sytuacj�, da� mi dwa tygodnie urlopu, aby pozbiera� my�li i tak jak wcze�niej "zaatakowa�" kolejn� ciekaw� histori� - wprawdzie marzy�em o tym aby m�j artyku� po raz drugi poszed� na pierwsz� stron�. Dni b�yskawicznie mija�y - mimo kompletnej pustki w g�owie, regularnie szuka�em temat�w. Przez pierwsze dni siada�em przed komputerem w nadziei, �e uda mi si� co� sensownego napisa�. Zwykle ko�czy�o si� na nerwowym uderzaniu pi�ci� w klawiatur� - pi�ciogodzinne siedzenie przed bielutkim, pustym ekranem doprowadza�o mnie do bia�ej gor�czki. W tamtym okresie sk�ania�em si� ku my�li, i� m�j talent bezpowrotnie wygas� - zawsze jednak szczeg�lnie bra�em sobie do serca my�l pewnego artysty, kt�ra g�osi�a �e "je�li kto� talent posiada, to z regu�y go nie traci". W ostatnich dniach drugiego tygodnia za�ama�em si� psychicznie, straci�em nadziej�, brakowa�o mi pisania, nie wiedzia�em co z sob� robi� - w konsekwencji, zacz��em coraz cz�ciej spogl�da� do kieliszka. Wierzy�em, �e tak nie sko�cz�, �e nagle doznam o�wiecenia - zal�ni� �wiat�em wszystkie lampy w mym umy�le i niczym karabin wstukam nowy tekst aby p�niej uradowany przyj�� do redakcji. To nauczy�o mnie aby nie liczy� na szcz�cie. Teraz, pogr��ony w depresji, gdy codzie� rano spogl�dam na sw� usychaj�c� z ka�dym dniem sylwetk�, czuj� b�l i obaw� przed otaczaj�cym mnie �wiatem - wiem �e ju� nigdy nie dojd� do tego co mia�em - zabawne, poniewa� gdy ma si� wszystko, mo�na to w jednej chwili straci�. Patrz�c w lustro, nie widz� siebie, lecz innych - zap�akane dusze, ich migocz�ce oczy, wspieraj� mnie i to jest jedyne co mnie pociesza - �e jeszcze kto� odczuwa to samo co ja, mimo �e �y� pareset lat temu. Wtedy te� zauwa�y�em, �e otrzyma�em nowy dar. Pami�tam jak w pewien jesienny poranek, wyszed�em na podw�rze. Potwornie skacowany, po kolejnej z rz�du koszmarnej nocy, postanowi�em pogra� w kosza. Nie pami�tam sk�d tak durny pomys� wpad� mi do g�owy - wszak nie gra�em od dzieci�stwa. Pami�ta�em �e pi�ka znajduje si� w ogrodzie, za domem. Niebo by�o mgliste, zapowiada�o si� na deszcz. Zapali�em leniwie papierosa, chwyci�em za sflacza�� pi�k�. Przeszed�em przez zaro�ni�ty, pokryty zesch�ymi li��mi taras i poszed�em na placyk. Ku memu zdziwieniu, kosz, trzymaj�cy si� co prawda na dw�ch g�rnych �rubach, nadal wisia�. A� dziw �e nikt si� nim nie zaintersowa�. Mo�e dlatego �e nie wida� ju� podpisu mego idola koszykarskiego - nie pami�ta�em ju� nawet jak temu dupkowi by�o na nazwisko. Po kwadransie g�upkowatego rzucania w �rodek obr�czy poczu�em zm�czenie; usiad�em aby zawi�za� sznurowad�o u buta. - Je�li dobrze sobie przypominam, dawniej by� pan lepszym zawodnikiem - przem�wi� nieznajomy mi g�os. Dochodzi� zza plec�w. Odwr�ci�em si� b�yskawicznie. Mym oczom ukaza� si� m�czyzna - mia� oko�o dwudziestupi�ciu lat, wygl�dem nie r�ni� si� ode mnie. Nieogolny, pomarszczony, zasmucony siedzia� na �awce za p�otem mego domu. Spokojnie tupa� nog�, jakby czeka� na co� od d�u�szego czasu. Lun�o niespodziewanie deszczem. - Co mam przez to rozumie�? - odpar�em. Pomy�la�em �e to pewnie zn�w jaki� kolejny pieprzony akwizytor, kt�rego technika wciskania ludziom kitu jest o wiele lepsza od tych, kt�rzy nawet nie potrafi� sprzeda� laserowo ostrzonych scyzoryk�w, daj�c przy tym drugi gratis. Do tego, czas i miejsce nie gra roli. - Zaczekam - powiedzia�, zak�adaj�c ostentacyjnie nog� na nog�. Kto to, Witkacy w wydaniu po�miertnym? Nie spieszy�em si�. Samotno�� spowodowa�a, �e zoboj�tnia�em na wszystko co dzia�o si� dooko�a. M�j nowy tryb �ycia nie wymaga� po�piechu - potrafi�em my� z�by przez okr�g�� godzin�, aby zabi� wszechogarniaj�c� mnie nud�. Ubra�em si� w naj�wie�sze jak mia�em ciuchy i wyszed�em w nadziei �e pogadam z tym cz�owiekiem przez minut�, dos�ownie. Nie mia�em ochoty na rozmow� - mimo i� go�� emanowa� inteligencj� i posiada� do�� enigmatyczny spos�b bycia. I zn�w si� rozczarowa�em... Postawi�em ko�nierz p�aszcza. Rozejrza�em si� po okolicy, par� razy w lew� i praw� stron� - w ko�cu dojrza�em faceta. Siedzia� nieruchomo na �awce, mia� zamkni�te oczy. La�o niesamowicie, a on zdawa� si� by� w zupe�nie innym �wiecie - ju� wtedy wiedzia�em �e na pewno nie zaproponuje mi sokowir�wki. Podszed�em i przysiad�em si�; poczu�em si� okropnie - rzadko wychodzi�em na podw�rze, szczeg�lnie podczas ulewy. Facet ani drgn��, milcza�. Przez chwil� patrzy�em, podobnie jak on, w kierunku polanej jezdni - �ycie up�ywa jak woda - wyszepta�, wpatrzony w rynien...
Zabr7