Bajki dla dzieci gangsterów - Marcin Przewoźniak, Rafał Pasztelański.pdf

(3800 KB) Pobierz
106051019 UNPDF
1
106051019.001.png
Niniejsza darmowa publikacja zawiera jedynie fragment
pełnej wersji całej publikacji.
Aby przeczytaæ ten tytuł w pełnej wersji kliknij tutaj .
Niniejsza publikacja mo¿e byæ kopiowana, oraz dowolnie
rozprowadzana tylko i wył¹cznie w formie dostarczonej przez
NetPress Digital Sp. z o.o., operatora sklepu na którym mo¿na
jakiekolwiek zmiany w zawartoœci publikacji bez pisemnej zgody
NetPress oraz wydawcy niniejszej publikacji. Zabrania siê jej
od-sprzeda¿y, zgodnie z regulaminem serwisu .
Pełna wersja niniejszej publikacji jest do nabycia w sklepie
WYDAWNICTWO
Warszawa 2007
3
106051019.002.png
O ZUCHWAŁYM
rozsiadłe. W niebo strzelały tam błękitne wieże wieżow-
ców, po szerokich alejach pędziły tysiące karet, a handlu i skle-
pów, i kupców, i niewiast niecnotliwych, zawsze pofolgować
z podróżnymi zdatnych, nikt by nawet nie policzył.
No, do czasu.
Miasto, choć wielkie i bogate, było jednak niczyje. Mimo że
po ulicach krążyły Niebieskie Oddziały księcia pana, to nie one
naprawdę na nich rządziły. Wokół miasta na okolicznych rów-
ninach rozsiadły się trzy księstwa rycerzy-rabusiów. Pierwsze
z nich, zwane Wołominem, opanowało trakty ku wschodowi
prowadzące. Drugie, zwane Pruszkowem, tkwiło jak nóż wbity
na zachodnich rubieżach wielkiego miasta. Trzecie, najmniej-
sze i najbardziej głodne gniazdo rycerzy-rabusiów, przycup-
nęło na bagnach pomiędzy głębokimi rzekami; i choć bardziej
przypominało psią budę z byle desek pozbijaną, nazwali je lu-
dzie Nowym Dworem. I to z tych trzech księstw szło w miasto
prawo pięści i siła złego, zwłaszcza na jednego.
W tej to ziemi niczyjej, przez trzy księstwa rycerskie na sztu-
ki szarpanej, urodził się i wychował młody rozrabiaka zwany
Rympałkiem. Oddali go, nieboraka, rodzice do szkoły, to z niej
uciekł. Oddali go zatem do terminu u jubilera. Też by uciekł –
5
RYMPAŁKU
I
D awno temu było sobie wielkie miasto okrakiem nad Wisłą
z pełnymi kieszeniami, ale to był warsztat brata, więc uczciwość
tym razem zwyciężyła. Rympałek skrzyknął hewrę takich jak on
wisusów i dalej hasać po dzikiej krainie Wielkiego Niczyjego
Miasta. Ponieważ jednak przed Niebieskimi Oddziałami trud-
no było w pojedynkę uciekać i nie było skąd brać na łapówki,
w razie gdyby go złapali, poszedł Rympałek do Pruszkowa, do
bramy zakołatał, starszyźnie się pokłonił, przyjęto go jak swe-
go.
Niebieskie Oddziały bacznie pilnują, by z zachodnich krain
żadna skradziona kareta nie wjechała do Wielkiego Niczyjego
Miasta. Poszedł potem na drugą granicę i dziwował się, jakże
tam pilnują, by kradzione karety dalej, do wschodnich cesarstw
wjechać nie mogły. I jak dodał dwa do dwóch w swoim roz-
bójnickim rozumie, wyszło mu, że jak by te karety kradzione
raz w drugą stronę pojechały, to by żaden Niebieski od księcia
pana nawet i nie spojrzał: skąd jadą, dokąd i po co.
Uradowany poszedł wtedy na pruszkowskie przedmieście
do chłopa, który tak głupi był, że go cała okolica Słupem zwa-
ła.
Słup siedział na ławeczce przed domem, popijał porzeczkę
strong i rozmyślał, czemu tak głupio świat jest poukładany, że
bez pracy nie ma kołaczy. Przyszedł Rympałek do niego, przy-
siadł się i zapytał:
– Ty, Słupie, kasy nie potrzebujesz?
– Potrzebuję, panie – odpowiedział rezolutnie Słup.
– A betę-karetę chciałbyś mieć? – spytał Rympałek.
– Nie obraziłbym się – przyznał Słup. – Jeno nie wiem, skąd
miałbym ją mieć, skoro ja już dwanaście lat na tej ławeczce pra-
cy szukam i znaleźć jakoś nie umiem.
6
II
S tał raz Rympałek na granicy królestwa i dziwował się, jak
Zgłoś jeśli naruszono regulamin